8 stycznia 2017

Demoniczny Ronald oraz jego idiotyczne Ja

Hej, haj, helloł w roku 2017! Jesteśmy o kolejne 365 dni bliżej śmierci, jeee!
W tym tygodniu porozmawiamy o czymś, na co wielu z czytelników czekało z utęsknieniem, a co ja odkładałam na później przez już ponad dwa miesiące pół roku (tak, wersja robocza tego posta powstała w okolicach sierpnia). Zawsze myślałam o tym wpisie jako tym ostatnim, tym, który miałby zakończyć działalność Zbrodni, jednak uznałam, że skoro w grudniu aż tak poległam w kwestii prowadzenia blogaska, nowy rok rozpocznę od zrobienia czegoś dobrego na tym internetowym świecie – ku waszej uciesze pomarudzę na temat stary jak blogosfera.
(© Natello)
Wiecie, przyznam się do czegoś. Może okazać się, że to wyznanie będzie kłócić się z wieloma rzeczami, które próbowałam przekazać w najbardziej światłym okresie Zbrodni, może okazać się, że wyjdę na mniejszą czy większą hipokrytkę. Niemniej – nie ugnę się, wyznam, co mi ciąży, a co jest powiązane właśnie z tematem Ronalda w fanfikach. Zawsze zastanawiałam się, czy gdybym miała mniej lat na karku (czymś usprawiedliwić się trzeba) i tkwiła w stanie umysłu zwanym „ałtoreczką”, zdecydowałabym się na zrobienie z Rona Weasleya zwyrodnialca, od którego powinien uczyć się nikt inny, a sam Lord Voldemort. Widzicie, nawet te kilka lat temu, kiedy faktycznie zasilałam kręgi ałtoreczek, cechowało mnie coś jeszcze, mianowicie tchórzostwo. Jak każda ałtoreczka po fachu miałam niesamowite parcie na publikowanie najlepszego, najpopularniejszego i najchętniej komentowanego fanfika w blogosferze, chciałam, żeby grubo po moim odejściu z tego internetowego światka ludzie nadal gorąco polecali sobie twórczość wrażliwątka. I o ile wkładałam sporo pracy w ficzki, które popełniałam z prawdziwą pasją, nie były one dobre, ba, nie leżały nawet koło nieszkodliwej przeciętności – coś robiłam źle. A tym „czymś” jest coś, na czym dziś opieram swoje wpisy: na schematach. Nie mam teraz na myśli tego, że próbowałam wykorzystać sztampę w dobry sposób, obrócić ją na swoją korzyść, nie. Jako małe wrażliwiątko przesiadywałam na forach, czerpiąc wiedzę na temat tego, o czym nie pisać, z postów internautów. Ktoś wspomniał o tym, że w tamtym momencie w blogosferą rządziła plaga ficzków o Ronaldzie damskim bokserze? Nie napisałabym literki w tym kierunku. 
  Gdzie ta cała hipokryzja, o której pisałam, spytacie? Pędzę z wyjaśnieniami. Chociaż zawsze miałam tendencję do tworzenia własnych postaci, nie mogę przyrzec, że w latach młodzieńczych nie dołożyłam własnej cegiełki do chińskiego muru, jakim dziś jest dla nas pairing Dramione. Bo o ile wystrzegałam się popełniania „złych” schematów, o tyle płynęłam też z prądem – poniekąd na jakiś sposób zawsze pisałam to, co w danym okresie blogosfery cieszyło się największą popularnością, chcąc przyciągnąć do siebie czytelników. Skoro już ustaliliśmy, że kiedyś spod moich palców prawdopodobnie wyszedł ficzek Dramione (niczego ze mnie nie wyciągniecie, do niczego się nie przyznam, JESTEM NIE DO ZŁAMANIA!), a równocześnie nie przyłożyłabym palca do schematu Demonicznego Ronalda, jak w tamtym czasie (hipotetycznie!) rozwiązałabym problem jego uczucia do Hermiony?
  A no w sposób, który nie wymagał ode mnie zbytniego ryzyka: postać Rona zniknęłaby z uniwersum mojego ficzka. I wiecie co? Uważam, że takie rozwiązanie jest o lata świetlne lepsze niż robienie z Rona bohatera, którego czytelnicy podsumowaliby w ten, ten i ten sposób. Kiedy autorom zostają jedynie dwie opcje, a obie z nich uwzględniają działanie na szkodę własnego opowiadania, warto wybrać tę mniej rakotwórczą opcję, ale to tylko moje zdanie. 
  Bo o ile zamiecenie pod dywan istnienia jednej postaci z pewnością spowoduje utratę kilku punkcików na którejś z prestiżowych ocenialni, o tyle popadnięcie w schemat Demonicznego Ronalda wciągnie was głębiej, i głębiej, i głębiej. Jeden schemat będzie wymagał drugiego schematu, drugi trzeciego, trzeci czwartego i tak dalej – zanim się obejrzycie, kanoniczny Ron Weasley dokona własnej zemsty na waszym fiku, a gdy do tego dojdzie, nie ma już co ratować.
