22 stycznia 2017

Gwałt – przemoc jako zalążek uczucia

Hej ho, hej ho, do Hogwartu by się szło!
Tak, dziś trochę poważniej – dwa tygodnie temu podokuczaliśmy Demonicznemu Ronaldowi, zatem trzeba jakoś zrekompensować te wszystkie śmiechy i chichy, nie ma co. Z pewnością zetknęliście się z tym zjawiskiem, przecież ostatnimi czasy wszędzie da się natrafić na magiczne słowa „przemoc wobec kobiet”, a słowa te są używane najczęściej w odniesieniu do produkcji filmowych czy serialowych. Niezależnie od tego, jaką ma się na ten temat opinię, myślę, że jest to rzecz dość istotna właśnie dla blogosfery, właśnie dla fanfików potterowskich, dlatego dzisiejszą niedzielę spędzimy na zmaganiu się z tym odwiecznym narzędziu fabularnym.
(© nokeek)
Nie wiem, jak Merlina kocham, naprawdę nie wiem, jak to się stało, że Zbrodnie mają już ponad pół roku, a mnie do niedawna nie zaświtało nic na temat gwałtu w tekstach początkujących (albo leniwych) autorów. To plaga, która na różne sposoby sieje spustoszenie w tekstach o najróżniejszej maści – nieważny jest gatunek, pairing, nieważne, czy to slash, czy nie. Ta tematyka była poruszana na Zbrodniach parokrotnie, w różnych postach, jednak – jako że dostaje cały post na własność – wypadałoby wszystko rozpisać i podsumować, więc wybaczcie, jeżeli w niektórych miejscach się powtórzę.
  Czy tego chcemy, czy nie – pewnych rejonach blogosfery gwałt pozostaje najczęściej używanym środkiem, który ma wprawić w ruch późniejsze wydarzenia, a nic innego się nie liczy – jednak zacznijmy od początku. Jakie są najczęstsze powody wprowadzenia do fabuły tego wątku? To pytanie stało się dla mnie wręcz retoryczne, jednak odpowiedzi jest więcej niż jedna, ta najbardziej oczywista. (I tutaj zaznaczę, że podawane przykłady odnoszą się do slashu jak i pary heteroseksualnej, jednak slash jest tu tematem gościnnym, więc posłużymy się przykładem pary hetero). Rzecz jasna wywołanie tak tragicznego wydarzenia ma na celu skłonienie przeznaczonych sobie bohaterów do zbliżenia, głównie emocjonalnego (czasem nawet fizycznego, tak, niekiedy zaraz po próbie albo akcie gwałtu), ale sporą rolę odgrywają też inne czynniki: gwałt ma być dla ukochanego katalizatorem, który wyzwala w nim spore pokłady opiekuńczości; w tekście odgrywa rolę usprawiedliwienia dla zakotwiczenia akcji jedynie w relacjach parowanych postaci (fabuła opierająca się jedynie na ich interakcjach, na coraz częstszych czy nieustających kontaktach ze sobą nawzajem); służy jako fundament dla wątku „odzyskiwania zaufania wobec mężczyzn”, wliczając w to grono również ukochanego (próby zwalczenia (nie zawsze za obopólną zgodą) awersji przed dotykiem, który może przywoływać niechciane wspomnienia, wyciąganie (często na siłę) zwierzeń ze strony ofiary, problematyka kontynuowania związku z ofiarą gwałtu (na płaszczyźnie emocjonalnej, jak i fizycznej)); służy też do… swoistego urzeczywistnienia tekstu, sprawienia, żeby wydawał się „życiowy”; dość kluczową rolę odgrywa tu też zainteresowanie dorastających autorów cięższą tematyką (problemów czy schorzeń psychicznych, skłonności samobójczych, samookaleczania itd.), a także sprzężone z tym romantyzowanie zaburzeń, traum czy trudnych przejść.
  Chwila, moment – gdyby nie znajdujące się w nawiasach, często negatywne przykłady rozbudowania poszczególnych wątków, nie byłoby źle. Owszem, najróżniejsze problemy w życiu – mniejsze i większe – oraz traumatyczne przeżycia przekładają się na stosunki ludzi w rzeczywistym świecie, mogąc nawet zaważyć na typie ich relacji, na tym, jak będą zachowywać się względem siebie nawzajem po takich przejściach. Owszem, po przeżyciu czegoś tak druzgoczącego jak gwałt, w konsekwencji ofiara może mieć później poważne problemy z zaufaniem, odczuwać wstręt przed dotykiem, inaczej patrzyć na świat, widząc zagrożenie ze strony osób o tej samej płci, której był oprawca, a najbliższe osoby w ich otoczeniu niekoniecznie zareagują odpowiednio na wieść o takim zdarzeniu. Nie widzę też problemu w próbie nadania tekstowi bardziej rzeczywistego odczucia poprzez poruszanie tematów trudnych czy odnoszących się do obecnych realiów prawdziwego świata; podobnie jest z opinią, że bohaterowie po przejściach są bardziej interesujący (mogą mieć niecodzienne spojrzenie na otoczenie, inaczej radzić sobie z rozwiązywaniem konfliktów itd.). Problem widzę wtedy, kiedy wszystko, co powiązane z aktem gwałtu dokonanego na bohaterce, jest potrzebne tylko po to, żeby między głównymi bohaterami rozkwitła piękna, szczera miłość.
  Wszyscy doskonale wiemy, jak zwykle jest poprowadzony wątek gwałtu. Mimo bycia kreowanym na najważniejszy moment historii ofiary, zwykle kończy zamieciony pod dywan, spod którego jego kępki są wydobywane na światło dzienne wtedy, kiedy autorowi zabraknie innej siły argumentacji. Z jednej strony niby mamy utratę zaufania, wstręt przed dotykiem, wewnętrzną walkę, a z drugiej (po paru rozdzialikach przepełnionych burzliwymi emocjami) te zagadnienia nie są dla autora warte więcej niż zwykły wstępniak z opisem pogody. Kiedy w pierwszym lepszym opowiadaniu natrafimy na taki wątek, śmiało można z góry założyć, że nie jest on umieszczony w tekście dla eksploracji psychiki ofiary, zagłębienia się w szczegóły przejścia z punktu A (aktu gwałtu) do punktu B (poradzenia sobie z traumą), a po to, żeby stworzyć grunt pod bardziej zażyłe relacje między bohaterami i w odpowiednim czasie pchnąć ich ku wspólnemu łóżku. Osobiście chyba nigdy nie miałam do czynienia z fanfikiem, w którym faktycznie liczyłaby się trauma przeżyta przez bohaterkę – zawsze liczyły się korzyści, które można z niej czerpać.
