13 listopada 2016

Niezbędnik fanfikopisarza: stwórzmy bohaterkę

  Gitara siema! (To, co się dzieje w tych przywitaniach, przerasta już absurd).
  Nie wiem, czy i wy uważacie pierwszy opad śniegu za magiczny, a każde następne za karę od losu i klęskę żywiołową, ale wiem, że ja zostałam pokarana. W tym tygodniu omówimy coś troszkę innego, tym razem nie skupimy się na jednym schemacie czy ich małej grupie, a na wszystkich (starałam się, przy ich ogromie z pewnością coś mi umknęło, ale zresztą od czego są komentarze?), jakie możemy spotkać w fanfikach potterowskich, choć oczywiście nie każdy jest wyłączny dla akurat naszego ulubionego, wyeksploatowanego do granic możliwości uniwersum. 
 Tytuł posta jest znaczący: autorzy najbardziej popadają w schematy właśnie przy tworzeniu bohaterki, rzecz jasna głównej. Rzadko kiedy zdarza się, żeby pierwszymi skrzypcami okazał się przedstawiciel płci niepięknej – biorąc pod uwagę, że w blogosferze przewaga ilości autorek nad autorami jest skrajna, można założyć, że wynika to z pewnych przyzwyczajeń, mniejszej lub większej chęci posiadania alter ego. Ważne jest jedno: dziś tworzymy właśnie bohaterkę!
  Gotowi? Pióra w gotowości, pergaminy rozłożone, siedzeń też się trzymacie? Zatem sporządzajcie notatki z prawdziwą furią, nie możecie pozwolić sobie na utratę choćby jednego szczegółu! Rozpoczniemy od niczego innego, a od… pochodzenia. Właśnie ono jest podstawą każdego fanfika potterowskiego, od niej zależy mnóstwo czynników środowiskowych, które wpływają na światopogląd naszej bohaterki, w dużej mierze to od niego zależą inne wypadkowe. Do dyspozycji mamy trzy statusy: czystokrwisty (najbardziej spopularyzowany; zdaje się, że świat czarodziejów łamie się w posadach od nagromadzenia dziewcząt z chowu wsobnego!), mugolak (zasłużone drugie i trzecie miejsce w wyścigu o sławę), a także półkrwi (zarezerwowane dla autorów, którzy lubią hipsterzyć i wyłamywać się z szeregu, TUTAJ ZDRAJCÓW TRADYCJI NIE CHCEMY!) Dokonanie wyboru z pewnością po dziś dzień spędza wam sen z powiek, przyznam, że i ja przewracam się z boku na bok, wiedząc, co pociągnie za sobą podjęcie tej decyzji.
  Jak wybrać, o wrażliwiątko? – pytacie mnie, a ja kiwam głową w zadumie, niby mędrek, a tak naprawdę wewnątrz więdnę ze stresu. Wybór, moje drogie niedźwiadki, powinien łączyć się w całość z obraną przez was ścieżką fabularną. Jeżeli chcecie opisywać życie na ślizgońskich salonach, musicie wybrać czystą krew; jeżeli kusi was wizja dręczonego przez purystów mugolaka, wybór jest oczywisty, a jeżeli wasze ładne buzie splamił teraz rumieniec, możecie rzucić kostką – sami jeszcze nie wiecie, jak będzie wyglądać fabuła, więc możecie zaryzykować trafienie pannicy półkrwi. (Jeżeli się nie opłaci, nie pozwólcie, by hipsterstwo wyjadło wam mózg, jeszcze z tego choróbska przydzielicie dziewczę do Hufflepuffu!) Troszkę nastraszyłam wszystkich dookoła, łącznie ze sobą, ale tak naprawdę nie ma czego się bać. Przecież, jak już skończą się wam pomysły na wydarzenia po napakowanych akcją trzech rozdziałach, w desperacji zawsze będziecie mogli zrzucić na czytelników bombę w postaci plot twistu nad plot twistami, mianowicie: bohaterka tak naprawdę była adoptowana, a to zmieni jej status.
  Co z narodowością? Jak wszyscy wiemy, w Wielkiej Brytanii istnieje tylko jeden akcent – brytyjski – i używa się go w Anglii. Pewnie chociaż raz w życiu mieliście w łapskach coś takiego jak atlas, a w nim oglądaliście sobie różne obrazki przedstawiające ziemię, jednak wierzcie mi, że coś takiego jak Szkocja, Walia i Irlandia Północna nie istnieje, a już na pewno dzieciaki z tych wyimaginowanych krajów nie uczęszczają do Hogwartu. W rzeczonej Anglii natomiast są dwa miasta: Londyn i Dolina Godryka, zajmują one po równo całą powierzchnię kraju.
