Żeby podtrzymać panującą u wrażliwiątka tradycję, postaram się was ładnie na początku pozdrowić, a więc zgodnie ze zwyczajami Na’vi – ngaru lu fpom srak! Witam, zwę się Czinczuś i dzisiaj to ja poprowadzę kabarecik.
(© RaRo81) |
Bowiem pomroczność aury fanów „Harry’ego Pottera”, z naciskiem na ałtoreczkową niszę, zgięła się ku jeszcze głębszym odcieniom od piątej części. I tak oto spoglądając na egzaltowany zachwyt nową, w założeniu barwną i pachnącą gwiezdnym pyłkiem postacią, zauważyłam – jakby przez kir żałobny – modę na romantyzowanie zaburzeń psychicznych. O kim mowa? Oczywiście o Lunie Lovegood.
Długowłosa, eteryczna, o wiecznie zdziwionym, zmętniały obliczu, ubierająca się niczym postać z bajki. Pomyluna Lovegood. Czytająca do góry nogami brukowe czasopismo swego równie zbzikowanego ojca. Przechadzająca się tanecznym krokiem po zamczystych korytarzach w poszukiwaniu nargli, które istnieją tylko w jej głowie. Łagodnie lekceważąca wszelkie konwenanse oraz głośne sploty szyderczego śmiechu uderzające w jej przepełnioną dobrymi intencjami ustępliwość. Biegająca po Zakazanym Lesie niczym dziecko kwiat, postbarokowo szafująca słowami z charakterystyczną prozodią, mitologizująca codzienność w stopniu graniczącym z wypieraniem jej oraz praw nią rządzących. Podejdźmy do tego absolutnie poważnie – czy Luna stanowiła reprezentację niebanalnej i oryginalnej na każdej płaszczyźnie osoby, czy przypadła jej w udziale przykra psychotyczna galaretka?
Warto byłoby na początku zauważyć niekonsekwencję w prawdopodobieństwie psychologicznym, którą uraczyła nas Jo. Analizując strukturę psychiki bohaterki, szybko dodrepczemy do momentu, w którym Luna z jednej strony przejawia zachowania stricte pozbawione spójności, z drugiej – jej myślenie potrafi być na tyle zborne, iż bez problemu staje się wojownikiem wagi lekkiej w różnego rodzaju pojedynkach (niekoniecznie na różdżki) i z taneczną wręcz lekkością obezwładnia swych przeciwników błyskotliwą, przewrotną umysłowością. Oto prędki przykład, aczkolwiek wcale nie tak skiśnięty pragmatyzmem, jakby się mogło wydawać. Natrętnie upraszczam! A mój stan nie jest też całkiem poprawny! – jednakże – gdzie istnieje granica elastyczności wynikającej z zewnętrznych i wewnętrznych czynników dyskredytujących matematyczne prawdopodobieństwo, a gdzie ograniczenia wynikające z podwalin osobowości? I – skoro już tak panoszę się nieco z boku tematu – z czego to wynika?
Otóż koncepcja Luny załamała się z przyczyn właśnie konstrukcyjnych. Ta warunkowo powstała, profesjonalnie niejako pokrzywdzona z racji swej roli protagonistka reprezentować miała wszystko to, co nie do końca zrozumiałe, a z drugiej strony – pociągające i nieszkodliwe. Naddatek dziwności uczynił w tym momencie jednak trwałe szkody sięgające już nawet nie prawdopodobieństwa psychologicznego, tylko – o zgrozo – niesionej za pomocą jej postaci idei. Luna nie jest logiczna, Luna nie jest świadoma otaczającej jej uprzęży antytezy. Czy mam w tym momencie założyć, że Jo zaklęła w swej postaci prowokację niekoniecznie mieszczącą się w typowym spektrum cech powieści dla dzieci?
Ale spuśćmy z pary! Może jakieś konkrety? Co czyni Lunę szczęśliwie nieuporządkowaną kupką zaburzeń? Ano zachowanie – cokolwiek typowe i przygładzone zawstydzająco kokieteryjną otoczką niezwykłości.
Tendencja Luny do myślenia magicznego w powieści zostaje ukazana jako przejaw żywej wyobraźni oraz otwartego na niekonwencjonalne doznania percepcyjne umysłu. W rzeczywistości jednak ugruntowane w psychice dziewczyny przekonania narzucające się na rzeczywistość do tego stopnia, iż usuwa się ona w cień i zaczyna pełnić rolę biernego statysty, a wizje pełzających w przestrzeni magicznych stworzeń czy leczniczo oddziałujących rytuałów oraz jej pewność, iż to wszystko jest absolutnie prawdziwe i niepodlegające racjonalnej krytyce – każą odnieść się do tej teorii z pewną dozą sceptycyzmu. Potraktowałabym te wymuskane wizje jako formę absorpcji mającej na celu wypełnić pustkę kłębiącą się pod tą kryształową czachą i powstałą w wyniku wyparcia oczywistych dla przeciętnego zjadacza chleba elementów codzienności.
Oto jeden element niosący w sobie ziarno chwiejących się konstruktów myślowych, a mamy tutaj całą masę innych – ograniczony afekt, dystans emocjonalny w zestawieniu z ponadprzeciętną wrażliwością, nietypowa mowa przechodząca w sałatę słowną, osobliwy wygląd nieumotywowany w jakiejkolwiek celowości, słaba umiejętność rozpoznawania ironii, a właściwie ogólnie rzecz ujmując – deficyt w kontaktach społecznych. Czy pamiętacie wystrój pokoju Luny, który mieliśmy okazję poznać podczas wizyty Harry’ego, Rona i Hermiony w domu Lovegoodów?
Luna udekorowała swój pokój pięcioma pięknymi rysunkami twarzy: Harry'ego, Rona, Hermiony, Ginny i Neville'a. […] Delikatne złote łańcuszki pojawiały się wokół portretów, oplatając je i łącząc ze sobą; gdy Harry przyjrzał się im dokładniej, odkrył, że składają się one z jednego, powtarzającego się tysiące razy słowa napisanego złotym atramentem: przyjaciele... przyjaciele... przyjaciele...
(„Harry Potter i insygnia śmierci”, J. K. Rowling)
Obraz dojrzałości emocjonalnej, jaki kreuje się pod wpływem owego opisu, nie jest ani adekwatny do wieku, ani do kreacji naszej panny od chrapaków krętorogich, jaką podsunęła nam w czasach jej brykania w Pokoju Życzeń z resztą Gwardii Dumbledore’a Jo. Usłużnie transpirujący w – tutaj pozwolę sobie na skrytobójczą formę dosadną – spektrum autyzmu, pełen kaprysów i nieobliczalności rys psychologiczny owej dziewoi zaliczam do totalnie nieudanego eksperymentu przeforsowania rzekomo szczytnego przekazu.
A to wszystko obszyte spienionym, puszystym, bieluśkim haftem kalki szkolnego dziwoląga.
Folgując swemu oburzeniu, nie mogę oczywiście pominąć aspektu interpretacji postaci Luny przez potteromaniaków. W daremności mych wysiłków, aby uświadomić trzodę nastolatek zachwyconą alternatywnością i poziomem obojętnego zamachu na konformistyczne myślenie młodych czarodziejów, jestem zobowiązana zejść z tronu świadomości i usypać wokół siebie krąg z soli, coby nie zostać obrzuconą deszczem złorzeczących inkantacji jako jednostka całkowicie wyzbyta z ludzkich odruchów i niepotrafiąca zaakceptować w swoim ptaszęcym móżdżku inności.
Postać Luny w ficzkach, w zestawieniu z resztą bohaterów, prowadzona jest zaskakująco konsekwentnie, choć równie stronniczo, a więc ostatecznie dalej brniemy w tę okrutną pętlicę gloryfikacji uszkodzeń na płaszczyźnie rozwoju psychicznego. Nie łudźcie się – stoją za tym tylko i wyłącznie dwa fakty: jej prosta niczym konstrukcja cepa kreacja oraz nacierająca zewsząd sztampa. Co zrobić, by Luna była Luną wiarygodną? Opisz, jak dziwnie się ubiera, nakaż jej co jakiś czas prowadzić prorocze tyrady (Warning! Jeśli stawiasz na modę, zacytuj Pałlo Kołelolelo, oczywiście adaptując jego słowa na stosowny idiolekt, będzie wtedy bardziej tajemniczo!) oraz koniecznie non stop podkreślaj, że ma rozmarzone spojrzenie i czyta do góry nogami Żonglera (gdyż bardziej prawdopodobne, iż panna Lovegood jest zamaskowanym mugolem pracującym dla FBI, niż że podczas śniadania w Wielkiej Sali nie czytałaby czasopisma swego tatki, do góry nogami, oczywiście, szanujmy się). Luna, jak się patrzy, nieprawdaż?
Żeby złuszczyć resztki tlących się gdzieś w tle niedopowiedzeń – takie a nie inne potraktowanie Luny przez Rowling bierze się między innymi z faktu, iż była to postać poboczna. Owszem, wyrafinowanie wpłynęła na bieg historii, nie wnosiła jednak jednocześnie nic ponad to, o czym w mdłej nieskończoności mogłabym pisać w pierwszej części posta. Sam fakt, iż pojawiła się tak późno, a pięć minut ukradła jedynie w „Zakonie” oraz „Insygniach” – sugeruje, iż stanowiła tło, tło barwne tudzież ekspresyjne, ale jednak tło. Jak powszechnie wiadomo, postaci z tła, mimo swego autonomizmu, raczej nie są pogłębione psychologicznie. Omijając klasyki typu „Sonety do Laury” (że tak zarzucę aluzjonistycznym kosmonaucikiem), w których autor gloryfikował kogoś, kogo praktycznie nie znał – nie pretenduje to do żadnego sensu, zaburza spójność tekstu etc. Chyba że jest się Proustem XXI wieku (/blogosfery – kto jeszcze pamięta stare dobre memy?) rozwodzącym nad filozoficznym sensem lubienia budyniu przez blondynki o wyłupiastych oczach. Teraz zestawmy to z sytuacją, gdy Luna staje się jedną z ważniejszych postaci, a może nawet główną bohaterką fanfiction, a mimo to ałtoreczki nie wysilają się z niczym ponad to, co przeczytały w oryginalnych książkach albo wyoglądały w filmach, wychodząc najwyraźniej z założenia, że za ową pełną splendoru wiwisekcją nie ma absolutnie nic, co można byłoby poddać analizie i pogłębić. Czysta forma. Piękna, porcelanowa lalka pusta w środku. Luna jako personifikacja dziwności – nie człowiek, którego zachowania są ukierunkowane oraz wynikające z inszych czynników, o których nie wspomniano w kanonie. A które, łołoło, druzgocząco w tym momencie zanucę – z pewnością istniały!
Niech ktoś mi elokwentnie wyłoży – cóż takiego absorbującego i fascynującego jest w dziwności samej w sobie? Ałtoreczki – bije od was genialny wręcz relatywizm! Impertynencko-sokratejska postawa! Godna Elliota Aldersona sarkastyczno-nihilistyczna obojętność!
Aczkolwiek nawet Dracze doczekał się tysiąca (i jednej nocy – z Hermioną, oczywiście) interpretacji – a to szlachetnie skrojony dupek, a to wrażliwiec grający dupka, a to dupek stający się wrażliwcem. Picipici, psychologizm w rzyci. Tak jak wspomniałam – etiologia zachowań Luny nie jest już tak atrakcyjna, więc po co mierzyć się z zabalsamowaną prawdą eskalującą bezczelnie na płaszczyzny ś w i a d o m o ś c i.
Kolejną doprowadzającą do chęci wypicia rozpuszczalnika sztampą jest rola Luny w owych ficzkach. W 99% przypadków Luna albo będzie bohaterką jakiegoś romansu, co już w ogóle w kompilacji z jej spłyconą kreacją jawi mi się w wyobraźni jako ufo porno, albo – i tutaj brniemy do punktu kulminacyjnego, nawiązującego bezpośrednio do głównego przekazu posta – przyjaciółką kochanej Mary Sue. Bo przecież Mary Sue jest z definicji ponad hogwarcką społeczność, do tego stopnia, iż już w pierwszym dniu nauki zacznie uganiać się za szkolnym dziwolągiem – oh, przepraszam, spotkają się przypadkowo, Looney zaintryguje naszą ptaszynę, a potem okaże się, iż owa wyszydzana Krukonka to idealna wręcz towarzyszka zmagań codziennych.
