Zdrówko, moi mili! Niedziela niedzielą, znów wisi nad nami bolesne widmo poniedziałku – nadszedł czas, byśmy się nawzajem wsparli krótką lekturą i późniejszą ciekawą dyskusją w komentarzach, która pochłonie nam pół dnia i zanim się obejrzymy, trzeba będzie kłaść się do wyrka. A doba zawsze zdecydowanie za krótka, żeby odpowiedzieć na wszystkie wasze komentarze i śledzić każdą dyskusję… Zacznijmy zatem od schematu, o którego istnieniu – szczerze – po prostu zapomniałam. Za okraszone żartem przypomnienie dziękuję Czinczusiowi, prawdziwie niezastąpionej pod względem wsparcia, nie tylko tego w tworzeniu Zbrodni. Loff <3.
Klisza ta jest stara jak świat, w blogosferze wałkuje się ją zapewne od samego zarania dziejów, więc może to jej oczywistość mnie oślepiła i dlatego amputacja rodzicieli (a często nawet całej rodziny) zdołała niepostrzeżenie umknąć z mojego pola widzenia. Powody występowania tego schematu uznaję za dość oczywiste – prowadzenie fabuły okazuje się znacznie prostsze, kiedy naszej Mary Sue nie dyszą w kark żadni głupi rodzice, bezczelnie wymachujący palcami na każde jej przewinienie i jeszcze oczekujący poprawy. Jest to również banalny sposób na wprowadzenie do tekstu, powiedzmy, głębi, przecież skądś nasza małolata musi czerpać niewyczerpalne pokłady powodów do emowania w kątku, a nie znajdziecie niczego lepszego niż stary jak świat trik z niesamowicie tragicznym (w opowiadaniach zwykle przedramatyzowanym do potęgi) wypadkiem samochodowym, z którego z życiem uchodzi jedynie biedna sierotka. Ewentualnie rodzice Mary Sue umarli w walce po stronie dobra, najczęściej z ręki samego Lorda Voldemorta czy Bellatriks, coby na wzór rozwoju historii Neville'a móc potem mieć poważne starcie z wyżej wymienionymi jednostkami. Nie zarejestrowano innych morderców państwa Sue (już na pewno Avady nie rzucił nikt z Malfoyów – nawet dla autorek zakazanych romansów taka przeszkoda jest nie do przekroczenia, co uważam za niesamowicie ciekawe), bo żadni inni książkowi się nie liczą, a jak już mordować (i łączyć z kimś losy Mary Sue), to wiecie: tak z klasą. Żadnych przeciętniaków!
(© upthehillart) |
Dawno już ustaliliśmy, że autorzy mają głęboko w zacnych czterech literach coś takiego jak prawdopodobieństwo psychologiczne. Być może na początku faktycznie tworzą swoją bohaterkę „po przejściach” ze szczerą chęcią podejścia do tak trudnego tematu w sposób rzeczowy oraz dbały, jednak nie oszukujmy się – większość chce zjeść czekoladową żabę i równocześnie nadal ją mieć. W ostatecznym rozrachunku tacy autorzy prezentują nam tragiczną przeszłość nie bohaterki, a emocjonalnej ameby, która, łagodnie mówiąc, ma gdzieś śmierć rodziców. Nie zaprzeczę, że często autorzy próbują przeciwstawić się tej kreacji, własnej kreacji!, ale próby udowodnienia, że wbrew wszystkim zawartym w tekście informacjom ich ukochane alter ego jest głęboko skrzywione tą tragedią nie skutkują, bo często są płytsze niż przeciętna kałuża czy tam schematyczna Scary Sue. Wiecie, co mam na myśli – raz na ruski rok werżną gdzieś do tekstu przedramatyzowany koszmar ze wspomnianym wypadkiem samochodowym, elektryzującym snopem zielonego światła czy czegokolwiek, co tam sobie wymyślili, raz na dziesięć rozdziałów burkną słówko czy dwa o rodzicach, a cały ten wcale nie nagły trud jest wywołany faktem, że jakoś trzeba wywołać moment (emocjonalnego!) zbliżenia między Mary Sue a jej opiekuńczym wybrankiem, skoro inne brudne chwyty albo zostały już wykorzystane, albo zawiodły. Jak zwykle nie liczy się dosłownie nic poza dramatycznymi sytuacjami między kochankami. Pytanie: kiedy wreszcie zajdę po rozum do głowy i przyzwyczaję się do standardów panujących w blogosferze?