  Powiedzcie mi, czy widzieliście kiedyś na własne patrzałki fanfika (nieważne, z kim byłaby parowana w nim Hermiona), w którym pierwsze podniesienie ręki na Mionę przez Rona okazałoby się ostatnim? (Jeżeli tak, siedźcie cicho, nie pomagacie mi w argumentacji). Oczywiście, że nie. Zależnie od tego, w jakich latach osadzony jest tekst, zaczyna się tak samo.
  Jeżeli autor pisze opowiadanie o perypetiach dorosłej Hermiony, będzie to wyglądało mniej więcej tak: w ich małżeństwie nie dzieje się za dobrze, stare uczucie zatraciło się gdzieś po drodze, zastąpione wybuchami agresji Ronalda, który nocami nie wraca do domu, a jeżeli już postawi w nim nogę, jest schlany prawie że w trupa. Prawie że dlatego, bo przecież jako trup nie byłby w stanie podnieść na Hermionę ręki, a jakoś trzeba jej go zbrzydzić (jakby alkoholizm nie wystarczał). Bywa, że na tym typie przemocy domowej się nie kończy – czasem pijany Ronald usiłuje wmusić się na własną żonę, a dokonanie aktu gwałtu jest w tym przypadku równe rzutowi monetą. Jeżeli Hermionie udaje się uciec i nie zostać zgwałconą przez własnego męża, jest to katalizatorem do wzięcia sprawy w swoje ręce, do wyprowadzki i uwolnienia się spod toksycznych wpływów Ronalda, dzięki czemu może rozpocząć nowe życie u boku dowolnego ukochanego. Jeżeli natomiast została zgwałcona, dziełem przypadku (tuż po akcie) znajduje na swojej drodze nikogo innego, a Dracona Malfoya, Severusa Snape'a czy innego Prawdziwego Mężczyznę, który ma za zadanie zaopiekować się naszą złamaną psychicznie bohaterką. 
  Z kolei jeśli autor zdecydował się pisać opowiadanie osadzone w czasach szkolnych naszych ukochanych bohaterów, no, bywa naprawdę ciekawie, bo tutaj schemat nie jest już tak prostolinijny jak powyżej. O ile przy perypetiach dorosłych konsekwencje, jakie spotkają Ronalda, są zależne jedynie od poczynań Hermiony (tego, czy pójdzie zgłosić go odpowiednim władzom, czy komuś o tym powie, czy ktoś zrobi to za nią, czy ktoś z jej otoczenia (ukochany) postanowi samodzielnie wymierzyć mu odpowiedzialność), rzeczywistość w Hogwarcie okazuje się nieco trudniejsza. Tutaj autorzy na każdym kroku popisują się swoją rozległą wyobraźnią o nieskończonych możliwościach, naprawdę. Cel jest zawsze taki sam – pozbyć się Rona na dobre, żeby Hermiona w spokoju mogła romansować ze swoim donżuanem Snape'em (najlepiej zaraz pod nosem Dumbledore'a) czy samozwańczym księciem Slytherinu, Draco. 
  Jak to osiągnąć, jak do tego doprowadzić? Przecież Hogwart to szkoła z internatem, w dodatku Hermi dzieli z Ronem rocznik jak i przydział, więc jest na niego skazana. Według autorów żadne czyste zagrywki by nie podziałały, dlatego też decydują się na podjęcie poważnych kroków, na wyciągnięcie najcięższych dział, a nasz biedny Ron nie ma tarcz antyrakowych. 
  I w tym momencie rozpoczyna się równoczesne ogłupianie Ronalda, jak i (niekiedy stopniowe) robienie z niego prawdziwego zwyrodnialca. Najpierw spłaszcza się go (podobnie jak Petera Pettigrew, o czym wspomniałam w Evans, umówisz się ze mną?) do bezdennego żołądka, odbierając mu wszelkie człowieczeństwo, następnie ogłupia idiotycznymi tekścikami na temat „złych do szpiku kości” Ślizgonów (tutaj Hermiona musi wytknąć mu błędy w rozumowaniu, rzecz jasna), do tego leci szczypta żałosnego błagania Hermionę o odgapienie pracy domowej, a potem… potem się zaczyna! Hermiona spędza mniej czasu z uciążliwym Ronem, nawet coraz mniej z Harrym, chłopcy komentują to między sobą, zastanawiają, głowią, z kim ich najlepsza przyjaciółka spędza cały ten czas… Oczywiście najpierw zwalają winę na bibliotekę, jednak powoli robią się podejrzliwi, aż w końcu któryś z nich dwóch widzi Hermionę w dobrowolnym towarzystwie Dracona czy Snape'a, a Ron nie może na to pozwolić! To przekroczenie wszelkich granic, to nieposzanowanie praw rządzących Hogwartem, to jak pchanie się wrogowi do łóżka!