W owej relacji Luna stanowi magiczny odpowiednik mody na nieszablonowość, choć niekiedy ałtoreczki potrafią przehandlować bardziej ciekawe rozwiązania bezpośrednio do owego mugolskiego nurtu nawiązujące – jak korzystające z metamorfomagii Sójki w celach kreowania wizerunku na stricte alternative, na przykład kolorowe włosy i inspirowane subkulturami młodzieżowymi stroje. Zdarzało się, iż ałtoreczki eksponowały swój pomysł z jeszcze większym przepychem – Sójki biegały po hogwarckich korytarzach, ozdabiając naklejkami oburzone w swym długowiecznym zmęczeniu zbroje, co by nie były tak ponure, i choć Luna nie rozganiała się razem z nimi (być może to odwlekło moją decyzję o popełnieniu harakiri), to przyklaskiwała z zachwytem.
(© RaRo81) |
Rebel 4ever, a wy co w życiu osiągnęliście?
Dziewczyno/y (nie jestem pewna, czy Czinczuś pojawiła się jednorazowo, czy będzie stałym gościem), lubię Was, doskonale wyłapujecie wszystkie choroby dotykające fanfikową blogosferę, wyłuszczacie problemy, które chyba większości nas od dawna leżą na wątrobie, ale... Kurczę, czasem opakowujecie to w przesadny patos, natłok epitetów i mądrych słów, które utrudniają czytanie. Wierzcie mi, lubię ładne inteligentne, teksty, które w lekko ironiczny, lecz nie obraźliwy sposób ukażą wszelkie błędy, głupoty i niedociągnięcia, ale co za dużo, to nie zdrowo, bo robi się ciężkostrawnie. Czytam bloga wiernie, ale z notki na notkę coraz mniej chętnie, bo czasami po prostu nie mam ochoty przedzierać się przez quasi-naukowe teksty pełne dziwnych wyrazów. Od tego mam książki od biochemii.
OdpowiedzUsuńJeżeli Czinczuś jeszcze kiedyś wpadnie na coś, co ją będzie trapić, a i poczuje potrzebę wyrażenia swojej frustracji na forum publicznym, zawsze znajdzie u mnie miejsce :'). Sama podsunęła mi ten pomysł jako propozycję na post, ale zdecydowałyśmy razem, że będzie lepiej, jeżeli ona go napisze.
UsuńRzeczywiście, podczas bety zwracałam Czinczusiowi uwagę na mądre słowa i długie zdania, tekst został przeredagowany pod tym kątem i tak, też stwierdziłam, że nie po to przychodzi do mnie taki zwyczajowy czytelnik, ale też przecież nie będziemy przeprowadzać całkowitej czystki w jej stylu wypowiedzi. Liczyłyśmy się z tym, że tekst może okazać się mniej zjadliwy niż zwykle dla niektórych czytelników, więc twoje, hm, zniechęcenie, jest jak najbardziej zrozumiałe. I zostało wysłuchane.
Mam jednak pytanie - gdzie w moich (wszystkich wcześniejszych) postach najbardziej wiać tę przesadę? Żyję w przeświadczeniu, że mój styl jest ubogi pod względem wymyślnych epitetów czy patosu (bo tego świadomie używam dla podkreślenia, często, procesu myślowego autorów), raczej bardziej niż mniej stylizuję go na uproszczony język memiarski (minus memy, liczy się estetyka i ładne fanarciki :'D), że się tak wyrażę, czasem faktycznie puszczę wodze fantazji, aczkolwiek zawsze przed publikacją czytam post z dziesięć razy i wprowadzam masę poprawek, równocześnie waląc się po głowie za popełnianie zbrodni na składni, gramatyce itepe. Przykłady byłyby bardzo pomocne, chociaż też nie obiecuję, że cokolwiek w tej sprawie zrobię - styl ewoluuje z posta na post (mogłabym powiedzieć: staję się bardziej śmiała i wypowiadam się bardziej tak, jak w rozmowach prywatnych), tego powstrzymać się nie da, a ten blożek jest pisany mocno for fun, więc też nie ukrywam, że nie zamierzam sobie jakoś szczególnie utrudnić popełniania noci.
Czekałam na tego typu komentarze i mam już gotową odpowiedź. To mój pierwszy wpis i ostatni, więc nie będziesz musiał(a) się martwić, że coś takiego zawita na Zbrodniach ponownie. We wszelkich dłuższych tekstach posługuję się właśnie taką stylizacją, jest ona dla mnie naturalna i nie widzę nic złego w mówieniu w >patetyczny< sposób o rzeczach błahych. Eksperymentowanie z formą od czegoś trzeba zacząć, chociażby od wpisów online. Czytam posty wrażliwiątka regularnie i nie widzę u niej żadnego patosu, chyba że schludny sposób formułowania myśli oraz złożone zdania się do niego zaliczają (?). Nie oszukujmy się – oto blog konkretnej osoby, o konkretnych upodobaniach w kwestii stylu wypowiedzi. Nie tworzy ona za pieniądze czytelników ani niczyje inne, żeby mieć na względzie target (łoło, blogosfera, serious business, porzućmy indywidualizm i uderzajmy w content, na który na jest popyt), a walutę stanowi tutaj szlifowanie warsztatu oraz pogłębianie wiedzy, ergo pretensje odnośnie stylu wypowiedzi – który nikogo nie obraża i generalnie nie czyni szkody społecznej, a w swej specyfice – wynika z indywidualnych umiejętności i preferencji, są cokolwiek nie na miejscu. Ktoś ma pomysł na pisarską samorealizację i go stosuje. Witam w internetach, anonimowy przybyszu. ^^^
UsuńZgadzam się z przedmówcą - niekiedy trudno było się połapać, o co chodzi. xD
OdpowiedzUsuńEj! Ja napisałam miniaturkę o Lunie, która prowadzi rozmowę z Hermioną - i tak, doradza jej. W sumie Lunę zawsze lubiłam, ale, jak słusznie zauważono, jest spłycana do rozmarzonych spojrzeń i wyrwanych z kontekstu zdań, by była jeszcze bardziej dziwna. A szkoda, bo byłby tu potencjał, tj. opisać, że ta lekka niepoczytalność wynikała ze śmierci jej matki (coś tam w kanonie było, że eksperymentowała i nie wyszło) - aż mam ochotę coś takiego napisać.
Na całe szczęście nie spotkałam się z Sójką i Pomyluną wesoło brykających po Hogwarcie. W ogóle to mam wrażenie, że często się ją pomija, bo autor nie ma na nią pomysłu.
Jestem już przyzwyczajona do stylu wypowiedzi Czinczusia, że dla mnie połapanie się w wielokrotnie złożonych, pełnych epitetów zdaniach to pestka :'D. Aczkolwiek próbowałam wziąć was pod swe skrzydła i przeredagowałyśmy te zdania, które nawet mnie wprawiały w lekkie zdezorientowanie :'). Ale całkowite zmienianie jej normalnego stylu wypowiedzi również minęłoby się z celem, w każdym razie liczyłam się z tym, że nie wszystkim może podejść. Ale ja fanuję :'D.
UsuńW wolnym czasie postaram się przeczytać, pewnie uda mi się wyłuskać jakiś grosz chwili na miniaturkę :'). Napisz, puść wodze fantazji :'D.
Tak, brak pomysłu na Lunę jest częsty, aczkolwiek mimo to spotykam się z pozbawioną celu Pomyluną w fanfikach. Autorzy chcą mieć ciastko i zjeść ciastko, jak zwykle zresztą - chcą uwzględnić dziwną, niszową bohaterkę z kanonu w swoim utworze, chcą, żeby na coś się tam przydała, po coś była, aczkolwiek nigdy nie poświęcą jej na tyle czasu, by faktycznie wymyślić coś, co równocześnie by do niej pasowało i było ważne dla przebiegu fabuły opowiadania.
Niestety, spłycanie postaci zaburzonych/niepełnosprawnych psychicznie i postrzeganie ich jako creepy geeków czy fajnych krejzoli to domena nie tylko Rowling(która tak poza tym pisze całkiem spójnie i fajnie) i blogasków. Rzadko który pisarz umie dać odbiegającej od normy postaci pełnię człowieczeństwa.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, Wrażliwiątko, że nie jesteś bezkrytycznym fanem. Ja też staram się nie zapominać, że moje ulubione książki swoje wady mają.
Aaa, to Czinczuś napisał. Tak czy inaczej, szacun.
OdpowiedzUsuńNapisała, sorry.
OdpowiedzUsuńTekst jest przeintelektualizowany zarówno w warstwie tekstowej jak i merytorycznej. Nie wiem, czy autorka próbuje zdiagnozować Lunie zaburzenie schizotypowe czy autyzm, prawdę mówiąc, Luna nie spełnia kryteriów, by zdiagnozować ją z jakimkolwiek zaburzeniem lub chorobą psychiczną.
OdpowiedzUsuńAutorka zapomniała chyba, że Luna była wychowywana przez człowieka, który upewniał ją w przekonaniu, że wszystkie opisywane w Żonglerze stworzenia istnieją. Myślę, że Luna i jej ojciec mieli być czarodziejskim odpowiednikiem fanów teorii spiskowych i ufologów. Ale wracając do tematu: poruszone przez autorkę "myślenie magiczne" nie jest tylko cechą osób zaburzonych i chorych, pojawia się powszechnie chociażby w słabo rozwiniętych cywilizacjach, co więcej, większość ludzi ma jakiś szczęśliwy breloczek, szczęśliwą kombinację liczb zakreślanych na kuponach minilotto czy inne mało racjonalne wierzenia. Nie wiem dlaczego autorka zakłada, że myślenie magiczne wyklucza się z możliwością myślenia logicznego w kwestiach, które nie dotyczą ściśle sfery wierzeń. Wśród wybitnych naukowców znajdują się również takie osoby, które mogły być szczerze przekonane, że umrą, jeśli nie umyją rąk 88646849813 razy dziennie, a jednocześnie zdolne do budowania wewnętrznie spójnych i prawidłowych hipotez. "Myślenie magiczne" Luny nie wynika z zaburzenia, tylko z wychowywania w przekonaniu, że nieprawdziwe hipotezy są jedynymi słusznymi, a jej rzekome niedostosowanie społeczne nie wzięło się z jej niezdolności do zawierania znajomości, tylko ze wczesnego odrzucenia przez społeczność. Lunę poznajemy jako wciąż bardzo młodą, nierozwiniętą w pełni osobę. Mimo że jest zdolna do racjonalnego myślenia, tkwi w bezpiecznej bańce iluzji - dlaczego? Nie dlatego, że nie potrafi wyjść poza granice swojego rzekomo zaburzonego umysłu, tylko dlatego, że stanowi to dla niej swego rodzaju comfort zone. Pogodzenie się z nieprawidłowością przedstawianych w Żonglerze informacji wymagałoby jednocześnie przyznania, że wszystkie przykre rzeczy, jakie kiedykolwiek usłyszała o swoim ojcu (jedynej bliskiej jej osobie) były zapewne prawdziwe, straciłaby więc jedyny silny autorytet w swoim życiu. Co więcej, musiałaby przejść z myślenia "inni mnie gnębią, ale wiem, że mam rację" do "inni mnie gnębią, bo wiedzą, że gadam głupoty". To są rzeczy, z którymi ego nastolatki może sobie nie poradzić. Z Pottermore można się dowiedzieć, że Luna w wieku dorosłym pogodziła się, że Żongler nie jest sprawdzonym źródłem informacji i porzuciła wiarę w nargle i inne nieistniejące stworzenia. Gdyby myślenie magiczne w jej przypadku było spowodowane zaburzeniem, nie mogłaby "wyrosnąć" z niego.
Autyzm Luny nie istnieje. Nierozumienie ironii nie jest dość istotnym kryterium diagnostycznym. "Problemy społeczne" wynikają ściśle z konfliktu ze środowiskiem na tle światopoglądowym. Niech autorka zauważy, że Luna nie ucieka przez Złotą Trójcą ani Ginny czy Nevillem, wręcz przeciwnie, szuka chętnie ich towarzystwa i dzieli się swoimi spostrzeżeniami, co niemożliwe byłoby w przypadku osobowości schizotypowej (która charakteryzuje się postawą unikającą i mocno defensywną). Dodatkowo Luna wykazuje się wrażliwością i empatią niewystępującą na tak rozwiniętym poziomie w przypadku autystyków.
