Witam drogich czytelników!
W zeszłym tygodniu mówiliśmy o temacie raczej cięższym, niż ktokolwiek mógł się spodziewać po tym blogu (łącznie ze mną), dlatego też zdecydowałam, że w tę niedzielę zajmiemy się czymś odrobinę przyjemniejszym. Nadszedł najwyższy czas na zmierzenie się z potęgą blogosfery – fanfikami o parze tak niepoprawnej, że aż strach pomyśleć, co sama Rowling miałaby na ten temat do powiedzenia. Chociaż jak tak patrzę na ostatnie akcje naszej ukochanej Jo, mam wrażenie, że niedługo stałaby murem za zakazaną miłością Hermiony i Draco, skoro już postanowiła, że córka Voldemorta jest idealna do doprawienia kanonicznej przeszłości Toma.
(© upthehillart) |
Pomijając fakt, że Jo wzbogaciła mnie o raka z przerzutami – czego nie spodziewałam się akurat z jej strony i za co należy mi się odszkodowanie – poświęćmy tę niedzielną chwilę nie tylko na zastanowienie się nad fenomenem Dramione, ale po lekturze pomóżmy też Zbrodniom dobić do setki komentarzy, bo akurat czterech mi brakuje i czuję się z tego powodu wielce niepocieszona, a tak być nie może. Zatem: fenomen Dramione. Nie ukrywam, że nie przepadam za tym pairingiem – po części może dlatego, że gdzieś głęboko w sercu jestem nieuleczalnym przypadkiem hipstera, który gardzi wszystkim, co obrzydliwie popularne, ale po części może też dlatego, że pairing sam w sobie zdecydowanie nie jest tragiczny jak na standardy blogosfery, tyle że… sprawa prezentuje się inaczej w momencie, gdy autorzy wyczyniają rzeczy niestworzone z postaciami Draco oraz Hermiony. Jak myślicie, co jest powodem, dla którego akurat ten pairing wziął szturmem nie połowę (co byłoby druzgoczące samo w sobie), a prawie całą blogosferę? Ja już wypracowałam sobie na ten temat pewną teorię, ale chętnie porównam ją z Waszymi.
Najpierw omówimy postać Hermiony, a to dlatego, że wydaje mi się, że z jej perspektywy akurat fenomen tego pairingu nie jest aż tak jednoznaczny. A nie jest jednoznaczny przykładowo ze względu na to, że na przestrzeni mnóstwa fanfików to właśnie Hermiona przechodzi najwięcej zmian wywołanych niczym innym, a zwykłym widzimisię autorów, dla których najbardziej pożądane są banalne drogi do rozwinięcia relacji tych bohaterów. Bo w gruncie rzeczy kanoniczna Hermiona jest, jaka jest – nieszczególnie popularna, nieszczególnie lubiana, zadziera nosa, często brakuje jej tzw. ulicznej inteligencji (street smart), bo wierzy w nieomylność hogwarckich podręczników. Nie można natomiast odmówić jej bystrego umysłu, zdolności dedukcji oraz dobrego serca, ale bądźmy ze sobą szczerzy – te wady i zalety nie są cechami, które tworzą obraz nęcącej, bajeranckiej postaci. I w gruncie rzeczy często jest tak, że autorzy nie czują potrzeby, by przemienić Hermionę w jej bardziej czaderską wersję, bo przecież to Draco Malfoy jest właścicielem tego monopolu. Jednak wydaje mi się – nie żebym zaczęła prowadzić statystyki – że częściej mamy do czynienia z absurdalnymi metamorfozami Hermiony. Począwszy od kwestii tak błahych jak wygląd: nasza Miona zaokrągla się po wakacjach, ładnieje, zaczyna o siebie dbać, lepiej się nosić, a na domiar wszystkiego codziennie wygładza włosy Ulizanną, w której efektach zakochała się w dniu Balu Bożonarodzeniowego; poprzez zupełnie nieuzasadnione i w każdym calu sprzeczne z kanonem przeniesienie jej do Slytherinu, gdzie mogłaby spędzać każdą tęskną chwilę albo w towarzystwie Dracona, albo w towarzystwie jego korzennej wody kolońskiej wciąż unoszącej się w pokoju wspólnym Ślizgonów, albo na wzdychaniu do niego podczas bezsennych nocy; skończywszy na wymazywaniu prawowitego pochodzenia Hermiony, ekspresowo stawiając ją przed jedną z dwóch rzeczywistości: albo Miona jest po prostu czystokrwistą czarownicą, coby Malfoy nie miał już żadnych podstaw do wyzywania jej od szlam, albo zostaje córką samego Lorda Valdemara – pardon! – Voldemorta. Nie wspominając o tym, że dla tej miłości nie tylko Hermiona przechodzi bulwersujące zmiany – Ron ewoluuje w damskiego boksera, śmiecia i alkoholika, Harry postanawia nie wrócić na siódmy rok nauki do Hogwartu, podejmując pracę w zawodzie aurora, żeby w czasie trwania przeciętnego Dramione nie odezwać się do Hermiony ani słowem, a sam Draco… No właśnie.
Nasz drogi Malfoy to nic tylko same zalety, materiał na przyszłego męża oraz ojca dzieci, po prostu sama nie wiem, dlaczego jeszcze nie wpakowałam się w ślubnej kiecy i pantofelkach między kartki serii o Harrym Potterze. Zapewne dlatego, że nie zdążyłam wybrać sobie ładnego bukietu ślubnego, owszem, ale już niedługo! Ekhem, zostawmy na moment moje plany życiowe, powzdychajmy zgodnie do tego pozbawionego wad, zbyt idealnego jak na nasz świat młodzieńca! No, śmiało, co przychodzi wam na myśl, kiedy wspominacie właśnie Dracona? Jako przeciwniczka tego pairingu, zapewne wspominam same nieodpowiednie rzeczy, na przykład fakt, że nie potrafił żyć bez atencji ze strony rówieśników, od Kamienia Filozoficznego niczym zbuntowany Sebix spod bloku lansował się przed genialnymi koleżkami magicznym odpowiednikiem „czarnucha”, znęcał się nad pierwszoroczniakami, zapewne bojąc się podskoczyć komukolwiek, kto dorównywałby mu poziomem, a także z prawdziwą pasją prezentował swoje sięgające zenitu tchórzostwo, gdy niejednokrotnie atakował przeciwników od tyłu, żeby potem, jak stanie mu się kuku, zapłakać, że „jego ojciec o wszystkim się dowie!” Ech, chyba coś pominęłam… No właśnie, GDZIE jest w nim ten materiał na love interest naszej Hermiony? Moi drodzy, po co udajemy, skoro doskonale znamy odpowiedź na to pytanie? Klucz nie leży w cechach charakteru Dracona, chcę wierzyć, że gdybyśmy wszyscy spotkali w życiu tak żałosną jednostkę, zgodnie uznalibyśmy, że nic tylko marnuje powietrze. Klucz leży natomiast w tym wszystkim, co od Dracona niezależne i co nie jest jego zasługą w żadnym stopniu.
Po pierwsze i najbardziej oczywiste: w pieniądzach. Taki Draco idealnie wpasowuje się w dość popularne, lecz też często skrywane niczym wstydliwy sekret pragnienie, by to mężczyzna po staremu zajął się sprawami finansowymi, podczas kiedy kobietka może sobie leżeć i pachnieć, obsypywana najdroższymi prezentami. Dzięki obrzydliwej ilości galeonów Hermiona nie musi się martwić o swój dobrobyt, nie musi zamartwiać się rachunkami, nie musi obawiać się, że jej dzieci nie będą miały tego wszystkiego, co chciałaby im zapewnić. W przeciwieństwie do związku z innymi niegodnymi uwagi osobnikami z wielodzietnej, ubogiej rodziny.
Rzecz druga: Malfoy ma rodowód. Wywodzi się z rodziny, którą można by luźno porównać do szlachty – czyste jak łza pochodzenie, lokaje (niewolnicy), koneksje, potencjał na zawarcie nowych opłacalnych znajomości, gdy tylko subtelnie zatrzęsie się sakiewką pękającą w szwach od tych wszystkich galeonów. Świat stoi przed nim otworem, zdawałoby się, że taki Malfoy nie napotka w życiu żadnych trudności, gdyż zawsze istnieje ktoś, kto strategicznie, z najwyższym namaszczeniem obcałowałby mu tyłek w zamian za odrobinę splendoru i mały deszcz złota. W ten sposób Draco zawsze może górować nad Hermioną, zawsze ma asa w rękawie, którego ona się nie spodziewa, a skradnięcie jej serca jest jedynie kwestią czasu. Właśnie dzięki rodowodowi tworzy się nam wątek zakazanej miłości, Draco i Hermiona niczym w szekspirowskim dramacie przeciwko uprzedzonym uczniom Hogwartu, przeciwko wrogim (niekompatybilnym) rodzinom, przeciwko światu!… Tyyyle że w większości autorzy wolą happy end, więc nie ma co zacierać rączek i liczyć, że te całe podchody zakończą się śmiercią niespełnionych kochanków.