  Skoro wiemy już, z czym się je naszą bohaterkę, zatrzymajmy się na moment przy wyborze domu. To też bardzo ważny aspekt tworzenia postaci, jednak nie stresujcie się – powinie się wam noga, damy radę naprawić przy szczegółowym opracowywaniu fabuły, ale przecież dziś my nie o tym! Decydując się na dany dom, musimy przemyśleć najważniejsze wynikające z niego konsekwencje, czyli jedną, rzecz jasna: czy Prawdziwa Miłość naszej bohaterki wyląduje w tym samym? Czy bycie w różnych domach nie spowoduje gamy utrudnień na linii bohaterowie-łóżko, czy zgodne z regułami świata spiknięcie ich ze sobą nie będzie wymagało od was zbyt wiele wysiłku? A tam, zaczynam gadać jak ci głupi hipsterzy – kanon jest dla słabych! Wspólne dormitoria dla prefektów albo osobne pokoje dla każdego! Ponowna wizyta na żądanie u Tiary Przydziału! Sowa z reklamacją leci do samego Ministra Magii! Czas na rewolucję!
  Mimo wszystko, zanim z widłami i pochodniami zaatakujemy kanon, a potem spluniemy Rowling w twarz, trzeba dokonać wyboru – żaden uczeń w Hogwarcie nie może pozostać bez przydziału, kanon kanonem, ale to już by było przegięcie. Jeżeli późnymi nocami, w tajemnicy przed wszystkimi snujecie wizje o antybohaterce prześladującej uczniów ze względu na brudną krew czy mugolskie pochodzenie, wybierzcie Slytherin. Ani czytelnicy, ani – co najważniejsze – ja nie wymagamy od was takich głupotek jak oryginalności, oj nie. Zgodnie z tradycją, poza Slytherinem nie znajdziecie nikogo, kto prezentowałby te zaszczytne poglądy.
  Wolicie Gryffindor? Nie możecie doczekać się opisywania śniadanek w Wielkiej Sali, kiedy to wszyscy w zasięgu słuchu przyklasną waszej bohaterce krytykującej przebrzydłych, oślizgłych Ślizgonów? A może nie interesuje was konflikt między domami, tylko rywalizacja na boisku quidditcha? To wszystko brzmi dobrze, sądzicie nawet, że mogłoby brzmieć jeszcze lepiej, gdyby tak strategicznie dorzucić zakazany romansik? Słuchajcie, kiedy pierwszy rozdział?!
  Jeżeli natomiast bardziej rajcuje was perspektywa przemądrzałej, bohaterki, która intelektem przerasta samego Albusa Dumbledore'a, wybierzcie Ravenclaw. Przecież wszyscy wiemy, że Hermiona nie powinna była trafić do Gryffindoru (tylko do Slytherinu razem z Draconem), a tak w ogóle to Dumbel ssie! Nikt nie lubi jego głupich dropsów cytrynowych!
  No, pozostaje też kwestia Hufflepuffu, tylko… po co? Dlaczego? Przecież Slytherin i Gryffindor rządzą, Ravenclaw jeszcze przejdzie, ale żeby Hufflepuff? Musielibyście się tak okropnie kłopotać wymyślaniem wejścia do pokoju wspólnego oraz całego wystroju, sposobu dostępu (hasło, zagadka, piosenka, recytacja wiersza, a może gwizdanko?) albo – co gorsza – poświęcić chwilę ze swojego cennego czasu na zrobienie researchu, znalezienie odpowiednich informacji na Pottermore i zdecydowanie, czy wam odpowiadają, czy pasują do tekstu. Kto normalny ma na to chęci?! Ja wam powiem kto! Przebrzydłe no life'y!
  Dobrze, dobrze, spokojnie. Wróćmy na moment do spraw przyziemnych, nie nie nie, jeszcze nie możemy rozpocząć pisania. Chociaż jednym palcem już jesteśmy w Wordzie, a o tył czaszki obijają się pomysły na głęboki tytuł opowiadania, trzeba – choćby pokrótce – przemyśleć sprawę rodziny bohaterki. Najbardziej oczywistym martwić się nie musicie: żadna Mary Sue nie posiada braci ani sióstr, do uszanowania tradycji obowiązkowym jest, by była jedynaczką. Te są bardziej na topie, wszyscy o nich piszą, a dzięki temu nie będziecie musieli potem głowić się nad rzeczami tak głupimi jak osobne wątki dla rodzeństwa czy w ogóle powód ich istnienia. Co prawda nikt nie wciśnie nam do gardła, że postacie muszą mieć po co istnieć, nie dajcie się stłamsić, powiadam! Twórzcie tyle bezcelowych bohaterów, ile tylko dusza zapragnie! (Zaznaczam, że nie