21 stycznia 2018

Seks w Hogwarcie

Witajcie, kochani! Spotykamy się szybciej, niż sądziłam – byłam przekonana, że kolejny post będę gryzmolić tyle, co poprzedni, a potem jeszcze kisić ze dwa lata, jeśli nie więcej, a tu taka niespodzianka! (Tak, to ironia). Jestem sobą mile zaskoczona, w końcu okazałam się nieco mniejszym przegrywem, niż zwykle zakładam, tak więc z pozytywną myślą zbliżam się ku poniedziałkowi.
(© feliciacano)
Nie ma co zbędnie przedłużać. Dziś nieco moralizatorsko, ze szczyptą zaniepokojenia, a także nutą zgorzknienia, jakie przychodzi z wiekiem (#BathildaBagshotblogosfery). Nikogo zapewne nie zdziwi temat tego posta – sprawa seksu nie tylko w fanfiction, bo ogólnie w opowiadaniach pisanych przez młodych autorów, to temat rzeka o wyjątkowo silnym prądzie. Gdzie się, biedny czytelniku, nie obrócisz, tam natkniesz się na twór ewidentnie dążący do jednego: konsumpcji związku pary atrakcyjnych bohaterów. Raz autor podchodzi do tego przedziwnego zjawiska z dozą dystansu, choć to zdarza się nad wyraz rzadko, raz ze starannością (również przypadki na wymarciu), a dziewięćdziesiąt osiem razy na sto seks wiedzie prym w tekście, siejąc spustoszenie o nieodwracalnych skutkach. Wszyscy doskonale znamy te opowiadania, w których bohaterowie gżdżą się z kim popadnie, każdy z każdym, trójkąty miłosne, próby odbicia zajętych, nieszczęśliwe, nieodwzajemnione miłostki, zazdrość, rywalizacja, gry w butelkę, o schowkach na miotły lepiej nie wspominać, bo łatwiej jest wymienić, kto w nich nie był (Hagrid po prostu się nie zmieści, to uciskanie osób przy kości!), niż kto był.
  Zanim dojdzie do magicznego terefere między głównymi bohaterami, niektórzy autorzy naprawdę nie potrafią się powstrzymać i muszą dołożyć do pieca tak, że gorąc wysusza gałki oczne. W tym wydaniu Hogwart jest wręcz nafaszerowany seksem, zdaje się, że za każdym rogiem, na korytarzu, w klasie, na szlabanie u Filcha, w Pokoju Życzeń, łazience prefektów, kuchni, lochach, wieżach, tajemnych przejściach (…) w każdej chwili ktoś gdzieś – jakby to powiedziała Hermiona – łamie co najmniej milion punktów regulaminu. Wszyscy dookoła są obdarzeni Wspólną Seksualną Jaźnią i nie mają oporów, a żaden rodzaj, nazwijmy to, aktywności nie jest im obcy. 
  W takich fanfikach każdemu chodzi o seks. Seks jest celem, seks jest narzędziem, seks stanie się nauczanym przedmiotem w Hogwarcie, Uczennice wypychają staniki, eksponują rozwinięte ponad wiek zderzaki, noszą kuse, ledwo zakrywające pośladki spódniczki, kręcą biodrami i zalotnie trzepoczą rzęsami, byle tylko zwieść na pokuszenie danego najprzystojniejszego chłopaka w szkole (Jamesa, Syriusza, Dracona, Blaise'a – do wyboru, do koloru). Nikt z kadry nauczycielskiej nie reaguje, nikomu nie zadrży powieka, gdy jakaś czternasto-, piętnastolatka z mlekiem pod nosem afiszuje się wszystkim, co ma, a gdyby tylko mogła, najlepiej przyszłaby na te lekcje naga. (W sumie nie wiem, co je powstrzymuje, bo na pewno nie konsekwencje). Taka niunia wykorzysta każdą możliwą okazję, by odsłonić odrobinę ciała, by uwiesić się Ukochanego głównej bohaterki, skraść jego spojrzenie, wzbudzić u niego podniecenie, a nawet odwiedzić go w jego własnościowym dormitorium!
  Dlaczego sytuacja prezentuje się tak tragicznie? Bo, jak ustalamy w każdym kolejnym poście, autorom po prostu się nie chce. Lenistwo jest powodem, dla którego spłaszcza się własny tekst, gdzie tworzy się antybohaterki na zasadzie: jest „tą złą”, więc zrobimy z niej płytką, pozbawioną szacunku do samej siebie i, co najważniejsze, puszczalską wywłokę. Za to kiedy heroina idzie w tango z osobnikiem, który ma na koncie pół szkoły, wtedy to cud miód maliny, wyśmienity kochanek, prawdziwa miłość i nagle kucyponki zaczynają tańcować na tęczy szczęścia i happy endu. Zupełnie ignoruje się ciężar psychiczny, jaki wynika z mnogości zbliżeń z różnymi osobami, jakie ma za sobą partner. Jakiekolwiek wątpliwości, niepewność? Czy taka heroina wystarczy naczelnemu Don Juanowi? Czy aby przypadkiem wybranek jej serca nie zasmakował zbyt wielu wrażeń, by teraz wystarczył mu zwykły, przyziemny i – co najważniejsze – monogamiczny związek? Gdzie tam. Liczy się wyłącznie to, że nasza bohaterka przemieniła bad boya w księcia na białym rumaku. Wyłamujemy się z szablonów!