Rzecz trzecia: jego rodzina jest, można by powiedzieć, konserwatywna. Nasz drogi, jakże poszkodowany przez los Draco musi mieć na uwadze, że zgodnie z wielowieczną tradycją fanonu rodzice mogą mu właśnie aranżować małżeństwo z jakąś płodną klaczą o odpowiednim statusie i stanie konta bankowego, z czego rodzi się nam następna gigantyczna drama napędzająca ten burzliwy, wyboisty romans. Kolejną rzeczą związaną z konserwatyzmem jest natomiast fakt, że biedny Draczuś musiał dorastać z lodowatym ojcem, który nigdy nie okazywał mu uczuć, a przynajmniej tych pozytywnych, bo zaskakująco często Lucjusz lubi zapoznawać syna ze swoją pięścią, metaforyczną czy nie. Najważniejszą rzeczą płynącą z konserwatyzmu czystokrwistych rodzin jest to, że dzieciakom mąci się umysły ograniczonymi, ignoranckimi przekonaniami, w efekcie czego nasz szczeniaczek nigdy nie ponosi żadnej, jakiejkolwiek, choćby najmniejszej odpowiedzialności za swoje przewinienia, ostatecznie wybraniając się byciem tzw. „ofiarą reżimu”. Tacy bohaterowie z traumami, płci męskiej, są zawsze w cenie.
Rzecz czwarta: jest w Slytherinie. Wystąpię przed szereg, sama oświadczę wszem i wobec, że kiedyś wizja dołączenia do Ślizgonów najbardziej mnie nęciła. Nie dość, że w cechach charakteru przypisano im lisią przebiegłość, ambicję, spryt oraz potencjalne bycie lotnymi manipulantami, to jeszcze ciągnęła się za nimi łatka „tych złych” – część dzieciaków była względem nich uprzedzona, szczególnie Gryfoni kreowani na zupełne przeciwieństwo. Na dodatek właśnie do Slytherinu najczęściej trafiały dzieci z czystokrwistych rodzin, a za sprawą założyciela tego domu z potencjalnych kandydatów na Ślizgonów wykluczano mugolaki. Po prostu (płytka niczym kałuża) definicja bycia bardziej prestiżową jednostką niż reszta uczniów.
Rzecz piąta: w ekranizacjach został zagrany przez umiarkowanie przystojnego aktora. No i w przeciwieństwie do niektórych nie jest rudy – podejrzewam, że to też musi być główny czynnik decydujący o wielkim sukcesie Draco w podbojach niewieścich serc autorów i czytelników.
Może po raz kolejny stawiam na tym blogu zbyt śmiałą tezę, tym razem wprost, ale tak – uważam, że dwie pierwsze rzeczy są najważniejszymi aspektami fenomenu Dracona, bo już nie mogę tego po prostu nazwać fenomenem Dramione. Dla pieniędzy i szlachetnego pochodzenia autorzy są w stanie zmusić Hermionę do niechcianych metamorfoz, na siłę wepchnąć ją do pokoju wspólnego Slytherinu i trzymać ją tam do momentu, aż dziewczę pogodzi się ze swoim losem, a nawet wyczyścić jej niewygodne, generujące lawinę problemów pochodzenie, coby tylko móc ją łatwiej spiknąć z Draczusiem, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki wymazując między nimi wspólną niechęć oraz wzgardę. Jedno zapomina, że drugie traktowało niczym śmiecia i robaka przez ostatnie sześć szkolnych lat, drugie zapomina, że było tak traktowane – przepis na miłość z mikrofalówki, proszę państwa. Wystarczy włożyć na minutę, siedemset watów powinno załatwić sprawę, a jak już przy tym jesteśmy, zawsze można wsadzić głowę do piekarnika z puszczonym gazem. (Burżuazja takich nie ma!) Nie wiem, naszła mnie lekko dzika refleksja – może przy takim pairingu jak Dramione – zamiast odstawiać cyrki i popisy gimnastyki, byleby tylko dopasować na siłę jedną postać do drugiej – lepiej byłoby spróbować dać im powody do zmian w ich sposobach myślenia, przedstawić wiarygodną przemianę Dracona z uprzedzonej ciemnoty we w miarę ogarniętego młodego człowieka, konkretnie uzasadnić, dlaczego Hermiona zaczyna widzieć w nim kogoś więcej niż niedorobionego śmierciożercę i prześladowcę pierwszoroczniaków? Halo, czy istnieje jakiś fanfik, który robi to dobrze? Odbiór!
Edit środkowonocny: Jakby ktoś chciał, może mi zadać pytanie na Asku.
Nasz drogi Malfoy to nic tylko same zalety, materiał na przyszłego męża oraz ojca dzieci, po prostu sama nie wiem, dlaczego jeszcze nie wpakowałam się w ślubnej kiecy i pantofelkach między kartki serii o Harrym Potterze. Zapewne dlatego, że nie zdążyłam wybrać sobie ładnego bukietu ślubnego, owszem, ale już niedługo! Ekhem, zostawmy na moment moje plany życiowe, powzdychajmy zgodnie do tego pozbawionego wad, zbyt idealnego jak na nasz świat młodzieńca! No, śmiało, co przychodzi wam na myśl, kiedy wspominacie właśnie Dracona? Jako przeciwniczka tego pairingu, zapewne wspominam same nieodpowiednie rzeczy, na przykład fakt, że nie potrafił żyć bez atencji ze strony rówieśników, od Kamienia Filozoficznego niczym zbuntowany Sebix spod bloku lansował się przed genialnymi koleżkami magicznym odpowiednikiem „czarnucha”, znęcał się nad pierwszoroczniakami, zapewne bojąc się podskoczyć komukolwiek, kto dorównywałby mu poziomem, a także z prawdziwą pasją prezentował swoje sięgające zenitu tchórzostwo, gdy niejednokrotnie atakował przeciwników od tyłu, żeby potem, jak stanie mu się kuku, zapłakać, że „jego ojciec o wszystkim się dowie!” Ech, chyba coś pominęłam… No właśnie, GDZIE jest w nim ten materiał na love interest naszej Hermiony? Moi drodzy, po co udajemy, skoro doskonale znamy odpowiedź na to pytanie? Klucz nie leży w cechach charakteru Dracona, chcę wierzyć, że gdybyśmy wszyscy spotkali w życiu tak żałosną jednostkę, zgodnie uznalibyśmy, że nic tylko marnuje powietrze. Klucz leży natomiast w tym wszystkim, co od Dracona niezależne i co nie jest jego zasługą w żadnym stopniu.
Po pierwsze i najbardziej oczywiste: w pieniądzach. Taki Draco idealnie wpasowuje się w dość popularne, lecz też często skrywane niczym wstydliwy sekret pragnienie, by to mężczyzna po staremu zajął się sprawami finansowymi, podczas kiedy kobietka może sobie leżeć i pachnieć, obsypywana najdroższymi prezentami. Dzięki obrzydliwej ilości galeonów Hermiona nie musi się martwić o swój dobrobyt, nie musi zamartwiać się rachunkami, nie musi obawiać się, że jej dzieci nie będą miały tego wszystkiego, co chciałaby im zapewnić. W przeciwieństwie do związku z innymi niegodnymi uwagi osobnikami z wielodzietnej, ubogiej rodziny.
Rzecz druga: Malfoy ma rodowód. Wywodzi się z rodziny, którą można by luźno porównać do szlachty – czyste jak łza pochodzenie, lokaje (niewolnicy), koneksje, potencjał na zawarcie nowych opłacalnych znajomości, gdy tylko subtelnie zatrzęsie się sakiewką pękającą w szwach od tych wszystkich galeonów. Świat stoi przed nim otworem, zdawałoby się, że taki Malfoy nie napotka w życiu żadnych trudności, gdyż zawsze istnieje ktoś, kto strategicznie, z najwyższym namaszczeniem obcałowałby mu tyłek w zamian za odrobinę splendoru i mały deszcz złota. W ten sposób Draco zawsze może górować nad Hermioną, zawsze ma asa w rękawie, którego ona się nie spodziewa, a skradnięcie jej serca jest jedynie kwestią czasu. Właśnie dzięki rodowodowi tworzy się nam wątek zakazanej miłości, Draco i Hermiona niczym w szekspirowskim dramacie przeciwko uprzedzonym uczniom Hogwartu, przeciwko wrogim (niekompatybilnym) rodzinom, przeciwko światu!… Tyyyle że w większości autorzy wolą happy end, więc nie ma co zacierać rączek i liczyć, że te całe podchody zakończą się śmiercią niespełnionych kochanków.
Rzecz trzecia: jego rodzina jest, można by powiedzieć, konserwatywna. Nasz drogi, jakże poszkodowany przez los Draco musi mieć na uwadze, że zgodnie z wielowieczną tradycją fanonu rodzice mogą mu właśnie aranżować małżeństwo z jakąś płodną klaczą o odpowiednim statusie i stanie konta bankowego, z czego rodzi się nam następna gigantyczna drama napędzająca ten burzliwy, wyboisty romans. Kolejną rzeczą związaną z konserwatyzmem jest natomiast fakt, że biedny Draczuś musiał dorastać z lodowatym ojcem, który nigdy nie okazywał mu uczuć, a przynajmniej tych pozytywnych, bo zaskakująco często Lucjusz lubi zapoznawać syna ze swoją pięścią, metaforyczną czy nie. Najważniejszą rzeczą płynącą z konserwatyzmu czystokrwistych rodzin jest to, że dzieciakom mąci się umysły ograniczonymi, ignoranckimi przekonaniami, w efekcie czego nasz szczeniaczek nigdy nie ponosi żadnej, jakiejkolwiek, choćby najmniejszej odpowiedzialności za swoje przewinienia, ostatecznie wybraniając się byciem tzw. „ofiarą reżimu”. Tacy bohaterowie z traumami, płci męskiej, są zawsze w cenie.