  I tak właśnie Ronald z przygłupa, na przestrzeni dwóch czy trzech rozdziałów, transformuje się w prawdziwego demona żądzy… zemsty (jeżeli ktoś kojarzy to nawiązanie). On musi wybić Hermionie z głowy te głupoty, musi przemówić jej do rozumu, musi jej uzmysłowić, że NALEŻY do niego, że jest jego WŁASNOŚCIĄ i on nie zezwala na żadne szlajanie się Merlin wie gdzie z żadnym innym przedstawicielem płci męskiej, który nie byłby impotentem. Tak, dobrze to interpretujecie – Demoniczny Ronald nie zezwoliłby Hermionie na kontakty ani z własnym ojcem, ani z teściem, bo jego zespół Otella nie zna granic. Wszystko jest fajnie do momentu, kiedy Ronald wcieli tenże plan w życie: poinformuje swoją Mionę o tym, że ją posiada, niestety jego wybranka nie przyjmuje tego oświadczenia ze zbytnim entuzjazmem. W związku z tym Ronald musi pokazać, gdzie jej miejsce i udowodnić, że w istocie bierze ją w posiadanie – czy tego chce, czy nie, dobrowolnie czy gwałtem. 
  Wszyscy doskonale wiemy, jak później wygląda fabuła: skrzywdzona Hermiona zostaje uratowana przez Snape'a czy Malfoya, a jeżeli do aktu gwałtu faktycznie dochodzi, jest przez jednego z nich odnaleziona w komnacie, w której doszło do tego obrzydliwego czynu. Tutaj mamy chwilę pocieszenia biednej, bezbronnej dziewoi, a następnie przechodzimy do punktu kulminacyjnego rozdziału czwartego, mianowicie do zemsty. Tak, do kolejnej zemsty, tym razem karę wymierza dowolny z wybranków, a zwyrodniały Ronald zbiera tęgie baty, jednak obicie piegowatej buźki to nie jest jego największy problem. Tym najczęściej okazuje się wydalenie ze szkoły w trybie natychmiastowym, a także stanięcie oko w oko z nikim innym, a Molly Weasley – jestem pewna, że wolałby dostać od niej wyjca przy całej szkole, niż wysłuchiwać jej awanturowania się na żywo. Ale już nie sympatyzujmy z gwałcicielem, nie wypada.
(© Natello)
  Sęk w tym, że jeżeli ktoś faktycznie chce użyć postaci Rona do odgrywania roli gwałciciela, świetnie, niech będzie. Co prawda nie zostanę wierną czytelniczką takiego fanfika, ale mimo wszystko zarzucę pewną radą: nie przesadzajcie z kreacją, żadną. Z waszego głównego bohatera nie róbcie postaci, której niczego nie da się zarzucić, która nie ma nic na sumieniu, która jest tak idealna, altruistyczna i po prostu Dobra przez wielkie D, że właściwie powinna sprawdzić, czy aby anielskie skrzydła nie wyrastają jej z pleców. Nie przesadzajcie też z kreacją złych – Ronald w takiej wersji jest niesamowicie przerysowany, wręcz kreskówkowy. Kiedy czytam takie brednie, mam wrażenie, że zaraz zacznie podkręcać wąsa, mrocznie zaśmiewając się do rozpuku, no i jeszcze gładzić kocura spoczywającego na jego kolanach, wiecie – full wypas, żyć nie umierać, koty są złe, piesory rządzą! Przesadzenie w żadną stronę nie zwiastuje niczego dobrego, tak samo jak błyskawiczna transformacja z głupola w damskiego boksera, gwałciciela i Merlin wie co jeszcze. Serio, wolałabym przeczytać ficzka Dramione, w którym wszystko jest tak, jak gdyby Ron nigdy się nie narodził, ewentualnie postanowił zniknąć z życia Hermiony na dobre, cholibka!, wezmę to choćby bez żadnego uargumentowania ponad czytanie fanfika, w którym autor nie ma pojęcia, co z Ronem zrobić, żeby nie plątał się pod nogami, więc postanawia uczynić wszystko, by Hermiona go znienawidziła i nie chciała mieć go w swoim życiu. Ale wiecie, jaki ficzek przeczytałabym całkiem chętnie? Taki, w którym rozstanie Hermiony i Rona jest uzasadnione (nie żeby w kanonie nie było ku temu wskazówek), taki, w którym nie stawia się czytelnika przed faktem dokonanym, błyskawicznymi transformacjami, a jeszcze bardziej błyskawicznym wyzbyciem się uczucia, które między tymi bohaterami zakwitło. Aaale wiecie, komu by się tam chciało takie głupoty pisać
  Coby nie zostawić nas z tak smutnym końcowym akcentem, za podesłanie materiałów do tego wpisu dziękuję AQQ oraz jeszcze jednej osobie, której mail mi się gdzieś zapodział (wcale nie było tak, że przypadkiem razem ze spamem posłałam go w nicość), dzięki, bardzo mi to ułatwiło pracę, jesteście kochane!

