10 lipca 2016

Uke i seme – fetyszyzacja kobiecości

Serwus!
Dzisiejsza nocia to znowu efekt inspiracji, tym razem całkowicie zaczerpniętej z tekstu, a nie bazującej na ładnych fanartach, jak było wcześniej. Za tę inspirację muszę podziękować Świniareczce Magdzie, która podesłała mi mnóstwo przykładów do różnych klisz, a pierwszym linkiem trafiła w dziesiątkę, łechcząc temat spoczywający gdzieś z tyłu mojej czaszki już od dłuższego czasu. Jak widać po tytule, dziś zajmiemy się bardziej ogólnym zjawiskiem, lecz tym razem dam odpocząć emo Harry'emu, który chwilowo przebywa u św. Munga po ostatniej scysji z diabolicznym Vernonem, niech chłopak jak najszybciej wraca do zdrowia, bo Severus czeka.
(© s-u-w-i)
Żyjemy w tak (nie?)fortunnej dobie internetu, że dosłownie żaden bloger (tak, piszę to z mentalną ręką na sercu, bo obie dłonie mam przyklejone do klawiatury) nie uchował się przed fenomenem slashu. Może niekoniecznie ten fenomen do niego trafił, ale zdaje sobie sprawę z jego istnienia gdzieś o, tam, po drugiej stronie internetu, a może opisane w dzisiejszym poście zjawisko jest powodem, dla którego podobnie jak ja obiecał sobie, że nieważne, jak zły obrót przybiorą sprawy, nigdy nie popełni tej zbrodni przeciwko swojemu zdrowiu psychicznemu i nie przeczyta slashu. Oczywiście nie jestem przypadkowym szczęśliwcem z drugiej strony internetu, oj nie, ja musiałam kolejny raz od założenia tego bloga złamać swoje przyrzeczenie i popełnić nieodwracalny błąd, czego częściowo żałuję. Chciałabym móc cofnąć się do tych pięknych dni, chciałabym nie uzależniać swojej wartości od liczby komentarzy na blogu, ale powiedzcie mi, moi drodzy – czego nie robi się dla łatki hejtera edukacyjnego? Na tak szlachetny i jedyny w swoim rodzaju tytuł trzeba sobie zapracować – może nie potem i krwią, ale na pewno łzami, wyczerpaniem psychicznym i cotygodniowymi spotkaniami z grupą wsparcia. Bo w gruncie rzeczy slash, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, to zaledwie pięć liter, a tyle najrozmaitszych sposobów na zafundowanie czytelnikowi raka.
 Dwa tygodnie temu wspomnieliśmy już o zaopatrzeniu bohatera w odpowiednią liczbę traumatycznych przeżyć, by ułatwić mu przejście z bycia ofiarą bestialskiego traktowania, a nawet przemocy seksualnej do bycia zabawką znienawidzonego seme. Dzisiaj zatem porozmawiamy o schemacie, którego wyplenienie ze slashu uważam za niemożliwe do czasu, aż takie ignoranckie przekonania (jak fakt, że w męsko-męskim związku któryś z zainteresowanych musi zająć „miejsce” kobiety) znikną nie tylko z grona autorów slashu, ale i ogółu społeczności.
  Najpierw spójrzmy na sposób, w jaki nasi bohaterowie są w większości przypadków opisywani. Seme? Dość klasycznie, jeżeli patrzymy na niego przez pryzmat nie tylko tekstów z gejowskimi związkami, ale i takimi heteroseksualnymi – bo nieważne, czy czytamy slash, czy nie, główny love interest zawsze jest tym dominującym, przecież w takim przypadkowym fanfiku zniewieściały Draco nigdy nie pada ofiarą uroku Hermiony, która czerpie niewymowną przyjemność z bawienia się jego uczuciami. Nie, to Hermiona drży pod jego dotykiem, to Hermionie miękną kolana na sam zapach uwielbianego przez wszystkich miniaturowego donżuana, to Hermionie w piersi trzepocze serce, gdy manipulacyjne zagrywki Dracona zaczynają zmierzać w bardziej sprecyzowanym, wcale nie dwuznacznym kierunku. I tutaj jest nie tyle podobnie, co często identycznie – nasz seme po prostu musi być od swojego kochanka starszy (czytaj: bardziej doświadczony), wyższy, lepiej zbudowany, silniejszy i tak dalej (no wiecie, „prawdziwy mężczyzna”), a to wszystko nie na zwyczajnym poziomie, a przytłaczającym. Chciałabym nadmienić, że szczególnie przytłaczającym, jeżeli doliczy się do tego nie tylko fizyczną dominację nad wybrankiem, ale i taką psychiczną – absolutnie nie może złożyć się tak, że obaj partnerzy są w związku na równym poziomie. Wtedy nie byłoby przecież tych wszystkich wspaniałych wątków: chorobliwej zazdrości, wyuzdania jakże doświadczonego seme, który zwykle (nie zawsze, lecz dostatecznie często) wmusza się na ukochanego, pruderyjnego, niewinnego niczym dziecko uke oraz wszelkiej patologii, jaką można w slashu studiować.
  Kiedy mówiłam o przytłaczającym fizycznym górowaniu nad partnerem, wcale nie miałam na myśli, że typowy seme to mięśniak żyjący na siłce, taki o rozmiarach kulturysty, który mógłby na raz zmiażdżyć wszystkie nasze dłonie swoim nadludzkim uściskiem. Nie, miałam na myśli coś zupełnie innego, mianowicie typowego uke – takiego, który nagminnie, z największą rozkoszą autorów, jest opisywany jako kruchy chuderlak o delikatnych rysach twarzy, malinowych ustach i sarnich oczach, a nawet wąskiej talii. Gdzie tam, żeby autorzy na tym poprzestali, po co komu umiar – uke często jest przez narratora określany jako posiadacz tak zastraszająco łagodnej, niemęskiej urody, że inni bohaterowie na porządku dziennym biorą go za dziewczynę, a koniec końców nasz uke musi pogodzić się z brutalną rzeczywistością, że dla autora jego biologiczna płeć nie gra żadnej roli, bo i tak ma jedną, jedyną rolę do spełnienia – być dziewczynką ze strategicznym przedłużeniem, niestety niczym więcej. I nie, nie napisałam tego przypadkowo: uke jest dziewczynką z tego względu, że ma skórę gładką jak u dziecka, wybucha salwami cienkiego chichotu, spogląda na seme dziecięco-niewinnym wzrokiem, często tupie nóżkami, bo inaczej nie potrafi wyrażać swojego niezadowolenia z bycia uprzedmiotowioną seks-zabawką, a traktowany jest… no właśnie, jak?
  Ach, naprawdę wspaniale, nic tylko pozazdrościć – rozpływam się na samą myśl o tym, że jakiś świeżo poznany samiec alfa nagminnie naruszałby moją prywatną przestrzeń, co drugie zdanie jakże łaskawie obdarzałby mnie – łagodnie mówiąc! – komplementami nacechowanymi podtekstami seksualnymi, narzucałby mi się przy każdej okazji i nie dawał ani chwili wytchnienia, sugerując, że jestem zbyt niewinna dla własnego dobra, bez drgnienia powieki ignorowałby moje prośby o bycie pozostawioną w spokoju, zupełnie bezpodstawnie byłby chorobliwie zazdrosny i uważałby mnie za swoją własność… Mogłabym pociągnąć tę listę wspaniałości w nieskończoność, wierzcie mi, ale niestety nie mam zbyt dużo czasu, bo w międzyczasie próbuję uzyskać sądowy zakaz zbliżania się. Szkoda tylko, że wszystkim uke wykształciła się jakaś spłycona i zupełnie niecelowa odnoga syndromu sztokholmskiego, bo siedzieliby tu teraz ze mną, podpatrując, jak wypełniam odpowiednie papierki. No ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Dla niektórych po prostu nie ma ratunku, niektórym bohaterom – za sprawą łaskawych autorów – patologiczne zachowania przeżarły mózg do tego stopnia, że są w stanie być jedynie popychadłami, ofiarami nieustającej przemocy w związku, a właściwie nawet maskotkami socjopatycznych seme, potrzebnymi tylko do zaspokojenia popędu.
  Wiem, że nie tylko ja w tym widzę skrajną patologię, ale wiem też, że wśród moich czytelników znajdują się autorzy zajmujący się pisaniem slashu, takiego slashu, w którym postaciami rządzi właśnie dynamika relacji uke oraz seme. Jedyni pewnie stwierdzą, że mam rację, drudzy powiedzą, że to fikcja literacka, że nie powinnam doszukiwać się w niej niczego głębszego i jak najbardziej rozumiem to tłumaczenie. Bo kiedy czytamy książkę z perspektywy mordercy, a wgląd w jego głowę uważamy za niezmiernie fascynujący i wciągający, przecież nie znaczy to, że gloryfikujemy jego czyny, że go popieramy. Owszem. Ale nigdzie nie ma w sieci miejsca, gdzie nie tylko za akceptowalne, ale i pożądane uważałoby się tworzenia bohatera-seryjnego-mordercy, gdzie autorzy rozpływaliby się nad jego techniką torturowania i zabijania, brakiem poszanowania dla ludzkiego życia, a jego zbrodnie na każdy kroku usprawiedliwiałoby się trudnym dzieciństwem, traumami czy czymkolwiek innym. Za to jest miejsce w sieci, gdzie fetyszyzacja kobiet oraz dzieci jest na porządku dziennym, gdzie zespół Otella jest, hihi, uroczym sposobem na pokazanie, że ten nasz seme jest tak – ojej! – zazdrosny o swoją własność, jest w sieci miejsce, gdzie patologia ma służyć za podstawę do kreowania romantycznej relacji między typem ofiary oraz typem dręczyciela, gdzie robi się wszystko, żeby to seme miał kontrolę nad bezwolnym uke. W sieci jest miejsce, gdzie z jakiegoś powodu podważanie tych schematów nie mieści się w repertuarze, tak samo zastanawianie się nad nimi, analiza tego, co też właściwie wypisuje się we własnym opowiadaniu. Jest miejsce, gdzie zupełnie bezrefleksyjnie tworzy się testy, w których połowa odpowiedzi daje raka z przerzutami, a jednak po tej mistycznej drugiej stronie internetu istnieje ktoś, kto napisał to wszystko tak, jakby cała wyzierająca zewsząd patologia była czymś najnormalniejszym pod słońcem.
(© s-u-w-i)
 Bo właściwie czym różni się pisanie slashu z uke i seme od pisania o parze heteroseksualnej? Dla mnie naprawdę niczym, ale nie pogniewałabym się, gdyby ktoś zechciał wyłożyć mi to jak dziecku, naprawdę – może na coś patrzę pod nieodpowiednim kątem, staram się nigdy nie odmawiać sobie marginesu błędu, ale wiemy, jak z tym bywa, kiedy jest się wrogo nastawioną do świata marudą. Niemniej – nie rozumiem tego fenomenu, podobnie jak hipotetyczny bloger wspomniany we wstępie tego posta. Nie rozumiem właśnie dlatego, że nigdy nie widziałam rozrywki w czytaniu (czy tworzeniu) czegoś, co w dosłownie identycznej formie mogłabym znaleźć na tysiącu innych blogów – nieumiejętnie, wręcz niechlujnie poprowadzone tworzenie się relacji między emo Harrym oraz donżuanem Severusem, kiczowate scenki przepychanek słownych między udręczonym przez wujostwo Harrym i Draco, którzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle stali się przyjaciółmi (i mają stać kochankami), wszelkie droczenie się niepoprawnego Syriusza – złodzieja nie tylko niewieścich serc – z mazgajowatym, nieporadnym Remusem, który bardziej przejmuje się swoją burzliwą i odrobinę nieszczęśliwą miłością niż widmem zbliżającej się pełni. Jak zwykle okazuje się, że szybkie zapoznanie postaci na poziomie intymnym jest dla autorów priorytetem ważniejszym niż cokolwiek, a już szczególnie ważniejszym niż, a pff, jakaś głupia refleksja na temat niepokojących zachowań własnych bohaterów. Po co to komu, prawda? Prawda?