Rzecz czwarta: jest w Slytherinie. Wystąpię przed szereg, sama oświadczę wszem i wobec, że kiedyś wizja dołączenia do Ślizgonów najbardziej mnie nęciła. Nie dość, że w cechach charakteru przypisano im lisią przebiegłość, ambicję, spryt oraz potencjalne bycie lotnymi manipulantami, to jeszcze ciągnęła się za nimi łatka „tych złych” – część dzieciaków była względem nich uprzedzona, szczególnie Gryfoni kreowani na zupełne przeciwieństwo. Na dodatek właśnie do Slytherinu najczęściej trafiały dzieci z czystokrwistych rodzin, a za sprawą założyciela tego domu z potencjalnych kandydatów na Ślizgonów wykluczano mugolaki. Po prostu (płytka niczym kałuża) definicja bycia bardziej prestiżową jednostką niż reszta uczniów.
Rzecz piąta: w ekranizacjach został zagrany przez umiarkowanie przystojnego aktora. No i w przeciwieństwie do niektórych nie jest rudy – podejrzewam, że to też musi być główny czynnik decydujący o wielkim sukcesie Draco w podbojach niewieścich serc autorów i czytelników.
(© upthehillart) |
Edit środkowonocny: Jakby ktoś chciał, może mi zadać pytanie na Asku.
Nie wiem czy mi uwierzysz, a tym bardziej czy przyznasz mi rację, ale owszem! Jest fanfik który zrobił to dobrze ;D Nie Druga część jest w toku a pierwszą znajdziesz tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=23114#p410177
Polecam, najgoręcej jak tylko potrafię. Hermiona nie zmienia się przez wakację w miss universe, Draco jest burakiem a jest światopogląd jest wzięty pod lupę i przemiany opisywane są tak subtelnie, że nawet nie jestem pewna czy rzeczywiście się dokonują ;D Nie wiem co dokładnie mam na myśli, ale naprawdę polecam. Możliwe jednak, że ci sie nie spodoba, skoro jak mówisz, nie lubisz tej pary, ale dobre dramione to fandomowy jednorożec - każdy coś tam słyszał, że jest, ale nikt nigdy nie widział. Biorąc to pod uwagę, myślę że warto się zapoznać ^^
Wszystko fajnie omówiłaś, chociaż moim zdaniem trochę się rozpędziłaś z tą tezą, jakoby najważniejsze były pieniądze i rodowód. Ja zawsze myślałam sobie, ze to właśnie ten przeklęty cukiereczek, Tom Felton, jest odpowiedzialny za to całe zamieszanie. Nie jest to może Brad Pitt, ale biorąc pod uwagę jak wyglądali inni młodzi aktorzy w tych ekranizacjach, nie ma się co dziwić, że blogosfera zebrała się właśnie wokół niego. Ale to oczywiście zaczęło się, zanim z Matthew Lewis'a wyrósł taki hot piece of ass.
Jest jeszcze jedna rzecz. Wydaje mi się, że te historie miłosne, zaczynające sie od nienawiści, były dla pisarzy pociągające. Są wyzwyska, jest plucie jadem, potem seks - jest drama.
Inna sprawa, że zagłębianie się w potęgę nienawiści Draco i Hermiony na blogach polega zazwyczaj na:
-Nienawidzę cię
-Ja ciebie bardziej!
-Szlama!
-Fretka!
Bardzo fajnie to wszystko zanalizowałaś. Ja osobiście nigdy nie stroniłam od Dramione i chyba podświadomie poszukiwałam tego DOBREGO. Bo nikt nie mówi, ze Draco nie może być przystojny i nie może się zmienić, tylko niech ktoś to DOBRZE napisze. Bardzo dużo tego shitu w życiu przeczytałam, wiec temat dzisiejszej notki był mi wyjątkowo bliski :)
Ale O MÓJ BOŻE, chyba jednak istniejesz i nade mną czuwasz - dziękuję, ze nigdy nie trafiłam na dramione w którym Hermiona zostaje przeniesiona do Slytherinu.
O tym, że bywa córką Voldemorta słyszałam, ale bałam się sprawdzić.
Ja też dostałam raka z przerzutami, jak dowiedziałam się co ta Jo zmalowała. Matko boska. Jak można tak zniszczyć postać Voldzia? Zepsułoby mi to ały kanon, gdybym tylko zechciała dopuścić to do świadomości.
Podsumowując, żeby było jasne, notka bardzo mi się podoba (chyba najbardziej ze wszystkich dotychczasowych) i czekam na następne analizy :)
Wierzę, wierzę :P. Jak wspominałam na początku posta, nie lubię Dramione dlatego, że autorzy wyczyniają z Hermioną prawdziwe cuda, byleby tylko zrobić z niej lepszą kandydatkę na ukochaną Dracona (podczas kiedy, patrząc po ich charakterach... powinno być na odwrót, łagodnie mówiąc), a nie ze względu na sam pairing. Też lubię teksty z mrocznymi trulofami, tyle że nie lubię, jak wszystko robi się na siłę i z tekstu wręcz wyziera, że wszystkie zmiany w charakterach zostały popełnione dlatego, by szybciej doprowadzić do pierwszego pocałunku i macanka. Niczego nie skreślam raczej, nie lubię się ograniczać w tym względzie :P.
UsuńTom Felton nie jest przecież jakoś szczególnie atrakcyjny, już o wiele przystojniejszy był aktor grający Zabiniego Blaise'a (no ale też sprawa gustu). Gdyby Tom był takim cukiereczkiem, nadal ciągnąłby się za nim wianuszek fanek wspierających go za same istnienie, a w jego przypadku jest prawie że identycznie, co z aktorem grającym Edwarda ze Zmierzchu. W ekranizacjach Zmierzchu wszystkie do niego wzdychały i dostawały palpitacji serca, jak wkraczał na ekran, a jak na jego fejmie próbowali przyciągnąć hajs do innych filmów, wydało się - to nie aktor był megaprzystojny, a jego książkowa otoczka.
No tak, o dramę nieco zahaczyłam w podpunkcie bodajże o konserwatyzmie - zakazana burzliwa miłość. To też autorzy lubią najbardziej :P. Ale chyba jeszcze raz rozpiszę się na temat Dramione, tyle że tym razem wezmę pod lupę schematy, a nie fenomen tego pairingu :').
Myślę, że nie bierzesz pod uwagę jednego czynnika - w kanonie jest niewiele postaci atrakcyjnych dla początkującego fanfikciarza.
OdpowiedzUsuńJeśli ma ochotę na romans w czasach Harry'ego i w szkole z żeńskich postaci ma w zasadzie do wyboru Hermionę i Ginny, a ta pierwsza wygrywa, bo po prostu w kanonie dostała więcej czasu antenowego, brała udział w głównej linii fabularnej (nie epizodycznie) i, jakby to powiedzieć, po prostu była ważniejsza. Bo właściwie kto zostaje? Luna - zawsze miałam wrażenie, że jest aseksualna i chyba nie tylko ja, bo romansów z nią niemal nie ma. Pansy i Cho? Pierwsza wprost określona jako brzydka, druga beksa i zdrajczyni.
A po stronie męskiej jest jeszcze gorzej. Mamy Harry'ego, Neville'a, Rona - ale to jeden tym postaci. Wiadomo, ich charaktery trochę się różnią, ale to "porządni faceci". A z takimi ciężko pisać romanse, bo pozornie generują mało konfliktów. Są bliźniacy - typ wiecznych żartownisiów - ale znowu pojawia się ten sam problem: oni są sympatyczni. Więc zostaje Draco. (Ewentualnie Snape, jeśli ktoś woli schemat mistrz i uczennica).
Cała reszta (w sumie Pansy też :D ale o niej w ff czasem pamiętają) to postacie z tła. A postać z tła to takie ni pies ni wydra - ani kanon, ani OC.
Więc w sumie myślę, że tutaj nie tyle o osoby chodzi, co o zestawienia:
Dziewczyna + rycerz/dziewczyna + błazen/dziewczyna + mroczny typ.
(A dziewczyna, wiadomo, ma być wypasiona, innego typu charakteru nie potrzebuje :D)
I to trzecie zestawienie króluje, bo wydaje się najprostsze do pisania, najbardziej dramatyczne i z największym potencjałem ogólnie. A Hermiona i Draco są w nie wciskani z braku alternatywy, bo, jak zauważyłaś - ani z Hermiony wypasiona laska, ani z Draco mhrok nie kapie. I to trzeba później zmianami charakteru/wyglądu/historii korygować.
To tyle z mojej teorii.
A tak btw. - blog mi się bardzo podoba <3
To, że nie ma jak wybierać wśród żeńskich postaci, to mocna oczywistość - przecież w 3/4 Dramione jest taki schemat: Hermiona z Draczusiem, Ginny z Blaise'em. Nigdy nie wybiera się żadnych innych kanonicznych postaci żeńskich, te bohaterki są na tyle umiarkowane w poglądach, zachowaniach i cechach, że są najodpowiedniejsze na alter ego autorów czy coś :P.