  Ale w tekstach poruszających tematykę gwałtu nie tylko to bywa problematyczne. Każdy z nas, nieważne, w jakiej formie (doświadczenia na własnej skórze, analizy) zetknął się z wątkiem miłosnym ofiary z jej własnym gwałcicielem, do czegoś takiego najczęściej dochodzi w slashu. Oczywiście, zawsze można spróbować rzucić argumentem „syndromu sztokholmskiego” (choć sama nigdy nie spotkałam się z takim wytłumaczeniem ze strony zaślepionych swoją twórczością autorów, ci nigdy nie widzą niczego nieodpowiedniego w sposobie, w jaki przedstawiają „związki”). ale syndrom sztokholmski nie równa się miłości. W takich tekstach relacje między bohaterami są przedstawiane jako skrajnie toksyczne, niejednokrotnie dochodzi do mniejszych czy większych aktów przemocy, a mimo wszystko – i czytelnicy, i sami autorzy – zachowują się tak, jakby mieli do czynienia z Romeo i Julią naszych czasów, a Szekspir i jego nic nieznaczące wzorce romantycznych kochanków lada chwila miały schować się w cieniu ogromu Prawdziwej Miłości gwałciciela i jego ofiary. Jedną rzeczą jest romantyzowanie przebytych traum czy zaburzeń psychicznych, drugą natomiast jest kreowanie mężczyzn na prymitywów pozbawionych mózgów oraz empatii, kierujących się niczym innym, a niemożliwą do powstrzymania chucią, którą rozładowują poprzez wyżycie się na swoim „obiekcie uczuć”, zmuszenie do stosunku groźbą, podstępem (eliksir miłosny), szantażem czy po prostu siłą fizyczną. Trzecią rzeczą jest za to romantyzowanie najbardziej sztampowej kreacji „samca alfa” (gotowy zawsze i wszędzie), a zarazem zniekształcanie jej do momentu, gdy „typowy mężczyzna” powoli, z rozdziału na rozdział, zostaje zmuszony do przywdziania maski gwałciciela. Niestety nie jest to koniec niepokojących tendencji młodocianych autorów, mam jeszcze dwie rzeczy do omówienia.
  Pierwszą z nich jest zupełne bagatelizowanie faktu, że nie tylko kobieta może zostać ofiarą przemocy na tle seksualnym. Za przykład weźmy omówionego dwa tygodnie temu Demonicznego Ronalda, który jest przeszkodą na drodze do wielkiej miłości Hermiony i Draco. Jeśli dojdzie do tego, że Ronald napada niespodziewającą się niczego Hermionę, ogłusza ją, by zaciągnąć w ustronne miejsce i tam ją zgwałcić – nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że jego czyny były po prostu złe, autorzy i czytelnicy zawsze zgodzą się w tej kwestii. Natomiast jeżeli któraś z bohaterek opowiadania więcej niż planuje wykorzystać mężczyznę nie całkiem zdolnego do podejmowania własnych, niezmąconych magią decyzji – zaczynają się schody, chociaż w przypadku odwrotnego scenariusza też nie byłoby wątpliwości. Tutaj, pozwolę sobie założyć, sporą rolę odgrywa rozmycie granic między tworzeniem bohaterki na archetyp „kobiety nowoczesnej” – świadomej swojej potrzeb, niewstydzącej się dążenia ku ich zaspokojeniu – a nieświadomym kreowaniu jej na „typowego samca alfa”; w połączeniu z powszechnie panującym w środowisku przekonaniem, że mężczyzny nie da się zgwałcić, spod niewinnych palców młodych autorów mogą wypłynąć naprawdę niepokojące rzeczy.
  Drugą i ostatnią rzeczą, bezpośrednio sprzężoną z poprzednią, jest wspomniany mimochodem problem eliksirów miłosnych (choć równie dobrze można by wykorzystać tutaj Imperiusa albo inną klątwę o zbliżonym działaniu). W kanonie raczej nie stawiano pod znakiem zapytania kwestii moralnych użycia amortencji – dzieciaki nie brały tego na poważnie (pierwsza lekcja ze Slughornem, przypadek Romildy Vane, sprzedawanie eliksiru miłosnego przez braci Weasley – sceny nacechowane raczej pozytywnie, bo odbierane humorystycznie), a podczas sesji przy myślodsiewni Dumbledore wstrzymał się od wydawania osądów wobec Meropy, powiedziałabym raczej, że empatyzował z nią; zresztą tematem tych spotkań nie była Meropa, a Tom Riddle, więc nic dziwnego – więcej czasu poświęcono dzieciństwu najpotężniejszego czarnoksiężnika tamtych czasów niż zastanawianiu się nad kwestią okoliczności, w jakich został poczęty.
(© nokeek)
 Skoro amortencja została pokazana w kanonie tak, a nie inaczej – raz: jako źródło lekkiego elementu komicznego, dwa: zepchnięta na dalszy plan – nie dziwię się, że niektórzy autorzy nie poświęcili jej chwili refleksji. Jeżeli ulubieńce czytelników (Fred i George) nie widzieli niczego złego w sprzedawaniu eliksirów miłosnych nastoletnim dzieciakom, co mogłoby pójść źle, prawda? A jednak – jest to poniekąd odpowiednik mugolskiej tabletki gwałtu. Dzięki amortencji można wywołać u kogoś iluzję miłości czy wręcz obsesję na punkcie odpowiedniej postaci, a te wykorzystać na różne sposoby – nakłaniając ofiarę do rzeczy, których nie zrobiłaby, gdyby była w pełni sił umysłowych i miała wolną wolę, łącznie z próbą doprowadzenia do zbliżenia, co już nie brzmi tak kolorowo jak wcześniej, prawda? Nawet jeśli w kanonie wydarzenia związane z eliksirem miłosnym nie zawsze były nacechowane negatywnie, nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że wśród społeczności czarodziejów amortencja nie wywoływała rachunków sumienia czy zagwozdek moralnych, trzeba mieć świadomość, jakie może nieść za sobą konsekwencje – nie kto inny, a właśnie Tom Riddle został poczęty podczas stosunku Meropy z bezwolnym mugolem, do którego doszło jedynie dzięki użyciu amortencji. Jeśli nic z wcześniejszych argumentów nie przekonuje niektórych z Was, ten ostatni powinien choć trochę.