41 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się takiego tematu... Uke i seme kojarzą mi się jedynie z mangami yaoi, więc dziwnie było czytać o tym z Twojej perspektywy.
    Ależ nieodłączną częścią fików jest Draco, który przeleciał cały Slytherin i Hermiona (ew. Harry), którzy całowali się co najwyżej z jedną osobą.
    Może gimnazjalistki jakoś ciągnie do niegrzecznych chłopców? Albo to wpływy złych książek?
    Seme i uke powstało jako określenie charakterów (chyba). Coś w stylu tsundere czy yandere. Uke to uroczy chłopiec, który jest na dole i nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest homoseksulany, a seme to ten typ dominujący ^^ Męski, z głębokim głosem i długimi palcami, koniecznie.
    Nie sądziłam, że można te osobowości również odnaleźć w fikach... Oczywiście, biedna dziewczynka zakochana w najpopularniejszym chłopaku w szkole to standard (na całe szczęście istnieją wyjątki), ale bardziej irytująca jest powtarzalność. No ileż można czytać o przypadkowych wpadnięciach, licznych zdradach, głupich i głupszych kłótniach?
    Do następnego!
    Mee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie "typy" osobowości można odnaleźć wszędzie, w fikach potterowskich, w innych, zupełnie poza fikami, relacja uke i seme nie ogranicza się do samych mang i anime, bo już dawno wypłynęła poza ich granice.
      Ja bym powiedziała, że uke i seme powstało jako określenie ról w związku ;').