UsuńZ kanonu, owszem, zostaje Draco, ale spójrzmy też na fanon - to właśnie dzięki niemu autorzy rozpisują się na temat romansów Hermiony/OC z Teodorem Nottem, który w książkach chyba był ze dwa razy wspomniany z nazwiska, Blaise też dostaje więcej czasu antenowego niż w kanonie. Tyle że fanonistyczny charakter Teodora też jest już ustalony - opanowany chłopak, który najpierw myśli, potem robi, nieobnoszący się ze swoimi poglądami w przeciwieństwie do Malfoya i reszty Ślizgonów, taki kalkulacyjny. A jednak mu laski przydzielają i zauważyłam, że to dość często :P. O Blaisie chyba nie mam co pisać, wszyscy wiemy, że to taki typowy trulof z wszelakich rodzajów opowiadań.
Zestawienia owszem, też grają dużą rolę, ale i tak myślę, że gdyby tak Dracona obedrzeć z forsy (i nie na zasadzie, że opko powojenne, a w Proroku huczy, że Malfoyom zabierają z rezydencji gobeliny, a biedny Draczuś musi nauczyć się żyć jako biedak, chlip), też jak Ronowi przydzielić mu śmierdzącą ciotkę, której szaty musi założyć na Bal Bożonarodzeniowy... Nah, w życiu nie byłby tak uwielbiany jak teraz.
Dzięki wielkie! :') Staram się.
Myślę, że Nott i Zabini pojawili się, ponieważ autorki czuły, że jeden wątek w opowiadaniu to za mało - więc potrzebowały kogoś do romansów pobocznych. A że kanon mało oferował, to trzeba było wybierać z randomów. Choć czemu akurat oni - to jest dla mnie zagadka na równi z tym, czemu Dorcas opanowała czasy huncwotów :D (Choć Zabini miał ciekawą matkę przynajmniej, nawet jeśli wspomnianą w jednym zdaniu). Wydaje mi się jednak, że rzadziej dostają rolę główną. Sprawdziłam na fanfiction.net i opek z główną parę Hermiona/Draco (z filtrem romance) jest ponad 39 tysięcy, gdzie Hermiona/Blaise ma 861 wyników, a Hermiona/Nott 285. Nawet jeśli nie wszystkie wyniki są poprawne albo na blogach rozkłada się to trochę inaczej, to i tak przewaga wygląda na miażdżącą :D
Usuń(Btw. Hermiona/Harry ma 17 tyś - myślałam, że będzie gorzej. Jakoś ta para się nie rzuca w oczy).
Poza tym myślę, że zależałoby, w jaki sposób ta bieda byłaby opisana. W kanonie (poza Ronem, który wiadomo, nice guy) były trzy biedne postaci:
- T. Riddle (za młodu)
- Lupin (cały czas)
- Snape (ee, to zależy, ile zarabiają nauczyciele w Hogwarcie)
W pierwszym przypadku ta bieda była w sumie niezauważalna, a facet dostawał plusy za sierociniec (trudne dzieciństwo), w drugim sama była plusem (bo bohater pokrzywdzony przez los), a w trzecim - hm, chyba zostaje zwykle wyparta ze świadomości :D Ale jakoś nie widzę, żeby panowie mieli mniejsze branie (tudzież mniejszą ilość córek).
Więc myślę, że taki mhroczny bohater jakby dostał do ubrania obciachowe szaty, to spaliłby je z obrzydzeniem, a później poszedł na wieżę upijać się w samotności i oczywiście udawać, że jest ponad motłoch bawiący się na balu. A główna bohaterka oczywiście zauważyłaby jego brak i poszła do niego udawać, że nie wie, że on udaje - i byłaby klasyczna scenka.
Tylko że tutaj powoli już wkraczamy w innych schemat, czyli dziewczyna/bohater sponiewierany (przez życie).
Właściwie nie twierdzę, że kasa i pochodzenie Draco nie dają mu plusów na starcie - ale myślę, że brak alternatywy też gra dużą rolę. W summie ciekawi mnie, jakby się te wyniki rozłożyły, gdyby w kanonie znalazł się jakiś inny, dobrze przedstawiony Ślizgon - najlepiej taki jak Voldemort, więc ukrywający swoje mieszane pochodzenie, bez grosza przy duszy, ale z planem. Choć może bez socjopatii w pakiecie :P
Oczywiście nie porównywałam ilości tych pairingów liczbowo, wiadomo, że Dramione ma potęgę nad potęgami, jeżeli chodzi o liczby. Chciałabym tylko zauważyć, że Blaise dzięki wspomnianej ciekawej matce jest obrzydliwie bogaty, rodzice Teodora pewnie też nadziani... :'D
UsuńMoże Harry/Hermiona nie rzuca się w oczy, bo to jest jednak pairing pozbawiony potencjalnie toksycznych wątków, typu Draco obłapujący Hermionę wbrew jej woli (spotkałam się z tym nie raz, w końcu to badboy). Z Harrym to takie stateczne romanse są :P.
Problem w tym, że Riddle jest na tyle zajebisty, że wszelka bieda za młodu nie jest nawet brana pod uwagę jako czynnik, bo przecież wiemy z kanonu, że jeszcze przed dwudziestką nieźle sobie radził z wyciąganiem mamony od takich głupich panien jak na przykład ta epizodyczna babka, co miała w posiadaniu puchar Helgi Hufflepuff. Nie było żadnych wątpliwości, że gdyby Voldemortowi zależało na hajsie, miałby go. I właśnie autorów w młodym Tomie najbardziej nęci zdecydowanie i ambicje Riddle'a, to, że trochę tej socjopatii ukazuje i że po prostu rządzi ludźmi, którzy wręcz do niego lgną ;'). Ma charyzmę, to ma romans z Bellą/OC.
Lupin... Zły przykład sobie obrałaś, oj, zły :D. Przecież Lupin jest często prawie że tak samo marginalnie traktowany co Peter w huncwockich opkach, światło reflektorów zawsze i wszędzie jest na Syriuszu oraz Jamesie, a Lupin dostaje jakieś dziewczę z odzysku, co to się gdzieś tam w fabule zaplątało i autor postanawia upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ficzki, w których Lupin jest głównym bohaterem, są nadzwyczajnie rzadkie, gatunek zagrożony. A jak głównym bohaterem jest, to właśnie dlatego, by móc poskupiać się nad jego wyciem do księżyca i przemyśleniami w stylu "Jestem wilkołakiem, nie zasługuję na miłość, auuu!!"...
Snape z kolei dostaje lasencje, bo jest powierzchownie zdolny do prawdziwej miłości (imho niezdrowa obsesja), był podwójnym agentem i to takim z klasą, bo przecież był najważniejszy nie tylko u Dumbledore'a, ale i u samego Voldka. Całe życie na krawędzi, balansował między śmiercią od Avady a śmiercią od wykończenia Cruciatusem, a że włosów nie myje, bo go na szampon nie stać z nauczycielskiej pensji (wątpię, myślę, że żył na średniej stopie), to nieważne, bohaterka mu włosy umyje w gorącej scenie pod prysznicem :P.
Wiesz, zabiłaś mi ćwieka, bo kojarzę, że Teodor pochodził z rozbitej rodziny (ojciec-Śmierciożerca zostawił matkę, matka odeszła przez jego śmierciożerstwo...? Coś takiego) i niezbyt mu się przelewa. Tylko nie mam zielonego pojęcia skąd, bo to na bank nie jest kanon, i na ile ta wizja jest popularna :D
UsuńMyślałam o Lupinie z czasów Harry'ego - mam wrażenie, że jego romans z Tonks mnie wiecznie atakuje, pewnie dlatego, że go nie lubię. Jak jest w czasach huncwotów nie wiem, nigdy w te fiki się nie zagłębiałam, więc wierzę ci na słowo.
Przy Tomie i Severusie właśnie o to mi chodziło - inne czynniki przeważały na tyle, że ich status materialny gdzieś się gubił.
A swoją drogą tak mnie to zainteresowało - o ile wiem, jak Draco tym bogactwem szpanuje (i tatusiem), to czy u Zabiniego/Notta pieniądze widać, czy tylko w teorii są bogaci?
I jeszcze coś mi przyszło do głowy - czy kobiety z pieniędzmi nie są częściej przedstawiane negatywnie niż mężczyźni? Coś mi się tak tłucze po głowie, że jeśli bohaterka jest "biedna ale mądra", to musi znosić ataki "z towarzystwa".
(W ogóle, mój boru, jak ja nie lubię sposobu przedstawiania dziewczyn na drugim/trzecim planie w ff).
Eeeee... Niczego takiego z kanonu nie kojarzę (nie żebym była wyrocznią, ale kanon czytałam parokrotnie, jeżeli nie była to dwucyfrowa liczba), wydaje mi się, że przeczytałaś jakiś ficzek i ci się zakodowało :'D. Zdarza się, też tak miewam, a potem mózg się kasuje, bo nie potrafisz oddzielić kanonu od fanonu, haa.