31 komentarzy:

  1. ten drugi Ron to taki klasyk... niestety. ten pierwszy wydaje sie ciekawszy o tyle, że przynajmniej nie ładmie totalnie kanonu tak jak Dramione od razu po siódmej częśći HP, ale też brzmi przerażajaco. faktycznie z dwoja złego to już lepiej takiego Rona wysłać w kosmos, niż tak zmieniać mu charakter. Współczuję mu zawsze, gdy tylko zaczyna krzyczeć: Miona i Fretka :D
    Zapraszam do mnie i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle o ile ficzków typu drugiego miałam nieprzyjemność naczytać się naprawdę sporo, o tyle mam wrażenie, że w dorosłości zwykle stawia się czytelnika przed faktem dokonanym w stylu "Hermiona i Ron nigdy nie byli ze sobą". Bo gdyby postawić czytelnika przed faktem dokonanym "Hermiona i Ron byli ze sobą, ale się rozwiedli z jakiegoś powodu", no, wtedy czytelnicy musieliby zawracać sobie głowę również dziećmi Hermiony i Rona, a nie tylko tym, jaką Hermi założy bieliznę na pierwszy raz z Dracze :P.
      Pozdrówka!

      Usuń
  2. Jej, w końcu ten temat! Nie mogłam się go doczekać ;)
    Myślę, że takie kreowanie chłopaka głównej bohaterki, z którym niedługo zerwie, jest obecne nie tylko w ff osadzonym w świecie Harry'ego Pottera, ale również we wszelkiego rodzaju blogaskach czy nawet książkach. Moim zdaniem w założeniu on taki jest żebyśmy bardziej polubili tego następnego: nowego, ładniejszego, po prostu lepszego.
    Dlatego podziwiam też pisarzy i blogerów, którzy nie robią z exchłopaków idiotów, hamów albo miękkiech kluch.
    Jeśli chodzi o blaga Sevmione z fajnie poprowadzonym wątkiem Hermiony i Rona to polecam wpaść na "Fanfika Trójmagicznego" w zakładkę "Powojenne życie Hermiony G".
    Pozdrawiam
    Kot
    Ps: Wybacz, za trochę (bardzo) nieogarnięty komentarz.
    Ps2: Czytałaś już "Przeklęte Dziecko"? Jeśli tak, to może napiszesz o tym posta? Jestem bardzo ciekawa twojej opinii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, masz rację. To znak rozpoznawczy niedoświadczonych autorów - działanie na szkodę pobocznych bohaterów, a zarazem fabuły (oraz całokształtu) tekstu, żeby tylko inny bohater wydawał się ciekawszy, lepszy. Stety niestety autor nigdy nie będzie miał całkowitej kontroli nad sympatiami czy antypatiami czytelników i z tym trzeba się pogodzić, prędzej czy później ;').
      Każdy komć jest dobry! :D
      Przeczytałam Przeklęte Dziecko, mam tam sporo pozaginanych stron, gdzie robiłam mniejsze lub większe facepalmy, ale jeszcze nie zebrałam się do sklecenia jakiejś recenzji. W sumie była to na tyle nijaka dla mnie sztuka, że nie mam wiele na jej temat do powiedzenia, ale może jak sobie odświeżę materiał, to coś się znajdzie. :)

      Usuń
  3. Tak naprawdę, to kanoniczne połączenie Hermiony z Ronem nie było trafionym pomysłem. Chyba wszyscy jesteśmy tego zdania?
    Trudno znaleźć jakiekolwiek Romione, bo wolimy czytać o Hermionie uwikłanej w, mniej albo bardziej, pokręcone związki z Draco, Severusem, Lucjuszem, Voldkiem... Wszystko tylko nie Weasley! Weasleya trzeba się pozbyć, i to najlepiej, w jak najbardziej spektakularny sposób! Im bardziej dramatycznie tym lepiej, a przy okazji Hermiona staje się biedną ofiarą, która tylko w objęciach swojego największego wroga może znaleźć ukojenie i miłość. xD
    Przyznaję się bez bicia, popełniłam kilka ficzków, w których Ron zawadzał i też musiałam się go pozbyć, ale podobnie jak Ty nie potrafiłam zrobić z niego psychopaty. Po prostu nie mogłabym.
    Może sposób w jaki pozbywamy się Rona, to rzeczywiście to kwestia wieku, czy ogólnie dojrzałości? Może dlatego przestałam pisać?
    Dzięki, że mogłam w jakiś sposób pomóc. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, nie bądź taka! Podrzuć link do swojego Dramiońca. :D