      Usuń
  2. Wielokrotnie przeprowadziłam już rozmowy na temat gloryfikowania patologicznych związków w internecie, zwłaszcza przez autorów romansów i obyczajówek, słowem: wszystkich opowiadań, w których jednym z głównych wątków (bądź głównym wątkiem) jest relacja romantyczna między bohaterami. I akurat muszę się zgodzić, że pisanie slashu hetero- czy też homoseksualnego nie różni się od siebie.
    Po pierwsze wydaje mi się, że sprowadzenie dwóch głównych bohaterów romansu do prostych figur jakimi są uke i seme służy stworzeniu głównego wątku, który przecież musi popchnąć fabułę w każdym szanującym się fanficu. Ten wątek, obojętnie jak go nazwać w poszczególnych tekstach, kręci się wokół dramy. Znaczna większość (powiedziałabym, że wszystkie, ale chyba nie jestem na tyle odważna) dziewczyn przechodzi przez taki okres, kiedy podobają się jej starsi, bardziej doświadczeni mężczyźni, którzy będą chcieli się nią zająć i wesprzeć ją emocjonalnie. Właśnie stąd w opowiadaniach pojawiają się postaci w stylu donżuana. Dodatkowo ta przypadłość zwykle zbiega się z buntem spowodowanym dorastaniem. Dlaczego druga postać (z której punktu widzenia pisane są zresztą tego typu opowiadania) to nieporadna dziewczynka/nieporadny chłopiec, którzy nie potrafią najczęściej poradzić sobie z przejściem na drugą stronę korytarza bez wywracania się i potrącenia z tuzina osób? Bo właśnie tak niepewnie w świecie zewnętrznym czują się nastolatki, które spędzają całe dnie na pisaniu o zakazanych romansach w Hogwarcie (z drugiej strony, jak inaczej mogłyby się czuć w tej sytuacji?). Właśnie dlatego nie wierzę, że którykolwiek ze slashy powstał po zadaniu sobie pytań: czy to, co właśnie publikuję w internecie jest przykładem zdrowego związku? Czy ten wątek nie przewija się na milionie innych stron? Czy to o czym piszę ma w ogóle jakiś sens?
    Pisanie slashy raczej ma zrealizować jakieś potrzeby samego autora. Ja sama, pisząc w gimnazjum i liceum, nie zwracałam uwagi na to, o czym piszę, jak ambitne to jest i ile osób będzie to czytać. Pisałam o tym, czego w danym momencie wydawało mi się, że potrzebowałam: czyli o donżuanie na czarnym koniu, który szczególnie lubi przyciskać ludzi do ścian i szeptać o jakichś zbereźnościach. Dlaczego? Teraz do końca nie wiem, ale tak było.
    W slashach zresztą pojawia się ogrom powtarzających się wątków. Od nienawiści do miłości. Zakazane związki. Stworzenie pary, której bohaterowie mogliby równie dobrze nazywać się Capuletti i Montecchi, zapewnia wystarczającą ilość dramy już na wstępie, a tak jak to się mówi w internecie: jesteśmy tu tylko dla dramy.
    Pisałaś już o tym w którymś z komentarzy, że czytelnicy nie czytają wnikliwie i też wnikliwie nie komentują. Poszłabym o krok dalej i powiedziała, że do wnikliwego pisania, do w pełni świadomego pisania, także trzeba dorosnąć, dojrzeć, zobaczyć to i owo, przeanalizować parę rzeczy. Pisanie jest trochę jak jazda na łyżwach? Na początku wyrżniesz na tyłek i dopiero po kilku próbach, przed którymi przeanalizujesz swoje błędy i coś z nich wyniesiesz, zaczniesz widzieć poprawę. Ale tak naprawdę jeśli nie masz talentu i jeździsz tylko kilka razy co roku w każdą zimę, to nigdy nie będziesz na tyle dobry, by zasłużyć na miano wybitnego.
    Myślę, że niewielu pisarzy fanfiction ma ambicje, żeby pisać o czymś poza romansami w Hogwarcie i myślę, że nawet czytając ten tekst i czując się głupio, bo "przecież ona piszę dokładnie o moim opowiadaniu", większość z nich tylko wzruszy ramionami i powie: nie zależy mi. Bo im nie zależy. Zależy im natomiast na tym, żeby bohaterowie byli przejrzyści, żeby było wiadomo, że przy pierwszej lepszej okazji dwóch chłopców obmaca się w schowku na miotły i żeby główna bohaterka – zaskakująco piękna Hermiona Seksbomba Granger – pokazywała kolana Draconowi, Zabiniemu i w sumie każdemu innemu przystojniakowi, bo czemu by nie?
    Zresztą pewnie i tak znalazłyby się przykłady, w których nawet ten wątek ma jakikolwiek sens i na końcu 'wychodzi na ludzi'.
    Pozdrawiam,
    M.P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie gdybym miała ci teraz odpisać jakkolwiek, brzmiałoby to mniej więcej w ten sposób: tak, zgadzam się, racja, tak... :'D. Wiem, że większość autorów, szczególnie młodych, bezrefleksyjnie podchodzi do swoich tekstów i tego, co nimi przekazują - po to, poniekąd, jest właśnie ten blog, chociaż często twierdzę coś zupełnie odwrotnego :P. Bo może faktycznie "żaden ze slashy" nie powstał w oparciu o zadanie sobie tych pytań, ale może jakiś powstanie, może jakiś z typowego slashu zacznie ewoluować w bardziej ogarnięty tekst, bo ktoś przeczyta moje marudzenia i postanowi chwilę się zastanowić. Chociaż nie spodziewam się niczego wielkiego po tym poście, sporo ludzi faktycznie musi dojrzeć, zanim dostrzegą, że też powielają te schematy, chociaż wcześniej wiedzieli o ich istnieniu. I owszem, jest sporo autorów, którym po prostu nie zależy na niczym innym niż realizowaniu swoich ciągotek w tekstach, ale są też ludzie, których - nawet jeżeli nie wiążą przyszłości z pisaniem, jest ono dla nich tylko rozrywką - ciągnie do poprawiania się :').
      Nie mówię, że niemożliwym jest napisanie dobrego slashu, chyba to byłaby ostatnia rzecz, która przeszłaby przez moje usta :P. Od zawsze uważam, że wszystko da się dobrze napisać, nieważne, jak okropnie sztampowy, oklepany i wyświechtany wydaje się temat :').
      Również pozdrówka!

      Usuń
    2. Wierzę, że jest dużo ludzi, którzy z biegiem lat poprawiają swój warsztat zarówno gramatyczno-stylistyczny, jak i fabularny. W ogóle uważam, że blogi właśnie to powinny mieć na celu: chęć sprawdzenia jak na to o czym piszę reagują inni, ciągłe doskonalenie się. Myślę, że jeśli rzeczywiście ktoś jest ambitny, to w końcu zacznie pisać bardziej świadomie i po prostu lepiej (są wyjątki, wiem, podam klasyczny przykład K. Michalak). Osoby, które piszą o już największych patologiach bez żadnego poszanowania dla zasad poprawnej pisowni, budowania poczytnej fabuły lub jakiejkolwiek fabuły, i po prostu moralności, raczej dają sobie spokój po okresie dojrzewania. Znam od groma ludzi – między którymi są też bardzo dobrze zapowiadający się autorzy, ale są też ci mniej – którzy kiedyś pisali po parę blogów i regularnie coś publikowali nawet kilka razy w tygodniu, a już na etapie liceum dali sobie spokój, zmienili zainteresowania i nawet jak ich pytam, czy zamierzają wrócić do blogowania, to odpowiadają krótko 'nie' bez dodatkowych tłumaczeń.
      To do czego zmierzam, bo chyba trochę zabrnęłam w dygresje, co robię notorycznie, to fakt, że raczej ci najgorsi autorzy, do których nic nie dociera, prędzej czy później dają sobie spokój. Niestety po prostu więcej jest ludzi, którzy piszą średnio, by nie powiedzieć kiepsko. Na miejsce tych niedouczonych grafomanów przychodzi cały zastęp kolejnych. Stąd może bierze się też ogólna niechęć i frustracja, że przecież: mówiłam już milion razy o popełnianiu tego błędu, blogosfera jest do kitu! Internetu się nie wyleczy. Zresztą czasem nie ma czego leczyć, bo autor się ogarnia i próbuje pisać na poważnie. Każdy gdzieś musi zacząć.
      Niestety blogowanie jest też dość niewdzięcznym zajęciem. Blogi z opowiadaniami mają raczej małe szanse na wypłynięcie w sieci, a już na pewno blogi ze slashem. W listach najlepszych blogów i blogerów raczej nie pojawiają się autorzy blogów literackich i literacko-podobnych, a ludzie, którzy zajmują się popkulturą i life stylem. Dlatego jest naprawdę niewielu autorów, którzy pisanie slashy i nie-slashy traktują na poważnie i w końcu całkowicie się w to angażują. Niestety na tym nie da się zarobić. No chyba, że się ma szczęście w nieszczęściu i jest się panią E. L. James. Chyba jednak lepiej już przerzucić się na próby napisania własnej książki w zaciszu domu, a później wydawać na serio i liczyć, że ktoś to kupi i starczy chociaż na chleb i waciki.

