28 sierpnia 2016

Wszystkie twarze Mary Sue

Serwus, kochani. Mamy długo wyczekiwany weekend, a właściwie jego koniec, bo niedzielę, więc myślami już przy poniedziałku. (Wszystkim, którzy płaczą w kąciku, przygnieceni obowiązkami i dorosłością; wszystkim, którzy mają czelność mieć wakacje). Zeszłotygodniowa krótka pogawędka na temat – między innymi – Scary Sue sprawiła, że zapragnęłam omówić najczęściej spotykane w fanfikach potterowskich Maryśki, a zachowując zdrowy rozsądek, zdołałam wyróżnić dla was cztery najbardziej rzucające się w oczy typy. Zajmiemy się jednak tylko tymi pozytywnymi bohaterkami, nie wiem, czy dałabym radę ponownie wdepnąć w niewymowne, zapoznając się z rakogennymi ficzkami o bardzo, ale to barrrdzo złych nastoletnich śmierciożerczyniach… (Chociaż czego to ja nie zrobię dla garstki komentarzy, racja? Być może).
(© s-u-w-i)
Zacznijmy od typu, który najbardziej mnie irytuje, czyli od alternatywnej dziołchy. Takie bohaterki muszą wyróżniać się na tle innych, najczęściej rówieśników, dosłownie wszystkim, czym się da, dlatego zwykle po papie czy mamie w spadku dostają zdolność metamorfomagii, coby od małego móc wyrażać swoje Wnętrze poprzez zawsze idealny, tęczowy kolor włosów. Na śniadanko rażą w oczy różem, już podczas obiadu okręcają wokół palca niebieski kosmyk, który w nocy, kiedy serca dziewcząt tęsknią do niespełnionej miłości, staje się równie kruczoczarny, co nieprzenikniona ciemność nocy. Chociaż ta praktyka zdaje się być na wymarciu w fanfikach małymi kroczkami zbliżających się ku przeciętnemu poziomowi, możemy spotkać się też z zamiłowaniem do opisów ekspresji bohaterki poprzez ubiór, bo przecież nie jest to obrzydliwie zwykły – a fe! – rodzaj dziewczęcia obnoszącego się swoimi powyciąganymi swetrami, ojjj nie. Jednak alternatywność zewnętrzna nie zaspokaja tego typu postaci – obowiązkowo trzeba dorzucić jej jakieś zdecydowanie Wyższe hobby, takie wyróżniające się na tle zainteresowań przebrzydle przeciętnych nastolatków. Tutaj autorzy zachowują różnorodność – czasem ich alternatywna dziołcha lansuje się oglądaniem kreskówek, czasem powalającą umiejętnością rysowania, czasem zamiłowaniem do świata mugoli, a innym razem każdą z tych rzeczy, bo wiecie, chrzanić umór, niech nasza bohaterka będzie tak alternatywna, że nawet najbardziej alternatywni ludzie na świecie nie będą w stanie się z nią uosobić, a na dodatek jeszcze wywrócą oczami. Nie, to wcale nie koniec, fajnie by było, ale przecież dobrze wiemy, że sam wygląd i okazyjne hobby to nie wszystko, co składa się na tworzenie postaci.
  Trzeba jeszcze uwzględnić (w potterowskim uniwersum) umiejętności magiczne, szczególne predyspozycje do osiągów (lub ich braku) w dziedzinie danego przedmiotu, a także reakcje rówieśników oraz nauczycieli (nie ukrywajmy, że w świecie dorosłych taka bohaterka miałaby małe szanse na przetrwanie). Więc umiejętności albo są nadzwyczajnie wysokie, albo nadzwyczajnie niskie, predyspozycje najczęściej ulokowane w transmutacji albo warzeniu eliksirów, natomiast reakcje… zawsze takie same. Alternatywne dziołchy są szykanowane przez głupich – głuuupich! – rówieśników, prześladowane przez złych  złyyych!  Ślizgonów, a z profesorami tworzą niecodzienne – niecodzieeenne! – relacje, często opierające się na dynamice mentoringu (ewentualnie chłopcy w wieku alternatywnych dziołch są zbyt typowymi kandydatami na partnerów, a kto nie lubi dobrego romansiku z nauczycielem, co nie?). Oczywiście nie możemy też zapomnieć o najczęstszym przydziale – Gryffindor zbyt popularny, Slytherin tym bardziej, Hufflepuff zbyt miałki… Ravenclaw to najczęstsze miejsce, gdzie trafiają tego typu bohaterki. Jestem skłonna przyznać, że to najbardziej odpowiedni przydział.