  A wspomniany Ukochany? Jeśli chodzi o Dracona czy Blaise'a, jak na rasowych Ślizgonów przystało, w fanfikach seksoholików są kreowani na ogierów rozpłodowych. Pozbawieni jakichkolwiek zahamowań, a już w ogóle szacunku do kobiet, sprowadzeni do poziomu ameb emocjonalnych – smutny widok. Nasi chłopcy są tak nieziemsko przystojni, że mogą mieć każdą dziewczynę w Hogwarcie (wiekową McGonagall pewnie skręca z zazdrości), z czego rzecz jasna korzystają bez ograniczeń. Głupie dziewczątka dosłownie ustawiają się w kolejkach, chłopaki mogą przebierać w co lepszych kąskach, jedną zaliczą na imprezie, drugą w schowku na miotły i tak dalej, statystyka rośnie, a oni powoli zapisują się na kartach hogwarckiej historii. Prawdziwe legendy swojej ery, najlepsi z najlepszych, jedyni prawdziwie zaprawieni w boju, jakim jest warzenie co rano eliksiru „dzień po”.
  Ta zależność jest ciekawa. Nie, nie ta, dzięki której chłopcy z „doświadczeniem” zyskują na statusie, a dziewczyny z podobną ilością wrażeń na koncie na nim tracą – to nudna, acz przykra codzienność. Ciekawa jest zależność nierozerwalnie wiążąca ze sobą ponadprzeciętną aparycję oraz mentalność ruchacza pospolitego. Jak to jest: czy autorzy nigdy nie spotkali przystojnego przedstawiciela płci męskiej, który miałby nieco oleju w głowie, inne wartości aniżeli branie udziału w wyścigu do stracenia dziewictwa czy zaliczenia (zdatnej do tego) połowy szkoły? A jeśli faktycznie nie spotkały, czy naprawdę żyją w przeświadczeniu, że kobiety posiadają na wyłączność coś takiego jak emocjonalność, pragnienie bycia kochanym? A może to ja czegoś nie rozumiem, może faktycznie jest tak, że jeżeli facet wygra na loterii DNA i okaże się trochę bardziej przystojny, niż zakłada średnia, z gruntu traci prawo do każdej płaszczyzny życia poza tą seksualną?
  A, sorry, przystojni jeszcze mogą grać w quidditcha.
  Cóż, to niestety nie wszystko, co ma nam do zaprezentowania ogół blogosfery. Przypadkowa utrata dziewictwa to dość popularny sposób na rozwiązanie problemu głównej bohaterki. Wątek ten najczęściej występuje w opowiadaniach podążających schematem „z nienawiści do miłości”, który sam w sobie jest lekko niedojrzały, aczkolwiek nie oznacza to, że nie da się go dobrze napisać. Jednak, wbrew pozorom, nie tylko heroina zyskuje na pozbyciu się nikomu niepotrzebnemu dziewictwa – autor opowiadania nie musi się już martwić tym, że wybranie takiego a nie innego sposobu na budowanie relacji (wieczne kłótnie między przyszłymi kochankami, różnice światopoglądowe, klasowe etc. (case in point: Dramione)) znacznie odłoży w czasie wyczekiwany od początku opowiadania seks. Bo w tym momencie nie, nie jest to kochanie się, a zwykły seks. Dlaczego? Bo przypadkowe magiczne terefere jest zwykle wymuszone poprzez otumaniającą ilość ognistej whisky. Nasi bohaterowie są umieszczani w sytuacji, gdzie z niewyjaśnionego powodu zamierzają się razem napić (czy też spotykają się już pijani), a ułamek sekundy później chuć przejmuje nad nimi całkowitą kontrolę. Iskry lecą, błędy zostają popełnione, a kochankowie zasypiają i budzą się w swoich ramionach tylko po to, by następnego dnia nie pamiętać niczego ze swojego pierwszego razu, a obok ujrzeć wroga.