UsuńKurcze, jak ficzki czytam od naprawdę długiego czasu, tak nigdy nie natknęłam się na żaden, w którym byłby wątek romansu Remusa z Tonks. Jak już, to w nowym pokoleniu opisują losy Teddy'ego, który ma traumę, bo rodziców brak, ale szczerze... Nigdy. Ale taki pech - ja nigdy nie szukam slashu ani ficzków z niewolniczymi Hermionami, a jednak ciągle na to trafiam. I boli. Mocno.
Draco szpanuje pieniędzmi, ale Teodor i Zabini zawsze są pokazywani jako ci bardziej... z klasą. Wydaje mi się, że książkowy Zabini też taki był, tyle że głośno wyrażał swoją dezaprobatę względem Ginny (jestem w 75% pewna, że to był kanon, Książę Półkrwi), jednak nigdy nic nie wskazywało na to, żeby aż tak bardzo łaknął atencji jak niedogłaskany Draco.
Możliwe? Schemat, kiedy to chłopak jest bogaty, a dziewczyna biedna, jest najczęstszy. Jasne, da się spotkać teksty, w których te role są odwrócone, ale wtedy właśnie chodzi o bohaterkę/poszkodowanego przez życie badboya. Natomiast nie możemy zapominać, że jak Mary Sue ma wroga, zawsze jest to nadziana, czystokrwista dziewczyna ze Slytherinu, która ma najlepsze ciuchy i w ogóle jest w połowie wilą :P.
(O ten trzeci plan: chodzi ci tylko o dziewczyny istniejące dla zapełnienia dziury, bo przecież Mary Sue musi mieć koleżanki, czy coś innego?)
Że to nie kanon to wiem, tylko nie mogę sobie przypomnieć, w jakim fanfiku się z tym spotkałam. A szkoda trochę.
UsuńSiedzimy w innych częściach internetu :D
(Choć jak mam być szczera, to ostatnio z fikami potterowskimi stykam się tylko przy ocenianiu - fazę na nie miałam jakieś dwa lata temu i wtedy się zaczytywałam. W sumie zaczęłam się zastanawiać, czy coś się w temacie nie zmieniło... ale klisze są bardzo znajome).
Em... Niewolnicze Hermiony?
W sumie lubię Draco z końcowych tomów, nie jako człowieka, ale, hm, podoba mi się to, jak został poprowadzony. Taki przestraszony smarkacz, który nagle stracił grunt pod nogami - podobało mi się, że Jo nie zrobiła z niego ani fanatyka, ani bohatera. I
w sumie mega żałuję, że fiki nie eksploatują tego wątku za bardzo, bo chętnie bym poczytała o dzieciaku, który odkrywa, że w sumie należenie do mafii nie jest takie fajne. Albo w ogóle poczytała o wojnie z perspektywy dzieci któregokolwiek ze Śmierciożerców.
(Koleżanki jeszcze ujdą, bo błyszczą odbitym od MarySue światłem - bardziej chodzi mi o to biedne tło, które spędza życie na plotkowaniu o chłopakach, ciuchach i kosmetykach, nie jak nasz jedyny-niezwykły-płatek śniegu. Nie lubię lansowania postaci kosztem spłycania innych).
Voldemort wygrywa wojnę, Harry umiera (tym razem prawdziwie), UK pogrąża się w mhroku i cierpieniu, a mugolaki typu Hermiony są albo mordowane, albo bierze się je na niewolników, którzy mają tak jak skrzaty domowe służyć czystokrwistym rodzinom. Czy kiedykolwiek Hermiona trafia do innej rodziny niż Malfoyowie? Oczywiście, że nie ;'). Stąd albo wychodzi wątek romantyczny z Lucjuszem, albo z Draconem.
UsuńPrawda, dziewczyny z tła to tylko Czarownica, ploteczki, makijaż i chłopcy - ale czy nie podobnie było w samym kanonie? :D Hermiona kontrastowała z Parvati i Lavender, a Ginny z zabeczaną Cho.
Co.
UsuńNawet nie wiem, jak to skomentować.
A w kanonie też tego nie lubiłam. Szczególnie żal mi Cho, której w sumie największymi grzechami było to, że nie radziła sobie ze śmiercią Cedrika i stanęła po stronie przyjaciółki-zdrajczyni (chyba? słabo pamiętam tamten wątek - mimo wszystko przewinienie mniejsze niż te Draco czy Snape'a, a mam wrażenie, że w fandomie trudniej przebaczane). I mimo wszystko mam wrażenie, że więcej chemii było pomiędzy nią i Harrym niż Harrym a Ginny.
Swoją drogą nie pamiętam już, czy to kanon czy mój headcanon - ale czy ona nie miała ciągle wyrzutów sumienia przez to, że nie kochała Cedrika (a chodziła z nim ot tak) i po jego śmierci nie odczuwa żałoby tak jak powinna? Choć możliwe, że tylko tak interpretowałam jej zachowanie - w każdym razie pamiętam, że przy czytaniu ciągle zastanawiałam się, czy ona ma z kim o tym pogadać (jest daleko od rodziców, nauczyciele w Hogwarcie - wiadomo, jej przyjaciółka zbyt sensowna się nie wydawała, a Harry - no też wiadomo).
[*] Nie komentuj, łącz się ze mną w bólu. [*]
UsuńTeż nigdy nie rozumiałam tego całego hejtu na Cho. Nawet myślałam, że Hermiona zachowała się cholernieee mocno nie fair, nie pomagając Mariettcie? (tak się nazywała koleżanka Cho?) z usunięciem śladów po tym zaklęciu, które nałożyła na ten pergamin, co się na nim zapisywali do GD. Jasne, dobrze wiedzieć, że ktoś wypaplał i dobrze dać mu nauczkę, ale w postaci trądziku, którego nie da się pozbyć... eee.
I też wolałam Harry'ego z Cho. W ogóle nie lubiłam Ginny, bo szybko zrozumiałam, że Cho istniała właściwie tylko po to, by kontrastować z Ginny - pokazać ją jako tę silniejszą, bardziej ogarniętą, lepszą, przez co została potraktowana mocno marginalnie i to chyba właśnie przez ten kontrast jest tak bardzo nienawidzona przez fandom uwielbiający Snape'a i Malfoya. (W sumie udało ci się porównanie, to ciekawe, jak szybko ludzie skreślili cierpiącą dziewczynę, a jak już Malfoy się miota, bo orientuje się, w co wdepnął, to już fajnie i uroczo, biedny chłoptaś).
Łączę.
UsuńTo akurat mi nie przeszkadzało - zachowanie Hermiony było w sumie w tamtej sytuacji całkiem ludzkie, nawet jeśli niezbyt fajne. No i jakoś przyjęłam, że nawet jeśli nauczyciele/szkolna pielęgniarka nie mogli sobie z zaklęciem poradzić, to w Mungu na pewno coś już wymyślili. Znaczy, wiem, że to nie kanon, ale tak podejrzewam.
Dla mnie takie zauroczenie jak u Ginny, czyli w bardzo młodym wieku, jest zawsze lekko creepy. Spoko, jeśli to ewoluuje od koleżeństwa/przyjaźni przez lata, spoko, jeśli po dłuższej rozłące nagle odkrywają, że z tej smarkuli/tamtego smarka wyrosła całkiem wyględna osóbka - ale kiedy autor upiera się, że postać zakochała się w wieku 10 lat na całe życie, to jakoś mi dziwnie. (Mam wrażenie, że w anime stosunkowo często się ten motyw pojawia, w książkach i filmach chyba rzadziej).
Swoją drogą fajnie, że choć Draco wyłamał się ze schematu i ożenił z postacią nie pojawiającą się w serii. Znaczy, łał, ktoś przez siedemnaście lat przerwy zawiązał nowe znajomości :D (Choć wiem, że przy głównych bohaterach by to nie przeszło).
Ja podejrzewam, że Ginny po prostu była taka starstruck. Dzieciakom słynnego Harry'ego Pottera prezentowali najpewniej w niesamowicie barwny sposób, jako Wybrańca, Jedynego, Który Przeżył Avadę, blablabla, dołącz do tego bujną wyobraźnię dzieciaków plus masę rodzeństwa (bliźniaków policz razy dwa, to złe umysły były xD) - pewnie Ginny utkwił w głowie tak wyidealizowany obraz Harry'ego, że była porażona bardziej przez ten nieistniejący wizerunek niż faktycznego Pottera. Potem zresztą Ginny (chociaż wyraźnie widać, że została jej do niego słabość) wyrasta z tej idealizacji, postanawia się ogarnąć i, eee, eksperymentuje związkowo z innymi chłopakami, więc ten. Lecą dla niej jakieś punkty, że nie była zakochaną po uszy dziewczynką, co to świata poza Harrym nie widziała i postanowiła, że albo będzie z nim, albo z nikim, foreva!!!11 No dla mnie akurat jej zachowanie z Komnaty Tajemnic jest jak najbardziej zrozumiałe, zresztą wydaje mi się, że dziewczęta, szczególnie młode, dość często tak mają (ofkorz nie wszystkie, ale ten typ osobowości istnieje). Nie uważam tego za creepy, raczej za coś niezdrowego dla osób, które mają skłonności do zbytniej idealizacji, ale to tam.
UsuńBoru, wyobraziłam sobie ff z groupies Harry'ego. Precz, złe wizje.