26 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że popularność tego wątku wynika z braku umiejętności kreowania bohaterów negatywnych. Chyba zresztą o tym wspominałem w kontekście Vernona-kata-gwałciciela.
    Wiadomo, że zanim Hermiona - czy ktokolwiek inny - padnie ostatecznie w ramiona swojego truloffa, musi najpierw uporać się z nieszczęśnikiem, któremu przypadła rola jej Pierwszej Miłości. Problem w tym, że młode autorki nie potrafią stworzyć po prostu niedziałającego związku czy widocznie toksycznej postaci bez uciekania się do ekstremum. Ron nigdy więc nie będzie po prostu trochę zbyt zaborczym, nieokazującym zainteresowania Hermionie, kruszącym jej poczucie własnej wartości i wywołującym ciągłe wyrzuty sumienia bucem. Nie, on od razu ją pobije i zgwałci, by nikt nie miał wątpliwości, że to potwór.
    Jeśli miałbym wskazać jakiś powód, dla którego przemoc fizyczna jest w tekstach faworyzowana ponad przemoc psychiczną, to uznałbym, że chodzi o niedocenianie wpływu toksycznej osoby na ofiarę. Siniaki są widoczne na pierwszy rzut oka, natomiast blizny na psychice umykają komuś o niezbyt dużej inteligencji emocjonalnej (a mam wrażenie, że głównie takie osoby piszą opowiadania zawierające tak zbagatelizowany, spłycony wątek związany z gwałtem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tru, zgodzę się. Ale co w przypadku, kiedy (i nie są to osamotnione przypadki, a dość częsty rozwój wypadków) dochodzi do gwałtu, oprawca zostaje wystrzelony w kosmos i znika z akcji (już poza schematem: Hermi się kochała w Ronie, to trzeba się go pozbyć)? Wtedy ani nie chodzi o kreowanie głównego Złego Charakteru, nieważne jakiej jakości, ani o gwałt - tylko o to, że Ukochany będzie mógł pozbierać kawałki rozbitej emocjonalnie bohaterki i pobawić się w puzzle, przecież to takie el romantico.
      No tak, powodem z pewnością jest też fakt, że przemoc fizyczna jest łatwiejsza do opisania i odpowiedniego przekazania, z psychiczną (co też już zaobserwowaliśmy na Zbrodniach...) jest znacznie trudniej, w odbiorze również.