  Ale, uwaga uwaga, jeśli nienawiść bohaterów wobec siebie jest zbyt silna, by pijackie terefere zdołało rozbudzić w nich gorejącą miłość, zawsze możecie sprawy nieco urozmaicić. Z pewnością słyszeliście o szalonym koncepcie, jakim jest Wieczysta Ciąża. Niechciane dziecko naprawi wszystko, prawda? Tak, takie teksty również się zdarzają.
  Z jednej strony sama popadnę w schemat, a także dla niektórych będę brzmieć aż nadto moralizatorsko, niemniej – taka moja opinia. Uważam, że młodzi autorzy groźnie dla siebie i innych spłycają wartość pierwszego razu (seksu ogólnie). W większości opowiadań bohaterom śpieszy się do inicjacji seksualnej, chłopcy w ogóle nie uznają jej emocjonalnej wartości (ogiery rozpłodowe), puszczalskie niunie są przerysowane do granic możliwości i również służą jako narzędzie ku temu, by wcześniej pchnąć heroinę w ramiona jej ukochanego, a kiedy do kociołka dorzuci się alkohol, imprezkę i schowek na miotły… Wynik tego równania jest bardzo niepokojący i, cóż, po prostu smutny.
  Owszem, samo życie i nic więcej – racja. Czym jest nasz rodzaj tworzenia, jeśli nie pisaniem o życiu właśnie? Nie zawsze chcemy opowiedzieć piękne, szczęśliwe historie, nie zawsze wszystko będzie w nich kolorowe. Ludzie, jak i bohaterowie, cierpią, popełniają błędy, uczą się na nich. I z tym nie mam najmniejszego problemu. Jednak kiedy autorzy, często nieświadomie, gloryfikują w swoich opowiadaniach zachowania, których nie powinni, przedstawiają je jako pożądane oraz nie okraszają ich żadną głębią psychologiczną (poza płytkim „hur dur, jak mogłam to zrobić z tym zawszonym Draconem!!!”, które gdzieś się zagubiło po trzech rozdziałach) mogącą pobudzić u czytelnika chęć zastanowienia się nad czynami postaci oraz ich zasadnością… z tym mam problem. Bo owszem, każdy może pisać, o czym chce, jak chce, jednak trudno jest nie myśleć, że i Stephenie Meyer pisała, o czym chciała. Stworzyła serię książek bazującą na niesamowicie toksycznej relacji między bohaterami, z każdą stroną Bella stawała się coraz bardziej zależna od Edwarda, a równocześnie coraz mniej się liczyła, coraz mniej miała do powiedzenia. Jak wiele ówczesnych (i nie tylko) nastolatek uważało, że to najwspanialsze książki świata, że same chciałyby przeżyć coś takiego, fantazjowały o posiadaniu Edwarda na własność? Jak już jesteśmy przy popłuczynach literatury, ile dorosłych kobiet uważa Christiana Greya za wzór partnera? Ilu nie dało się nawrócić?
  No właśnie. Pisząc i publikując, nie tylko dostarczamy czytelnikom rozrywki, ale i pożywki intelektualnej. W obecnych czasach zewsząd jesteśmy bombardowani seksem – w otoczeniu, które stało się bardziej, nazwijmy to, frywolne, ale przede wszystkim w mediach. Każde pokolenie zdaje się krok po kroczku zmieniać poglądy, przekraczać granice i zacierać je za sobą, próbować szybciej i więcej, częściej. Z tego tytułu, nie znajdując odpowiedniej retorty na wizerunek seksu, jaki prezentują nam media, wiele osób popełnia błędy. I owszem, autor nie powinien ponosić odpowiedzialności za czytelnika, niemniej w pewnym stopniu tak jest, nieważne, jakby się przed tym chciało bronić.
  Pierwszy raz to nie jest wydarzenie, które powinno dzielić się z osobą, której się nienawidzi. Nie powinno się go mieć z wrogiem, nie powinno się potem go żałować. Przede wszystkim to coś, co powinno się pamiętać. Więc, drodzy autorzy, zamiast z wywalonym jęzorem gnać ku temu wyśnionemu rozdziałowi, w którym wasz Bóg Seksu, Draco Malfoy, wreszcie weźmie Hermionę w obroty, polecałabym nieco zwolnić, zastanowić się nad przekazem swojego opowiadania, nad sensem wpychania bohaterów na siłę do łóżka, by zaspokoić niecierpliwość, nieważne, czy swoją, czy czytelników. A jeśli faktycznie wybraliście taką, a nie inną drogę, taki macie plan akcji i zamierzacie się go trzymać – proszę, uwzględnijcie w nim rozbudowanie zaplecza psychologicznego. Bez tego i tak będziecie jak reszta, której nie chciało się poświęcić na to pięciu minut.