mamy czasu na kolejną rewolucję, przecież już tak nas ciągnie do pisania). Sprawa z rodzicami ma się jednak troszkę inaczej. Jeżeli nie zależy wam na zachowaniu twarzy, a serca nie macie – po prostu ich zabijcie. Wypadek samochodowy, Avada z rąk samego Voldemorta czy Bellatriks, o, to są najłatwiejsze sposoby na pozbycie się niepotrzebnych problemów. Może i dzięki temu, że Hogwart jest szkołą z internatem, rodzice wcale aż tak bardzo nie przeszkadzaliby waszym gołąbkom, musielibyście się postarać, by stworzyć pozory, że się swoją pierworodną przejmują. Po co to komu? Jej na pewno do niczego niepotrzebne.
  Kolejnym sposobem na wyeliminowanie rodziców, a zarazem zgarnięcie punktów za zatrzymanie ich w tekście (pomyślcie tylko, jak wysoką ocenę na Pomackamy dostaniecie za tak staranne opowiadanie!), jest zrobienie z nich skrajnych zwyrodnialców. Patologia, patologia i jeszcze raz patologia – niech to motto przyświeca wam przy pisaniu scen z ich udziałem. Musicie tysiąckroć podkreślić, że rodzice waszej bohaterki są źli do szpiku kości, że ją biją i wyzywają, oczami wyobraźni już widzicie, jak czytelnicy piszą „No, nie dziwię się, że Zuzka nie chce mieć z nimi nic wspólnego :/ Niech ucieka do Hogwartu jak najprędzej! Czekam na nn :*”.
  Wyjściem dla leniwych (mogę obiecać, że nikt nie zauważy, jak bardzo macie ten wątek w poważaniu!) będą rodzice jako ludzie biznesu. Harują jak woły, by móc spełnić każdą zachciankę księżniczki, niestety przypłacając relacjami – dzięki temu macie pretekst, by rodziciele nie mieli bladego pojęcia, co wyprawia ich córcia, a zarazem dacie jej możliwość snucia tragicznych przemyśleń na temat tego, jak porzucona i niechciana się czuje, tworząc iluzję wielowątkowości.
  Pozostaje też typ rodziców czystokrwistych – i tutaj albo możecie pójść ścieżką Buntowniczki, albo ścieżką Purystki. Buntowniczka marzy o byciu wydziedziczoną, żeby zrobić im na złość chce zamieszkać między mugolami, a tak w skrócie to po prostu jest damską wersją Syriusza Blacka – tego jeszcze nikt nie napisał! Purystka natomiast żyje w zgodzie z poglądami rodziców, każdego dnia kieruje się wyznawanymi przez nich ideami, fantazjuje o młodym Tomie Riddle'u, a na kalendarzyku odlicza dni do swojej inicjacji do najbliższego kręgu śmierciożerców. Jeśli obawiacie się, że akurat ten wybór to zbyt wiele roboty, nie bójcie się, przecież zawsze można porzucić wątek w środku opowiadania, nikt się nie pogniewa, a czytelnicy i tak zapomną.
  Czy aby przypadkiem czegoś po drodze nie zgubiliśmy? Nieco chaotycznie obijamy się z kąta o kąt, mamy pochodzenie, dom wybrany, rodzice zabici… A gdzie CHARAKTER? A gdzie WYGLĄD? A gdzie IMIĘ?! 
  Zacznijmy od najważniejszego: imienia naszej najdroższej, ukochanej Mary Sue. Oczywiście nie może mieć na imię właśnie Mary, jeszcze czytelnicy podejrzliwie unieśliby brew, węsząc prowokację, a przecież tworzymy tę postać stuprocentowo poważnie. Jeżeli chcecie stworzyć bohaterkę bardziej alternatywną, niekoniecznie dziewczęcą, wybierzcie imiona w stylu Alexandry (Alex), Samanthy (Sam) albo zwykłe Charlie. Każde, które nie jest stricte damskie albo lepiej: jest wręcz męskie, będzie się nadawać idealnie – w ten sposób uwydatnicie jej brak poszanowania do ról płciowych. Natomiast jeżeli tworzycie Ślizgonkę z krwi i kości, zastanówcie się nad eleganckim Isabelle, Rosalie, Victorie, Elizabeth i Roxanne, zawsze możecie postawić też na mój faworyt: Katherine. Chcecie czegoś bardziej dziewczęcego, prostego, ale zarazem dobrze oddającego delikatne wnętrze waszej bohaterki? Rose, Sophie, Natalie, Caroline, Emily, Laura. Jesteście bardziej wybredni i wolicie coś francuskiego? Jeanette, Eloise, Baguette, Clarisse, Florence, Bianca, Omlette du Fromage… byle brzmiało z francuska, przecież nikt się nie połapie!