Gdzieś w tym powyższym strumieniu świadomości wspomniałam przelotnie o takim zjawisku jak emocjonalna ameba. Już tłumaczę, co miałam na myśli: o ile bycie w jakimś stopniu pogodzonym lub powierzchownie niewzruszonym przeżytą w dzieciństwie traumą jest zrozumiałe, skoro od tych zdarzeń minęły całe lata, czasem nawet więcej niż dziesięć, o tyle często w fanfikach zdarza się tak, że rodzice wcale nie giną, zanim ich córka zdążyła nauczyć się mówić, oj nie. Potwornie często dochodzi do zabiegów amputacji natychmiastowej: autorzy wpadają na mniej lub bardziej genialny pomysł, ale orientują się, że rodzice jak zwykle będą znaczną przeszkodą na takiej a nie innej ścieżce fabularnej, więc – zwykle pochopnie – decydują, że rodzicielów trzeba odstrzelić jak najwcześniej, co wprawi bieg wydarzeń w ruch. Jak na razie wszystko jest okej, co kto lubi, w końcu jestem tylko marudą, która nie zamierza zabraniać autorom popełniania błędów – na czymś trzeba się uczyć, z czegoś wyciągnąć lekcje. I właśnie z tych błędów, z pośpiechu, bierze się efekt uboczny znany jako emocjonalna ameba. Mimo tego, że w pierwszym rozdziale rodzice bohaterki zupełnie niespodziewanie giną, a ona pozornie zostaje samiutka jak palec na tym okrutnym, zimnym, nieprzyjaznym padole, nie wpływa to na nią w żaden rzeczywisty, szczery sposób. Niektórzy autorzy próbują się wykręcać i usprawiedliwiać nieuzasadnionym, niewidocznym nigdzie w tekście szokiem po utracie rodziców, ale znaczna ich część po prostu – jak gdyby nigdy nic – stwierdza, że w tekście na razie nie ma miejsca na żal, smutek, strach, nie do zniesienia tęsknotę, na najróżniejszą gamę emocji, jakich można doświadczyć po śmierci kogoś z najbliższych. Natomiast w tekście zawsze znajduje się miejsce na wylewne opisiki pomieszczeń (przecież trzeba pokazać priorytety bohaterki w żałobie!) pasujące w takim momencie tekstu jak pięść do nosa, zawsze jest miejsce na przemyślenia mające za zadanie lans byciem och tak bardzo niezrozumianą bohaterką, ale najwięcej miejsca – jak zawsze – zajmuje nic innego, a wstępniak do rozwoju gorrrącej historii miłosnej.
W wielu przypadkach jestem w stanie zaakceptować pragnienie zjedzenia i posiadania ciastka, ale tak tutaj uważam je po prostu za niezaprzeczalnie głupie ze strony autora. Jedna sprawa to radośnie popełniać fika słabego pod różnymi względami, przerobionymi na Zbrodniach czy nie, i nie widzieć w tym niczego złego – to tylko blogosfera, nie oczekuję tutaj od nikogo wypruwania sobie żył w trudzie, jakim jest próba stworzenia spójnego, mało schematycznego opowiadania. Druga sprawa to serwowanie swojej postaci tak poważnych przeżyć, żeby… żeby mogła nie przejmować się godziną policyjną czy szlabanem za odstawienie cyrków ze swoim ukochanym (w końcu po niedawnej utracie rodziców tak naprawdę nikt, nawet potwór!, nie ukarze prawdziwie cierpiącego nastolatka, prawda?), sianie zamętu w szkole, coby uhonorować nieśmiertelną sławę Freda i George'a, czy inny akt niesubordynacji, możliwie wcale nie błahy przejaw nastoletniego buntu. Innymi powodami dla wytwarzania tak niespodziewanych pogrzebów (fun fact: w takich opowiadaniach zwykle nie dochodzi do uczestnictwa w ceremonii!) jest próba uzasadnienia nagłego przeniesienia bohaterki z Beauxbatons czy Durmstrangu do Hogwartu, dzięki czemu dziewczęta mają jeszcze więcej czasu na emowanie w kątku, wzdychanie do księżyca, a to wszystko ze złych powodów – bo nie dość, że starzy martwi, to jeszcze musiały opuścić wszystkie koleżanki (z którymi nigdy nie korespondują) i mieszkać u złego, złego wuja! (Nie wiem, dlaczego autorzy myślą, że dzieciak z podwójnym obywatelstwem nie mógłby nadal uczęszczać do starej szkoły, mieszkając w Wielkiej Brytanii z nową złą rodziną, ale czuję, że chyba lepiej nie wnikać, bo pewnie natknęłabym się na potwornie niedojrzałe, dziecięce postrzeganie świata i z całego tego cierpienia jeszcze kopnęłabym w kalendarz, a tego nikt z nas by nie chciał).