UsuńCoś w tym jest w sumie - może jestem trochę zbyt wyczulona na takie wątki :D Punkt dla ciebie.
Aaa, bo ciągle mi wypada z głowy: "Draco Malfoy - Zdumiewająco Skoczny... Szczur?" (Nie wrzucę linka, bo mirriel coś mi się sypie teraz).
UsuńDawno czytałam, ale podobało mi się - a i konwencja komediowa nie boli tak bardzo jak dramione na poważnie.
Swoją drogą, planujesz coś o Snapie w wersji romantycznej? Łazi mi po głowie opko z nim i Hermioną, ale, em, trochę nie wypada rozgrzebywać kolejnego tekstu - to mogę sobie tylko poteoretyzować.
*chowa punkciki na czarną godzinę, jak noga się podwinie*
UsuńCzytałam, ale nie kojarzę już, czy całość (zresztą czytałam, wydaje mi się, na fanfiction.net). Też mi się podobało, było nawet urocze jak na Dramione, szczególnie, że można się było zasłonić komediówką ;').
Nie wykluczam, ale Snape jest dla mnie raczej ciężkim tematem, bo staram się go w fanfikach unikać jak ognia. Unikam do takiego stopnia, że akceptuję jedynie twojego (szczególnie, że miał u boku Lucjusza w sutannie), a z innymi miałam styczność w analizach (kamienno-jedwabny Snape itepe). (Cios w serce, biedną Hermionę chcesz z nim parować, idź się potępiać).
Niewiele będę miała tym razem do powiedzenia, bo Dramione też jakoś nie trawię (nie przepadam za siusiumajtkiem Draco) i unikam od zawsze. Przeczytałam chyba tylko jedną miniaturkę w życiu i to właściwie dlatego, że ktoś mi ją polecił i była bardziej Drabble. Przez (uwaga) ok. 3 500 znaków (ze spacjami) Hermiona i Draco przeszli wielką transformację i zaczęli się w sobie kochać.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to mimo mojego niezainteresowania wciąż się zastanawiam skąd dokładnie wziął się pomysł łączenia Draco z Hermioną. I jedyne, na co jestem w stanie wpaść, jest ta jedna scena, w której Hermiona rozwala Malfoyowi nos. I pytam: naprawdę? To już według mnie fani Hermiona/Harry mają większe pole do popisu. W filmach mieli przynajmniej kilka odrobinę romantycznych scen (swoją drogą filmy są do kity pod tym względem, Ron jest w nich taki nijaki i to wszystko wygląda tak, jakby kręcąc ostatnią część, stwierdzili: chwila moment, czy Hermiona to się przypadkiem nie ma chajtać z Ronem? Stefan, wysmaruj szybko jakąś scenę zakochania!).
Zgadzam się z @Deltą, gdyby Draco stał się nagle biedny i stracił wszystkie swoje wpływy, Hermiona musiałaby się nad nim zlitować i wybaczyć mu to, jak obraża ją na każdym kroku, no bo "przecież on jest teraz taki biedny i uciemiężony, Ron, przestań go obrażać!!!!11one1oneone". A gdyby zrobić z niego niesympatycznego biedaka, któremu ojciec nie poświęca wystarczająco dużo uwagi i gani go na każdym kroku, to pewnie nastolaty też by piszczały, bo przypominałby trochę niezrozumianego emo. Stałby się takim trochę Snapem Juniorem, a wiemy chyba ile jest fanek tego pana na świecie, mimo że ani on ładny, ani specjalnie bogaty, ani też czystej krwi nie ma, był zdrajcą, zabił parę osób, sugerował Voldemortowi, żeby zabił Jamesa i Harry'ego, a następnie oddał mu Lily (sic!), mimo że istnieje duże prawdopodobieństwo, że wiedział, że to nie Syriusz zdradził Potterów, nic nie powiedział i pozwolił człowiekowi gnić 12 lat w Azkabanie… Yea, wychodzi ze mnie trochę hejt.
Anyway, myślę że masz sporo racji w kwestii doboru aktorów. Tom jest całkiem uroczy w porównaniu do innych. Poza tym mam wrażenie, że teraz blondyni, a już zwłaszcza tlenieni, są dość modni. Mam na myśli to, że na przykład albinosi są uznawani za takich aesthetic, że łomójborze, Także uważam, że uroda ma tu wiele do gadania.
Plus w zupełności zgadzam się z tym, że pieniądze, rodowód, tradycjonalizm i fejm Slytherinu to wybuchowa mieszanka, do której fapie pół gimnazjum. Już odbiegając trochę od Draco, są to atrybuty także każdej głównej OC opowiadań. Dziewczyna ze Slytherinu vel księżniczka Ebony ma piękne długie blond włosy, gardzi szlamami, bo ma rodowód czysty jak łza, a do tego rzuca zaklęciami niewybaczalnymi na lewo i prawo (w nauczycieli – czemu nie?), ale to chyba dyskusja na kiedy indziej.
Gratuluję 100 komentarzy (jestem pod wrażeniem, wow).
Czy ja wiem, czy filmy są beznadziejne pod tym względem. Owszem, spłaszczyły postać Rona do granic możliwości, robiąc z niego element komiczny, który pochłania udka od kurczaka, ale nie wymazali najważniejszych scen zazdrości między tą dwójką - najpierw Ron strzela "nieuzasadnionego" focha na Hermionę podczas Balu Bożonarodzeniowego, jak ta pojawia się z Krumem i widać jak na dłoni, że jest mocno zazdrosny, potem role się odwracają i to Hermiona kręci nosem na Rona obściskującego się z Lavender po korytarzach (piąta część?), aż w końcu z Rona sporo brzydkiego wychodzi, jak nosi horkruksa i też widać, że jest zazdrosny, tym razem o relację Harry'ego z Hermioną. Podstawy są, tyle że głównie opierają się na wzajemnej zazdrości. W książkach było podobnie, dlatego trochę się zdziwiłam, że Hermiona skończyła z Ronem (chociaż go bardzo lubię, no ale mało do siebie pasują, szczególnie przy problemach Rona z samooceną itepe). Ale tak poza tym to uważam, że filmy są nawet dobrej jakości, szczególnie trzeci jest nakręcony fenomenalnie :').
UsuńNo wtedy tak, owszem - takiego Dracona, który nagle traci hajs i musi się odnaleźć w biedocie oraz jest zmuszony do przyziemnego zarabiania na swoje pieniądze, to jasne, widać w opkach i często jest to powód, jak wspomniałaś, dla którego Hermiona mu współczuje. Ale gdyby tak zostawić charaktery takie, jakie są, ale zrobić family swapa, żeby Ron trafił do rezydencji Malfoyów, a Draco dorastał w Norze...? :'D
Łączę się w hejcie na Snape'a. Jako postać - przyznam, jest fajny, interesujący i wielopłaszczyznowy. Ale jako człowiek? Nie umiem pogodzić się z myślą, że wiele fanek na świecie uważa jego miłość do Lily za prawdziwą, czystą i w ogóle ALWAYS!!! Toksyczny typ.
Kurcze, chyba nikt nie zwrócił uwagi w ekranizacji Insygniów Śmierci, jak fajnie aktor grający Rona przybrał na masie i nikt nigdy nie łączył się ze mną w uwielbieniu dla jego umięśnionych ramion. Moim zdaniem z całej męskiej obsady wydorośleli właśnie Neville i Ron, Tom jest fajny, ale Neville'a nie bije na głowę :D. No ale Neville to też taki słodziak, a autorzy nie lecą na słodziaków. Wirtualny znicz.
Nooo właaaśnie! Też po trochu do tego piłam gdzieś między wierszami, liczyłam, że ktoś skojarzy fakty bez mojego mówienia wprost - te rzeczy nie odnoszą się do samego Dracona, wśród OC - nieważne, jakiej płci, chociaż najczęściej właśnie dziewczęta są tak obdarowane - to istna plaga. Tworzy się z tego taki obraz Scary Sue, że aż ścina z nóg czasami. I też zauważyłam, że najczęściej są to długowłose blondynki :'D!
(Połowa z tych komci to moje odpowiedzi, żaden wyczyn, niemniej statystyczka rośnie! Na Onecie byłabym sławna <3).
Mnie niezmiennie będzie zawsze zachwycał klimat pierwszego filmu, kiedy nie wiedzieli jeszcze na jaką górę złota trafili i większą wagę przywiązywali do budowania atmosfery tajemniczości. Hogwart w pierwszej części jest jakiś bardziej magiczny. Niektórzy mówią, że stosowane tam ciepłe światło powoli bladło z każdą częścią, symbolizując, że robi się coraz bardziej poważnie i mrocznie, ale wydaje mi się, że przez to filmy stały się bardziej podobne do innych hollywoodowych ekranizacji. #nizachwycon
UsuńAle pomijając to, też totalnie uwielbiam trójkę, bo Syriusz i Remus to moje ulubione postaci.
Wiesz, zupełnie właściwie wyleciały mi z głowy sceny z Ronem i Hermioną, emmm… Co nie zmienia faktu, że trochę brak w nich romantyzmu? Nie tańczą sobie na przykład sami w namiocie podczas strasznej wojny. Chyba najbardziej romantyczną sceną jest ta, jak całują się w Komnacie Tajemnic (prawie jak pocałunek w deszczu).