UsuńTekst reprezentuje pogląd, przez który zrodził się ruch antypsychiatrii. Przekonanie, że każde odchodzące od normy zachowanie jest przejawem zaburzenia/choroby, powinno zostać dawno zakopane. Tak zwane dziwadła czy ekscentrycy istnieją i na siłę każde z nich można zdiagnozować z jakimś zaburzeniem - pytanie tylko po co? O zaburzeniu i chorobie możemy mówić tylko wtedy, jeśli jakiś zespół cech wpływa negatywnie na samopoczucie pacjenta. Luna nie czuła się nieszczęśliwa z racji tego, jaką jest. Dyskomfort odczuwany z powodu wykluczenia społecznego nie może przeważyć w dyskusji zaliczenia danego zjawiska jako choroby lub zaburzenia. Gdyby tak było, za chorobę należałoby uznać z powrotem homoseksualizm, podczas gdy to nie sam pociąg do osoby tej samej płci jest powodem cierpienia, co stres mniejszościowy. Ba, czarnoskórych ludzi powinniśmy traktować jako zaburzonych dermatologicznie, bo czarnoskórzy stanowią relatywnie wyższy procent rezydentów więzień i są statystycznie gorzej wykształceni, podczas gdy to nie sam kolor skóry powoduje te zależności, a większe ryzyko ubóstwa i mniejsze perspektywy zatrudnienia/edukacji wynikające z powszechnego w społeczeństwie rasizmu.
Nic nie wskazuje na to, by Luna była wewnętrznie zaburzona. Nawet te portrety przyjaciół mogą być interpretowane jako ogromna radość i ulga ze znalezienia przyjaciół po kilkunastu latach samotności.
Wskazówka na przyszłość - nie da się zdiagnozować ani żywego człowieka ani postaci fikcyjnej w oderwaniu od jej środowiska rodzinnego.
Podpisuję się pod tym wszystkimi czterema kończynami. (Notabene przez większość tekstu byłam święcie przekonana, że ten przeintelektualizowany styl ma służyć ironii i że autorka wyśmiewa się z osób, które właśnie próbują zdiagnozować u Luny chorobę psychiczną).
Usuń„Nie wiem, czy autorka próbuje zdiagnozować Lunie zaburzenie schizotypowe czy autyzm, prawdę mówiąc, Luna nie spełnia kryteriów, by zdiagnozować ją z jakimkolwiek zaburzeniem lub chorobą psychiczną.”
Usuń– Czyli – według ciebie – subiektywne spostrzeżenie analogii = stawianie diagnozy? Mam każde zdanie kończyć sformułowaniem „ale to tylko moja opinia”, żeby nie narazić się na komentarze, iż próbuję komukolwiek coś udowodnić?
„Autorka zapomniała chyba, że Luna była wychowywana przez człowieka, który upewniał ją w przekonaniu, że wszystkie opisywane w Żonglerze stworzenia istnieją.”
– Luna była także autonomicznym bytem uzbrojonym w cechę zwaną krytycznym myśleniem, która mogła zostać z jakichś powodów upośledzona tudzież przetransformowana na inny sposób analizy rzeczywistości – należy podejść do tej kwestii indywidualnie – ale niejako ze struktury otaczającego nas świata warto byłoby wysnuć założenie, iż się z czymś takim urodziła. Z twojego zdania wnioskuję, iż każdy człowiek wychowany przez „fana teorii spiskowych” z automatu powiela ten sam schemat (tak samo jak każde dziecko praktykujących katolików do końca życia będzie tę religię wyznawać?).
„większość ludzi ma jakiś szczęśliwy breloczek, szczęśliwą kombinację liczb zakreślanych na kuponach minilotto czy inne mało racjonalne wierzenia”
– To porównanie jest nietrafne, biorąc pod uwagę konsekwencje obu tych zachowań, mianowicie – posiadanie szczęśliwej bransoletki oraz bieganie po zamku w poszukiwaniu magicznych stworzeń. Jawi mi się to jako śmieszkowanie z osoby stojącej w letnim stroju na środku pustkowia w Alasce, ponieważ „kiedyś zimą wyskoczyłam do kiosku naprzeciwko po gazetkę bez kurtki i żyję, o co ci w ogóle chodziii”.
„ Nie wiem dlaczego autorka zakłada, że myślenie magiczne wyklucza się z możliwością myślenia logicznego w kwestiach, które nie dotyczą ściśle sfery wierzeń. Wśród wybitnych naukowców znajdują się również takie osoby, które mogły być szczerze przekonane, że umrą, jeśli nie umyją rąk 88646849813 razy dziennie, a jednocześnie zdolne do budowania wewnętrznie spójnych i prawidłowych hipotez.”
– Hmm. Oczekuję konkretnego cytatu, w którym postawiłam taką tezę. W formie polemiki posłużę się fragmentem z posta: „Analizując strukturę psychiki bohaterki, szybko dodrepczemy do momentu, w którym Luna >z jednej strony przejawia zachowania stricte pozbawione spójności, z drugiej – jej myślenie potrafi być na tyle zborne, iż bez problemu staje się wojownikiem wagi lekkiej w różnego rodzaju pojedynkach (niekoniecznie na różdżki) i z taneczną wręcz lekkością obezwładnia swych przeciwników błyskotliwą, przewrotną umysłowością<.”.
"Myślenie magiczne" Luny nie wynika z zaburzenia, tylko z wychowywania w przekonaniu, że nieprawdziwe hipotezy są jedynymi słusznymi, a jej rzekome niedostosowanie społeczne nie wzięło się z jej niezdolności do zawierania znajomości, tylko ze wczesnego odrzucenia przez społeczność.
Usuń– Ponownie: w którym miejscu napisałam, iż deficyt umiejętności społecznych u Luny jest wrodzony? Poza tym podsunę tutaj najpopularniejszą definicję zaburzenia: „nieprawidłowość w działaniu lub funkcjonowaniu czegoś” (słownik PWN). Czy używając słowa „zaburzenie” muszę się automatycznie odnosić do choroby psychicznej, której nie mam na celu diagnozować, a jedynie wskazywać na pewne analogie do tegoż zjawiska? Analogie, które pozwolą wysnuć jakieś bardziej merytoryczne wnioski? Bo z definicji nie wynika, że zaburzenia mogą być tylko i wyłącznie psychiczne, a wszelkie odniesienia do nich w poście mają na celu klarowniejsze zobrazowanie mechanizmów rządzących motywacjami bohaterki, a nie wkręcanie komukolwiek efki. Trudno mówić o psychice ludzkiej, nie zahaczając o psychologię/psychopatologię.
Odnoszę wrażenie, iż wszystko rozbija się o niezrozumienie pojęcia „romantyzowania zaburzeń psychicznych”, w którym nie mieści się tylko fapanie do osób zaburzonych/chorych psychicznie, ale także uznawanie owego stanu za pożądany i nadmierne przypisywanie zachowaniom oscylującym w granicach normy trzymającej homeostat w kupie znaczenia wręcz mistycznego. Romantyzowanie zaburzeń psychicznych to często gloryfikowanie szkodliwej inności, na co nie ma osobnej nazwy, a co powszechnie występuje na chociażby portalach społecznościowych. Celem mojego posta jest wskazanie, iż inność nie powinna być wartościowana w kontekście, w jakim to robią ałtoreczki, gdyż często przyczyny owego zjawiska nie są tak supi, jakby się mogło wydawać (ty podałaś przykład wyprania mózgu przez ojca). Obiektywnie inności nie wartościuję i nie zamierzam, gdyż psychika ze względu na specyfikę swej konstrukcji nie podlega determinizmowi i w zadzie wszelkie ocenianie, co jest dobre, a co nie, patrząc na kolektyw – nie indywiduum – nie ma sensu.
„Nie dlatego, że nie potrafi wyjść poza granice swojego rzekomo zaburzonego umysłu, tylko dlatego, że stanowi to dla niej swego rodzaju comfort zone.”
– Tutaj zaczynasz swoje rozważania. Dodam do nich dwie uwagi: o tym właśnie buldupię cały post, mianowicie – iż ałtoreczki nie potrafią dokonać racjonalnej interpretacji faktów, DLACZEGO, tylko skupiają się ciągle na JAK. Natomiast ty mi tłumaczysz to tak, jakby w moim obowiązku było dokonanie rzetelnej psychoanalizy Luny – cóż, ja tu jestem od czytania fanfików, nie ich pisania. Nie zamierzam forsować swoich poglądów i wmawiać innym, że są one jedyne i słuszne. Niektórzy mogą podpiąć Lunę pod osobę zaburzoną psychicznie, inni pod osobę stłamszoną silnym wpływem ojca, jeszcze inni – pod zakonspirowanego prowokatora. >Moim zdaniem< zachowanie Luny przeszkadza (w pewnym stopniu) jej w prawidłowym funkcjonowaniu, ergo jest zaburzeniem. Samo pojęcie „zaburzenie” zostaje odebrane przez ciebie, Narrator, jako nacechowane emocjonalnie i wręcz obraźliwe, dla mnie ma wydźwięk czysto techniczny i wymowę jego odbieram mniej więcej tak, jakbym zaburzeniem nazwała wywołanie fal na idealnie gładkim lustrze wody – następuje zachwianie harmonii, jednak wartościowanie go w kontekście, czy to dobrze, czy źle, leży tylko w gestii odczytywania kontekstu sytuacji.
„Nierozumienie ironii nie jest dość istotnym kryterium diagnostycznym.”
Usuń– Nie diagnozowałam Lunie autyzmu. „Usłużnie transpirujący w – tutaj pozwolę sobie na skrytobójczą formę dosadną – spektrum autyzmu, pełen kaprysów i nieobliczalności rys psychologiczny…”. Wszystko zostaje ładnie podsumowane „RYSEM psychologicznym”. Jeżeli rys psychologiczny jest dla ciebie równoznaczny ze stawianiem Lunie diagnozy, to trochę niefajnie, proponuję też rozdzielić pojęcie „autyzm” od „spektrum autystycznego”, gdyż wtedy zdanie nabiera zupełnie innej wartości merytorycznej.
„Przekonanie, że każde odchodzące od normy zachowanie jest przejawem zaburzenia/choroby, powinno zostać dawno zakopane.”
– Dokonałaś niezgodnej z moimi założeniami interpretacji mojego wywodu, nie zamierzam cię przekonywać, że twój sposób patrzenia na mój wpis jest błędny, ale z większością rzeczy, które napisałaś, się nie zgadzam, dlatego proszę o konkretne cytaty – wtedy może w końcu dostrzegę, gdzie napisałam, że inność jest zła i że Luna jest chora psychicznie. Bo – z tego, co wyczytałam w swoim własnym poście – zasugerowałam, iż inność nie podlega wartościowaniu, a więc idzie to w jedną i drugą stronę – nie twierdzę, że inność jest zła ani że jest dobra. Samym punktem wyjścia niech będzie fakt, iż w różnych kręgach cywilizacyjnych a nawet państwach występuje odmienny stopień tolerancji wobec inności. Jedynym słusznym wyznacznikiem (moim zdaniem!!!) odnośnie stwierdzenia, czy dane zachowanie, które nie mieści się w granicach normy, można nazwać [szkodliwym] zaburzeniem, jest sytuacja, gdy wprawia ono jednostkę w cierpienie/dyskomfort psychiczny (najbardziej ogólna definicja), a z tym poniekąd tutaj mamy do czynienia.
„Luna nie czuła się nieszczęśliwa z racji tego, jaką jest. Dyskomfort odczuwany z powodu wykluczenia społecznego nie może przeważyć w dyskusji zaliczenia danego zjawiska jako choroby lub zaburzenia.”
– Dalsza część akapitu sugeruje, że nasze punkty widzenia w tej kwestii zupełnie się rozminęły. Tutaj na przekór tobie znowu poczynię aluzję do choroby psychicznej, jaką jest schizofrenia. Jeśli schizofrenik trwa w psychotycznych wizjach i nie potrafi podjąć racjonalnej krytyce otaczającej go rzeczywistości , ergo nie czuje się nieszczęśliwy, ponieważ w ekstremalnych przypadkach nie wie, że w ogóle jest coś nie tak w sposobie, w jaki odbiera świat – należy pozostawić go samemu sobie, ponieważ „nie cierpi”? Jedyne, co mnie tak naprawdę zastanawia w przypadku Luny, to fakt, czy kiedyś, z powodu swoich ekscentrycznych przyzwyczajeń, nie dojdzie do sytuacji, w której mogłaby cierpieć. A skoro jest taka możliwość – biorąc pod uwagę lekkość, z jaką angażowała się w różne specyficzne, niebezpieczne sytuacje – warto byłoby uznać, iż coś jest na rzeczy i spróbować dobrnąć do kompromisu, w którym mogłaby wyrażać siebie bez prawdopodobieństwa, że wplącze się w jakieś nieprzyjemne okoliczności. I nie, nie mówię tutaj o sytuacji, gdy ktoś rezygnuje ze swoich reprezentacyjnych cech, by nie narazić się na ostracyzm (np. ze stylu ubierania się, jawnego okazywania czułości partnerowi tej samej płci), mówię tutaj o niewałęsaniu się w samotności w wątpliwie bezpiecznych częściach terenu szkolnego etc.
„Wskazówka na przyszłość - nie da się zdiagnozować ani żywego człowieka ani postaci fikcyjnej w oderwaniu od jej środowiska rodzinnego.”