      Usuń
    2. Hmmmm, to zależy. Znaczy owszem - w kanonie były przesłanki świadczące o tym, że ich związek w przyszłości będzie miał problemy, ale jedynie zakładając, że żadne z nich się nie zmieni (no chyba że na gorzej). Problemy Rona głównie opierały się na kompleksach - miał bardzo poważne, a związek z osobą tak dobrze ukierunkowaną, zmobilizowaną i ambitną z pewnością mógł je pogłębiać. Tyle że trzeba pamiętać, że związek z takimi osobami może też mobilizować do własnego rozwoju, do pracy nad sobą i swoimi problemami. Poza tym oni oboje nie zawsze zachowywali się wspaniale, wina nie leży jedynie po stronie Rona, jak wszyscy pragną myśleć, byleby wybielić Mionkę, która powinna szukać sobie "lepszego". Ludzie dojrzewają, kształtują się całe życie - o ile można gdybać na temat tego, czy ich związek w dorosłości byłby udany, o tyle nie można zapominać, że ludzie są zmienni ;).
      No właśnie i to mnie boli najbardziej - to, że jedna z najbardziej samodzielnych, inteligentnych, silnych postaci żeńskich w książce (rzecz jasna HP jest pełne silnych postaci kobiecych; sęk w tym, że Hermiona miała być wzorem dla dorastających dziewcząt) zostaje zdegradowana do poziomu bezbronnej dziewoi, co pozwala sobie na to, by krzywdzono ją psychicznie i fizycznie na co drugim kroku, że istnienie zawdzięcza jedynie mężczyznom w otoczeniu, którzy pomagają jej na różne sposoby (w tym ficzku, co mi podesłałaś, ona nawet nie mogła sobie sama uwarzyć eliksiru przeciw koszmarom, Snape/Draco (nie pamiętam), jej go przygotowywali i PODAWALI... no jprdl, to jest przegięcie), mogłabym wyliczać w nieskończoność. To wyzwala we mnie tryb mordercy :/...
      Ach, jako dzieciak produkowałam całe mnóstwa opek i nawet z ręką na sercu nie mogę ci powiedzieć, czy faktycznie Dramione pisałam, czy nie, ale prawdopodobieństwo jest :D. Na szczęście wszystkie swoje początkujące pisarskie ekscesy ewakuowałam z internetów, chociaż czasem tego żałuję tego zacierania śladów, bo teraz z nostalgią bym sobie poczytała swoje głupie opka :(. Myślałam, żeby na Zbrodniach opublikować swoje dwie miniatury HP, jedna dla jaj, jedna tak średnio poważnie pisana, ale w sumie to nie wiem, może kiedyś :D.

      Usuń
    3. Czy Ty też tak masz, że pod postaci z ficzków "podstawiasz" ludzi ze swojego otoczenia; będących w różnych związkach, albo takich, których związki się rozpadły?
      Ja osobiście znam dwie nieprzeciętnie inteligentne i zdolne kobiety, które swoje życie poświęciły karierze naukowej, ale obie są samotne, bo nie potrafiły dogadać się ze swoimi partnerami, którzy byli dla nich, delikatnie mówiąc... za głupi. Dlatego też myślę, że związek Hermiony i Rona nie miał, na dobrą sprawę, przyszłości. Może upraszczam, ale tak to widzę. :D
      Szkoda, że pozacierałaś ślady swojej radosnej twórczości.:( Mam jednak nadzieję, że opublikujesz te jajcarne miniaturki. Uwielbiam takie teksty z przymrużeniem oka, więc czekam niecierpliwie!

      Usuń
    4. Głupkowate żarty, kompleksy = głupota? Nie określiłabym Rona mianem nieinteligentnego, jasne, zwykle obrywało mu się rykoszetem, bo jednak w zamyśle inni mieli błyszczeć... ale to takie typowe :D.
      No może kiedyś wrzucę, chociaż na humor się nie przygotowuj :D.

      Usuń
  4. Demoniczny Ron to jedyna zbrodnia, która kiedyś naprawdę mnie bolała. Bo zazwyczaj nie bolą, nawet Przeklęte Dziecko nie bolało, chociaż na pewno istniały lepsze ff do wystawienia na scenie. Niektóre ze zbrodni wywoływały zniesmaczenie, zastanawianie się "dlaczego?". Bo przecież szkoda energii na złe rzeczy, ale ten Ron zawsze sprawiał mi ból (ale czytanie o nim na chłodno wywołuje jakiś nostalgiczny uśmiech). Mogło mieć to związek z tym, że Ron był moją pierwszą fikcyjną miłością, jeszcze w czasie wczesnej podstawówki, a później tak jakoś shippowałem go z Hermioną, nie wiedząc jeszcze czym jest shippowanie i pairingi. Właściwie nie wiem dlaczego, może na zasadzie "kto się czubi, ten się lubi"? (Dramione i Drarry nie są czubienio-lubieniem!) No ale wciąż mam sentyment do tego kanonicznego (!) pairingu, chociaż jakby Rowling postanowiła w przeszłości, że jednak nie skończą razem, to bym się tym nie przejął... No ale ten... to co autorki robiły z Ronem bolało. Chociaż pamiętam, że czytałem kilka lat temu jakiś ficzek, w którym OC coś tam kręciła z Ronem. I to Hermiona była kreowana na tą złą, jeśli dobrze pamiętam! Wychodzi na to, że nie tylko Ron przeszkadza w Ron/Hermiona.
    PS: Jak patrzę na takiego Rona z fan artów, ale nie Rona-Ruperta, to sobie myślę, że mogę się w nim zakochać ponownie. A ten fan art z Ronem i Hermą jakiś czas temu dość długo był moją tapetą na komórce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak już jestem przy Ronie to z tematów okołoronowych: dlaczego tacy bliźniacy są przez fanów bardziej lubiani niż Ron? Kiedy czytam pottery po latach naprawdę mnie to zastanawia. Oni (głownie dla Rona) bywali bardzo okropni i zwyczajnie wredni, są takim typem ludzi, od których wolę trzymać się z daleka...