      Usuń
    3. A to fascynujące, że nie mają wątpliwości co do powrotu do blogosfery - ja pojawiam się i znikam regularnie od podstawówki, w pisaniu też miałam wielkie przerwy wielokrotnie i sądziłam, że nie ma szans, więcej nic już nie napiszę, jednak ciągle do tego wracam. Po tych przejściach nie mogłabym sobie tak po prostu stwierdzić, że koniec, nigdy więcej nie prowadzę bloga, nie napiszę opowiadania.
      Nie powiedziałabym, że jest mało ludzi, którzy w blogosferze traktują pisanie na poważnie - jest naprawdę wiele, tyle że są w trakcie wiecznego rozwijania się i uczenia na błędach ;'). Zresztą to, że ktoś podchodzi do pisania na poważnie, nie wyklucza faktu, że może popełnić podobne błędy, co początkujący - mnie samej często się to zdarzało, a odkąd pamiętam, zawsze mam parcie na jakość tekstów i nie lubię dawać się ponieść autoreczkowemu pragnieniu, żeby główna para spiknęła się jak najszybciej (tak, też takie mam :'D). No i wydaje mi się, że błędnie zakładasz, że ludzie decydują się na pisanie na poważnie tylko i wyłącznie dla pieniędzy.

      Usuń
    4. Myślę, że to, że niektórzy decydują się odejść i nigdy nie wrócić może świadczyć o tym, że po prostu nie każdy jest stworzony do pisania? Nie wiem, czy blogowanie i pisanie opowiadań jest teraz popularne w szkołach, ale za moich czasów było. Większość moich znajomych po prostu spróbowała, ale być może nie znaleźli w blogowaniu tego czegoś, co znalazłaś ty :)
      Nie chciałam też brzmieć jakbym myślała, że ludzie którzy piszą bloga na poważnie od razu magicznie zdobywają umiejętność perfekcyjnego prowadzenia fabuły, niepopełniania kliszy i w ogóle bycia zajebistym. Bardziej skupiłam się na ludziach, którzy do blogowania mają dość obojętny stosunek? Wydaje mi się, że z niektórych błędów trzeba też wyrosnąć. Szczególnie w slashu. I nawet jeśli pisze się od wieku 10 lat i w wieku 17 ma się już jako taki warsztat, wciąż można popełniać klisze zupełnie świadomie z zasady, ponieważ nam się podobają i akurat odpowiadają na potrzeby, które musimy jakoś zrealizować.
      Masz rację, to zupełnie tak zabrzmiało, jakbym uważała, że pisać blogi warto głównie dla pieniędzy. Ale raczej przełożyłam to na swoje odczucia odnośnie czegoś innego. Mianowicie: ja wiecznie mam ochotę pisać więcej, bardziej się angażować, organizować różne eventy dla czytelników, zmieniać szablon, siedzieć przy SEO, bla bla, ale najzwyczajniej w świecie nie mam na to czasu. Z wielką zazdrością czytuję blogi o life style'u, gdzie autorzy piszą, że mają 3-4 dni w tygodniu na zajmowanie się blogiem, bo mogą sobie na to pozwolić finansowo.
      Poza tym piłam też do tego, że fajnie byłoby kiedyś zobaczyć blog literacki w zestawieniach najbardziej poczytnych polskich blogów albo najbardziej wpływowych blogerów. Może to dlatego, że mam strasznie dużą potrzebę bycia docenianą jako autorka bloga. W tym przypadku jednak nawet nie chodzi o pieniądze tylko zobaczenie kogoś mniej więcej ze swojej branży w Top10 i marzenia o znalezieniu się kiedyś tam właśnie na szczycie, po sąsiedzku.

      Usuń
    5. Ja zdecydowanie nie jestem stworzona do pisania, jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi wracam :'D. Ale to tam, taki przegryw ze mnie.
      Fajnie by było blogi literackie zobaczyć, owszem, ale to raczej coś zupełnie nieosiągalnego. Kurcze, nie wiem, czy blogowałaś na Onecie - tam były spisy top blogów i jasne, najczęściej na szczytach nie znajdowało się blogów z opowiadaniami (bo to była era konkursów na komentarze i w top10 były same blogi "konkursowe", tworzone dla statystyki), ale za to można było przysyłać do załogi Onetu propozycje polecanych postów - pamiętam, że raz tam trafiłam (sama wysłałam tego e-maila z poleceniem xD), jej, jak potem piórka stroszyłam :'DD.

      Usuń
    6. Blogowałam na Onecie, czasem w wersji, o której wstyd mi teraz opowiadać xD Najsmutniejsze jest to, że chyba nawiększy blogowy sukces (jeśli można to tak nazwać) odniosłam pisząc bloga o popularnym w tamtych czasach zespole muzycznym. Sukcesem nazywam 100+ czasem nawet 200+ komci i milion wyświetleń. No ale Onet się już skończył (przynajmniej według mnie), tak samo jak moje grafomaństwo (kiedyś mogłam pisać po dwa rozdziały dziennie), więc Hallelujah!
      Plus no, zależy co rozumiesz przez "stworzona do pisania". Jeśli daje ci to frajdę i widzisz w tym jakiś, nawet swój własny sens, to według mnie jesteś stworzona do pisania. Chyba każdy może nauczyć się pisać, śpiewać, malować, liczyć całki. I nawet jeśli jest w tym przeciętny, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pisał, śpiewał, malował i liczył całki całe życie, jeśli taka jego wola.