13 komentarzy:

  1. WOW, kolejna zbrodnia. Chociaż czuję pewien niedosyt, bo jednak po tytule oczekiwałam odrobinę więcej. Seks pomiędzy uczniami oraz uczniami i nauczycielami (Snarry, Sevmione) to jedno, a pominięto jakąkolwiek sferę uczuciową pomiędzy nauczycielami. Wiem też, że nie jest to koniecznie główny prąd twojego wywodu, a jednak dodałabym odrobinę o romansach nauczycieli. No dobrze - one nie istnieją. Z drugiej strony, czemu w takim razie są tak marginalizowane, że aż nikt o tym nie napisał? A może czytałam za mało ff.
    Jak to dobrze, że mam w tym przypadku czyste sumienie i toksyczna relacja moich postaci (oc i kanon) nie opiera się na seksie P:

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, że nawet o tym nie pomyślałam? Nie wiem, czy tę osobliwość (relacje romantyczne nauczyciel - uczennica (czemu nigdy nauczycielka - uczeń?) oraz nauczyciel - nauczyciel) spotkałam tak niewiele razy, że w ogóle nie wpadł mi do głowy podczas pisania posta, czy po prostu zbyt skupiłam się na, cóż, najbardziej popularnym wątku nastolatków opętanych seksem, czy to ten Draco tak zawrócił mi w głowie... :'D Cóż. Jeśli będę pisać kiedyś jeszcze coś podobnego, nie omieszkam o tym wspomnieć.
    Poza tym e tam, kto by czytał o seksach (błee!!!) starych ludzi. (Bo po trzydziestce to już tylko grób człowieka czeka).

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, widzę, że nie tylko ja byłam zaskoczona nową nocią na zbrodniach xD.
    Ech, ten post to jeden z powodów dla których nie lubię romansów (no i szansa na to, że w opowiadaniu jest jakiś romans jest ogromna, więc wolę mieć na pierwszym planie inny wątek). Bo nikogo w opkach tego sortu nie interesuje stworzenie ciekawych - nie wspominam o fascynujących - postaci; wszystko zmierza tylko do ciągłych seksów, które są opisane dokładnie tak samo (z ewentualną zmianą lokacji). Co w tym ciekawego? Gdzie tu progres? Gdzie historia? Po co miałabym to czytać? No i dlatego nie czytam xD.
    Hej też zupełnie nie pomyślałam o romansie nauczycieli... W sumie to tak abstrakcyjne dla HP, że pewnie istnieją jakieś dwa opcia z taką parką :P.
    Tak swoją drogą widział ktoś kiedyś, żeby przy takiej Ciunszy Wieczystej ktokolwiek wyciągał konsekwencje? Taki nastoletni tatuś zwykle chyba hasa sobie dalej i zalicza, co? Czy się mylę? Bo tak dawno nie czytałam opków HP, że niewiele pamiętam xD.
    A, i nie wiem, czy to tylko ja, no ale chyba tylko raz spotkałam się z opkiem, gdzie ktoś pomyślał o eliksirze dzień po. Najwyraźniej większości hogwartczyków antykoncepcja nie jest znana - prawie jak czarna magia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeee... Jak to, jakie konsekwencje? Przecież ciąża to bonus. Nie dość, że wreszcie Hermi i Dracze *to* zrobili, to jeszcze będą mieć uroczą dzidzię i będą że sobą na wieki wieków! Nic już ich teraz nie rozłączy! Dzieko nieodmiennie sposobem na happy end.

      Usuń
    2. ...zapomniałam. Idę do Parku Jurajskiego, bo taki ze mnie dinozaur, że już nic mi nie pomoże ;(.

      Usuń
    3. Lepiej se dziecko zrób xd.

      Usuń
    4. Aż tak źle mi życzysz?! Tylko się człowiek odwróci i już sztylet w plecy... Sama se zrób :P.

      Usuń
    5. Autorko Rentu! Ty tutaj? Kiedy może pojjawi się jakiś rozdział? Tęsknie za twoimi huncwotami

      Usuń
    6. O, podpisuję się pod tym!

      Usuń
    7. Hm, już nawet nic nie obiecuję odnośnie rozdziałów po moim spektakularnym failu, ale ostatnio próbuję coś robić w kierunku reaktywacji. Także nie w tym miesiącu, ale może w następnym?

      Usuń
    8. Będę bardzo szczęśliwa, ale nie składaj już obietnic, których nie spęłnisz. Bo czekałam :(

      Usuń
  4. Asexuals all over the world: *sighs* Sexualisation everywhere.

    Wiem, że na razie mało napisałam, ale niestety sesja, egzaminy itd. Napiszę lepszy komentarz za jakiś czas i się dołączę do twojego rantu, jeżeli mogę, bo od tych toksycznych relacji wciskanych wszędzie, gdzie się da, mnie już po prostu głowa boli. Jakby to było takie trudne: napisać zdrowy związek no żesz mać!

    Niech Merlin ma nas w swej opiece! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo napisać toksyczny, ale celowo xd. Merlin is dead.

      Usuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X