Bo w gruncie rzeczy: można. Można to popełnić jak każdy inny schemat, można popełnić nawet bez próby wyciągnięcia z niego czegoś więcej, bez próby przeciwstawienia się prądowi, którym płynie dziewięćdziesiąt procent fanfików w sieci. W porządku, czemu nie. Tylko potem nie powinno się mieć pretensji do czytelników, że mają odwagę uważać zagranie tak bardzo poniżej pasa za synonim słabizny, nie powinno się mieć też pretensji, że czytelnicy – jedni bardziej łagodnie, drudzy zdecydowanie mniej – z zapasem argumentów na całą zimę wskazują te ewidentne braki w kreacji bohatera, prawdopodobieństwa psychologicznego, lenistwa oraz małostkowości, bo jak inaczej moglibyśmy nazwać skupianie się na życiu uczuciowym rozchichotanej nastolatki ponad byciem w żałobie, tak niezaprzeczalnie kluczowym elemencie w poradzeniu sobie z nagłą śmiercią rodziców, od której w tekście minęły niespełna dwa dni, a która – gdyby założyć, że faktycznie była aż tak niesamowicie bardzo zabiegana, że nie miałaby czasu na refleksję czy łzy) nawet nie zdołała spędzić jej snu z powiek. Rzecz jasna zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy przeżywają żałobę w ten sam sposób, nie z taką samą intensywnością, na to w gruncie rzeczy składa się masa najróżniejszych czynników. Jednak kiedy schemat zakłada, że żałoby nie przechodzi się w ogóle, bądźcie świadomi, że może akurat tego wypadałoby wystrzegać się jak ognia.
(© upthehillart) |
"kiedy wreszcie zajdę po rozum do głowy i przyzwyczaję się do standardów panujących w blogosferze?" - nigdy! I tak powinno być, chociaż prostowanie błędów może zdawać się waleniem głową w mur. Ale trzeba to robić, "by dowiedziano się, że mur istnieje" <3
OdpowiedzUsuńTyle że niedługo skończę jak Oberyn Martell z GOT. :c
UsuńCzytam ten schemat i w mojej głowie pojawia się ton Witolda Pyrkosza ze sceny w 13 Posterunku, jak to z Czarkiem Pazurą dyskutowali o Hamlecie, i tak odnośnie fików: "czy autor tej sztuki był debilem?" XDDDDD
OdpowiedzUsuńJak się mieszka u złego, złego wuja, to mam takie pytanie, wiem, że mało oryginalne, ale czy wuj też gwałci tak jak Vernon? Bo ten, jak już robimy rozemotowaną Sue, to wuj musi gwałcić.
(Popisuję sobie fika o Durmstrangu (btw, pięknie dziękuję za uwzględnienie mnie w linkach, czuję się zaszczycona, no pressure!), ale chyba czas zmienić dynamikę i zrobić jakiś transfer do Hogwartu, bo to tak nie może być.)
Nie ma miejsca na żale po rodzicach, kto by płakał po starych :') "elektryzujący snop zielonego światła" - aż mnie poraziło.
No wracamy do punktu wyjścia, jak Malfoye zabili snopem państwa Sue, no to mamy gotową fabułę na romans, czyli znowu sytuacja "two households, both alike in dignity..." i koło się zamyka.
Dzięki za post, znowu trochę się zaśmiałam przed korpowięzieniem jutro.
Buźka! x
A w ryj chcesz?
UsuńTO NIE MA BAGIETEK?
https://www.youtube.com/watch?v=EYVPBZbCMt8 :D
Zły, zły wuj jest zły, bo tak, ma jakąś mhroczną tajemnicę, której nigdy czytelnik nie poznaje, bo a) autor zapomina b) autor plącze się w zeznaniach c) opowiadanie nigdy nie jest dokończone. Transfer do Hogwartu wymuszony amputacją, rzecz jasna :'D.
https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4 Taka nuta dla nas na jutro :'D.
UsuńBorze... haha dzięki za ten link, puściłam sobie jeszcze raz XDDD "Normalni ludzie nie gadają do czaszek..."
Usuń"Być albo nie być, oto jest pytanie. / Kto pyta nie błądzi." <3
Ten wuj z mhroczną tajemnicą, to brzmi podejrzanie jak te wszystkie powieści z XIX wieku, Anne Radcliffe, te sprawy... To może ma jakiś głębszy podtekst historyczno-literacki, a my się śmiejemy. Może to ałtorzy nas trolują?
Transfer do Hogwartu wymuszony amputacją, rzecz jasna :'D. -- no przecież, nie wyobrażam sobie tego inaczej!