      Usuń

  3. Miałam ci napisać, co mi nie zagrało, ale w sumie to już nie ważne, bo początkowo miałam napisać zupełnie coś innego, ale doczytałam dalej i rozwiałaś moje wątpliwości, więc zostały mi luźne refleksje.
    „Jedyni pewnie stwierdzą, że mam rację, drudzy powiedzą, że to fikcja literacka, że nie powinnam doszukiwać się w niej niczego głębszego i jak najbardziej rozumiem to tłumaczenie. Bo kiedy czytamy książkę z perspektywy mordercy, a wgląd w jego głowę uważamy za niezmiernie fascynujący i wciągający, przecież nie znaczy to, że gloryfikujemy jego czyny, że go popieramy.”
    Literatura jako taka, a raczej utwory literackie, zawsze mają coś do przekazania, a nawet jeśli jest w nich zaburzony porządek przyczynowo-skutkowy czy jakieś elementy świata przedstawionego – to zabieg umyślny, ergo ma wywołać określony rezultat. No ale porównywanie typowego slashu do klasyki jest cokolwiek niestosowne z mojej strony. xD Brakuje fachowego określenia na „literaturę” drugiej czy trzeciej kategorii, cóż. Dobra, do czego piję. Wydaje mi się, że tutaj trochę pokrętnie wytłumaczyłaś, co masz na myśli, przytoczyłaś przykład mordercy, który z logicznym myśleniem ma akurat dużo wspólnego, a jedyne co go z takim seme łączy, to bycie tym złym, o seksownym umyśle Panem, przynajmniej w oczach ałtoreczek. No ale to pierdoła (tak jak ty <3), jednak zakładam, że dla ałtoreczek BORDERLINE SADISTIC mógłby być nawet mordercą, ewentualnie niedoszłym mordercą, który podczas se ksu BDSM prawie udusił swojego zasmarkanego Jiro obrożą. Albo wstążką, którą tamten nosił we włosach, żeby zaspokoić jego fantazję?


    „Ale nigdzie nie ma w sieci miejsca, gdzie nie tylko za akceptowalne, ale i pożądane uważałoby się tworzenia bohatera-seryjnego-mordercy, gdzie autorzy rozpływaliby się nad jego techniką torturowania i zabijania, brakiem poszanowania dla ludzkiego życia, a jego zbrodnie na każdy kroku usprawiedliwiałoby się trudnym dzieciństwem, traumami czy czymkolwiek innym.” – W sumie czytałam to dawno, ale… what about „Carrie” Kinga? Tam chyba całe miasto ją potępiało, ale narrator jednoznacznie dawał do zrozumienia, że to, co zrobiła, nie wydarzyłoby się, gdyby nikt jej nie wkurzył, ergo usprawiedliwiał wybicie przez nią 1/3 uczniów liceum faktem, że miała „ciężko” w życiu. Czy coś.
    Idk., jak dla mnie trudno brać tę książkę na poważnie, nawet film zaszczepiał więcej refleksji.
    Przyszedł mi do głowy też Valdek, ale wiadomo, że w HP nie był usprawiedliwiany, jedynie dogłębnie analizowany – w każdym razie kiedyś siedziałam na tumblrze, w spędowisku fanek stwierdzenia (jako obserwator, rzecz jasna), że wszystkiemu jest winna Meropa, bo to ona wypiła eliksir miłości, ale można ten argument o kant du py rozbić, gdyż trzeba byłoby w takim razie stworzyć fandom dla zbrodniarzy wojennych. xD
    Odbiegam od tematu, wiem. No a mój ulubiony przykład zlepka wszelkich patologii (zapewniam cię, że są tam wszelkie możliwe klisze, do których nawiązałaś w tym poście), w tym właśnie relacji seme-uke? „Czarna Walkiria”! Bo przecież gwałt na uczniu po pijaku dobrze pokazuje, gdzie kogo miejsce. ;) Tak samo jak późniejsze wydymanie Harry’ego w celach odwrócenia traumy (wtf). Przytaczam to jednak, gdyż wystąpiło tam naprawdę ciekawe zjawisko – Harry jest zniewieściały, ale jednocześnie PRÓBUJE grać twardziela. Przykłady: ma super męską bliznę i czarną (+ brudną) jak włosy Nietoperza szatę, lata na smoku, zabija ludzi, no twardziel. A jednocześnie na samo wspomnienie swojego oprawcy popada w histerię, spazmatycznie szlocha, a nawet traci przytomność (!) gdy przyjaciółka próbuje go przytulić. Aha, no i męska ciąża. Nie muszę chyba wiele dodawać.
    Post świetny i poruszający uniwersalną kwestię, która zahacza o gender studies, nie tylko kreację bohaterów literackich. Propsy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejejejej, jeszcze opek do klasyki po porównuję, tak bardzo na głowę nie upadłam :'D. Dlatego właśnie wstawiłam jakąś hipotetyczną, beztytułową książkę (właściwie to przykład wzięłam z serialu, przy którym zresztą złapałam się na... kibicowaniu mordercy kobiet :')), nie porównałam do niczego konkretnego. Potrzebowałam przykładu skrajnego, żeby lepiej zobrazować, co mam na myśli, ale w sumie fakt - słyszałam o opku (na szczęście nie potterowskim <3), w którym love interest był starym jak świat demonem i to nie takim, co miał mhroczną przeszłość kiedyś tam, o, hoho temu, tylko aktualnie też był skurczysynem z krwi i kości (tak, morderstwa nadal popełniał), przetrzymywał bohaterkę, a ta niemal od razu zapałała do niego niesamowitym pożądaniem. Ale też trochę wiary w ludzi by się przydało, nawet tylko na potrzeby posta, nie chciałam przedstawiać skrzywionego spojrzenia na autorów slashu (czy jakiegokolwiek poza stwierdzeniem, że brakuje im samorefleksji). No ale tam, spróbuję to potem jakoś ładniej ubrać w słowa.
      Nie czytałam ani nie oglądałam Carrie, więc nie wiem, ale też mowa była o miejscu w sieci, tym razem podarowałam sobie porównania do Literatury :P. Ale to też trochę inne - bo jeżeli autor rozpisuje się wylewnie na temat tortur, morderstw itepe - nie znaczy, że jemu samemu sprawia to przyjemność i że chce, żeby innym sprawiało (pomijając jeden znany nam przypadek...). W relacji uke i seme wyraźnie widać, których autorów to bardzo kręci, widać, którym aż drżą dłonie na klawiaturze, jak docierają do opisywania napadów chorobliwej zazdrości ich, ochhh, seksownego seme i wydaje mi się, że oni nawet nie są w połowie tego świadomi :P. (A może mam urojenia). No i też nie wplątywałabym w to BDSM - bo BDSM polega na szacunku do siebie nawzajem, swoich limitów, które się respektuje i omawia. Żeby w opkach z uke i seme znaleźć takich, którzy faktycznie bawią się w BDSM, trzeba by chyba przeszukać całe internety i potem strzelić sobie w łeb, bo wyniki patola vs BDSM byłyby przytłaczające.
      Valdemar... też jest przecież uosobieniem boga seksu i to wcale nie rzadko, z tego, co ostatnio podpatrzyłam - ficzki Bella/OC x Voldzio w młodości wcale nie są tak rzadko spotykane. :P Przynajmniej w przypadku Voldka nikt nie może się bronić stwierdzeniem, że był "ofiarą reżimu", jak to w 3/4 przypadków jest w fanfikach Dramione :D.
      Dzięki! Miałam też napisać coś o utartych rolach obu płci w związkach, ale uznałam, że nie o tym blogaś i lepiej nie popadać w zbytnią nadinterpretację opek, oczywiście dla własnego zdrowia.