      Usuń
    2. Przy okazji (skoro już tu jesteś, Narratorze), spytam, co z Morrigan, bo ostatnio ktoś się dopytywał na szałcie o informacje odnośnie przyszłości twojego opowiadania :P.

      Usuń
  2. Że się tak wypowiem trochę szerzej niż w kontekście opek potterowskich: moim zdaniem drugi sposób przedstawiania wątku gwałtu jest obrzydliwszy. Ale też nie wziął się z kosmosu, a z tego, że nasza kultura wciąż jest w dużej mierze patriarchalna i pełna szkodliwych stereotypów. Np, że ofiara sama chciała, że "nie znaczy tak", że ofiara jest sama sobie winna, że w małżeństwie to nie gwałt. To OBRZYDLIWE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Trzeba było tyle nie pić", "ubrała się tak, że sama sobie winna, żaden normalny mężczyzna nie pozwoliłby jej tak wyjść na ulicę", w sumie można by ciągnąć w nieskończoność? Co przypomina mi tę sprawę (bardzo poruszająca treść listu, zaznaczam): http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,20212131,nie-znasz-mnie-ale-byles-we-mnie-tak-ofiara-pisala-do-gwalciciela.html Mówi bardzo wiele na temat tzw. "rape culture".

      Usuń
    2. Błeh, spojrzałam na komentarze niżej.
      W ogóle nie wiem, czemu argument "trzeba było tyle nie pić" pojawia się w kontekście ofiary, a nie oprawcy, jakby biednym gwałcicielom siłą lano piwo do gardziołek. A zresztą, zawsze jak czytać o tym, że to kobieta "powinna uważać", to mi się nóż w kieszeni otwiera - jakoś mam wrażenie, że takie zrzucania winy w przypadku morderstw/kradzieży/oszust już nie ma (no, nie w takim natężeniu).
      (Choć, tak już wracając do wyjściowego wątku - mam wrażenie, że w ff tego raczej nie ma, przynajmniej nie w tym pierwszym przypadku, gdy gwałcący ma być złem).

      Usuń
    3. Bardzo trafny komiks popełniła Kiciputek, odnośnie właśnie tej kwestii: https://scontent-frt3-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/16174402_1408053425886172_8063696442234616891_n.png?oh=6f2b46fbbc4bc659f59484232e0c29dd&oe=59060E9A a ktoś w komentarzach jeszcze dopełnił: "Ale nie aż tak martwo, bo prowokuje do nekrofilii".

      No właśnie, to ciekawe - w świecie ff chyba wszyscy mają jednakową opinię na temat gwałtu na postaci, nawet ci, co stereotypowo powinni mieć te bardziej zatwardziałe, przestarzałe poglądy... Hmmm...

      Usuń
  3. Hm, ja raczej odniosłam wrażenie, że do gwałtu zwykle nie dochodzi - przynajmniej w tych mrocznych (semi-mrocznych?) zakątkach internetu, w których siedzę - więc to tylko zagrożenie-pretekst, by trólaff w odpowiedniej chwili mógł zjawić się z odsieczą. Zagrożenie bardziej atrakcyjne od różdżki/noża przystawionego do gardła, bo, mam wrażenie - objęte wciąż silniejszym tabu w popkulturze, w której opkotwórcy najpewniej bytują. W filmach na ekranie krew się leje, ludzie giną (oczywiście w sposób ugładzony), a jak ktoś ma ochotę pooglądać tortury, to może zawsze odpalić Kevina samego w domu - w każdym razie jest to bardziej, hm, oswojone. Za to przemoc seksualna, jeśli się pojawia, to raczej w pozycjach dla innego targetu. Może dlatego wydaje się środkiem silniejszego kalibru, bardziej sensownym powodem dla traum niż byle tam Crucio - które zresztą bohaterka powinna przetrwać z dumnie uniesioną głową, bo przecież jest ponad to. Zresztą nie sądzę, żeby "młodzi autorzy" potrafili do końca wyobrazić sobie przemoc w inny sposób niż właśnie ten przygładzony, gdzie człowiek z przestrzelonym brzuchem jest w stanie jeszcze palnąć parę ckliwych zdań, a to jak powinna zachowywać się zgwałcona kobieta biorą głównie sami od siebie. W tym kontekście spłycenie wątku to raczej kwestia słabego rozeznania i faktu, że "atrakcyjne" jest traumatyzowanie postaci, ale już niekoniecznie proces wychodzenia z traumy.
    Aleee jak mówię, raczej spotkałam się z wersją, gdzie ten rycerz jest na czas.