   (Za bycie przemiłymi aniołkami i za pomaganie w wymyślaniu imion dziękuję Pirat i A.)
  Idąc w kolejności od najważniejszego do najmniej, zajmiemy się wyglądem. To, co teraz napiszę, jest bardzo ważne: wasza bohaterka NIE MOŻE być przeciętnego wyglądu. Tak tak, wieeem, pamiętam o szarej myszce z posta o Wszystkich twarzach Mary Sue, ale moi drodzy: to na pokaz. To jedna wielka gra – szare myszki po prostu mają skrajnie niską samoocenę, nic więcej. Tak naprawdę są prześliczne, każdy zwykły, niewyróżniający się aspekt ich urody w rzeczywistości jest unikatowy i niepowtarzalny. Żadnych ciemnoblond włosów, żadnych szatynek – przyjmujemy jedynie złotowłose, ogniowłose, kasztanowłose i kruczowłose, bez podrób! A oczy? Oczy to tylko grafitowe lub stalowoszare, żadne piwne, a bursztynowe, morskie i intensywnie błękitne, o, o, a może jadeitowe, onyksowe? Usta? Malinowe i pełne, rzecz jasna! Cera? Najczęściej blada niczym laleczka z porcelany, jednak upodobnienie bohaterki wakacyjną opalenizną do pieczonego kurczaka, mmm, to jest to…! Podkreślam, nie musicie wpisywać się w normy społeczeństwa i z poczucia obowiązku tworzyć bohaterek czarnoskórych, tym bardziej już Azjatek! Nie możecie jednak zapomnieć o stylówkach: porozciągane swetry, włosy upięte w pozbawiony ładu i składu, rozwalający się kok (#artystycznie), a także noszenie koszuli wybranka po pierwszym razie to zdecydowane hity sezonu i tzw. must have każdego opowiadania.
  Uff, wszystko, co najtrudniejsze, już za nami. Teraz możemy się odprężyć i skupić na prawdziwie banalnej części tworzenia bohaterki: charakterze. Charakter w małym stopniu powinien odzwierciedlać dom, do którego wcześniej postanowiliście ją przydzielić, ale nie przejmujcie się, jeżeli wyjdzie wam mało szlachetna Gryfonka czy odważny Ślizgon – zawsze możecie wybronić się w komentarzach, że to celowa kreacja, a trzymanie się kanonu równa się nudnemu opowiadaniu, czego przecież nikt by nie chciał, nawet ten jeden głupi czytelnik, co zwróci na to uwagę, żeby się poznęcać. Przecież jak mu się nie podoba, to nie musi czytać, co nie? No!
  Jakkolwiek przyjemne jest robienie psychoanalizy hejterom, którzy nie znają się na prawdziwym Geniuszu waszego dzieła, tej trzeba poddać kogoś innego. Kanon, pff, kanonem, niemniej pewne wytyczne domów wypadałoby zachować – przecież nikt o zdrowych zmysłach nie tworzy opowiadań o nieśmiałej, grzecznej, zupełnie pasywnej czystokrwistej Ślizgonce, prawda? Co z tego, że mogłaby uświadomić sobie, jak bardzo nie pasuje do fanonu domu, by sprytnie wykorzystać swoje wady i obrócić je w zalety, manipulując wszystkimi dookoła, bawiąc się z nimi w kotka i myszkę? NIKT w to nie uwierzy, nawet nie próbujcie. Żeby wasza Ślizgonka pozostawała zgodna z tradycją, wcale nie musicie się gimnastykować. Te wszystkie cechy Salazara? Toż to wymysł. Wystarczy, że narrator (raz na jakiś czas) po przecinku wyliczy w tekście wszystkie cechy Maryśki (przebiegłość, spryt, ambicję, manipulatorstwo), a będzie dość. Taki life hack, tylko dla młodych pisarzy! To samo tyczy się reszty domów – ekscentryczne Krukonki wcale nie muszą się niczym wyróżniać, wystarczy, że wszyscy dookoła będą je traktować jak artystyczne dusze, Gryfonki tak dla popisu powymieniają się zaklęciami z wychowankami domu węża, ale wcale nie muszą wynosić z tego żadnych konsekwencji, a Puchonki… a Puchonki na nasze szczęście nie istnieją!
  Żeby przypieczętować całą tę wiedzę, którą dziś posiedliście, żeby zagwarantować, że wyjdziecie stąd nie tylko z wiedzą teoretyczną, ale i pewną życiową mądrością, dam wam teraz radę, którą sama chciałabym usłyszeć na początku swojej kariery pisarskiej: dobre jest to, co sprawdzone – piszcie o tym, o czym pisał już milion autorów przed wami
– wrażliwiątko Coelho, 2016.