– Wskazówka na przyszłość: kto pyta, nie błądzi. Zanim zarzucisz (już nawet nie zasugerujesz) komuś coś takiego, upewnij się, czy aby na pewno twój punkt widzenia nie jest tendencyjny.
Btw., uważam za nieco pozbawione sensu komentowanie tylko pierwszej części posta, gdyż jest on nierozerwalnie związany z jego dalszą częścią, w której – moim zdaniem – rozwijam i dość precyzyjnie formułuję swoje stanowisko odnośnie całego problemu.
UsuńCo do stylu – powtórzę jeszcze raz – ma on charakter częściowo indywidualistyczny, a częściowo został podrasowany, by wcielić się na moment właśnie w taką Lunę i zaprezentować różne warianty dziwności. Że tak zarzucę memem - incepcja!!!
(Ergo rozśmieszyła mnie interpretacja moich wypocin jako próby wkręcenia komuś, kto wysławia się inaczej niż reszta, choroby.)
"Czyli – według ciebie – subiektywne spostrzeżenie analogii = stawianie diagnozy?" - nie, według mnie cały tekst można rozbić o kant dupy przy założeniu, że Luna nie jest chora psychicznie. W żadnym fragmencie tekstu nie określasz, NA CO choruje Luna, rzucasz tylko randomowymi kryteriami diagnostycznymi dotyczącymi spektrum autyzmu i zaburzenia schizotypowego. Dlatego nie wiem, jak diagnozujesz Lunę, a skoro nie potrafisz precyzyjnie stwierdzić, co jej dolega, po co właściwie ten artykuł?
Usuń"Z twojego zdania wnioskuję, iż każdy człowiek wychowany przez „fana teorii spiskowych” z automatu powiela ten sam schemat" - źle wnioskujesz? Dziecko wychowane przez fanatyków religijnych wyniesie te poglądy z domu (no bo jakie inne miałoby mieć?), a to, czy je odrzuci w dorosłym życiu, to inna sprawa. Niemniej nawet jeśli, to sposób, w jakie zostanie wychowane, ZAWSZE będzie rzutował na kolejne wyznawane przez tę osoby poglądy, niekoniecznie świadomie.
" To porównanie jest nietrafne, biorąc pod uwagę konsekwencje obu tych zachowań, mianowicie – posiadanie szczęśliwej bransoletki oraz bieganie po zamku w poszukiwaniu magicznych stworzeń. Jawi mi się to jako śmieszkowanie z osoby stojącej w letnim stroju na środku pustkowia w Alasce, ponieważ „kiedyś zimą wyskoczyłam do kiosku naprzeciwko po gazetkę bez kurtki i żyję, o co ci w ogóle chodziii”." - wtf. Oba przypadki są przykładem myślenia magicznego. W psychologii istnieje powszechnie uznawane przekonanie, że KAŻDA osoba jest zdolna do rozwinięcia myślenia magicznego jeśli znajdzie się w sprzyjającym temu warunkach. A co za tym idzie, samo myślenie magiczne nie może być uznawane za objaw choroby psychicznej, bo występuje również w przypadku zdrowych osób. Czego tu nie rozumiesz?
"Hmm. Oczekuję konkretnego cytatu, w którym postawiłam taką tezę." - wydawało mi się, że zarzucałaś brak spójności tej bohaterce ze względu na to, że zarówno u Rowling jak w fanfikach jest przedstawiana jako osoba z jednej strony bezkrytycznie wyznająca swojej poglądy, a z drugiej gotowa do udzielania emocjonalnego wsparcia i udzielania 'błyskotliwej' rady. Jeśli tak nie było, to pardon, ale każde zdanie tego tekstu to otchłań.
"w którym miejscu napisałam, iż deficyt umiejętności społecznych u Luny jest wrodzony?" - nie napisałaś. Mój komentarz nie odnosił się do każdej z postawionej przez Ciebie tez. Nadrzędnym celem mojego wpisu było udowodnienie, że Luna nie może być postrzegana jako chora psychicznie i to duża nadinterpretacja.
Usuń"Czy używając słowa „zaburzenie” muszę się automatycznie odnosić do choroby psychicznej" - nie. Nawet nie możesz. Zaburzenie osobowości =/= choroba psychiczna.
"Bo z definicji nie wynika, że zaburzenia mogą być tylko i wyłącznie psychiczne" - tylko jak chcesz napisać artykuł o romantyzowaniu chorób psychicznych, nie dotykając problemu zaburzeń lub chorób psychicznych? Um?
"Odnoszę wrażenie, iż wszystko rozbija się o niezrozumienie pojęcia „romantyzowania zaburzeń psychicznych”" - "Nie zgadzasz się ze mną, więc na pewno mnie nie rozumiesz, w końcu mam monopol na PRAWDĘ! ;_;"
"Celem mojego posta jest wskazanie, iż inność nie powinna być wartościowana w kontekście, w jakim to robią ałtoreczki" - myślę, że celem ałtoreczek jest pokazanie, że ich bohaterka nie należy do tłumu z góry odrzucającego Lunę, tylko potrafi dojrzeć w niej kogoś więcej niż przygłupią dziwaczkę, stąd te scenki, w których Luna okazuje się dobrą przyjaciółką, zawsze gotową wysłuchać i wesprzeć Mary Sue. Tylko że opisują to debilnie.
"Samo pojęcie „zaburzenie” zostaje odebrane przez ciebie, Narrator, jako nacechowane emocjonalnie i wręcz obraźliwe." - na skomentowanie nieprawidłowości i pochopności tego stwierdzenia znajduję tylko trzy słowa: jestem chory psychicznie.
Taka samonienawiść. Taka niechęć do własnego zaburzenia.
Jakim prawem mówisz o romantyzowaniu chorób psychicznych, jeśli stwierdzenie "X nie jest chory psychicznie" interpretujesz jako "za bardzo lubię X, by przyznać, ze jest chory psychicznie, bo traktuję to jako obrazę!"?
Samo używanie wymiennie przez Ciebie słowa "zaburzenie" i "choroba psychiczna" świadczy o tym, że Twoja wiedza na ten temat jest powierzchowna.
"Jeżeli rys psychologiczny jest dla ciebie równoznaczny ze stawianiem Lunie diagnozy, to trochę niefajnie, proponuję też rozdzielić pojęcie „autyzm” od „spektrum autystycznego”, gdyż wtedy zdanie nabiera zupełnie innej wartości merytorycznej." - again. Jeśli nie potrafisz zdiagnozować jednoznacznie bohaterki, Twój tekst nie jest merytoryczny.
"wtedy może w końcu dostrzegę, gdzie napisałam, że inność jest zła i że Luna jest chora psychicznie" - a więc ten tekst nie jest o romantyzowaniu choroby psychicznej Luny, bo nie uważasz, że Luna jest chora psychicznie? Więc czym on jest, zbiorem luźno powiązanych ze sobą słów z wikipedii? Nie sugeruję, że stwierdziłaś, że inność jest zła. Twierdzę, że należysz do grona ludzi, którzy nazbyt pochopnie zaliczają jednostki nietypowe do jednostek zaburzonych.
" Jeśli schizofrenik trwa w psychotycznych wizjach i nie potrafi podjąć racjonalnej krytyce otaczającej go rzeczywistości , ergo nie czuje się nieszczęśliwy, ponieważ w ekstremalnych przypadkach nie wie, że w ogóle jest coś nie tak w sposobie, w jaki odbiera świat – należy pozostawić go samemu sobie, ponieważ „nie cierpi”?" - znowu udowadniasz swoją ignorancję. Stereotypowe przedstawienie schizofrenii. Schizofrenia łączy się też z objawami negatywnymi, nie tylko pozytywnymi (to znaczy wytwórczymi, zanim ktoś zacznie mi zarzucać romantyzowanie chorób psychicznych...), ale nawet gdyby hipotetyczny pacjent trwał tylko w, eee, "psychotycznych wizjach", ten stan uniemożliwia mu przeżywanie pozytywnych, autentycznych odczuć emocjonalnych, co oznacza, że jego choroba SZKODZI i wymaga leczenia.
" Jedyne, co mnie tak naprawdę zastanawia w przypadku Luny, to fakt, czy kiedyś, z powodu swoich ekscentrycznych przyzwyczajeń, nie dojdzie do sytuacji, w której mogłaby cierpieć." - jeśli zakocham się, a mój potencjalny wybranek będzie się dupczył na prawo i lewo i zarazi mnie HIVem, też będę cierpiał. Czy to znaczy, że miłość = potencjalne zaburzenie? Czy nazbyt ufne dziecko też jest ufne, bo kiedyś może paść ofiarą porywacza? Czy bardzo piękna kobieta jest zaburzona, bo kiedyś z powodu swojej urody może przyciągnąć uwagę stalkera?
Usuń"mówię tutaj o niewałęsaniu się w samotności w wątpliwie bezpiecznych częściach terenu szkolnego etc." - kilkudniowa, piesza wycieczka do miejsca kultu religijnego też nie jest bezpieczna, a jednak żaden psychiatra nie zdiagnozuje pielgrzyma jako zaburzonego.
Czy ten tekst powstałby, gdyby Luna była opisana jako przedstawicielka religii, która skupiałaby w świecie magii więcej osób niż ona i jej ojciec?
"Zanim zarzucisz (już nawet nie zasugerujesz) komuś coś takiego, upewnij się, czy aby na pewno twój punkt widzenia nie jest tendencyjny." - jestem mężczyzną, a założyłaś, że jest przeciwnie, bo większość osób w tej stronie blogosfery to kobiety. Kto tu myśli tendencyjnie?
*Czy nazbyt ufne dziecko też jest zaburzone, of course.
Usuń"Btw., uważam za nieco pozbawione sensu komentowanie tylko pierwszej części posta, gdyż jest on nierozerwalnie związany z jego dalszą częścią, w której – moim zdaniem – rozwijam i dość precyzyjnie formułuję swoje stanowisko odnośnie całego problemu." - eee, ale jeśli Luna jest zdrowa i jest po prostu ekscentryczną postacią drugoplanową, to co złego jest w przedstawianiu jej w fanfikach jako ekscentrycznej postaci drugoplanowej?
Usuń"Co do stylu – powtórzę jeszcze raz – ma on charakter częściowo indywidualistyczny, a częściowo został podrasowany, by wcielić się na moment właśnie w taką Lunę i zaprezentować różne warianty dziwności. Że tak zarzucę memem - incepcja!!!" - a już myślałem, że specjalnie postanowiłaś uprzykrzyć życie czytelnikowi, by każde zdanie było maksymalnie niezrozumiałe, dzięki za sprecyzowanie. :P
"(Ergo rozśmieszyła mnie interpretacja moich wypocin jako próby wkręcenia komuś, kto wysławia się inaczej niż reszta, choroby.)" - mnie rozśmieszyło oczekiwanie, że z Twoim stylem wyrażania się każdy jasno odczyta Twoje intencje. :P Była w blogosferze taka jedna, która porozumiewała się ze światem chaotycznymi strumieniami świadomości, aż zatęskniłem za nią.
Właśnie się zorientowałem, że popełniłem ten sam błąd, co autorka tekstu. :P
Usuń"Taka samonienawiść. Taka niechęć do własnego zaburzenia." - miałem oczywiście na myśli chorobę, nie zaburzenie.
Hem hem i kto tu ma uboga wiedze i powierzchownie zna temat...
UsuńUps?
Usuń„Dlatego nie wiem, jak diagnozujesz Lunę, a skoro nie potrafisz precyzyjnie stwierdzić, co jej dolega, po co właściwie ten artykuł?”
Usuń– Wszystko ci wyłożyłam w poprzednich komciach i nie będę się powtarzać jak zdarta płyta.
„Dziecko wychowane przez fanatyków religijnych wyniesie te poglądy z domu (no bo jakie inne miałoby mieć?), a to, czy je odrzuci w dorosłym życiu, to inna sprawa.”
– Cóż, nie wiem, masz jakieś badania, cokolwiek na poparcie tej teorii? Pytam serio, nie traktuj tego jako zaczepki. Bo życie mi jakoś pokazało, że chodzą po tej ziemi ludzie, którzy mają już od dziecka skrajnie inne wartości niż ich rodzice i wrzucanie wszystkich do jednego worka chyba mija się w tym momencie z celem.
„wtf. Oba przypadki są przykładem myślenia magicznego. W psychologii istnieje powszechnie uznawane przekonanie, że KAŻDA osoba jest zdolna do rozwinięcia myślenia magicznego jeśli znajdzie się w sprzyjającym temu warunkach. A co za tym idzie, samo myślenie magiczne nie może być uznawane za objaw choroby psychicznej, bo występuje również w przypadku zdrowych osób. Czego tu nie rozumiesz?”