    Co do drugiego motywy - od gwałtu do miłości - to brr. Widziałam w analizach. Z tym że, mam wrażenie, tutaj pojawia się problem na linii "bohaterowie nie wiedzą tego co autor" - choć w tym wypadku "wiedzieć" to chyba niefortunne określenie :D - w każdym razie aułtorka z góry wie, że ta dwójka będzie razem, obaj są atrakcyjni, napastnik ma w gruncie rzeczy miękkie serduszko itd. więc w ogóle nie rozpatruje tego w kontekście gwałtu - bardziej jako, hm, dowód na to, jak bardzo podniecająca była ofiara. W sumie nie jest to chyba jeszcze ten etap, gdzie człowiek rozumie, że gwałtu nie dokonują tylko opryszki z ciemnych uliczek (bądź zdemonizowane Rony) - ale może to zrobić nawet osoba wcześniej atrakcyjna dla ofiary, jej chłopak, mąż, albo że fizyczne reakcje ciała mogą być niezależne od psychiki. W takim kontekście chyba ewoluuje to w trulaff w założeniu, że opór ofiary na samym początku był głupotą i skoro zostało to jej uświadomione, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby uczucie sobie spokojnie rozkwitało. Plus ewentualnie zestaw wyrzutów sumienia dla gwałcącego, coby pokazać, jaki z niego czuły miś, co dał się ponieść żądzy.
    Obrzydliwe to mocno, ale w sumie pocieszające o tyle, że wątpię, żeby któraś z osób pisząca taki wątek sama doświadczyła jakiejś formy przemocy seksualnej - no bo... nope. Więc póki ludzie z takiego podejścia wyrastają, to mnie aż tak nie gryzie (mniej np. niż dobrze nieświadomie odwzorowana przemoc psychiczna).

    A o Amortencji i jej przedstawieniu w HP to szkoda mi gadać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w moich doświadczeniach raczej było to 50/50 - dojdzie do gwałtu czy nie; często sama trauma z podjęcia próby zgwałcenia bohaterki nie była wystarczającym dla autorów półśrodkiem, więc kończyło się jak kończyło - zapłakana ślicznotka z udami ubrudzonymi krwią, bo nawet po gwałcie kobieta musi dorastać do pięt hollywoodzkim standardom piękności :P. (Stąd ten szybki seksik zaraz po gwałcie/próbie).

      Ale co z tego, że ostrzejsze sceny przemocy pojawiają się w produkcjach dla innego targetu? Jako dzieciak nigdy nie interesowały mnie ograniczenia wiekowe (i nikt w moim otoczeniu tego nie kontrolował) - a teraz przemoc fizyczna i gwałty to codzienność w najbardziej popularnych produkcjach (Gra o Tron, w dodatku strasznie mainstreamowa produkcja). Nie wyobrażam sobie, żeby dzieciaki odpuściły sobie najpopularniejszy serial ever, bo znajdują się tam nieodpowiednie dla nich treści. Poza tym nie chodzi o samą telewizję - spójrz na internet, spójrz, co teraz jest popularne. Właśnie pod płaszczykiem "z nienawiści do miłości" mamy te wszystkie gwałty w związku, które dla czytelników i autorów są niczym fluff, aż im się oczy świecą. Dla młodego pokolenia internet jest największym nośnikiem informacji, a produkcje typu Szkoła są dla nich źródłem beki :P... Internet i zawarte w nim treści są tym, co teraz kształtuje młodsze pokolenia - a jeżeli ktoś od małego zaczytuje się w ficzkach takiego pokroju... W sumie studiowałabym taką jednostkę xd.
      ""atrakcyjne" jest traumatyzowanie postaci, ale już niekoniecznie proces wychodzenia z traumy." - bardzo dobrze ujęte :').

      A od gwałtu do miłości... No tak, rzeczywiście - to chyba największy "komplement", jaki można w takim opku dostać - było się tak zdatnym do przeruchania, że zostało się zgwałconym. Boooże, takie tragiczne wnioski pod Zbrodniami czasem się kształtują :(. Eeech, co ty mi robisz, teraz tak sposępniałam! I taktaktak odnośnie wszystkiego, co później napisałaś: że nie tylko typ spod ciemnej gwiazdy i w ciemnej uliczce, ale każdy (członek rodziny, mąż itd.). A najważniejsze właśnie to, że reakcje fizyczne ciała mogą być niezależne od psychiki - to przypomina mi sprawę, która opanowała internet jakiś czas temu. Koledzy nagrali telefonem, jak ich kolega leży zalany w trupa na trawniku, a bekę mieli z tego, że był gwałcony przez laskę z nadwagą. Ten gość był na tyle pijany, że coś tam mówił, ale nie był w stanie się sprzeciwić fizycznie ani słownie (pijacki niezrozumiały bełkot), a oni obserwowali, jak dziewczyna się na niego wspina, jak rozpina mu rozporek i tak dalej... No i #śmieszne. Jeszcze opublikowali ten film na fejsbuku, bo był jakiś konkurs na udokumentowanie najbardziej dzikiej impressski. Kiedy ten planowany potop, Boże?

      Amortencja w HP to jest dla mnie zawias mózgu za każdym razem, jak wracam do książek :P.