29 komentarzy:

  1. Zostałam wspomniana na Zbrodniach, mogę umierać jako szczęśliwy i spełniony rzyciowo ziemniak. <3

    Internety zawsze pełne Czystokrwistych/Półkrwistych Lepszych Bohaterek (miałam coś wspominać o hordach córek Voldemorta, ale biorąc pod uwagę to, co się ostatnio dzieje w kanonie, może jednak nie...). A najśmieszniejsze, że nawet z najbardziej typowymi postaciami da się zrobić coś oryginalnego, tylko potrzeba... eee, wyobraźni. I chęci stworzenia czegoś wincyj niż pretekstu do spiknięcia shipu. C:
    *Ha! Udaję, że mam coś do powiedzenia poza tym, że marzy mi się jakieś dobre opko o Puchonach. Jak mi idzie?*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki zaszczyt cię kopnął :'D. Chyba wszystkie twoje propozycje wylądowały w poście, z A. było trudniej, bo podała 1 ok na 10 podśmiechujków, menda!
      Ktoś mi gdzieś jakieś opcio o Puchonie polecał? Chyba w Strefie Marud. A poza tym w Morrigan Mard od Narratora jest Puchonka, o, i ona ma gęś.
      (Dobry ukryty cel w komciu nie jest zły).

      Usuń
    2. Za wiele wymagasz od truposza! A poza tym tydzień temu (a może to było wcześniej...?) czytałam jakieś straszne Dramiońce, a ty fcale nie doceniasz mojego poświęcenia...

      Usuń
    3. Tydzień temu była lobotomia, a nie Dramione, ogarnij się.

      Usuń
    4. Noweś, A., jak możesz nie pamiętać. :D

      Usuń
    5. Ciiicho, to było takie straszne, że mam wrażenie, że minął dopiero tydzień!
      Muszę iść opić wygraną. W pakiecie może nabawię się marskości wątroby <3.

      Usuń
    6. Ale jak chcesz dostać rzeczywisty order, to musisz jednego ze swoich ziemniaków zebranych wziąć i sobie wystrugać :'D.