W sytuacji Ron – rezydencja/Draco – Nora, myślę, że wciąż Draco wiódłby prym. Jego śliczna, blada buzia i nazistowska fryzurka mówią przecież same za siebie.
A co do komentarzy – u mnie też połowa jest moja, a i tak kończę z wynikiem: 41 rozdziałów i 340 komentarzy. Także szacun.
Przecież HP zyskał błyskawiczną popularność już świeżo po wyjściu w 1997 roku bodajże, a film był z 2002? Wiedzieli, że trafili na górę złota, tylko nie wiedzieli, że akurat na taką, która się będzie dalej świetnie trzymać tyle lat po zakończeniu książek i filmów. Trochę obronię (chociaż rozumiem, że to sprawa gustu mocno, zresztą ja też najbardziej lubiłam wszystkie lata w Hogwarcie niż wędrówkę za Insygniami, Hogwart jest moim ukochanym miejscem), bo kiedy książki zaczęły się robić bardziej dojrzałe, uderzać w poważniejsze tematy i atmosfera stała się gęściejsza, niestosowne byłoby ukazywanie Hogwartu jako ubermagicznego i w ogóle MAGIA!!!, podczas kiedy w tym samym filmie musieli zmieścić wątki z Voldemortem, jego morderstwami i atakami śmierciożerców. Forma byłaby niestała i rozlazła.
UsuńA czy w kanonie tańczyli razem w namiocie? Nie tańczyła z Harrym, jak to było w filmie? Nie wiem. No i Ron nigdy nie uderzał mnie jako typ romantyka :').
Bez was by tej sety nie było, więc szacun, że chce się wam czytać i komciać jeszcze xD.
Nie mówię o kanonie Hermiona/Ron tylko o tym, co zrobili w filmach. Zupełnie mnie nimi nie przekonali do kibicowania temu związkowi.
UsuńAkurat przy tak potężnym fandomie jak potterowski trzeba było uważać mocno na odstępstwa od kanonu, bo przy poprzednich częściach byli za nie mocno krytykowani (jak zwykle bywa, x milion razy więcej fanow). Żadne usprawiedliwienie, wiem. Może nie rozumiem tego bólu, bo nigdy szczególnie nie shipowałam Hermiony i Rona, tylko przyjęłam do świadomości, że owszem, są ze sobą i mają być, spoko ;).
UsuńPod wcześniejszą notką się nie wypowiadałam, bo raczej lepiej nie mòwić jak się nie zna. Ale ta notka. Czysta prawda. Ten Ron zawsze się okazuje przychopatą, a Miona nagle zakochana w człowieku, ktòry ją tyle lat szczuł. A swoją drogą, znasz jakieś dobre, trzymające poziom Dramione?
OdpowiedzUsuńNoo, ten szczególny poziom hipokryzji, kiedy z dobrego chłopaka robisz zwyrola, żeby męt prześladujący bohaterkę przez sześć lat wyglądał na idealnego wybranka serca <3.
UsuńNie znam, ale wyżej Lithine poleciła to Dramione http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=23114#p410177 jeszcze nie miałam okazji czytać, ale jest napisane przez Isamar, więc wierzę, że będzie przynajmniej ok :').
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, jak bardzo mnie przestraszyłaś swoim komentarzem. Wchodzę na bloggera, patrzę ,,o! Nowy komentarz!", czytam FANFIKOWE ZBRODNIE... Dopiero potem zauważyłam, że to komentarz w spamie, a nie odnośnie mojego rozdziału XD
W każdym razie zajrzałam, bo mimo że moja zakładka informuje, iż nieczęsto odwiedzam blogi reklamujące się w spamie (kiedy tworzyłam tę zakładkę naprawdę sądziłam, że tak będzie), wchodzę i czytam większość z nich. Tak było i z twoim blogiem.
Ciekawy temat, pomyślałam na początku. Zaczęłam od huncwotów, bo to z nimi spotykam się najczęściej (i też właśnie z tego powodu większość mojego komentarza będzie się odnosić do ich czasów). Po pierwszym poście awansowałaś na pierwsze miejsce na mojej liście osób, którym jestem winna komentarz.
Zacznę może od tego, że dobrze, że tutaj zajrzałam. Po pierwsze uświadomiłam sobie, że mój Remus nie jest na tyle rozwinięty, na ile być powinien. O ile Peter dostał dużo czasu na scenie, to mój Lupin biedny nie miał go wiele. A zasługuje.
Po drugie mogłam się na nowo pośmiać z tych okropnych utartych schematów. Postacią, która mnie najbardziej irytuje jest Dorcas Meadows. Czarnowłosa piękność, która może mieć serce każdego, jest mądra, uzdolniona, wszystko jej wychodzi, świetnie gra w Quidditcha i, uwaga, uwaga, spotkałam się z takim określeniem, jest damską wersją idealnego Syriusza Blacka! Niekiedy spotykałam ją także pod innymi imionami, była jakaś panna Stick czy jakoś tak... W każdym razie nie różniły się niczym.
Ann nie spotykałam często. Parę razy się otarłam, raz na onecie, raz na blogspocie. Raz spotkałam jedną Ann, ale nie łączyło jej z tą ze schematu nic oprócz imienia.
Peter, który cały czas je i cały czas podziwia Jamesa i Syriusza, jest po prostu nie do zniesienia. Przecież był huncwotem, prawda? Czyli miał jakąś inną rolę. Dlaczego nie jest ona pokazana?
Kiedy widzę takiego Syriusza Blacka, od razu opuszczam bloga i idę się zakopać pod kołdrę, żeby trochę porozpaczać. Jak to się stało po prostu? Co tu się podziało? Dlaczego tak? To nie jest mój Syriusz... Ja rozumiem, że był przystojny, zwracał na siebie uwagę wielu lasek, więc mógł z tego korzystać i się z nimi umawiać. Spotkać się, pogadać, niektórym trochę zawrócić w głowie. Ale to, co on z nimi na blogach różnych wyprawia, to jest po prostu przesada. Tego nie mogę znieść i to już nie jest śmieszne.
Do postaci Jamesa nie będę się nawet odnosić. Wszystko powiedziałaś, wszystko jej jasne, Potter upadł do podobnego poziomu co Black.
Oczywiście, są blogi warte uwagi, w których ci bohaterowie nie zachowują się według utartych schematów, ale należą one do znacznej mniejszości.
Jeśli się nie mylę, jest nawet jeden blog o tytule ,,Evans, umówisz się ze mną?" Dziękuję bardzo. Opuszczam i już nie wracam.
Ha! Przecież wszyscy znają i uwielbiają huncwotów! A zwłaszcza te osoby, które zostały pokrzywdzone przez ich niemiłe żarty! Ale co to, jak to? Czyżby jednak ktoś ich nie lubił? Ślizgoni? No, oczywiście! Huncwoci są nielubiani przez wszystkich wychowanków domu Slytherinu, ale to się nie liczy, bo wszyscy inni ich uwielbiają.
Ehhh, niekiedy to się robi męczące. Rozumiem, że na pewno były grupki rozchichotanych małolat, które śledziły każde poczynienie huncwotów, każdy ich krok. Ale no przecież nie cała społeczność hogwartu! Przecież mimo że huncwoci okazali się odpowiedzialnymi, wspaniałymi ludźmi, będąc jeszcze nastolatkami, nie byli aż tak dojrzali, a niemiłe, uprzykrzające innym życie żarty także się zdażały. Dlaczego więc ofiary owych kawałów miałyby ich uwielbiać?
Dramione jest pairingiem, którego nie czytam właśnie ze względu na fakt, iż znaczna większość opiera się na szybkiej przemianie Granger, Malfoya i bardzo często Rona, z którego robi się damskiego boksera, gwałciciela, tylko po to, aby zrozpaczona Hermiona mogła znaleźć pocieszenie w ramionach cudownego Draco. Kiedyś natknęłam się na jakieś opowiadanie, w którym Granger miała srebrne pasemka w swoich wyprostowanych włosach i prawo jazdy na Harleya (i żaden inny motor). To chyba jakaś dziewczyna komentowała fenomen Hermiony i właśnie podała ten przykład. Ale nie jestem pewna.
UsuńW każdym razie stronię od Dramione, jak tylko się da. Jeśli jednak znasz coś dobrego, co poprawiłoby moją tragiczną opinię na temat tego pairingu, jakbyś mogła mi podrzucić. Przeczytałabym coś dobrego.
Dobrze. Blog jest naprawdę świetny, ciekawe tematy, mogłam się pośmiać i uświadomić sobie, co robię nie tak :) Czekam na kolejne posty, awansujesz na listę moich ulubionych blogów :) Jeśli przypomną mi się jeszcze jakieś warte uwagi schematy, to coś podrzucę :)
Pozdrowionka,
Bianka!
Wiesz, jak z nudów rozsyłałam spam, nawet nie zastanowiłam się, jak może być odebrany (bo skopiowałam tylko część z bocznej zakładki, leniwa ja, i tak to poszło w świat), trochę głupio wyszło :'D.
UsuńTak trochę po cichu liczyłam, że może moje posty pchną chociaż paru autorów do głębszą refleksją nad swoimi tekstami (żarty żarcikami, ale często staram się nimi dać coś do zrozumienia), fabułą i bohaterami, fajnie wiedzieć, że od czasu do czasu można poniekąd być w maleńkiej części czynnikiem powodującym jakąś refleksję :').