      Usuń
    2. Ha, to ja się jednak utrzymuję w bezpieczniejszych rejonach.

      O Grze o Tron zapomniałam, bo ja tego nie oglądam - czytałam książki dawno dawno, ale przy serialu nigdy nie mogę wyjść za pierwszy odcinek, coś mnie nie kupił :D Więc w sumie nie wiem/nie pamiętam, w jaki sposób gwałty były tam przedstawione.

      Ale o pozycjach z innym targetem - chodziło mi raczej o filmy psychologiczne, ewentualnie dokumenty - czyli pozycje, które nie tyle odstraszają triggerami, co są zwyczajnie nudne do pewnego wieku. No i poza tym na ile te bardziej strigerrowane pozycje oddziałują na target - raczej wysyp nastoletnich fików jest do "miękkich" pod pozycji: hp, gwiezdne wojny, sherlock, igrzyska śmierci itd. z tego, co kojarzę, gdzie (raczej? IŚ do końca nie widziałam) seksualność jest zepchnięta daleko w tło. A w obrębie tych uniwersum gwałt to nadal egzotyka.
      Ale znów, możemy bywać w innych zakątkach internetu. Względnie dinozaur ze mnie, nie nadążam za nowym :D

      "Właśnie pod płaszczykiem "z nienawiści do miłości" mamy te wszystkie gwałty w związku, które dla czytelników i autorów są niczym fluff, aż im się oczy świecą." - z tym, że to raczej nie jest przedstawiane jako gwałt (co samo w sobie jest problemem, no ale), co najwyżej "gwałt xD", a prawdziwy gwałt to li i tylko nabuzowany Ron w ciemnej klasie. Nie widzę problemu, by to równocześnie było wykorzystywane jako ciężkie narzędzie lub romantyczny rekwizyt w zależności od tego, czy gwałciciel jest atrakcyjny, czy nie - znaczy, no, nie takie rzeczy już w ff widziałam.

      Zresztą my tu gdybamy, a pewnie chodzi tylko o to, że gwałt to "sam-wiesz-co" tylko z traumą w pakiecie - no to nic dziwnego, że się nastolatki tym jarają.
      (Boru, jak to zabrzmiało).

      Wrażliwiątko, ty mi serio chcesz całą wiarę w ludzi odebrać, nie?

      Amortencja... Niech mi ktoś napisze fika z punktu widzenia Toma Riddle'a Seniora - o tym, jak radził sobie ze świadomością, że niemal przez rok był na magicznym haju, pozbawiony własnej woli, regularnie gwałcony przez wiedźmę, która w dodatku jeszcze chciała urodzić jakiegoś małego potwora takiego jak ona, wykorzystując do tego jego nasienie. Opis wychodzenia z traumy i próby poukładania sobie życia na nowo. Bardzo proszę.

      Usuń
    3. Gwałty są tam sporą kontrowersją. O ile ja nie miałam z tym problemu przez długi czas, "przemoc wobec kobiet" to słowa, które raczej wywołują u mnie teatralne wywrócenie oczami, jakbym znów miała lat naście, to w GoT w paru miejscach przekroczono pewne granice. Np. (o ile dobrze pamiętam sytuację, bo książek nie czytałam) w kanonie seks był za obopólną zgodą, w serialu przerobili to na akt gwałtu, który zresztą strasznie kłócił się z charakterem bohatera, który został zmieniony w gwałciciela. Po wszystkim troszku wstrętu, ale babeczka raczej niewzruszona (choć to nie jest dla mnie zarzut, akurat mocna psychicznie babka). Drugim przekroczeniem granicy było (wynikające z zupełnie niekanonicznego wątku, dzika fantazja producentów) zgwałcenie Sansy, która w parę sezonów z irytującej mamei przemieniła się w ciekawą kobiecą postać, jeszcze na oczach jej przybranego brata, bo #shockvalue. No ale GoT to właściwie nic więcej, a #shockvalue po prostu. Nie polecam xD.

      Filmy psychologiczne nudne do pewnego wieku? Raczej skłoniłabym się ku stwierdzeniu, że do pewnego wieku (czy stopnia dojrzałości) mogą nie być dostatecznie dobrze rozumiane. Tak samo z dokumentami, nie wiem, może byłam dziwnym dzieckiem - ale w okolicach czternastego roku życia bardzo dużo pochłaniałam różnych dokumentów, zwykle psychologicznych (eksperyment Milgrama, Zimbardo - moje ulubione).

      DAM PIENIĄDZE ZA TEGO FIKA, REALNE PIENIĄDZE!
      (Tak, źle rozporządzam finansami, ale to nieistotne xd).

      Usuń
    4. W sumie z książek kojarzę... trzy sceny seksu? (W sumie dwie "teraźniejsze" i jedną wspomnianą), więc albo serio nie zapadały w pamięć, albo tego tyle na papierze nie było. Obie rzeczy przy mojej marnej pamięci równie prawdopodobne :D
      Ale lubiłam Sansę - właśnie jedna z najfajniejszych dynamicznych postaci.