      Usuń
    7. Nie dość, że nie chciałaś pomóc zbierać, to jeszcze nawet nie chcesz ni wystrugać nagrody... co z ciebie za bloggerka? :P

      Usuń
    8. Lifestyle'owa. Mój lifestyle polega na oszukanych nagrodach, konkursach na komentarze i clickbaitowych tytułach. Nie mów mi jak mam rzyć.
      http://memy.pl/show/medium/uploads/Post/46685/14562185031147.jpg

      Usuń
    9. Muszę sprostować, Morrigan nie ma Gęsi. Gęś nie ma też Morrigan. Są wspólniczkami. :)
      Gratuluję siedmiuset komentarzy!

      Usuń
    10. A czy Gęś ma władzę nad światem?
      (Nad moim ma).

      Usuń
    11. Odpowiedź byłaby dużym spojlerem.

      Usuń
  2. Niby to wszystko jest oczywiste, a jednak, kiedy tworzy się bohatera trudno uniknąć błędów (Nie da się ich uniknąć! To niewykonalne!) Czy według Ciebie, łysy, ślepy jak Jurand ze Spychowa, obdarzony licznym rodzenstwem (patrz: rodzina katolików z "Sensu życia" Monty Pythona), posiadający nadopiekunczych rodziców Puchon (właśnie bohater, a nie bohaterka!), to ciekawa i niesztampowa postać? ;D Kurcze, nie mogę wymyślić imienia, ale to nic, niech bedzie ono owiane tajemnicą. Lecę pisać opko... którego nikt nie przeczyta! :(
    Dzięki, natchęłaś mnie.
    A tak serio, to szczerze się śmiałam, czytając ten post. Daje do myślenia. xD
    PS
    Pod poprzednim postem obiecałam, że ten komentarz będzie bardziej konstruktywny. Przykro mi, że jednak nie jest. Ważne jednak, że w ogóle jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejejejej! Schematy nie są błędami, ale mogą w takowe wyewoluować. Wystarczy, że piszesz świadomie i że nie wstydzisz się użycia schematu to tu, to tam - wtedy piszesz o nim z głową i nie ma szans, żebyś popadła w te same wydeptane przez milion par nóg przed tobą ścieżki. A nawet jeżeli podążasz tą samą drogą, co inni... zawsze możesz zrobić to o wiele lepiej :D.
      Toż to od nagromadzenia speszyl traitów w Jurandzie ze Spychowa zlasowałoby ludziom mózgi, popaliło przewody i nie miałby kto takiego opka czytać :'D.
      Oj tam oj tam, dobry komć nie jest zły :').

      Usuń
  3. Świetny post!
    Gdybym pisała na poważnie potterowski fanfic, to mój bohater byłby puchońskim Szkotem/Walijczykiem/Irlandczykiem/ whatever celtyckiego z dwojgiem lub trojgiem rodzeństwa, który interesuje się historią magii (np magia jego celtyckich przodków) i obserwuje wszystkie wydarzenia z perspektywy zapomnianego nieco domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja może poproszę. Like, pretty, pretty please. :') <3

      Usuń
    2. Niestety, nie mogę obiecać:-( *smuteczek tak bardzo* Piszę utwory osadzone we własnych uniwersach, a czytanie HP skończyłam na iv tomie. Przykro mi to pisać. Mój pierwszy komentarz jest po prostu hipotetycznym postawieniem się w sytuacji hipotetycznego blogera, który pragnie stworzyć oryginalny tekst.

      Usuń
    3. Ha, no właśnie - mogłam przecież w poście wspomnieć o kwestii zainteresowań! Historia Magii to niepożądany typ zainteresowania, główne bohaterki w fikach znają się najlepiej na a) eliksirach b) eliksirach c) na wzór Harry'ego są dobre w OPCM. Innych szczególnych predyspozycji i zainteresowań związanych z nauczanymi przedmiotami nie stwierdzono :'D.
      Pirat, ty sama pisz ficzka potterowskiego, a nie od innych ludzi wyłudzasz :P.