Też spotkałam się z takim określeniem Dorcas Meadowes i właściwie uważam je, patrząc na większość fanfików, za dość trafione. Przecież ze wszystkich koleżanek Lily to Dorcas jest tą bardziej... bezpośrednią. Jest kól, bo nie daje się uwieść Syriuszowi, ma go w poważaniu, ale jest zmuszona często przebywać w jego obecności właśnie ze względu na mecze quidditcha, a jak wiemy, jak dziewczyna gra w sport, to specjalny płatek śniegu i w ogóle :'). Zwykle też Dorcas nie ulega Syriuszowi w podobny sposób co inne bohaterki swoim ukochanym, nawet jak jej miękną kolana, czy coś, stara się z tym walczyć i zawsze ma jakąś ciętą ripostę. Nieczęsto zachowuje się jak stereotypowa bohaterka romansu ;').
Kurcze, czasem jak piszę posty na Zbrodnie albo odpisuję na Wasze komentarze, chce mi się napisać jakiś względnie dobry ficzek uwzględniający chociaż część omawianych przeze mnie kliszy, aaa, nie mogę!
Ron damski bokser... Od drugiego postu miałam o nim pisać, mam i mam... ale nie wiem, czy może blogosfera dojrzała, czy po prostu szukam w złych miejscach, ale naprawdę NIE POTRAFIĘ znaleźć nigdzie już opieńka z właśnie takim Ronem. Powinnam się trochę cieszyć, w sumie to oznacza, że ten schemat (zbrodnia) nie jest już tak szalenie popularny jak kiedyś, ale...
Nie miałam jeszcze okazji zerknąć na poleconego mi fanfika Dramione, ale myślę, że będzie dobry (nick autorki kojarzę i jej teksty często są mi polecane, co prawda jestem leniwym stworzeniem i czytanie dobrych fanfików nie sprawia mi takiej przyjemności, co tych złych), w każdym razie może być obiecujący: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=23114#p410177
Dzięki wielkie za tyle miłych słów i również pozdrówka!
To może teraz spojrzenie osoby, która czyta (i pisze...) Dramione? ^.^
OdpowiedzUsuńW sumie to od tej pary zaczęłam swoją przygodę na bloggerze (jako czytelnik, znaczy się), a było to ładnych parę lat temu (miałam może 11? 12 lat?). Nie miałam wtedy jakiegoś szczególnie wyszukanego gustu, ważne by zdania się jakoś ze sobą łączyły. Zafascynowała mnie ta wizja zakazanego owocu (chociaż długo musiałam się przyzwyczaić, że Malfoy nie jest tutaj dupkiem), taka nieszczęśliwa miłość skazana na niepowodzenie, by pod koniec i tak był huczny ślub (wydarzenie tysiąclecia i takie tam). Z czasem zdawałam sobie sprawę, jaki kicz czytam (a patrząc na to, że i do teraz nie mam wygórowanego gustu, bo jak się nudzę, to przeczytam najgorszy chłam, to można sobie wyobrazić moje zażenowanie, jakie mnie ogarnia, jak tylko przypomnę sobie co ciekawsze rozwiązania autorek - pomińmy milczeniem wszelkie szczegóły) i moje zafascynowanie zaczęło powoli opadać (tak powoli, że jak widzę kolejne Dramione czuję dziwną irytację, czy nie ma już innego tematu do pisania).
Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że Dramione to tylko marzenie małych dziewczynek, które wierzą, że wszystko jest możliwe. A nie ma co się oszukiwać i sądzić, że kanon daje takie wielkie możliwości. Gówno prawda, nie daje ich w ogóle (chyba że ktoś się porządnie uprze, ponaciąga tam i ówdzie pewne wydarzenia i wyjdzie mu coś całkiem-całkiem). Mimo wszystko czuję do tej pary sentyment.
ALE.
Sentyment sentymentem, ale jak widzę Mionkę, która wymieniła się na mózgi z pierwszą lepszą "lasią" i Dracusia, który przeleciał pół Hogwartu (drugie pół nie nadawało się przez bycie tą brzydszą płcią) i jest takim draniem, że łolaboga...
Powyżej są długie komentarze (wszystkich nie przeczytałam przez moje wrodzone lenistwo), które z pewnością omówiły wszelkie nieścisłości, a o których nie zdążyłaś wspomnieć w notce.
W każdym razie polubiłam Cię i dlatego zostaję.
Pozdrawiam,
C.
PS Piszę Dramione. xD Jeżeli komuś uda się przebrnąć przez moje rozlazłe i górnolotne opisy, to będę niezmiernie ucieszona. Myślę też, że kanoniczność też się w miarę trzyma (chyba).
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Zacny awek :D.
UsuńJa w tym wieku pochłaniałam wszystko - nie miałam żadnego ulubionego pairingu, żadnego ulubionego czasu akcji, co było, czytałam. I czytałam też Dramione :P. W tamtym okresie też niespecjalnie zdawałam sobie sprawę z ogólnego poziomu tych wypocin, ale potem, jak miałam przerwę od blogosfery i czytania fanfików, raz naszła mnie refleksja i... No właśnie.
Lubię mocne słowa <3. Gówno prawda! Najlepszy jest Dracze, które przeleciał nadające się do tego pół Hogwartu w wieku... ilu? Często czternastu lat? :'D Uwielbiam tę niewinność autorek i to postrzeganie rzeczywistości skrzywione przez chorobę wczesnego umysłowego nastolectwa <3.
Kurcze, irytuje cię, kiedy trafiasz na kolejne Dramione i pytasz, czy nie ma już lepszych tematów do opisywania, a równocześnie sama piszesz? Jakiś rodzaj masochizmu :'D.
Dzięki za miłe słowa, cieszę się, że się podoba :').
Czternaście lat to i tak dużo - raz trafiłam na ff, gdzie Draco rozdziewiczył Pansy w wieku... ile tam było? DWANAŚCIE lat?! To już było za dużo nawet jak na mnie. xD
UsuńPrzejawy masochizmu jak cholera - zakładam, że ta irytacja bierze się z tego, że prawie zawsze jest to ten sam pomysł, okraszony gdzieniegdzie jakimś "nieoczekiwanym" zwrotem akcji.
Właśnie ogarnęłam, że skomentowałaś mi prolog - już się boję, co będzie następne, bo w sumie to można uznać za epilog pierwszej części (tak jakoś wyszło, bo początkowo miała to być miniaturka). Z tą dramaturgią też będziesz musiała się zmierzyć przez pierwszych kilka rozdziałów, bo waliłam tego, ile tylko zdołało wleźć. Później troszku przystopowałam. Niemniej - ostrzegałam! xD
Dla mnie dramione ma prawo bytu tylko jeśli w wyniku pewnych wydarzeń Draco zmieni swój światopogląd i zachowanie, przestając być skończonym kretynem. Zresztą to samo można przypisać drarry. Malfoy Junior w oryginalnej postaci jest kompletnie niezjadliwy, a parowanie go z takimi postaciami jak Hermiona czy Harry nie będzie wiarygodne dopóki autor nie zrobi mu metamorfozy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się - metamorfoza jest więcej niż konieczna, tylko w opkach zawsze polega na zasadzie, że dochodzi do momentu, kiedy Draco mówi "TATA ZROBIŁ MI KUKU, WYPRAŁ MÓZG!", pociągnie strategicznie nosem i Herma już pozwala mu się obcałowywać i nie wiadomo jeszcze co. Wirtualny znicz!
UsuńPękam ze smiechu xD Czemu trafiłam na tego bloga dopiero teraz? Skąd ty bierzesz takie porównania i epitety, dziewczyno!
OdpowiedzUsuńZ całym wpisem się zgadzam. Dodam tylko, że dziewczyny po prostu lubią badboy'ów (nie wyłączając bogatych), a szczególnie jak się jakiś zakocha w szarej myszce i zmieni się dla niej.
Idę, poszukam jeszcze czegoś fajnego. Genialny pomysł na bloga
Taki już mam typ humoru, cieszę się, że komuś odpowiada :').
UsuńOczywiście, że uwielbiają badboyów, no ale żeby chociaż troszkę to tak zakamuflować, spróbować przedstawić inaczej... naaah, trzepnijmy tysiąc różnych opek o tej samej treści, będzie fajnie.
Dzięki!
Kurczę, późno tu trafiłam. Zgadzam się z wszystkim, nooo prawie wszystkim co tu napisałaś, a uwielbiam Dramione mimo wieku lat 20 😂. Chociaż przyznam, wlasnie przez to wszystko co napisalas coraz bardziej mnie ten pairring irytuje, bo nie ma już nic dobrego do czytania ,ja staram się unikać takich schematycznych gówien gdzie Hermiona staję się miss universe, a, Draco to przystojny bóg seksu, który przeleciał pół Hogwartu, co to za bullshit.
UsuńOj tam późno, jak na zawołanie dzisiaj masz nowego posta o Dramione :'D. Proponuję jeszcze lekturę Przepisu na miłość, tam też sporo wiąże się z tą tematyką - będziesz miała powód do zgrzytania zębami z powodu schematyczności autorów i tego pairingu :'D.
Usuń