      Usuń
    2. Mnie ten schemat nie boli, a raczej irytuje, bo ile można. Jak raz by się natrafiło na takiego zdziczałego Ronalda, uznałoby się go za kuriozum i ciekawy przypadek, który wypada postudiować, a kiedy (do czasu, bo teraz - wydaje mi się - wyszedł już z mody) na co drugim blogasku się takiego spotykało... No, szło sobie włosy z głowy powyrywać. I przez to, że kiedyś tych Ronaldów tyle było, teraz nie potrafię zdzierżyć choćby maleńkiego ogłupiania Rona czy ociupeńki demonizowania go.
      Tak, blogosfera zrujnowała mi psychikę. :'D
      Mnie ciekawi to, że nigdy nikogo nie shipowałam w HP. Mam na myśli rzecz jasna swoją pierwszą lekturę kanonu - no po prostu nikogo z nikim, nikt tam dla mnie nie miał żadnej chemii. Teraz to sobie tak po cichutku shipuję Cedrika z Hermioną, bo czemu nie, jakoś wydaje mi się, że tutaj jest perspektywa na ciekawy romansik. W ogóle, chociaż lubię Rona, chyba jest dla mnie jakiś aromantyczny, ale to się tyczy złotej trójcy dość mocno (no, Hermiona tak leciutko z Cedem, ale to by było na tyle). Nie rozumiem, zawsze jestem pierwsza do shipowania, naprawdę :D.
      NIE WIERZĘ, ŻE ISTNIEJE FICZEK SZIPUJĄCY RONA Z KIMKOLWIEK!!!!!!!!!!!!!! Znaczy, prawdopodobnie już nie istnieje, bo musiał nie mieć żadnych czytelników (w końcu Ronald jest znienawidzony 4 eva), ale jestem w ciężkim szoku, poważnie.
      Ejjj, Rupert zrobił się bardzo hotny, nie wiem, o co cho :D. Ale ładne fanarty też często rozgrzewają mi serducho, więc rozumiem ^^.

      Usuń
    3. Natomiast co do bliźniaków... W ogóle to ciekawe, że aż tak bardzo marginalne postacie zrzeszyły sobie aż taką ilość fanów. Podobnie z Huncwotami - w kanonie uświadczyliśmy może paru retr (nie pamiętam dokładnie), garści informacji z trzeciej ręki i co? I "era Huncwotów" to jedna z najpopularniejszych tematyk ficzków w sieci. No a że bliźniacy są taką troszkę stonowaną wersją Huncwotów... nie dziwię się, że mają poparcie tłumu :P. Co do ich wredności - zwykle takie relacje panują między rodzeństwem, stety niestety. Zawsze się zdarzają sprzeczki, ciągnięcie za warkocze, takie sprawy - nawet jeżeli kontakty między rodzeństwem są zażyłe i bliskie. Trzeba też pamiętać, że niejednokrotnie wspierali Rona, np. przeciwko Malfoyowi. Po prostu rodzeństwo lubi sobie dokuczać, cóż zrobić :D.

      Usuń
  5. „Nie, mam teraz na myśli tego, że próbowałam wykorzystać sztampę w dobry sposób, obrócić ją na swoją korzyść, nie” — wkradł Ci się niepotrzebny przecinek na początku zdania.

    "Aaale wiecie, komu by się tam chciało takie głupoty pisać…" - czujem siem urażonam. :< :<