      Usuń
  4. Uwielbiam ten tekst!najbardziej spodobała mi się chyba interpretacja krainy,jaką jest Anglia :D tak bardzo prawdziwe. No i propozycje francuskich imion :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaiste jest to kraina magiczna i przepełniona Francuzkami z wymiany uczniowskiej! :D

      Usuń
  5. Hej, hej!
    Ale Bianca to włoskie imię przecież xD We Francji jest Blanche xD aż mały research zrobiłam, bo się tak zdziwiłam, zwłaszcza że tutaj o moje imię chodzi xd
    Ten post jest genialny xd Zwłaszcza ta wzmianka o Anglii, no przecież inne miejsca w ogóle nie istnieją xD
    Naprawdę, uśmiałam się, czytając. w gruncie rzeczy to raczej nie zwracałam uwagi na rodzeństwo... Raczej na bohaterki z rodzeństwem trafiałam tyle samo razy co na jedynaczki.
    Taaak... I najlepiej żeby ta nasza bohaterka ze Slytherinu była córką Voldemorta. Wtedy to w ogóle fejm skacze nam do 10 a cala reszta spoleczenstwa czerodziejskiego nie zwraca uwagi na nic innego tylko na nas.
    Czekam na więcej postów!
    Pozdrowionka,
    Bianka! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baguette i Omlette to też nie są imiona, hejhej, potem zaznaczyłam, że chodzi o samo brzmienie :D. Do francuskich imion nie musiałam robić researchu, pamiętam te wszystkie opieńka o uczennicach z wymiany, powabnych Francuzkach, które przyjeżdżają do Hogwartu, żeby zwodzić na pokuszenie angielskich chłopców!
      Żyję w podziwie :'). Ale czy to rodzeństwo tak autentycznie ma co robić w tekście, czy o, po prostu jest rodzeństwo pierwszego września, w domu, jeszcze przed wyjazdem/teleportacją na King's Cross? Bo jakby byli razem z główną w Hogwarcie i jeszcze spełniali jakiś cel, naprawdę żyłabym w podziwie, w jak różnej blogosferze egzystujemy :'D.
      Bycie córcią Voldzia to jak dzieckiem Kanye Westa i Kim Kardashian <3. NORTH WEST RIDDLE FTW.
      Również pozdrówka :').

      Usuń
    2. Myślę, że mogę wytłumaczyć genezę "córki Voldemorta". At first, w byciu dzieckiem "tego zUego" jest coś fascynującego, mroczne dziedzictwo, ze startu nietypowe relacje i tym podobne. At second, nieznany ojciec to jest motyw czasem traumogenny, a czasem interesujący. Rozumiecie: albo autorka przepracowuje dorastanie bez rodziciela, albo właśnie chciałaby, żeby jej ojcem okazał się ktoś oryginalny, potężny etc. At third, z córką, to jest dziewczyną, kobietą, autorka może się utożsamiać. Trochę mnie smuci, że te wszystkie wątki oparte na "mój ojciec to potwór" nie mają praktycznie żadnej psychologii. A przecież to mógłby być fascynujący, trudny, wstrząsający temat.

      Usuń
    3. Jest dużo racji w tym, co piszesz, jednak też trzeba zwrócić uwagę na częstą konsekwencję bycia córcią Voldzia - taka bohaterka jest potężniejsza niż jej ojciec, który często (!) obawia się, że ona go zniszczy, który tak naprawdę nie jest tą drugą speszyl osobą z przepowiedni, to jego córcia ma stanąć twarzą w twarz z Harrym. To taki schemat wykorzystywany najczęściej przez autorów, którzy jeszcze nie słyszeli o pojęciu Mary Sue ;').

      Usuń
    4. Czyli dzięki córce Voldzia można zrealizować schemat super-Mary Sue?:-D

      Usuń
  6. Świetny post. Chyba najlepszy z dotychczasowych :D
    To chyba mój pierwszy komentarz u cb, ale wiedz, źe czytam.
    Co do włosów naszych Marysiek to ostatnio często się spotykam z włosami w stylu Daenerys z GoTu :D w sensie srebrne, albo tak jasne blond, że aż białe.
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Dobrze wiedzieć, że ktoś się czai w ciemnościach :'D. I racja, też widzę wysyp tego ostatnio - kiedyś Ślizgonki były platynowłose, teraz właśnie mają srebrzyste pukle i inne niestworzone rzeczy :'). Ale musiałam w tekście pocisnąć po klasykach, to jednak jest dość nowy trend.

      Usuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X