– Nie rozumiem twojej pasywnej agresji względem mnie chociażby, Narratorze. A przykład odnosił się do natężenia myślenia magicznego, jeśli nie jest to w jakiś sposób widoczne, to w tym momencie to podkreślę – myślenie magiczne przewija się w naszej codzienności, ale na pewno nie w takim stopniu, w jakim to ma miejsce u Luny.
„wydawało mi się, że zarzucałaś brak spójności tej bohaterce ze względu na to, że zarówno u Rowling jak w fanfikach jest przedstawiana jako osoba z jednej strony bezkrytycznie wyznająca swojej poglądy, a z drugiej gotowa do udzielania emocjonalnego wsparcia i udzielania 'błyskotliwej' rady.”
– Nie. Luna Lovegood udziela owych błyskotliwych rad raczej tylko w fanfikach. Kiedy analizowałam pobieżnie jej osobowość, odnosiłam się do tej kanonicznej – brak spójności objawia się tutaj faktem, iż następuje dysonans między poszczególnymi jej zachowaniami. Brak w tym uporządkowanej, logicznej struktury. Raz Luna zachowuje się infantylnie, raz dojrzale, i nie sposób znaleźć algorytmu, wedle którego można byłoby chociaż bardzo ogólnie zarysować, co nią kieruje i jaki właściwie reprezentuje tok rozumowania. Wszystko się rozbija o fakt, jak mało uwagi zostało jej poświęcone w tekście, a jednocześnie – gdy już się pojawiała – jak wieloma bodźcami od jej osoby (rip. wrażliwiątko) czytelnik został zbombardowany. Rowling wrzuciła tak kontrowersyjną postać i jako jedyną wskazówkę podała fakt, iż miała ona ojca dziwaka. Można wysnuwać tysiące założeń, kombinować w jedną i w drugą stronę, ale tak czy siak ta bohaterka unosi się w próżni.
„Nadrzędnym celem mojego wpisu było udowodnienie, że Luna nie może być postrzegana jako chora psychicznie i to duża nadinterpretacja.”
– Zadałam tylko pytanie.
„tylko jak chcesz napisać artykuł o romantyzowaniu chorób psychicznych, nie dotykając problemu zaburzeń lub chorób psychicznych? Um?”
– Mogę nawiązywać do pojęcia zaburzenia psychicznego, ale także samego zaburzenia, a dokładnie jego dwóch definicji, na przykład.
„Nie zgadzasz się ze mną, więc na pewno mnie nie rozumiesz, w końcu mam monopol na PRAWDĘ! ;_;”
Usuń– Napisałam tylko, że odnoszę wrażenie, no wiesz, moje osobiste odczucia. Jeżeli ktoś tu ma problem z nadinterpretacją czyichś wypowiedzi, to na pewno nie ja.
„myślę, że celem ałtoreczek jest pokazanie, że ich bohaterka nie należy do tłumu z góry odrzucającego Lunę, tylko potrafi dojrzeć w niej kogoś więcej niż przygłupią dziwaczkę, stąd te scenki, w których Luna okazuje się dobrą przyjaciółką, zawsze gotową wysłuchać i wesprzeć Mary Sue. Tylko że opisują to debilnie.”
– Moim zdaniem to niewielki procent, ale masz prawo do swojej opinii.
„ na skomentowanie nieprawidłowości i pochopności tego stwierdzenia znajduję tylko trzy słowa: jestem chory psychicznie. Taka samonienawiść. Taka niechęć do własnego zaburzenia.”
– To jest dyskusja o Lunie, a nie tobie, więc nie widzę sensu takich wstawek.
„Jakim prawem mówisz o romantyzowaniu chorób psychicznych, jeśli stwierdzenie "X nie jest chory psychicznie" interpretujesz jako "za bardzo lubię X, by przyznać, ze jest chory psychicznie, bo traktuję to jako obrazę!"?”
– Prawem, jakim jest wolność słowa HEHE. Drogi Narratorze, widzę, że uczepiłeś się czegoś, co wystarczyłoby skwitować stwierdzeniem: „twoje odczucia są błędne, nie odebrałem tego w ten sposób”.
„Samo używanie wymiennie przez Ciebie słowa "zaburzenie" i "choroba psychiczna" świadczy o tym, że Twoja wiedza na ten temat jest powierzchowna.”
– Gdzie używam tego zamiennie? Cytat proszę, proszę cytaty.
„Jeśli nie potrafisz zdiagnozować jednoznacznie bohaterki, Twój tekst nie jest merytoryczny.”
– Wszystko ci wyłożyłam w poprzednich komciach i nie będę się powtarzać jak zdarta płyta vol 2.
„a więc ten tekst nie jest o romantyzowaniu choroby psychicznej Luny, bo nie uważasz, że Luna jest chora psychicznie? Więc czym on jest, zbiorem luźno powiązanych ze sobą słów z wikipedii?” – Wszystko ci wyłożyłam w poprzednich komciach i nie będę się powtarzać jak zdarta płyta vol 3. (+ ten pojazd z Wikipedią tak bardzo w punkt, zasugerowałeś publicznie, że pewnie nigdy nie miałam w ręce książki popularno- lub stricte naukowej nt. rzeczy, o której mówię, a wszelkie mondre słówka skopiowałam z internetowych artykułów. Czytając twojego dissa, całe życie przeleciało mi przed oczami, ah)
„Nie sugeruję, że stwierdziłaś, że inność jest zła. Twierdzę, że należysz do grona ludzi, którzy nazbyt pochopnie zaliczają jednostki nietypowe do jednostek zaburzonych.”
– Primo, zaburzenie jako brak harmonii w homeostacie nie jest tym samym, co zaburzenie, które definiuje się jako nieprawidłowość w funkcjonowaniu homeostatu – język polski akurat w tej kwestii bieduje i nie posiada dwóch osobnych określeń na owe zjawiska, więc posługuję się tym jednym słowem zamiennie. Nic ci na to nie poradzę, iż ogranicza mnie semantyka. Secundo, jeżeli tylko po tym artykule zaliczasz mnie do jakiegokolwiek typu ludzi, to trochę… niefajnie.
„ Stereotypowe przedstawienie schizofrenii. Schizofrenia łączy się też z objawami negatywnymi, nie tylko pozytywnymi”
Usuń– Czyli sugerujesz, że skoro odniosłam się tylko do objawów pozytywnych schizofrenii, to nie wiem o istnieniu tych negatywnych? Dla spokoju ducha, żebyś czasem nie pomyślał, że jestem ignorantką, powinnam napisać cały elaborat na temat rodzajów, etapów schizofrenii, jej etymologii, objawów i sposobu leczenia, chociaż jest to w kontekście dyskusji absolutnie niepotrzebne?
„ jeśli zakocham się, a mój potencjalny wybranek będzie się dupczył na prawo i lewo i zarazi mnie HIVem, też będę cierpiał. Czy to znaczy, że miłość = potencjalne zaburzenie? Czy nazbyt ufne dziecko też jest ufne, bo kiedyś może paść ofiarą porywacza? Czy bardzo piękna kobieta jest zaburzona, bo kiedyś z powodu swojej urody może przyciągnąć uwagę stalkera?”
– Nie rozumiem, jak te przykłady odnoszą się do tego, co napisałam. Luna robiła rzeczy, które mogły jej zaszkodzić – chodziła do Zakazanego Lasu i inszych miejsc, w których istniało prawdopodobieństwo, że zostanie zaatakowana przez prawdziwe magiczne stwory, ponieważ wierzyła, że znajdzie tam te, których istnienie sobie uroiła. To jeden przykład. W fanfikach sprawa ma się wręcz tragicznie – Looney biega sobie z centaurami, kolekcjonuje trujące rośliny, wierząc w ich magiczne właściwości, chowa się w składzikach na miotły na kilkanaście godzin, oddając się medytacji (?), raz chyba nawet trafiłam na ficzka, w którym jadła kamienie.
„kilkudniowa, piesza wycieczka do miejsca kultu religijnego też nie jest bezpieczna, a jednak żaden psychiatra nie zdiagnozuje pielgrzyma jako zaburzonego”
– Co ma wspólnego pielgrzymka ze szlajaniem się w samotności po lesie pełnym niebezpiecznym stworzeń, ponieważ „przedmiot kultu” tego wymaga?
Czy ten tekst powstałby, gdyby Luna była opisana jako przedstawicielka religii, która skupiałaby w świecie magii więcej osób niż ona i jej ojciec?
https://www.youtube.com/watch?v=hjFc7NTS8e4
„ jestem mężczyzną, a założyłaś, że jest przeciwnie, bo większość osób w tej stronie blogosfery to kobiety. Kto tu myśli tendencyjnie?”
– Nie obchodzi mnie twoja płeć i używam pierwszej lepszej końcówki, która przyjdzie mi do głowy, żeby w ogóle upersonifikować swoją wypowiedź. Ponieważ – tak jak zauważyłeś – siedzi tutaj więcej dziewczyn, posłużyłam się żeńską, było większe prawdopodobieństwo, że trafię. Jeśli uraził cię fakt, iż zwróciłam się do ciebie jak do dziewczyny i nie zapytałam na wstępie, z kim mam do czynienia, no to nie moja sprawa w zasadzie. Tak jak wspomniałam wcześniej – dyskutuję o treści posta, nie zahaczam w żadnym stopniu o twoją osobę.
"Bo życie mi jakoś pokazało, że chodzą po tej ziemi ludzie, którzy mają już od dziecka skrajnie inne wartości niż ich rodzice i wrzucanie wszystkich do jednego worka chyba mija się w tym momencie z celem." - a moja sąsiadka pali od 60 lat i cieszy się doskonałą kondycją fizyczną, czyli hipoteza o szkodliwości palenia obalona. Dowody anegdotyczne nie mają wartości naukowej. Dobrze rozumiem, że prosisz mnie o badania potwierdzające, że poglądy rodziców mają wpływ na kształtowanie się poglądów dziecka? 'k. http://www.jstor.org/stable/41604175?seq=1#page_scan_tab_contents To badanie też ciekawie obrazuje to, jak płeć dzieciaków i ich relacje z dziadkami, rodzicami, to czy, w rodzinie doszło do rozwodu i tak dalej, wpływa na kształtowanie się religii. Oczywiście "dziedziczenie" poglądów nie ogranicza się tylko do wyznania, na przykład istnieje szokujące badanie, które udowadnia, że dzieci z rodzin, w których uprawia się sport, same częściej uprawiają sport. Nieprawdopodobne, a jednak. (Żeby nie było wątpliwości, tutaj nabijam się z kolejnych badań w stylu "udowodnijmy, że jeśli rodzice robią X, to dzieci też bedo!", skoro wpływ zachowań i poglądów rodziców na te reprezentowane potem przez dzieci jest oczywisty i niejednokrotnie potwierdzony, nie z Ciebie.)
Usuń"A przykład odnosił się do natężenia myślenia magicznego, jeśli nie jest to w jakiś sposób widoczne, to w tym momencie to podkreślę – myślenie magiczne przewija się w naszej codzienności, ale na pewno nie w takim stopniu, w jakim to ma miejsce u Luny." - jasne, że nie, ale mi chodzi o wyłącznie o to, że nie można zaliczyć myślenia magicznego jako objawu patologicznego stanu w oderwaniu od analizy środowiska, w którym dana osoba dorasta. Tutaj za bardzo się skupiałaś na natężeniu myślenia magicznego i jego wpływie na życie codzienne, więc ujmijmy to inaczej. Średniowieczny wiking dobrowolnie składający swoje życie w ofierze bogom nie może być uznany za zaburzonego, chociaż myślenie magiczne w jego przypadku doprowadza do bardziej ekstremalnego zdarzenia niż samotne włóczęgi Luny, to znaczy do samobójstwa. Pierwszy zielonoświątkowiec, który uznał, ze pieszczenie jadowitego węża to instant sposób na zbawienie https://pl.wikipedia.org/wiki/Poskramianie_w%C4%99%C5%BCy najpewniej był zaburzony, ale osoba, która została już wychowana w tej wierze i przekonana, że to Jedyny Słuszny Pogląd - niekoniecznie. Z poglądów nabytych bardzo trudno zrezygnować, nawet gdy są społecznie nieakceptowane. https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_potwierdzenia A zauważ, że z punktu widzenia Luny szukanie w nocy nargli MA SENS, bo gdyby zdobyła dowód na ich istnienie, zrehabilitowałaby siebie i swojego biednego tatkę.
"Brak w tym uporządkowanej, logicznej struktury. Raz Luna zachowuje się infantylnie, raz dojrzale, i nie sposób znaleźć algorytmu, wedle którego można byłoby chociaż bardzo ogólnie zarysować, co nią kieruje i jaki właściwie reprezentuje tok rozumowania." - według mnie to się nazywa: "bycie nastolatkiem". Wiek największej hipokryzji i autorytarnego sposobu wyrażania myśli.