      Usuń
    2. + przy morderstwach (zakładając na potrzeby mojego przykładu, że morderca wcale nie jest przystojny i nie ma tragicznego backstory, do którego można wzdychać) i tak, śmiem twierdzić, większość z nas ma zakodowane, że to jest złe, nieważne, co autorzy natrzepią w ficzku, a mroczny, seksowny i niebezpieczny seme przecież jest na jakimś poziomie dla sporej liczby czytelników, no, pociągający. Wtedy można usprawiedliwiać naprawdę sporo skrzywień prawdziwymi małostkami, bo czytelnicy/autorzy związują się ze swoim niezrozumianym, poszkodowanym przez życie seme, przecież to nie jego wina ;(. Idealnym przykładem z Literatury (;P) tego byłby przecież Grey z 50 shades - był jako dziecko molestowany, a więc teraz ma wszelkie prawo!!! być sadystą, który nie chce stałego związku i który traktuje swoją ukochaną jak ścierę do podłóg. A popatrz, jaką furorę zrobiło to opko na całym świecie. Wydaje mi się, że gdyby do Greya dodać taki słodziutki drobiażdżek jak po godzinach bycie seryjnym mordercą, ksionszka nie spotkałaby się z tak przytłaczająco pozytywnym odbiorem. A może chcę w to wierzyć.

      Usuń
  4. Po przeczytaniu tej notki gratuluję sobie, że nigdy nie przeczytałam żadnego slasha :D
    Promocja związków patologicznych i przedstawianie ich jako miłość idealna, do końca życia będzie mi się kojarzyć ze 'Zmierzchem'. Mój Boże, jakie to było gówno. Piszesz tylko o fandomie HP? Powinnaś kiedyś poznęcać się nad zmierzchem. Z twoja ironią, to byłoby cudowne!
    i dzięki za komentarz u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad Zmierzchem znęcały się o wiele bardziej adekwatne do tego zadania osoby, zresztą... na całe szczęście Zmierzch przeminął, a fanfiki potterowskie trwają i trwają :'D.
      Nie ma za co :').

      Usuń
  5. Ej serio, nigdy nie zbłądziłam w internetach aż tak, żeby czytać temu podobne cosie, a jak już się pojawił slashyk to na szczęście nie Potterowski (i był dość umiarkowanie sfetyszowany, więc mojej wyobraźni nic się nie stało.)

    Slaszyk może i by człowiek poczytał, ale właśnie przez te dwa typy to nawet nie ma się za co brać.

    Ale gdzieś powyżej w komentarzach została poruszona interesująca kwestia, mianowicie, projektowania swoich własnych potrzeb i pragnień w postaci opisywania patologicznych dość relacji na blogach lub też ffkach. Ciekawa dyskusja się toczy tam powyżej.

    Z fikcją jest o tyle fajnie, że w sumie można się zanurzyć w te patologie jednak i hm... w sumie bez konsekwencji w realu się po prostu wyżyć. Niektóre są lepiej, niektóre gorzej napisane, ale w sumie to jest - jak ktoś powyżej wspomniał w tamtej dyskusji - zaspokajanie własnych potrzeb autora, bez uwzględnienia tego, jak to odbierze czytelnik. A czytelnik potrafi być często mniej wybredny i zawsze się jakiś znajdzie, więc w sumie nie ma się o co martwić.

    Ale to, co mnie zainteresowało, to temat przypisywania cech, nazwijmy to roboczo, żeńskich do kolesia w relacji męsko-męskiej. Takie celowe zniewieścienie i pojechanie stereotypem, tylko po to, by wypełnić schemat i ustalić, kto jest w relacji sub, a kto dom. Bo wiadomo, że jak ktoś jest wrażliwy i emocjonalny, to pewnie sub, bo przecież oczywistością jest, że kobiety z natury są bardziej uległe.

    Znowu zastanawia mnie skąd się ta tendencja wzięła, bo podejrzewam gdyby takiemu subowi zmienić tylko płeć, a resztę zostawić bez zmian, to w sumie nie wiele by trzeba było w tekście poprawiać. Fetyszyzacja kobiecości to naprawdę dobry termin do opisania tego zjawiska. I w sumie dobrze, że to blogspot, a nie tumblr, bo podejrzewam za taką krytykę na tumblu można nieźle oberwać od tzw. special snowflakes, i zaraz się jest nazwanym fobem wszystkiego i rasistą i w ogóle do grobu z Hitlerem. -,-

    No w każdym razie cieszę się z nowego postu. :3 Uściski! xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyraźniej mam pecha, bo nie szukam takich tekstów, a jednak zawsze je znajduję. Jedyna poszkodowana przez internet... Samotna w cierpieniu... Szczerze, też nie miałabym nic przeciwko slashowi, jakby ktoś go przeczytał najpierw, potem mi zaświadczył na piśmie, że owszem, nie ma tam żadnej patoli i schematu uke/seme, też bym pofangirlowała do jakiejś fajnej relacji między facetami. Wszystko tylko nie Snarry, nawet Drapple.
      Nie powiedziałabym, że w tekście nie byłoby niczego do poprawiania, gdyby tak zmienić płeć uke - dalej, jak najbardziej, byłoby i to tyle samo. Czytałam swojego czasu tak idiotyczne opka (najczęściej Dramione), gdzie Hermiona wręcz BAŁA się Dracona, bo był tak Niebezpiecznym Mężczyzną, tam się patologia rozciągała nawet dalej niż w czytanych przeze mnie slaszykach, jakby je tak złożyć razem. I owszem, nadal czytelnikom nic nie przeszkadzało w tej relacji, nadal Draco był szalenie romantycznym rycerzem (ale mrocznym). Rak z przerzutami.
      W ogóle mam wrażenie, że w opowiadaniach kobieta nie ma jak nie być uległą. Tak, często spotyka się typowe zasłony dymne w stylu, że Hermiona gardzi Malfoyem, że uważa go za dupka, idiotę i nie wiadomo co jeszcze, ale to wszystko i tak prowadzi do jednego - do bycia uwiedzioną przez mężczyznę. Kobiety nigdy nie uwodzą. A jak uwodzą, są w tle i robią za arcywrogów Mary Sue, bo są bezczelnymi idiotkami, które szmacą się za każdym zakrętem korytarza z innym chłopakiem :P.
      Ach, ktoś również żywi podobną miłość do Tumblra co ja <3. Pamiętam, jak raz pozwoliłam sobie w dwóch zdaniach zamknąć swoje narzekanie na finałowy odcinek Hannibala, moja skrzynka została zasypana butthurtami w stylu "NIE ZNASZ SIĘ, TEN SERIAL MA GŁĘBIĘ, UKRYTE ZNACZENIA, TO NIE JEST SERIAL DLA PROSTYCH LUDZI", jakbym co najmniej im rodzinę zatłukła rzepą.

      Usuń
    2. A jak skomentowałabym to ignoranckie przeświadczenie, że w męsko-męskim związku któryś zawsze musi spełniać rolę uległej kobietki? Ano tak: https://www.youtube.com/watch?v=h8QPOsLBeXM

      Usuń
    3. Ten filmik. "Um... wow." <3 Tak, dokładnie tak.

      Drarry jeszcze potrafi całkiem fajnie być napisane. Snarry natomiast... wciąż nie czaję skąd się to wzięło? Ale w sumie... jak ludzie potrafili wymyślić wuja Vernona!Gwałciciela, to już nic nie zdziwi. Pytanie tylko, dlaczego zawsze Harry jest taką totalną, za przeproszeniem, pizdą w tych ffkach.

      Serio, jak siedzę w blogach, to jeszcze nie spotkałam się z wersją Harry'ego, która by była trochę mniej pizdowata niż jak na fanonowy standard przystało. Jak myślisz, co tutaj zawiniło? Oryginalna kreacja? Czy znowu syndrom pt. emo-Harry?