  Drugim nieśmiertelnym i niemożliwym do zastąpienia typem jest ukochana przez wszystkich szara myszka. Cechuje ją introwertyzm, nieśmiałość, odseparowanie od rówieśników – w odróżnieniu od alternatywnej dziołchy nie tyle jest szykanowana, co często po prostu… zapomniana przez otoczenie – oraz nieszczególne wyróżnianie się czymkolwiek, tak naprawdę. Zwykle uczy się przeciętnie, ewentualnie narrator podkreśla, że gdyby nie harowała jak wół, nie byłaby w stanie dotrzymać kroku uczniom ze swojego rocznika, nie cechują jej też żadne konkretne cele do osiągnięcia, natomiast zainteresowania trafiają się jej naprawdę rzadko. Od czasu do czasu poczyta jakąś książkę na błoniach czy zaszyje się w hogwarckiej bibliotece – prawdziwie wartka akcja. Dziewczę to brzmi dość nudno, właściwie nie nadaje się na główną bohaterkę opowiadania, ale ten rodzaj postaci idzie w parze z niespodziewanym plot twistem. (Trzymajcie się krzeseł, jeszcze was wyrwie z wrażenia!) Bo chociaż szara myszka jest prawdziwie miałka pod prawie każdym możliwym względem, wyróżnia ją wspaniała uroda, uroda, której sama zainteresowana nie jest nawet świadoma. Wszystko w niej musi być urocze – od małego, zadartego noska, poprzez włosy związane w niedbały kok albo splecione w warkocz, do stylu, który skutecznie ukrywa jej drobną figurę. Jak tak przyglądam się temu z boku, odnoszę wrażenie, że wygląd tej bohaterki jest jedynym powodem jej istnienia – celów brak, pragnień brak (poza skrytą potrzebą odnalezienia partnera), zainteresowań brak, ani to umiejętne, ani lotne… ale ładna jest, więc dostaje dominującego, wyszczekanego i ekstrawertycznego wybranka serca, przerażająco często taką podróbę młodego Syriusza Blacka, znanego nam z tysiąca huncwockich fanfików. Właśnie dzięki niemu nasza szara myszka nabiera, powiedzmy, jakichś delikatnych pastelowych kolorków, bo przecież teraz wyróżnia ją burzliwy romans z niekompatybilnym chłopcem. Jej najczęstszy przydział, moim zdaniem, jest nietrafiony. Szare myszki zawsze trafiają do Gryffindoru, ewentualnie Ravenclawu (bo przecież lubią czytać, moi mili!), chociaż najlepiej wpasowałyby się do zapomnianego przez fandom Hufflepuffu.
 Trzecim gatunkiem bohaterki jest przebojowa chłopczyca. Zauważyłam, że jej wygląd jest najbardziej zróżnicowany, a autorzy nie poświęcają przy niej aż takiej uwagi na wyszukiwanie zestawów ubrań, bo przecież kupowanie ciuszków jest dla płytkich, nudnych dziewcząt, które nie mają niczego lepszego do zrobienia z czasem. Zresztą przebojowa chłopczyca i tak nie będzie chodzić nago, zawsze może pożyczyć bluzę czy sweter od jednego ze swoich dziesiątek kumpli, prawda? Wszystkich poznała przy okazji bycia nieodłączną częścią szkolnych rozgrywek quidditcha – z chłopakami z drużyny trzyma sztamę (innych dziewcząt nie odnotowano, ewentualnie w reprezentacjach reszty domów), z tymi z przeciwnych drużyn najczęściej ma burzliwe romanse, niewykluczone są te zakazane, oczywiście zdarzają się też arcywrogowie, chociaż ci zwykle są właśnie płci pięknej. Przebojowa chłopczyca nie przepada za innymi dziewczynami, między wierszami można doszukać się przeświadczenia pod tytułem „wszystkie laski są płytkimi plotkarami i zazdrośnicami”, jednak nie znajdziecie w tej bohaterce żadnej refleksji odnośnie tego, że jeżeli z wzajemnością nie przepada za nią połowa ludzkiej populacji, to może coś jest nie tak nie z większością, a z tym jednym zawistnym rodzynkiem. (Jak już ustaliliśmy na Zbrodniach, po co