Hello darkness my old friend... ustawię sobie to na budzik od poniedziałku do piątku. Dzięki :*
Jak to możliwe że tego nie znałam X'D To złoto <3 Najlepsze streszczenie "Hamleta" XD
UsuńRadosne olewactwo żałoby i problemów, które NAPRAWDĘ niosą ze sobą traumę to niestety domena nie tylko blogasków. Taka Michalak prawie zawsze napakuje swoje knigi próbami gwałtów, sieroctwem, ciężkimi chorobami itd. dla dHramy. Oczywiście takie zdarzenia, zupełnie jak w rasowym opciu, nie niosą dla bohaterki praktycznie żadnych konsekwencji.
OdpowiedzUsuńA olewanie żałoby? Jak w trylogii Rywalki (może czytałaś starsze analizy "Księcia do wzięcia“?) tatuś umarł, to Amisia ledwie kilka zdań poświęciła na wyrażenie swojego smutku.
I w ogóle, to ja głupia jestem. Po co skrupulatnie opisywać w ksiopku żałobę wdowy, dzieci i brata, opisywać, jak zwyczajne przedmioty przypominały o zmarłym, jak każdy przeżywał żałobę inaczej? Po co pisać, jak powolne może być ponowne odkrywanie radości życia? Tak to jest, jak człowiek rozmyśla o realizmie i prawdopodobieństwie psychologicznym.
Bo Michalak pisze od początku "kariery" jedno i to samo opko, tylko podmienia imiona i nazwiska, a sheeple kupują :'P.
UsuńNie czytam już tych analiz, niestety czasu brakło, a potem, jak się nieco ogarnęłam, to miałam takie zaległości, że nie miałam siły ani ochoty nadrobić :/. Ale innej reakcji po Amisi się nie spodziewałam, szczerze mówiąc.
Niech już nawet wszyscy przeżywają tak samo, byleby przeżywali :'D.
No a poza tym uśmiercenie rodziców to -jak w pewnym sensie zauważyłaś- zabieg ogólnoopkowy i sądzę, że nie wynika z headcanonu aŁtorek czy kanonu HP. To przeniesienie oklepanego motywu do danego uniwersum.
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy opisany na tym blogu schemat spokojnie dałoby się znaleźć nawet nie tyle co w fanfikach do różnych materiałów źródłowych, ale nawet w ogóle opowiadań, nawet tych autorskich. Jedne trzeba by nieco naciągnąć, jednak imho da się ;').
UsuńNajważniejsze jest pozbycie sie wszelkich przeszkód w dążeniu do wielkiej miłości. Ewentualnie sprawienie, by ludzie współczuli biedniej Mary i by z racji wielkiego serca ukochanego,który jest ogromnym chamem z mało chlubnymi pogadami posiadającym cudowna druga twarz, nasza bohaterka ponownie była szczęśliwa i radosna
OdpowiedzUsuńChciałabym jednak wrócić do pierwszej kwestii: jesli autorom chodzi tylko o usunięciu niepotrzsbnego elementu, nie zawsze rozumiem potrzeby zabijania rodziców akurat w przypadku tego typu ff, gdzie uczniowe i tak większośc roku spędzają poza domem. Moze wiec jednak chodzi przede wszystkim dramę.
Byc moze zainteresuje Cię cykl Parszywej Trzynastki na ocenialni, ktorej jestem wspollautorem: konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com Jutro odcinek nr dwa ;)
Przecież wszyscy mają wielkie szczęśliwe rodziny, a bohaterka musi spędzać święta w domu, najlepiej, kiedy jej wybranek też je tam spędza... Wtedy mają więcej prywatności do czynienia rzeczy niewymownych ze względu na normalny rating opka :P.
UsuńRodzice głównej bohaterki mojego opka zaginęli. Głównie dlatego, że wiele mi to ułatwiło.
OdpowiedzUsuńWinna.
I TU CIĘ MAM!!!
UsuńJak zwykle świetny post, nie sądziłam, że coś jest w stanie mnie rozbawić, gdy leżę z paskudnym przeziębieniem i, w ramach bonusu od życia, skręconą kostką. :D
OdpowiedzUsuńRozumiem, ze chciałaś się skupić na jednym rodzaju "amputacji" rodziców, więc tylko powiem, co jeszcze mi sie kołacze po głowie. Choć nie do końca wiem, jak ubrać w słowa to, o co mi chodzi :D a mianowicie - jest jeszcze amputacja rodziców... niedosłowna? Chodzi mi o to, gdy rodzice bohaterów po prostu SĄ. Nie mają żadnych cech charakteru, nie mają opinii na żadne tematy, nic. Autor rozstawia ich jak pionki, w zależności od tego jak mu wygodnie. Kiedy bohaterce pasuje, zeby akurat nie było ich w pobliżu, dowiadujemy się nagle, ze rodzice to akurat pojechali na Malediwy, także spoko. Jeśli potrzebujemy wzrusząjacej scenki, po traumatycznych przeżyciach - nie ma problemu, akurat tędy przechodzili! Przecież nie są osobnymi postaciami, nie maja swoich żyć, więc co innego mogliby robić?