UsuńTo tak półżartem półserio, ale zważ na to, że oceniamy postać, którą poznajemy jako nastolatkę, znaczy z nieukształtowaną jeszcze do końca osobowością, która dodatkowo dostaje niewdzięczny angaż postaci drugoplanowej. Właściwie mogłabyś podać tu jakiś przykład zachowań/wierzeń Luny, które są ze sobą sprzeczne? Samo "raz jest dojrzała, raz nie" czy "raz myśli logicznie, raz nie" to zbyt ogólne stwierdzenia, tym bardziej, że pierwsze da się wytłumaczyć jej wiekiem, a drugie w zasadzie się nie wyklucza.
"Wszystko się rozbija o fakt, jak mało uwagi zostało jej poświęcone w tekście, a jednocześnie – gdy już się pojawiała – jak wieloma bodźcami od jej osoby (rip. wrażliwiątko) czytelnik został zbombardowany." - z jednej strony racja, ale z drugiej społeczeństwo czarodziejów jest przez Rowling opisywane jako zdziwaczałe, a przez to atrakcyjne dla młodego czytelnika. Tak naprawdę Luna nie jest z perspektywy czytelnika bardziej dziwna niż powiedzmy Artur Weasley czy Tonks, a jedyna różnica między nią a resztą przedstawionych w tekście ekscentryków polega na tym, że jest wprost nazywana dziwaczką. Rowling niejednokrotnie opisuje zachowania niebezpieczne jako fajne/atrakcyjne - ekhm, quidditch? Szlaban do odbycia w Zakazanym Lesie? Turniej Trójmagiczny? Więc to generalnie problem pisarki, a nie jednej postaci. Znowu: może i bym przytaknął Twojej interpretacji tej bohaterki, gdyby nie to, że jest oderwana od jej środowiska rodzinnego, społeczeństwa, w którym żyje i konwencji, w której porusza się Rowling.
Pomysłów autorek fanfików nawet nie komentuję, tam można znaleźć wszystko.
"Mogę nawiązywać do pojęcia zaburzenia psychicznego, ale także samego zaburzenia, a dokładnie jego dwóch definicji, na przykład." - to znaczy wciąż dotykasz tej problematyki.
"To jest dyskusja o Lunie, a nie tobie, więc nie widzę sensu takich wstawek." - skoro to dyskusja o Lunie, to dlaczego wcześniej rzuciłaś stwierdzenie o mnie, to znaczy że traktuję słowo "zaburzenie" jako obrazę? To sugeruje tym samym, że przyjmuję wobec ludzi zaburzonych/chorych postawę skrajnie negatywną. Mam wrażenie, że wstawki personalne są dla Ciebie ok, jeśli są potwierdzeniem Twojej tezy, używane przeze mnie są nagle dowodem brakiem zdolności erystycznych.
"Gdzie używam tego zamiennie? Cytat proszę, proszę cytaty." - 'k.
"Czy używając słowa „zaburzenie” muszę się automatycznie odnosić do choroby psychicznej[...]" - tak brzmi zdanie, nie "czy używając słowa „zaburzenie” muszę się automatycznie odnosić do zaburzenia osobowości[...]".
"Secundo, jeżeli tylko po tym artykule zaliczasz mnie do jakiegokolwiek typu ludzi, to trochę… niefajnie." - znowuż. Sama nie widzisz nic złego w wyciąganiu wniosków na mój temat z komentarzy, ale broń Boże w drugą stronę?
Usuń" Czyli sugerujesz, że skoro odniosłam się tylko do objawów pozytywnych schizofrenii, to nie wiem o istnieniu tych negatywnych? Dla spokoju ducha, żebyś czasem nie pomyślał, że jestem ignorantką, powinnam napisać cały elaborat na temat rodzajów, etapów schizofrenii, jej etymologii, objawów i sposobu leczenia, chociaż jest to w kontekście dyskusji absolutnie niepotrzebne?" - nie. Wystarczyłoby nie pisać głupoty o schizofreniku, który nie cierpi, bo nie zdaje sobie sprawy z nieprawdziwości własnych urojeń, ani nie sięgać po przesadzone stwierdzenia jak "trwanie w psychotycznych wizjach", które nijak mają się do doświadczeń większości schizofreników. Wtedy nie zakładałbym, że masz co najwyżej przeciętną wiedzę na temat tej choroby.
"Nie rozumiem, jak te przykłady odnoszą się do tego, co napisałam." - okej, Twoje słowa zinterpretowałem inaczej. Użyłaś wyrażenia, że Luna "może cierpieć" w przyszłości z powodu swojej nietypowej osobowości, więc założyłem, że masz raczej na myśli cierpienie emocjonalne, ewentualnie również możliwość padnięcia ofiarą przemocy fizycznej z racji tego, że się wyróżnia, nie to, że stratuje ją centaur. "Będzie cierpiała" w kontekście tragicznej śmierci brzmi może nie tyle niepoprawnie, co nietypowo i nasuwa raczej inne skojarzenia. W każdym razie cały ten akapit odnosił się do tego, że cierpienia niewynikające ściśle z cech nietypowych, a wynikające z nich pośrednio, jednak pochodzące z środowiska zewnętrznego, nie mogą być uważane jako powód do zakwalifikowania tych cech jako zaburzenia.
"ponieważ wierzyła, że znajdzie tam te, których istnienie sobie uroiła." - błąd! Nie uroiła ich sobie, wychowywała się w przekonaniu, że one istnieją. To jest zasadnicza różnica. Inaczej wszystkie dzieci wierzące w Świętego Mikołaja musimy uznać za zaburzone. Problem pojawia się wtedy, jeśli niezasugerowane niczym podobnym dziecko zaczyna opowiadać, że na jej ramieniu siedzi szczurek, który namawia je do pobicia półtoramiesięcznego braciszka. To może być krnąbrny zmyślony przyjaciel albo objaw zaburzenia, w każdym razie - nie można traktować jako urojeń wierzeń, które zostały komuś mocno zasugerowane, przedstawione jako fakt naukowy itp.
"Co ma wspólnego pielgrzymka ze szlajaniem się w samotności po lesie pełnym niebezpiecznym stworzeń, ponieważ „przedmiot kultu” tego wymaga?" - to, że ludzie z powodu różnych wierzeń wykonują bardziej niebezpieczne czynności, łącznie z jedzeniem mózgów swoich martwych przodków, co nie kwalifikuje ich jako zaburzonych.
https://www.youtube.com/watch?v=hjFc7NTS8e4 - lol. Zabawne.
"Tak jak wspomniałam wcześniej – dyskutuję o treści posta, nie zahaczam w żadnym stopniu o twoją osobę." - tsssssssssa...
"Jawi mi się to jako śmieszkowanie z osoby stojącej w letnim stroju na środku pustkowia w Alasce, ponieważ „kiedyś zimą wyskoczyłam do kiosku naprzeciwko po gazetkę bez kurtki i żyję, o co ci w ogóle chodziii”."
"Samo pojęcie „zaburzenie” zostaje odebrane przez ciebie, Narrator, jako nacechowane emocjonalnie i wręcz obraźliwe."
"Ergo rozśmieszyła mnie interpretacja moich wypocin jako próby wkręcenia komuś, kto wysławia się inaczej niż reszta, choroby."
Żadna z tych uwag nie jest merytoryczna.
A potem klasyczne:
"Nie rozumiem twojej pasywnej agresji względem mnie chociażby, Narratorze."
Hipokryzja much? Mój pierwszy komentarz raczej pozbawiony personalnych wstawek, sugerujących, że Twoje poglądy są głupie na granicy śmieszności, sama natomiast stosujesz pasywną-agresję, a potem oburzasz się odpowiedzią w podobnym tonie. Tego nie rozumiem.
Ten moment, gdy kończysz i zaczynasz swój dzień od napisania komentarza na blogu. :’)
Usuń„ Dowody anegdotyczne nie mają wartości naukowej. Dobrze rozumiem, że prosisz mnie o badania potwierdzające, że poglądy rodziców mają wpływ na kształtowanie się poglądów dziecka?”
– To nie były dowody, tylko luźna uwaga. Nie, nie prosiłam cię o to, tylko o badania potwierdzające, iż w >każdym< przypadku rodzina odgrywa >kluczową< rolę. Moje założenie brzmi – Luna Lovegood to autonomiczna jednostka o pewnym zestawie cech i poddawana różnego rodzajom wpływom (w tym wpływie ojca), a nie tabula rasa, którą zapisywał Ksenofilius. Wróćmy do samych początków dyskusji: „Wskazówka na przyszłość - nie da się zdiagnozować ani żywego człowieka ani postaci fikcyjnej w oderwaniu od jej środowiska rodzinnego.” Oczywiście, że nie, ale nie da się jej również >zdiagnozować< bez wglądu w wiele innych płaszczyzn funkcjonowania w inszych komórkach społecznych, analizy struktur jej osobowości, lęków i motywacji etc. Moim zdaniem niesłusznie uczepiłeś się Ksenofiliusa jako wręcz jedynego bodźca mającego wpływ na obecny kształt takiej, a nie innej wersji Luny.
„Oczywiście "dziedziczenie" poglądów nie ogranicza się tylko do wyznania, na przykład istnieje szokujące badanie, które udowadnia, że dzieci z rodzin, w których uprawia się sport, same częściej uprawiają sport. Nieprawdopodobne, a jednak.”
– Mam wrażenie, że kompletnie nie zrozumiałeś moich intencji, więc postaram się jakoś inaczej: nie twierdzę, iż ojciec Luny nie miał na nią żadnego wpływu, wręcz przeciwnie, wychodzę jednak z założenia, iż Luna to postać nieco bardziej skomplikowana i na pewno nie przyjmę do świadomości faktu, iż takie a nie inne środowisko, w którym dorastała, ukierunkowało ją w procencie bliskim 100 na owe specyficzne postrzeganie rzeczywistości. Grał tutaj rolę szereg innych czynników, w tym przede wszystkim predyspozycje charakterologiczne. Podchodzę do tego relatywnie. Zostawiam otwarte furtki. Moim celem nie jest dokonanie psychoanalizy Luny – w poście właściwie rozbijało się to o rys psychologiczny – tylko ukazanie, jak wiele ta postać skrywa tajemnic, jak wiele jest w niej niedopowiedzeń, jak wiele nieścisłości, które ałtoreczki fanfików powinny wypełnić, a czego nie robią.
„ nie można zaliczyć myślenia magicznego jako objawu patologicznego stanu w oderwaniu od analizy środowiska, w którym dana osoba dorasta. Tutaj za bardzo się skupiałaś na natężeniu myślenia magicznego i jego wpływie na życie codzienne, więc ujmijmy to inaczej. Średniowieczny wiking dobrowolnie składający swoje życie w ofierze bogom nie może być uznany za zaburzonego, chociaż myślenie magiczne w jego przypadku doprowadza do bardziej ekstremalnego zdarzenia niż samotne włóczęgi Luny, to znaczy do samobójstwa.”
– No właśnie, średniowieczny mnich. Trochę inne uniwersa. Mój punkt widzenia opiera się o to, co wiem jako osoba żyjąca w XXI wieku i właśnie w takim kontekście będę ową kwestię analizować. Wiem, o co ci chodzi, ale różnice w naszych poglądach mają tu podłoże czysto semantyczne. Uważasz, że ktoś składający siebie w ofierze nie może być uznany za zaburzonego, ponieważ środowisko, w którym żyje, pretenduje wręcz ową postawę, a więc nie ma innego punktu odniesienia, o ile dobrze zrozumiałam. Ja przeciwnie – sądzę, iż jego zachowanie oscyluje w granicach ostrego prania mózgu przez zbiorowość, a moim punktem wyjścia są pojęcia chociażby instynktu samozachowawczego (pierwszy lepszy przykład – jak pewnie zdajesz sobie sprawę, analiza problemu jest cokolwiek skomplikowana i w tym momencie niepotrzebna). Kto ma rację? Każdy, ponieważ widać tutaj czysty relatywizm. Podchodzimy do tej samej kwestii z zupełnie różnych stron. Choć skupiasz się w tym momencie na czymś zupełnie innym, nie twierdzę, iż twoje spojrzenie jest błędne, bo nie jest. Jest po prostu inne, a kwestia nazwania samobójstwa mnicha zaburzeniem albo niezaburzeniem nic nikomu nie da – to czysta semantyka i przepychanka na słowa.
„według mnie to się nazywa: "bycie nastolatkiem". Wiek największej hipokryzji i autorytarnego sposobu wyrażania myśli.”