      Hm, to generalnie wyglądałoby na to, że jakieś 90% przypadków w patofanfikach ofiary cierpią na jakąś odmianę syndromu sztokholmskiego? Normalny człowiek, ekhem, to jest względnie zdrowy umysłowo, jeżeli się kogoś boi, to raczej go nie uromantycznia i nie pragnie mieć z nim seksów.

      Btw, czyli nie zdarzyło Ci się jeszcze znaleźć ffka, gdzie by kobieta uwodziła i ten motyw by się nie rozpadł zaraz po pierwszym pocałunku? Szkoda, bo poczytałabym coś takiego.

      Tak, cały Tumblek <3 Nie podobało mi się, że aktor, którego szanowałam i który mnie inspirował tak z dnia na dzień poszedł się kurwić, więc skrobnęłam na ten temat ze dwa zdanka, i w ten oto sposób rozpętałam gównoburzę na skalę 250 reblogów w ciągu 15 minut. Usunęłam post, bo wkurzały mnie powiadomienia, ale generalnie Tumblek jest takim dziwnym miejscem, gdzie wszyscy się kochają i śpiewają sobie kumbaya.

      Zdradź skrawek tajemnicy, o czym będzie kolejny post, pls? <3

      Usuń
    4. W Drarry nie wątpię, chociaż nigdy nie spotkałam się z takim, które dałabym radę doczytać... do piątego rozdziału, tej granicy nigdy nie przekroczyłam. Zwykle czytam z wyrazem przerażenia na twarzy i odpadam przy drugim :P. Ale fakt, tu już jest więcej rzeczy, na których można spróbować budować relację - bo Draco to był tylko taki młodziak, który Harry'ego prześladował za to, że ten go odtrącił i nie zamierzał łechtać jego ego. Coś takiego jest do naprawienia i przejścia przemiany. Ale Snape? Matko :').
      Heh, ile fików, tyle przewinień, podejrzewam :P. W slashu główną wadą Harry'ego jest to, że w kanonie nigdy nie był dostatecznie kól (owszem, miał swoje momenty wspaniałego pyskowania Snape'owi), uberkonserwatywna arystokracja zawsze będzie bardziej pożądana niż taki Harry, co to nie potrafił zaprosić Cho na bal, a jak już to zrobił, powinien był popełnić samobójstwo z tego wstydu (chociaż tutaj mogą rzucać mi się na głowę filmy, nie pamiętam, jak to przeszło w kanonie, natomiast filmową scenę z sowiarni pamiętam aż za dobrze) :P. Harry jest pizdowaty, bo często jest w jakimś stopniu alter ego autorów, bywa.
      I szczególnie zdrowy człowiek nie uromantycznia dzikusów, którzy obłapują go wbrew jego woli, ale wiesz - Dramione to jest osobny typ skrajności :'D.
      Nie, nie zdarzyło mi się - czekam na taki z utęsknieniem, chociaż obie wiemy, jakie są zasady internetu - jeżeli chcesz coś przeczytać, a tego nie ma... napisz to. Szkoda, że nie potrafię pisać :').
      Tumblr i miejsce, gdzie wszyscy się kochają? Może z powierzchni, ale jak się trochę rąbka uchyli, to sama zgnilizna, hejt wylewa się zewsząd, rasizm wchodzi na nowy poziom (oczywiście przeciwko białym, white tears, ha), nienawiść wobec mężczyzn to chleb powszedni, a pranie mózgów dzieciaków to ich ulubiony sport :P.
      Kurcze, jeżeli nic się nie zmieni, to zapewne też o pewnym pairingu, takim, którego tutaj wcale nie wspomniałam...

      Usuń
    5. Jak Snape, to tylko z Hermioną :D Wbrew pozorom da się coś przyzwoitego z tego skleić, nie pisząc Hermiony bardzo OOC. Ale może to przemawia przeze mnie słabość do relacji uczeń-nauczyciel. (Fetysz.)

      A, czyli jednak kanon trochę przewinił. Z V bodajże tomu jedna z bardziej pamiętnych pyskówek, to "nie ma potrzeby zwracania się do mnie per pan". Oh, buuuuurn.

      Ta sytuacja z Cho na schodach :D Od gramatyki urwało, zwłaszcza w Polskim dubbingu.

      Nie no, dzikusi są świetni przecież... Taki reprezentant dothraków na przykład. Myślę, że może Martin maczał coś w tej tendencji uromantyczniania dzikusów. Coś jest na rzeczy.

      Potrafisz pisać. Zwłaszcza edukacyjne hejty. Jaram się Twoim blogiem, jak mało czym <3

      White tears. :') W dziwnych czasach przyszło nam żyć. Takie to mam rozterki egzystencjalne.

      O, pairingi dalej :D Moje ulubione łiiii.

      Usuń
    6. Też lubię takie relacje, chociaż mniej fizyczne, niż się zakłada przy fetyszu chyba, ale nigdy nie shipowałabym Hermiony ze Snape'em. Nikogo bym z nim nie shipowała. Co do tej postaci mam twarde poglądy, to dla mnie jest taki creep, który od dziecka próbował zdobyć jedną dziewczynę, chciał ją bez żadnego wkładu w związek (on niech sobie zostanie, jaki jest, rasistowski i powiązany z Voldkiem - dlaczego łona mnie nie chce? ;(((), miał na jej punkcie obsesję nawet tyle lat po jej śmierci, Chryste panie :'). Na deser jeszcze czerpał przyjemność ze znęcania się nad dzieciakami, nigdy nie powinien być dopuszczony do pracy jako nauczyciel, poza tym był zawistny i po prostu okrutny. Największego wroga nie wpakowałabym w związek ze Snape'em :P.
      Ehehe, nie oglądam filmów z lektorem, już tym bardziej z dubbingiem, nie krzywdzę tak oryginałów, więc nigdy nie przeżyłam tego marnego tłumaczenia :D.
      Nie czytałam GOT. :c Znaczy tak - pierwszą część owszem, ale przebrnęłam przez nią ostatkami sił, masaaaakra. Za to serial oglądam i mam taki love-hate relationship z nim, z jednej strony potrafi być bardzo dobry, z drugiej skrajnie idiotyczny... Ale fakt, Dany szczególnie szybko się przyswoiła do rzeczywistości ze swoim Khalem, że tak eufemistycznie to określę :P.

      Usuń
    7. Snape fanonowy potrafi być jak mroczny rycerz na czarnym koniu, eeej. :')

      Trochę smutne swoją drogą, że tak się zafiksował na jednej kobitce na całe życie. Obsesja =/= miłość dozgonna. Ale no cóż... Takie creepy postacie ciekawiej mi się czyta, mimo wszystko. (Nie bez powodu Littlefinger z GoT jest moim ulubieńcem, heee.) + Wielu nauczycieli znęca się nad uczniakami i dalej jest w zawodzie, to nie Hameryka. No ale gwałt na Harrym (wracając do ffków) to już naprawdę szczyt szczytów. :D

      Ej, no, jak się ma 10 lat i niespecjalnie dobrze włada angielskim, to się ogląda dubbingi. :c

      Przyswoiła się, tak, Dany ma cudowne zdolności adaptacyjne. Zwłaszcza w ogniu. ^_^

      Usuń
    8. Przepraszam, że się wetnę, ale chciałam się podzielić jedynym opowiadaniem (a właściwie tłumaczeniem z ang.), na które trafiłam w sieci, a w którym Harry nie jest ciotą. Co prawda ja sama przeczytałam zaledwie paręnaście rozdziałów, bo jakoś mi nie podpasowało to, że tym razem postaci były, jak na mój gust, wręcz zbyt zajebiste, ale może wam się spodoba. Opowiadanie można znaleźć na fanfiction.net. Nazywa się Powrót huncwotów i w sumie zrealizowano w nim fajny pomysł, gdzie na początku powiedziane jest, że James przemienił kołyskę Harry'ego w świstoklik i dzięki temu uratował jego i Lily. No i Harry jest wychowywany przez matkę i Syriusza. To nie spoiler, i swear, pojawia się już w opisie opowiadania.