      Byłaś dziwnym dzieckiem :D Ja w tym wieku tłukłam fantastykę, często, um, niezbyt dobrą. Na eksperyment Milgrama dopiero w liceum się natknęłam, zresztą wtedy też w ogóle zaczęłam trochę od beletrystyki się odbijać w stronę innych tekstów (co ten risercz robi z ludźmi)... Więc ten tego.
      Eeej, a może by zrobić badania za pomocą liebster award (to tak się nazywa?) i zobaczyć na blogach, jaką literaturę podczytują autorki, na jakich stronach siedzą itp. tylko ktoś szczwany musiałby pytania układać, żeby to nie wyglądało jak ankieta badawcza.
      (...dobra, przestaje już tworzyć evilplany).

      ...czułam, że ci się spodoba :D

      Usuń
    5. Ja tak bardzo niegrzecznie sie wetnę, bo piszecie o Grze o Tron, którą oglądam. Mnie zawsze najbardziej w nim interesują wątki polityczne. Zazwyczaj po prostu wywracam oczami widząc kolejną scenę gwałtu czy bezsensowne ukazanie brutalności. Chodzi mi tutaj o zbliżenia na te wszystkie rozkfaszone głowy, wylewające się flaki itp. Jeżeli by to wyciąć, to pewnie powstałby dobry serial o polityce i o tym, co ludzi są skłonni zrobić dla władzy czy pieniędzy. Fakt, miałby pewnie mniej fanów, ale o ile byłby ciekawszy, gdyby zamiast tego wszystkiego powklejać powycinane z książki wątki (Lady Stoneheart?)
      Przepraszam za wcięcie. Już nie przeszkadzam w dyskusji.

      Usuń
    6. Delto, Zbrodnie są poczytne, zorganizuję Liebster Award (w ogóle skąd ta nazwa się wzięła, wtf? xD) wybiorę wszystkich swoich czytelników jako osoby, ktore mają odpowiedzieć... I można zaczynać :))). :D

      Kocie, w GoT - pomijając brutalność i gore - jest mnóstwo idiotycznych wątków, rzecz jasna im dalej w las. Najgorsza głupota, z jaka się w życiu zetknęłam, to wątek Sandsnakes :P. Dobrym (świetnym!) serialem politycznym jest i będzie House of Cards - brak dziecinnej brutalności czy świecenia widzowi co odcinek gołymi cyckami po oczach, brak głupich wątków pobocznych, nieprzemyślanych i pisanych w pośpiechu, a właśnie sporo genialnej manipulacji, wspaniała narracja, fascynujący bohaterowie... Oj, obejrzysz to i uznasz, że Gra o Tron to miernota :D.

      Usuń
    7. Oglądałam jakieś pojedyncze odcinki kilka lat temu i teraz sobie uświadomiłam, że muszę wrócić do House of Cards jak znajdę chwilę czasu.
      Co do GoTu to może też troche tak, że mam do niego sentyment, bo to mój pierwszy serial, który obejrzałam odcinek po odcinku.
      Z drugiej strony podobno te idiotyczne w serialu wątki są o wiele lepsze w książce (jeszcze nie wiem, bo jestem na trzeciej części). A książka bardzo mi się podoba i mam taki dziwny sentyment, więc po prostu nie mogę nie czekac do noweo sezonu ;D

      Usuń
    8. Och, oczywiście, że tak - większość głupot w GoT (ekranizacji) jest wywołanych niezgodnością z kanonem właśnie. W ogóle nie chciałam zabrzmieć aż tak negatywnie, jest sporo rzeczy, które w serialu robi się dobrze (kreowanie postaci do nienawidzenia - Joffrey i Ramsay), jednak zdecydowanie jest to dla mnie guilty pleasure, choć... ostatnio nawet nie takie pleasure, bo przy ostatnim sezonie to raczej waliłam głową w klawiaturę, nawet Jon w koczku i GENIALNA (majstersztyk) walka z 9 odcinka 6 sezonu. (Uwielbiam rozmach tego serialu).

      Usuń
    9. Jak już wspominasz o Jonie w koczku i 9 odcinku to dorzuce jeszcze muzykę w ostatnim. To też był majstersztyk. Mnie osobiscie przechodzą dreszcze jak jej słucham.

      Usuń
    10. O ile dobrze pamiętam, w ostatnim muzyka nieco odstawała od doboru muzyki w GoT, do jakiego przywykł widz, zdecydowanie był to ciekawy zabieg i wywołujący sporo emocji swoją niecodziennością w połączeniu z mocnymi wydarzeniami ^^.