UsuńWiek nastoletni to, owszem, czas gwałtownych przemian, ale przemiany owe są zawsze umotywowane w jakiejś celowości. Jeżeli miałabym podać przykład dysonansu, który odczuwam, to weźmy chociażby kontrast, jaki tworzy się, gdy widzimy Lunę w dwóch sytuacjach: opowiadającej obcym ludziom, że Knot morduje gobliny, przy jednoczesnym dystansie do postaci Hagrida i uważanie go za dziwaka. Sam fakt, iż podchodzi do kogokolwiek w ten sposób, daje do zrozumienia, jako że jej umysł nie jest tak otwarty, jak to z zachwytem przekonują fanki. Sama będąc „dziwakiem”, oskarża o dziwactwo innych. I nie, nie wartościuję teraz tej kreacji jako złej, po prostu brakuje mi cholernie w tym wyjaśnień, dlaczego tak postępuje. Szczególnie w fanfikach. Jeśli wszędzie są niedopowiedzenia i dziury – po prostu wychodzę z założenia, iż coś nie stykło. Równie dobrze mogłabym uderzyć w drugą stronę i wykreować w głowie szereg teorii spiskowych, jednak tę kwestię wolałabym pozostawić autorkom. Dałabym radę rozrysować skomplikowany schemat jej indywidualnej percepcji, ale i tak stanowiłoby to tylko rekurencję moich odczuć względem niej, ergo próżnia obiektywnie nie do wypełnienia. Przynajmniej dla mnie.
„Rowling niejednokrotnie opisuje zachowania niebezpieczne jako fajne/atrakcyjne”
Trafna uwaga. Aczkolwiek post był akurat o Lunie i to na Lunie się skoncentrowałam, ponieważ ta bohaterka jest ofiarą fapaczy, a nie nieszczęsny Artur.
„ skoro to dyskusja o Lunie, to dlaczego wcześniej rzuciłaś stwierdzenie o mnie, to znaczy że traktuję słowo "zaburzenie" jako obrazę?”
– Chodziło mi tylko i wyłącznie o twoją interpretację mojej tendencji do używania owego sformułowania. Nie było celem cokolwiek w twoją osobę.
Odnośnie przytoczonego przez ciebie cytatu – choroba psychiczna nie jest zaburzeniem psychicznym (koniecznie razem), aczkolwiek jest zaburzeniem w pojęciu ogólnym. Skoro choroba somatyczna jest zaburzeniem równowagi w organizmie, tak samo i schizofrenia jako choroba tę równowagę niweluje, ergo – zgodnie z definicją – mamy do czynienia z zaburzeniem. Tak czy siak tutaj znowu rozchodzi się o semantykę, a drążenie tego tematu mnie już nudzi. Mam swoją interpretację definicji zaburzenia (zaburzenie harmonii, zaburzenie w funkcjonowaniu oraz zaburzenie psychiczne w tym wypadku), ty masz swoją, okej.
" Sama nie widzisz nic złego w wyciąganiu wniosków na mój temat z komentarzy, ale broń Boże w drugą stronę?” – Użyłam „jeżeli”, które uruchamia zdanie warunkowe, czyli moje sformułowanie przybrałoby postać oznajmującą tylko w momencie, gdybyś rzeczywiście to zrobił, otwarta furtka, rozumiesz. Natomiast ty: „>Twierdzę, że należysz do grona ludzi<, którzy nazbyt pochopnie zaliczają jednostki nietypowe do jednostek zaburzonych.”
„Wystarczyłoby nie pisać głupoty o schizofreniku, który nie cierpi, bo nie zdaje sobie sprawy z nieprawdziwości własnych urojeń, ani nie sięgać po przesadzone stwierdzenia jak "trwanie w psychotycznych wizjach", które nijak mają się do doświadczeń większości schizofreników. Wtedy nie zakładałbym, że masz co najwyżej przeciętną wiedzę na temat tej choroby.”
– Cóż. Mój błąd, masz rację, szukałam przykładu na szybko, więc posłużyłam się skrótem myślowym, który został zinterpretowany dosłownie, czego w sumie mogłam się spodziewać, biorąc pod uwagę charakter naszej dyskusji.
„… cierpienia niewynikające ściśle z cech nietypowych, a wynikające z nich pośrednio, jednak pochodzące z środowiska zewnętrznego, nie mogą być uważane jako powód do zakwalifikowania tych cech jako zaburzenia.”
– Daruję już se. Wyraziłam precyzyjnie, co sądzę na temat dyskusji odnośnie pojęcia „zaburzenie” wcześniej.
„Nie uroiła ich sobie, wychowywała się w przekonaniu, że one istnieją. To jest zasadnicza różnica. Inaczej wszystkie dzieci wierzące w Świętego Mikołaja musimy uznać za zaburzone.”
Usuń– Interesujący punkt widzenia. Aczkolwiek różnica między dziećmi wierzącymi w św. Mikołaja, a Luną, jest taka, iż dzieciom istnienie Mikołaja sugeruje ogół społeczeństwa (upraszczając) – rodzice, nauczyciele, telewizja. Mikołaj jest wszędzie. Lunę o istnieniu chrapaków krętorogich informował tylko ojciec. Poza tym nie mamy prawa wysnuwać zbyt daleko idących założeń odnośnie jej relacji z Ksenofiliusem. Poza faktem, że namiętnie czytała redagowane przez niego czasopismo oraz że sam miał nieźle wybujałą wyobraźnię, nie wiemy o tym, co działo się u nich w domu, praktycznie nic. Pojedyncze strzępy. Jeśli chcesz na podstawie tego tworzyć teorie, spoko, ja się na to nie piszę – margines możliwości błędnej interpretacji jest zbyt duży.
Bo, w gruncie rzeczy, jeżeliby podejść do tego całkowicie poważnie – nie można wykluczyć nawet opcji, iż Ksenofilius, skoro posiadał tak paranoidalne spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość (jeden minister zabija gobliny, drugi jest wampirem…), być może nawet miał jakieś obiekcje wobec własnej córki, a ich rzekomo bliska relacja była tylko grą przed znajomymi/grą przed nimi samymi. Śmiechotkowe? Co najmniej. Czy można z prawdopodobieństwem równym jeden wykluczyć? Nie bardzo.
Co do twojej interpretacji moich słów, przykład odnośnie Alaski nie zahaczał o twoją osobę, nie rozumiem, co on tu robi. Kwestię mojego zarzutu odnośnie twojego emocjonalnego podejścia do zaburzenia już wyjaśniliśmy – i, przynajmniej mi się wydawało, doszliśmy do wniosku, iż źle odebrałam twoje intencje, co mi w bardzo obrazowy sposób wytłumaczyłeś, więc też nie wiem, dlaczego do tego wracasz. Tym bardziej, iż uwaga, że coś mogło zostać odebrane przez ciebie zbyt emocjonalnie nie jest równoznaczna z chęcią dogryzienia ci, a jedynie sugeruje tendencyjny kierunek myślowy – co poniekąd wpływa na dyskusję, ergo, jeśli ma pokrycie w rzeczywistości, jest merytoryczne. Ostatni cytat faktycznie nie jest okej, nie wchodził w skład naszej dyskusji, stanowił zbiór luźnych uwag odnośnie innego komentarza, ale to nieważne – miał wydźwięk personalny, za co przepraszam.
Nie wiem, w którym momencie się oburzałam, skoro napisałam tylko, że czegoś nie rozumiem. Może zapętlam się momentami, ale mam do tego prawo, bo jestem tylko człowiekiem – a to luźna dyskusja pod postem na blogu, a nie konferencja emitowana na żywo w BBC, żebym kisła ze strachu, że coś źle sformułuję i powstanie przez to skandal na skalę światową. Jeśli faktycznie dostrzegę jakiś błąd w swoim rozumowaniu, sprostuję go, a jeśli tego wymaga sytuacja – przeproszę, jak w akapicie wyżej. Trochę offtop, ale chyba zbyt na poważnie bierzesz naszą rozmowę (użyłam chyba – tak, to moje odczucie myślowe, nie zarzut).
"Oczywiście, że nie, ale nie da się jej również >zdiagnozować< bez wglądu w wiele innych płaszczyzn funkcjonowania w inszych komórkach społecznych, analizy struktur jej osobowości, lęków i motywacji etc." - nie sugerowałem, że jest inaczej, tylko stwierdziłem, że całkowicie zignorowałaś tło rodzinne i społeczne bohaterki przy opisywaniu jej rysu charakteru.
Usuń"Moim zdaniem niesłusznie uczepiłeś się Ksenofiliusa jako wręcz jedynego bodźca mającego wpływ na obecny kształt takiej, a nie innej wersji Luny." - nie? Konsekwentnie utrzymuję, że wierzenia Luny uformował i umocnił w niej ojciec. Luna sama nie uroiła sobie nargli. Została wychowana w przeświadczeniu, że istnieją. Nie ograniczam czynników kształtujących pozostałe aspekty jej osobowości do jej relacji z ojcem.
"Mam wrażenie, że kompletnie nie zrozumiałeś moich intencji[...]" - Przecież napisałem w nawiasie, że ten fragment odnosił się do tendencji w środowiskach pseudonaukowych, gdy potwierdzone ogólne stwierdzenie podpiera się masą drobniejszych, tzn gdy udowodni się, że mężczyźni statystycznie są więksi niż kobiety, jak grzyby bo deszczu mnożą się "badania" pokazujące, że statystycznie mężczyźni mają większe palce u stóp i nosy i tak dalej. Więc skąd to "nie rozumiesz, o co mi chodziło", skoro ten fragment NIE DOTYCZYŁ Twojego poglądu i napisałem o tym wprost?
"Moim celem nie jest dokonanie psychoanalizy Luny – w poście właściwie rozbijało się to o rys psychologiczny – tylko ukazanie, jak wiele ta postać skrywa tajemnic, jak wiele jest w niej niedopowiedzeń, jak wiele nieścisłości, które ałtoreczki fanfików powinny wypełnić, a czego nie robią." - z pewną rezygnacją stwierdzam, że nie wiem już, jaki cel czy główną tezę miał Twój wpis, bo raz "Luna jako przykład romantyzowania choroby psychicznej", dwa "tak naprawdę nie uważam Luny za chorą psychicznie, chciałam pokazać, że inności nie można wartościować", a teraz jeszcze coś innego. To nie atak, po prostu wyznanie starego człowieka, że już za Tobą nie nadąża. :P
"No właśnie, średniowieczny mnich. Trochę inne uniwersa." - wiking. Okej, uniwersa inne, ale przecież podałem przykład poskramiania węży, obrządku praktykowanego w XXI wieku w Stanach Zjednoczonych, tzn narażania życia i zdrowia w celach religijnych.
"a przeciwnie – sądzę, iż jego zachowanie oscyluje w granicach ostrego prania mózgu przez zbiorowość, a moim punktem wyjścia są pojęcia chociażby instynktu samozachowawczego" - Ależ Czinczuś, takie zachowanie jest doskonale zgodne z pierwotnymi instynktami! Dwa słowa: altruizm krewniaczy. (Zauważ, że średniowieczny wiking czy prekolumbijski Aztek nie miał środków, za pomocą których mógłby rozstrzygnąć, czy ofiara złożona bogom jest naprawdę niezbędna. Na ich poziomie wiedzy i świadomości bez niej cały gatunek byłby narażony na wyginięcie i funkcjonowało to dla nich nie jako wierzenie, a niekwestionowany fakt.)
"widzimy Lunę w dwóch sytuacjach: opowiadającej obcym ludziom, że Knot morduje gobliny, przy jednoczesnym dystansie do postaci Hagrida i uważanie go za dziwaka." - o ile się nie mylę, Luna uważała Hagrida nie tyle za dziwaka, tylko za trochę śmieszną osobę (jej subiektywne odczucie), a przede wszystkim za złego nauczyciela (fakt).
"Mam swoją interpretację definicji zaburzenia (zaburzenie harmonii, zaburzenie w funkcjonowaniu oraz zaburzenie psychiczne w tym wypadku), ty masz swoją, okej." - właśnie o to chodzi, że przy dyskusji powinno dążyć się do ujednolicenia terminologii. Wydawało mi się logiczne przyjęcie, że w rozmowie dotykającej problemu chorób psychicznych będziemy stosować terminologię medyczną z tego zakresu. Inaczej z merytorycznej rozmowy schodzi się do sporów o semantykę, co zresztą tutaj miało miejsce.