    Dobra, a teraz koniec psot, do rzeczy.
    Ja Rona nie lubię, to wiesz. Ty Rona lubisz, to ja też wiem. Staram się do niego przekonać - a jako swoją krucjatę piszę DDC. Nie wiem, może mi wyjdzie [mam tendencje do przesadnego wczuwania się w bohaterów, więc może tak wczuję się w Hermionę-złą żonę, że pokocham Rona (i właśnie znienawidziłam Rose, bo za dużo pisałam z perspektywy Hermiony, wtf, jak mam pisać dalsze rozdziały)].
    Ale paplę znów od rzeczyyy. Ja jakoś mam odmienne odczucia niż Ty i wolę nawet przeczytać jakieś debilne zepchnięcie Rona na 50 plan (no może nie aż tak drastyczne, jak przedstawiasz w tym opowiadaniu, ale jednak), niż myśleć, że on z Hogwartu wyparował. Jest to chociaż jakieś tam staranie, a nie kompletne olanie tematu, po łatwiźnie. Ale jak widać, rzecz gustu.
    Generalnie wydaje mi się, że dużo zależy od tego, w jakim momencie się do Rona podejdzie. Przy siedemnastoletnim czy dorosłym Ronie nie ma już dla mnie miejsca na robienie z niego debila, ewentualnie może być przesadnym zazdrośnikiem albo być nieco zaślepionym przez swoją urazę do Malfoya i innych, którzy przez lata upokarzali jego rodzinę. Ale to drugie jest akurat stąpaniem po cienkim lodzie i tu można się łatwo wyglebać.
    Ale wcześniej? Nie da się ukryć, że Ron miał swoje głupie momenty. No i na pewno miał jedną cechę, która daje pole do robienia z niego Wielkiego Zuego Rona: zdarzało mu się powiedzieć, zanim pomyślał. I często były to rzeczy zwyczajnie przykre, o które łatwo się (Hermionie) obrazić.
    Niemniej chyba najważniejszą rzeczą (która trochę mi umknęła w natłoku narzekań, wydaje mi się, że mogłaby być w tekście bardziej uwypuklona) jest ta fajna konkluzja: że jasne, wszystko można, ale bez skrajności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za schwytanie zbiegłego przecinka!
      Wszyscy powinni pisać krucjaty (tylko nie ja, nic nie zadziała na korzyść Snape'a, Blacka i Jamesa Pottera), może w końcu ta blogosfera jakoś by wyglądała :D. Ale Rose też jest usprawiedliwiona poniekąd faktem bycia dzieciakiem - nawet jeżeli ma te siedemnaście lat, nie jest to wiek, w którym człowiek wyzbywa się wszelkich foszków, nawet jeżeli uzasadnionych, i próbuje zachowywać się po dorosłemu :D. Takie małe wsparcie xD. (W ogóle pierwszy rozdział i już masz tak silne antypatie? Podziwiam).
      Zepchnięcie na pięćdziesiąty plan? Nawet spoczki w porównaniu do transformacji w zwyrola. Ale i tak wiemy, że coś takiego jak pięćdziesiąty plan nie istnieje i zarzuceniem raz na całe opko imieniem Rona wcale nie ma większej wartości niż zapomnienie o nim w ogóle - bo czytelnik i tak zapomni :D. Gdyby mi ktoś napisał w opciu "Ronald Weasley wyjechał na przygodę życia, zamierza poświęcić całe swe istnienie eksploracji dna oceanu" uznałabym to za świetne rozwiązanie w sumie :D.
      Ale każda postać w siedmioksiągu miała swoje głupie momenty, Harry nie jest z tego wykluczony, Hermiona też nie - im się jakoś nie obrywa (ale to dlatego, że nie są rudzi) xD. I to też nie jest tak, że w ciągu kanonu Hermiona była idealna - sama nie raz zachowywała się w stosunku do Rona naprawdę żałośnie, no bywa, taką mieli dynamikę, a ta nigdy nie jest jednostronna.

      Usuń
    2. Ej tak sobie siedzę i kminię od wczoraj, co by tu można zrobić z Ronem, żeby zniknął, no i sobie pomyślałam:
      1) wymiana z Durmstrangiem!
      2) headhunter podpatruje go na treningu quidditcha i widzi w nim taki talent, że już w wieku 15/16/17 lat (zależy jak tam ałtorce potrzebne) wciela go do narodowej drużyny quidditcha!
      3) Ron chce zmienić płeć i przenieść się do BigBaton
      4) Ron odkrywa, że jest gejem i już nie interesuje go Hermiona, tylko Harry
      5) Charlie zabiera Rona do siebie na wakacje i smok go zjada. W sensie Rona, nie Charliego. Ale to może być kłopotliwe, bo trzeba będzie ciągle pamiętać o uciążliwych pretensjach rodziców Rona do jego brata, trzeba będzie zrobić pogrzeb, Hermiona będzie musiała być wiecznie smutna... chociaż, hej! Jak Hermiona będzie wiecznie smutna, ktoś będzie ją musiał pocieszyć *zawstydzony Snape wystaje zza rogu*
      ...
      ...
      ...
      NO DOBRA, NIE MOGŁAM SIĘ POWSTRZYMAĆ I NARYSOWAŁAM SZYBKO, CHOĆ WYCHODZĘ ZA PÓŁ GODZINY, A SIEDZĘ JESZCZE NA GACIACH:
      http://funkyimg.com/i/2nbrD.png

      No a... Harry'emu się nie obrywa, no bo to bohater, mógł mieć swoje odpały, skoro ratował ludzkość, n'nie? A Hermiona... to Mionka. Nie siadaj na niej, bo zaraz pół internetu będzie chciało Cię zamordować. :^

      Usuń
    3. A nie mógłby nie zostać zjedzony przez smoka, tylko zainfekowany pasją w temacie opieki nad nimi? No wiesz, nie trzeba pogrzebu robić ani nic, Hermiona też nie musiałaby być kreowana na odpowiednik Cho Chan... Chociaż potem taki Ronald z wizerunkiem bardziej w stronę Charliego, z bliznami, mięśniami wypracowanymi od ciężkiej roboty... jeszcze by się okazało, że będzie fajniejszy od oryginalnego trólofa :P.
      Nie no, Harry'emu też się obrywa - np. za sławny tekst z "potworem" odżywającym w nim na widok Ginny i Deana Thomasa, takie tam :D. Jednak tylko Ron w śliniaczku i szatach po cioci jest gnojony [*].