      Usuń
  4. Hej! Tak się składa, że na gwałt natknęłam się w opkach dwa razy; pierwszy miał na celu obrzydzić nam bohatera (zgadnij kogo? xD), a drugi, to był właśnie zalążek wielkiej miłości. O ile w pierwszym przypadku poskutkowało (biedny bohater...), to drugie opko było tak nieprawdopodobne, że wydawało się, iż do żadnego gwałtu nigdy nie doszło, bo zaraz po wszystkim rozwija się wielka miłość. Zero traumy, zero obrzydzenia czy jakichkolwiek negatywnych emocji w stosunku do gwałciciela. No to ja się pytam: po co ten gwałt? Żeby było wielkie WOW? Komcie?
    Jak sama wcześniej zauważyłaś, gwałt jest łatwiejszy do opisania niż przemoc psychiczna. Ach, ta krew na udach, przeszywający ból, łzy w oczach... tak łatwo to sobie wyobrazić. Kilka obrazowych opisów, dosadnych słów i jakież wrażenie można wywołać na czytelnikach! Po co zadawać sobie trud, kombinować, opisywać stany emocjonalne i sytuacje, które wywołują w psychice bohatera większą traumę niż najbrutalniejszy gwałt? Biorąc pod uwagę średnią wieku autorek, nie ma się co dziwić, że idą po najmniejszej linii oporu. Piszą o tym, o czym wiedzą, że jest złe, bo każdy to wie.
    O, jeszcze sobie przypomniałam jedno slashowe opko z gwałtem i przyznam szczerze, że jeszcze mózg mi krwawi na samo wspomnienie. Dodam tyko, że zakończyło się happy endem i żyli długo i szczęśliwie, zużywając tony lubrykantu.
    A co do Amortencji, to wiadomo, że pani Rowling wielu rzeczy nie przemyślała. Nie roztrząsajmy więc kwestii eliksiru miłosnego, gwałtów w opkach, nieuzasadnionych aktów przemocy, tylko kiwajmy głową z politowaniem, zaśmiewajmy się do rozpuku, bądź napierdzielajmy łbem klawiatury, natrafiając na kolejne zbrodnie. :D
    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie był to Ron, prawda? :D Gwałty są najczęściej spotykane w tych niszowych opkach - tam, gdzie autorzy jeszcze nie wiedzą, jak zapisywać dialogi (i bawią się w pisanie dramatu xd), tam, gdzie nie wiedzą, co to Mary i Scary Sue, niemniej każdy jest odpowiedzialny w równym stopniu za swoją pisaninę i mam nadzieję, że kiedyś te młodociane autorki nie będą wspominać swoich pierwszych tworów z nostalgią :P. Ale mimo wszystko czasem taki autor, który pisze nawet całkiem poprawnie i składnie, zarzuci gwałtem, i to właśnie najbardziej boli, kiedy ktoś, kto już wykazuje pewną staranność względem pisania i tworzenia swojego opowiadania, zaserwuje czytelnikom gwałt instant, bez żadnych konsekwencji.
      Na pewno tez w jakiejś mierze chodzi o to "WOW", o którym wspomniałaś - mnóstwo takich komci czytałam, gdzie autorzy mieli niezwykły zaciesz, kiedy ich czytelnicy reagowali bardzo emocjonalnie na Diabolicznego Ronalda i inne karykatury.
      Coooooooo :D. Uwielbiam, jak ofiary żyją z gwałcicielami happily ever after, no UWIELBIAM!!! :)))
      Czy ja wiem, czy może to być kwestia nieprzemyślanego pomysłu? O ile, biorąc pod uwagę emocjonalną dojrzałość 3/4 bohaterów HP, po dzieciakach niczego innego bym się nie spodziewała, to dorośli... niby można usprawiedliwić faktem braku czasu na pomniejsze szczegóły, ale zarzucenie choćby wskazówką... no nikogo by nie zabiło, a byłoby tzw. food for thought chociaż.

      Usuń
  5. Amortencja to w potterowskim uniwersum najsilniejszy eliksir miłosny, a nie jedyny. Ten sprzedawany w Magicznych Dowcipach Weasley'ów nie był Amortencją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, bardzo możliwe, że nie sprzedawali amortencji - ale co to zmienia? ;'). Czy teraz już używanie specyfików, nawet legalnych, żeby wywołać w kimś sztuczne uczucia i móc w jakiś sposób je wykorzystać, jest mniej amoralne?

      Usuń
    2. Amortencja była najsilniejszym eliksirem miłosnym, a te słabsze wywoływały tylko zauroczenie, a ich skutkiem ubocznym była impotencja XD

      Usuń
    3. Spójrz na reakcję Rona w 6 części i mi powiedz, że to nie jest człowiek, który zrobiłby dużo dla swojej Rom Rom xD. Poza tym zbierane korzyści nie muszą być na tle seksualnym, komuś może chodzić o korzyści materialne (patrz: matka Zabiniego), zawodowe, jakiekolwiek. Poza tym czas nie stoi w miejscu, a chociaż czarodzieje są zacofani, robią postępy "technologiczne" -> mogą wymyślić usprawnione wersje tych mniej silnych eliksirów i wtedy już argumenty się wam kończą :D.

      Usuń
  6. Przeczytałam to jak byłam chora i nie zostawiłam komentarza, ale widzę, że wyłudzasz na sb, więc zostawiam i czekam na dzisiejszą zbrodnię!

    OdpowiedzUsuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X