Usuń" Użyłam „jeżeli”, które uruchamia zdanie warunkowe, czyli moje sformułowanie przybrałoby postać oznajmującą tylko w momencie, gdybyś rzeczywiście to zrobił, otwarta furtka, rozumiesz." - nie widzę tu żadnego jeżeli: "samo pojęcie „zaburzenie” zostaje odebrane przez ciebie, Narrator, jako nacechowane emocjonalnie i wręcz obraźliwe." Wybacz, że już któryś raz wyciągam to zdanie z rękawa, ale czasem naprawdę już nie wiem, o czym konkretnie piszesz. Podtrzymuję swoją opinię, mój pierwszy komentarz nie był nacechowany emocjonalnie, następnie Ty pierwsza zaczynałaś wysuwać wnioski na mój temat, a gdy ja też sobie na to pozwoliłem, zwróciłaś uwagę, że to "niefajne". Still hipokryzja much.
"Mój błąd, masz rację, szukałam przykładu na szybko, więc posłużyłam się skrótem myślowym[...] - nie. Posłużyłaś się przerysowanym i nieprawdziwym przykładem, w żadnym stopniu niepotwierdzającym Twojej tezy. Stwierdzenie, że o zakwalifikowaniu danej cechy lub zespołu cech jako choroby/zaburzenia stanowi *wewnętrznie* wywoływane przez nie cierpienie, nie jest moim poglądem, tylko faktem medycznym. Inaczej za zaburzone musimy uznawać rude dzieci, które są smutne, bo rówieśnicy im dokuczają z powodu koloru włosów. Żaden niepoddany leczeniu schizofrenik nie będzie w pełni szczęśliwy, nawet przy pełnej akceptacji społeczeństwa. Każda inna choroba, każde inne zaburzenie psychiczne, każda inna dysfunkcja przyczynia się do cierpienia czy obniżenia komfortu życia.
"Daruję już se. Wyraziłam precyzyjnie, co sądzę na temat dyskusji odnośnie pojęcia „zaburzenie” wcześniej." - a daruj sobie, to NIE BYŁA próba polemiki. Napisałaś, że nie wiesz, jak to się ma do tego, co wcześniej stwierdziłaś, więc wytłumaczyłem, że zinterpretowałem Twoje słowa zupełnie inaczej niż z Twoim zamiarem, skąd ta interpretacja się wzięła i jak wpłynęła na to, co napisałem, to znaczy... odpowiedziałem na Twoje wątpliwości.
Mam właściwie wrażenie, że problem sprawia Ci osadzenie myśli w danym kontekście, bo nie wierzę w aż takie nagromadzenie hipokryzji na przestrzeni kilku postów. Ty jako pierwsza czynisz w zasadzie nie wiem skąd wziętą insynuację na temat mojego stosunku do zaburzeń psychicznych = okej, to tylko interpretacja moich słów. Ja na podstawie komentarza zakładam coś o Tobie = no... to niefajne. Ty jako pierwsza wprowadzasz nacechowane emocjonalnie fragmenty = okej. Ja odpowiadam w podobnym tonie = nie rozumiesz mojej pasywnej agresji. Ja posługuję się skrótem myślowym, pisząc, że Luna nie była autystyczna, podczas gdy Ty użyłaś sformułowania "spektrum autystyczne" = muszę sprawdzić, co to znaczy "spektrum autystyczne i czym się różni od autyzmu". Ty podajesz kompletnie surrealistyczny opis osoby chorującej na schizofrenię = to taki SKRÓT MYŚLOWY, a w ogóle to ja popełniłem błąd, bo zinterpretowałem Twoje słowa zbyt dosłownie. Takich przykładów jest naprawdę więcej, ale nie chce mi się wchodzić w takie niuanse. Po prostu dziwi mnie, że w tej dyskusji analogiczne zachowania po jednej i drugiej stronie ZAWSZE interpretujesz na swoją korzyść i to jest to, co tak naprawdę mnie trochę irytuje. Nie pozamerytoryczne przepychanki słowne, bo jeśli ktoś poza jakimś sensownym obgadaniem tematu chce się powyzłośliwiać, to mogę się tak bawić. Ale jeśli identyczne zachowanie w Twoim wydaniu to "po prostu interpretacja", a w moim już niefajne i bezpodstawne czynienie insynuacji, no to wybacz.
"Lunę o istnieniu chrapaków krętorogich informował tylko ojciec." - no ale zapominasz o tym, że Lovegood utrzymywał się z wydawania Żonglera, to znaczy sprzedawał dość duży nakład, by zapewnić sobie i Lunie życie na jakimś poziomie (z tego co wiem, na całkiem wysokim, kojarzę, że za wysoką kwotę kupił jakieś badziewie, róg buchorożca?). To świadczy o tym, że to nie był pogląd charakterystyczny jedynie dla Luny i jej ojca. Okej, część czytelników pewnie kupowała tę gazetę dla lolkontu, z naciskiem na "część".
UsuńCo więcej, w magicznym świecie nie ma telewizji, z nauczycielami po raz pierwszy Luna spotkała się w wieku jedenastu lat, z czarodziejskimi rówieśnikami wcale nie musiała mieć dużo do czynienia, dopóki nie poszła do Hogwartu. Znowu - ignorujesz kontekst.
"być może nawet miał jakieś obiekcje wobec własnej córki, a ich rzekomo bliska relacja była tylko grą przed znajomymi/grą przed nimi samymi. Śmiechotkowe? Co najmniej. Czy można z prawdopodobieństwem równym jeden wykluczyć? Nie bardzo." - eee, a pamiętasz jego zachowanie, gdy Luna została porwana? Zrozpaczony, zdesperowany, gotowy uratować ukochane dziecko za wszelką cenę. Wykluczam tę możliwość.
"Co do twojej interpretacji moich słów, przykład odnośnie Alaski nie zahaczał o twoją osobę, nie rozumiem, co on tu robi." - dlatego, że niepotrzebnie nacechował emocjonalnie Twój komentarz. W moim pierwszym powstrzymywałem się przed drwieniem z Twoich stwierdzeń czy poglądów.
"więc też nie wiem, dlaczego do tego wracasz." - dlatego, że twierdziłaś, że mówisz wyłącznie o Lunie, a to nie jest prawdą. "Tym bardziej, iż uwaga, że coś mogło zostać odebrane przez ciebie zbyt emocjonalnie nie jest równoznaczna z chęcią dogryzienia ci, a jedynie sugeruje tendencyjny kierunek myślowy" - MÓJ kierunek myślenia, to całe blablabla nie zmienia faktu, że mowa o MNIE, więc stwierdzenie "mówię wyłącznie o Lunie, nie o Tobie" jest fałszywe. Czinczuś, Ty zasłaniasz się semantyką by przemycić ewidentnie fałszywe stwierdzenia, tak jak w przypadku schizofrenika (nie, to nie skrót myślowy, to po prostu tendencyjny, hollywoodzki obraz choroby, co jest dosyć zabawne, że w dyskusji posługujesz się taką kliszą, skoro poruszyłaś sama problem romantyzowania chorób psychicznych), tak jak w przypadku stwierdzenia, że ktoś dokonujący samobójstwa prawdziwie wierząc, że zapewnia tak ciągłość gatunkową działa wbrew instynktowi przetrwania (nie, on właśnie podąża za tym instynktem, bo ofiara indywidualna celem uratowania większej populacji jest korzystna z punktu widzenia ewolucji), jak w wielu innych przypadkach, kiedy stosujesz "swoje" definicje, podczas gdy nauka ma własne, jasno wypracowane. Mam wrażenie, że poruszasz się na zbyt wielu płaszczyznach, skaczesz z medycznej, wdrapujesz się na filozoficzną, przemykasz po literackiej, sięgasz po socjologiczną i właśnie dlatego się plączesz, bo operujesz pojęciami z każdej tej sfery, mieszasz rejestry językowe i próbujesz wypracować "własne" (uniwersalne?) definicje, podczas gdy każda z tych nauk ma już takowe i to często niemożliwe do pogodzenia (chociażby "ja" w filozofii i "ja" w psychoanalizie). To nie jest atak, tylko coś, co obserwuję zarówno w Twoim poście, jak i podczas tej dyskusji. To samo w sobie nie jest niczym złym, myślę, że masz nieukształtowany jeszcze umysł filozofa (to nie obelga w żadnym tego słowa znaczeniu, nieukształtowany, bo wciąż młody i wymagający doszlifowania, nie wiem), i kiedy znajdziesz sposób na ogarnięcie tego chaosu rozmowa z Tobą będzie prawdziwym wyzwaniem i przyjemnością, bo wiedzę interdyscyplinarną masz sporą już na tym poziomie, inteligencji też nie mogę Ci odmówić, ale teraz dyskusja z Tobą wymaga operowaniem kilkoma różnymi definicjami i założeniami naraz. To tylko moje wnioski, możesz je rozważyć lub nie.
Właściwie co uważasz za traktowanie rozmowy zbyt poważnie? Zbyt emocjonalny stosunek do niej, zbyt głębokie wchodzenie w argumentację, za mało emotek dla rozładowania emocji? Pytam poważnie, bo nie mam pojęcia, co przez to rozumiesz.
UsuńNarratorze, chcialam Ci tylko podziekowac za tak merytoryczne odpowiedzi - czytanie tej dyskusji bylo dla mnie przyjemnosci, przedstawiles sporo merytorycznych argumentow. Ciesze sie, ze nie ograniczylam sie tylko do notki, bo komentarze wydaly mi sie ciekawsze.
UsuńPozdrawiam!
Lol, wchodze na nowy post, zgodnie ze zwyczajem najpierw czytam komentarze, a tam… gownoburza :D Moj zywiol. Zaczeli beze mnie. :( Ide po popcorn.
OdpowiedzUsuńromantyzowanie zaburzeń psychicznych – a to moda nie wziela sie z Tumbla? xD
Czuje sie jakbym czytala jakis fragment ‘Dekonstrukcji’ Derridy. Moim zdaniem fajnie napisany kawalek, przy ktorym trzeba sie nieco wysilic, zeby nie pogubic watkow. Straszne. Mnie sie podobalo.
Nigdy nie przepadalam za Luna, nie wiem tylko czy to teraz byla wina aktorki portretujacej czy po prostu kombinacja tego + otaczajacego Lune magicznego swiatka. Po prostu wydawala mi sie zawsze… bardzo infantylna, cieple kluchy… No nie lubie takich postaci, co zrobisz, butow nie zjesz.
Mam pytanie, co to idiolekt? Idiota+dialekt, czy idiom+dialekt? Czy idiota+intelekt? (Po co sprawdzac w Google)
- cóż takiego absorbującego i fascynującego jest w dziwności samej w sobie? – no nikt nie chce czytac o szarej codziennosci, niestety, to jest fascynujace ze mozna o niej pisac niejako ja przezyc. Wiem ze to bylo pytanie retoryczne, ale jestem altoreczkom, to sie wypowiem :D
I dziwne w sumie apropos Luny!Sue, ze jest ten aspekt romantyczny no bo jednak… Luna wydaje mi sie dosc aseksualna i jakos w glowie zawsze tak ja szufladkowalam, ze tak brzydko sie wyraze. Po prostu… no przez to ze jest infantylna, nie laczy mi sie to w zaden sposob z romansem. A co dopiero pisac o tym ficzki.
Szczerze nie szukalabym porad, zwlaszcza sercowych, ganiajac za moim tru lof, u Luny. Ze wszystkich ludzi… Luna – nie… Zwlaszcza przez wyzej wypunktowane przez Ciebie argumenty – no ma po prostu dzicinne pojmowanie rzeczywistosci, dziecinne w sensie przez pryzmat dziecka, ktore jeszcze nie doroslo.
Dzieki Czinczus za postka! :) Milo bylo Cie goscic!
Miło mi. :) Idiolekt to charakterystyczny styl formułowania myśli danej postaci - czyli bogactwo słownictwa, szyk zdań, wszelkie smaczki typu charakterystyczne powiedzonka, wulgaryzmy, onomatopeje czy - w przypadku Luny - nadmierna poetyzacja.
UsuńMam nadzieję, że się nie narzucam, ale wpisy na tym blogu były bardzo ciekawa i trochę mi - zapewne nie tylko mi - ich brakuje.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się nie narzucasz. Po prostu ostatnio nie miałam głowy do prowadzenia bloga, choć mam nadzieję, że już w tę niedzielę uda mi się coś opublikować. Po miesiącu przerwy muszę się też troszkę rozruszać :').
UsuńDziękuję. Będę czekać ;-)
UsuńNiestety, mimo że temat sam w sobie jest bardzo ciekawy, tak utonął pod wymyślnymi zwrotami. Lubię, kiedy język pisany jest interesujący i zindywidualizowany, w tym wypadku jednak nastąpił DUŻY przerost formy nad treścią.
OdpowiedzUsuńPozostałe teksty (Wrażliwiątka bodajże) są dużo bardziej przyjazne dla czytelnika - styl jest charakterystyczny, ale nie przytłacza [nie sprawia także wrażenia intelektualizowanego na siłę. Czasami naprawdę da się użyć prostszego wyrażenia].
Możliwy