      Usuń
    4. O jezu, ciotka, ty już nie bądź taka poważna. Przecież śmieszkuję z tym zjedzeniem Rona. A co śmieszego jest w tym, że został zainfekowany pracą? Chyba że by wymyślić, że w Rumunii panuje epidemia pracy przenoszona drogą wzrokową. xD

      Usuń
    5. No przecież ja też śmieszkuję (patrz: Cho Chan) :P.

      Usuń
    6. W ogóle to najlepiej wysłać Ronalda z misją najwyższego priorytetu na zwiedzanie dna oceanu czy coś.

      Usuń
    7. Jak skończysz pisać zbrodnie, to chyba kiedyś przekopię się przez nie jeszcze raz, porobię sobie notatki z najlepszych schematów i napiszę parodię na ich podstawie. Dostaniesz wtedy dedykację. :D

      Usuń
    8. CZEKAM NA TO OD ZAŁOŻENIA BLOGASKA <3333333

      Usuń
  6. Przykro mi, ze zaburze Twoja argumentacje :( Czytalam duzo tekstow, gdzie agresja Rona jest jednorazowa z roznych powodow. W ogole ciesze sie, ze nie czytam tekstow, ktore opisujesz - wystarczy pierwszy rozdzial, gora dwa, by wiedziec czy tekst bedzie zlym schematem czy nie i jestem zadowolona, ze potrafie taki tekst porzucic. Bo po co go czytac, skoro mi sie nie podoba?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powody nie są istotne, nigdy nie ma uzasadnienia dla przemocy :P. Dla znęcania się nad własnym ficzkiem też nie ma, swoją drogą xD. W każdym razie jeżeli przemoc była jednorazowa, to niby lepiej, ale też takie zagranie w stylu "deus ex machina". No ale tak źle, tak niedobrze, no nie wygrasz :D.

      Usuń
    2. Zle mnie zrozumialas :p Jednorazowe z powodu, ze albo Hermiona odeszla, zareagowal ktos, etc. Bron Boze nie mowie, ze jest przemoc dobra!:)

      Usuń
    3. Spokojnie, tylko żartowałam :D.

      Usuń
  7. Wpis bardzo celny. Wszystkie pomyje zawsze wylewa się na biednego Rona :P I zgadzam się, wtedy robi się z niego przerysowaną postać z kreskówki.
    Muszę przyznać, że sama raz zaczęłam opowiadanie, w którym Ron po latach małżeństwa "zmienił się, zaczął pić, rozkazywać Hermionie" itp. Teraz rozumiem, że to bardzo krzywdzące dla postaci, która w oryginale była pozytywna i wiele wniosła do fabuły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzywdzące czy nie - koncept to koncept. Ten post odwołuje się raczej do osób, które wyciągają sobie Demonicznego Ronalda z rękawa, stawiając czytelnika przed faktem dokonanym i nie próbując niczego tłumaczyć, argumentować, cokolwiek - Ronald jest damskim bokserem tylko dlatego, żeby Hermi mogła go opuścić i być z Dracze. Ale jeżeli ktoś chciałby to napisać "na poważnie", czemu nie, choć raczej byłabym uprzedzona do pomysłu przez blogosferę :D.

      Usuń
  8. Zespół Otella XDDDDDD Wiesz, ze Cie kocham za te referencje?

    A to do gwałtu nie dochodzi w schowku na miotly przypadkiem? Tylko w komnacie (tajemnic)? (w towarzystwie wylinki wunsza i szkieletu... kinky XD)

    Ok, czyli Dramione i demoniczny Ronald odhaczone...

    Ej, serio podobala mi sie wzmianka o tym, jak to male wrażliwiątko chcialo stworzyc cos dobrego. To bylo urocze.

    Rada na koniec bardzo dobra. Chyba problem wszystkich artystow polega na tym, ze musimy sie nauczyc, kiedy przestac. A czasem ciezko, bo latwiej przegiac niz przestac i uznac produkt za skonczony. Chyba czas napisac Cierpienia mlodego Ronalda, czy cos.

    Sciskam mocno w Nowym Roczku! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjmę należne mi podziękowania i wyznania miłości, aczkolwiek podlinkuję, tak z przyzwoitości: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_Otella

      Do gwałtu dochodzi wszędzie, jednak najbardziej popularnymi miejscami są lochy, opuszczone klasy, do których nikt nie zaglądał od wieków, albo najlepiej o których istnieniu nikt nie wiedział... :P
      Cierpienia młodego Ronalda <333.
      Pozdrówka :*

      Usuń
    2. Ej, czuje sie teraz tak... Tak jakbys mi powiedziala ze Swiety Mikolaj nie istnieje... Albo to ze the Smooth Criminal lean jest robiony w opatentowanych butach a nie jako trik ktory trzeba wycwiczyc... No jestem zasmucona.

      No dobrze... Ale Ty mi tu mowisz o komnatach. Lochy jeszcze jak cie moge, ciagnie takim undergroundem, dominatrix, bacik, lancuchy, te sprawy... No ale Ty wyskakujesz z komnatami to ten.... XD

      Buziaczkyy <3

      Usuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X