Czasem mogą być 'równi' i w zasadzie w ogóle ich nie obchodzi, co się z ich dzieckiem dzieje, raz na ruski rok autor sobie przypomni, ze wypada przypomnieć, że istnieją, więc poświęci im dwa-trzy zdania. Za to w następnym rozdziale mogą już ciskać gromy, żeby fabuła zyskała dogodną przeszkodę w jakże zakazanym romansie. Ale są jeszcze inne zachowania, moze nawet gorsze od tej niekonsekwencji i mam takie dziwne wrażenie, że ten szał na zmierzch zapoczątkował taki model. Mianowicie, zazwyczaj po to, zeby pokazać, jaka bohaterka/bohater jest błyskotliwa i dojrzała, z rodziców robi sie kompletne ameby umysłowe, które nic nie rozumieją, niczego sie nie domyślają i tak dalej i tak dalej... Teraz mam wrażenie, ze napisanie tego komentarza było błędem, bo chyba w ogóle z tego bełkotu nie da się wywnioskować co mam na myśli :D W każdym razie, Rowling nie jest idealna, ale zawsze uważałam, że państwo Weasley się jej świetnie udali, zwłaszcza jako postaci drugoplanowe. Są JACYŚ. I teraz juz sama nie wiem co gorsze, randomowe uśmiercanie rodziców, bez żadnych konsekwencji objawiających sie w emocjach bohatera, czy traktowanie ich w opku jak zbędny balast, który po prostu utrudnia prowadzenie historii.
Nie ukrywam, że w każdą niedziele mam nadzieję, iż w końcu poczytam analizę Rona-damskiego boksera, ale to nie zmienia faktu, że wszystkie są świetne :D
Pozdrawiam i czekam na niedzielę!
Zdrówka ^_^.
UsuńWolę amputację niedosłowną - przynajmniej istnieją, przynajmniej żyją, przynajmniej nie odstrzelono ich tylko dlatego, że mają czelność chcieć jakoś dziecko wychować na ludzi. To, że nie mają nic w tekście do roboty i służą za tło... Wiem, że zwykle tak nie jest, ale tło jest ok, nie wszyscy bohaterowie - nawet rodzice głównej bohaterki - nie muszą być co najmniej drugoplanowymi postaciami, by opko było oke. Wystarczy, że rzucają jakieś światło na jej życie/charakter/cokolwiek. No ale zwykle, jak mówiłaś, nie wiedzą, po co żyją ;'). Poza zarabianiem hajsów na sukienkę na Bal Bożonarodzeniowy, rzecz jasna.
Weasleyowie są więcej niż jacyś, już szczególnie Molly, której nie cierpię z całego serca :').
Taki typ rodziców był już u Meyerowej.
OdpowiedzUsuń:-D
UsuńPrzynajmniej tatko był w miarę spoko. Najsympatyczniejsza postać z całej serii :').
UsuńI tak wiem, że jesteś multikontem czinczusia! Nikogo nie oszukaszzzz...
OdpowiedzUsuńkto to czinczuś
UsuńWażna osobistość.
UsuńTak.
UsuńTo wszystko przez Disneya, baśnie Andersa, Grimmów. Od najwcześniejszych lat przywykamy, że rodzice bohaterów giną, więc w sumie nie ma się co dziwić tendencji do sięgania po znany motyw w opowiadaniach. :D
OdpowiedzUsuńRacja racja, tam trup dzieciatych 30+ ściele się tak gęsto, że hej :'). Nie ma co się dziwić, niemniej trzeba wspomnieć, bo schemat stary jak świat - w tym przypadku dosłownie bardzo, hehe :'D. Najmniej już chodzi o samo mordowanie rodziców - spoko, jeżeli ktoś potrzebuje, to czemu nie, uważam, że każdy schemat da się opisać dobrze, nieważne, jak bardzo jest sztampowy i oklepany. Ale jeżeli nie jest się gotowym na konsekwencje takich zagrań (prawdopodobieństwo psychologiczne znika, postać staje się emocjonalną amebą), to jednak może lepiej nie... :'D
Usuń