      Usuń
    9. Ej no, nie ma za co przepraszać, przecież od tego są internety, żeby dyskutować. A wręcz ja się cieszę jak ktoś wtrąci swoje 3 grosze :)

      Dzięki za fika! Chętnie obczaję, zapowiedź przypomina AU, ale liczę na to, że mnie wciągnie. Pozdrawiam! x

      Usuń
    10. W ogóle ten los fanfikoczytaczy podsumowany jednym zdaniem Magdy: "podzielić jedynym opowiadaniem, na które trafiłam w sieci, a w którym Harry nie jest ciotą" :D. Na zbyt zajebiste postacie reaguję alergicznie i z zawiścią, że sama nie jestem Mary Sue, więc pewnie to nie dla mnie :(. Ale dar przyjmuję z namaszczeniem xD.

      Usuń
    11. Pamiętam, że laska dodatkowo wprowadziła tam jakieś alter ego Harry'ego i Ginny z pumami czy panterami. Nie przetrwałam długo, ALE Harry był opisywany jako macho, a nie ofiara losu. A Ginny też sobie radziła w życiu. Mniej więcej.

      Usuń
    12. Rozpaczam teraz. Liczyłam na coś dobrego, a Ty mi tu jakieś sekretne życie dzikich kotów serwujesz. :(

      Usuń
    13. Nie powiedziałam, że jest dobre. Planowałam przedstawić to bardziej jako ciekawostkę przyrodniczą. Jestem właściwie ciekawa, czy w jakimś ficu sprawdziło się dodanie jakichś wymyślonych wątków z magicznymi przedmiotamo, stworami , czy innymi dziwnościami. Tutaj mamy na przykład te koty nie wiadomo skąd i raczej nie uważam, że był to trafiony pomysł. Znacie coś się na dłuższą metę sprawdziło?

      Usuń
    14. Pantery i pumy... W sensie nie miałabym z tym problemu *może*, gdyby to była jakaś szkoła magii w Afryce, czy coś. Pantera w Europie, to ewentualnie w zoo. :D
      Hm... Z dziwności to ten, Rozmowy Trumienne mają wampiry i rury aluminiowe, ale chyba niezupełnie o to Ci chodziło. ^^

      Usuń
    15. SEKRETNE ŻYCIE DZIKICH KOTÓW <3
      Magiczne przedmioty? A zaliczyłabyś do nich artefakt? O ile dobrze pamiętam, w Masce Śmierciożercy jest wątek magicznego artefaktu i myślę, że jest poprowadzony dość dobrze, zresztą w tym fiku jest mnóstwo dobrych prób budowania na kanonie, zdecydowanie jeden z lepszych ficzków w sieci :'). Jest Snape w znośnej dla mnie formie, Lucjusz w sutannie... piękne opowiadanie :'D.

      Usuń
    16. Wrażliwiątko, kochane moje, nie czytałaś klasyki gatunku Rozmów Trumiennych?! :D

      Usuń
    17. Kiedyś zaczęłam, ale mnie nie porwały i porzuciłam. Teraz to nawet nie pamiętam, o czym były... ale gdybym doszła do rur aluminiowych, z pewnością bym zapamiętała przynajmniej je.

      Usuń
    18. Rura była gdzieś w pierwszych epizodach. Do mnie taki głupowaty humor trafia, a tam było tego dużo... (Hm, może to nie najlepszy pomysł, żeby się tak wychylać z moimi preferencjami w miejscu publicznym, co z moją reputacją. </3)

      Usuń
    19. Muszę w końcu zabrać się za Maskę, bo wszyscy o niej mówią, a nasze drogi jakoś nigdy się jeszcze nie zeszły. Może dzisiaj jest ta noc.

      Usuń
    20. Ej, ale można też znaleźć dobre snarry, tylko trzeba trochę poszukać :P W ogóle na blogach dobry slash nie istnieje. Przynajmniej ja takowego nie widziałam, więc uważam go za gatunek wymarły. Dobry slash, gdzie partnerzy nie są uke i seme, można znaleźć na forach / portalach. Podobnie jest z dobrym romansem hetero. Złego romansu hetero, szczególnie w blogosferze, jest na pęczki, ale gdy chcesz czegoś ynteligentnego do poczytania, to szukaj wiatru w polu ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    21. http://kontrapunkt-mercuryeff.blogspot.com
      zejdz-na-ziemie.blogspot.com
      Bardzo dobre slashe, polecam. Logiczne, spójne, wciągające. Tej samej autorki. Pierwszy w trakcie pisania, drugi zakończony i wydany w formie e-booka. ;D

      szania

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadrabiam notki i zastanawiam się, jakim cudem ktoś może tak dobrze odzwierciedlić moje myśli?

    Dlatego nie przepadam za slashem, bo straszliwie trudno znaleźć coś, gdzie obaj partnerzy będą zwykłymi facetami, bez sytuacji, w której jeden jest rozlazłą babą, ewentualnie zamienił się na mózgi z czterolatkiem, a drugi albo mu w tym przoduje, albo gra rolę tzw. bad boya, który ma w dupie uczucia drugiej osoby i czuje nadmierną chęć kontroli.

    W sumie nie mogę się zbytnio pochwalić jakimś dużym zapleczem przeczytanych slashy. I nie wiem, czy mam czego żałować. Jeszcze popatrzę, czy ktoś czegoś nie polecił (tak, znowu nie przeczytałam komentarzy).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki hejt na ukobieconych uke oraz toksycznych seme jest dość powszechny, wydaje mi się. Nawet wśród autorów slashu - niektórzy dają radę z tego wyrosnąć, zastanowić się nad swoim tekstem i postanowić coś zmienić, więc wyobraź sobie, że nie jesteśmy same we wszechświecie, jest nas więcej :'P.
      Oszczędzę ci roboty i powiem, że niee, tym razem nikt niczego nie polecił.

      Usuń
  8. Tak, właśnie odkryłam Twojego bloga.
    Tak, mam refleks szachisty.
    Chciałam tylko napisać, że mam bardzo smutne podejrzenie, że fanfiki z tego typu przemocą są często kojarzone z parami homoseksualnymi, ponieważ dla wielu to rodzaj podobnej egzotyki. Brzmi to strasznie, ale czasem odnoszę wrażenie, że ałtorzy traktują osoby o innej niż heteroseksualna orientacji, jako coś, co jest jakby... kinky? I to im pasuje do historii rodem z 50 Twarzy Greya.

    OdpowiedzUsuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X