komu jakiekolwiek refleksje). Przebojową chłopczycę można by streścić w czterech słowach: „damska wersja Syriusza Blacka”, jako że jest porywcza, wyszczekana, bez pamięci zakochana w quidditchu i często oblegana przez chmary niewyżytych chłopców, którymi albo gardzi, albo z nudów manipuluje. Jednak zawsze znajdzie się ten jedyny – podobnie jak przy szarej myszce, wybranek tej bohaterki obowiązkowo musi być przytłaczający i dominujący, skrajnie pewny siebie, jego nieodłącznym elementem jest również cięty język, bo przecież ktoś musi pokazać przebojowej chłopczycy, gdzie jej prawdziwe miejsce – nigdzie indziej, tylko u boku ukochanego, który złagodzi jej skrajny charakter, zapanuje nad jej wybrykami i pokaże, jak fajny jest w związku fluff (oczywiście po siłowaniu się z ukochaną, by wbrew jej woli zaciągnąć ją do schowka na miotły). Przydział tej bohaterki jest jasny jak słońce, ale pobawię się w Kapitana Oczywistość: Gryffindor i Slytherin to domy wybierane jej przez autorów, tym razem powiedziałabym, że nawet trafnie. Jeżeli damska wersja Syriusza Blacka nie jest Dorcas Meadowes, a postacią OC, trafi do Slytherinu, a jeżeli flirtuje z podróbą Draco Malfoya, trafi do Gryffindoru. Nic nadmiernie skomplikowanego – jak zwykle.
(© s-u-w-i)
  Czwartym typem bohaterki jest tak zwany kijowdupiec. Tak, kochani, to ta bohaterka zawsze zostaje prefektem albo prefektem naczelnym, to ona musi chodzić na uwielbiane przez fandom „nocne patrole”, które rzecz jasna dzieli ze swoim najbardziej znienawidzonym, natrętnym adoratorem (Jamesie „Rogaczu” Potterze, patrzę właśnie na ciebie). Najczęściej spotkacie ją pod zgrabnym imieniem Lily Evans, jednak oryginalne postacie wcale nie rzadko również dostają w przydziale akurat taki typ charakteru. Nasza droga kijowdupka obowiązkowo musi spełniać wyznaczone kryteria: uczyć się z najprawdziwszą furią, być ponadprzeciętnie uzdolnionym magicznie pupilkiem nauczycieli (coby jej wybranek miał się z czego naśmiewać i jak ją dręczyć późnymi nocami), pochłaniać książki, a także wyróżniać się na tle swej generacji czymś takim jak: czytanie poważnej literatury, przeciwny mainstreamowi gust muzyczny, słuchanie ukochanych piosenek jedynie z winylów, rozumiecie, czymś prawdziwie dojrzałym, wręcz godnym podziwu jak na jej wiek, bo w przeciwieństwie do alternatywnej dziołchy nie ma zapędów do lansowania się kreskówkami i gloryfikacji dziecinności. (W sumie chwała Merlinowi, bo już dawno wsiadłabym w pierwszy powrotny pociąg do Londynu, a w tę przepiękną niedzielę nie dostalibyście nowej noci). Kijowdupka albo ubiera się bardzo dziewczęco albo wręcz przeciwnie, jest nieszczególnie uzdolniona w kobiecych sprawach, zatem musi radzić się jednej z trzech (w porywach czterech) koleżanek z dormitorium, co też powinna ubrać na tę przeklętą randkę ze swoim prześladowcą (rzecz jasna nie zgodziła się na nią, oj nie, drodzy państwo, ona przegrała zakład – chwyt stary jak świat, dobrze, że obyło się bez gry w butelkę), bo chociaż nie chce iść i mieć niczego wspólnego z tym osobnikiem, to jednak z jakiegoś powodu się wystroi, tzw. moment fuck this logic, fuck that logic especially, fuck any logic. Nasza kijowdupka zawsze ląduje w Gryffindorze z bardzo prostego względu: ekstremalnie ważnymi cechami jej charakteru jest szlachetność (żeby móc często ścierać się ze swoim wybrankiem wyżywającym się na słabszych), odwaga (żeby móc mu się postawić), tupet i cięty język (żeby tworzyć między ukochanymi napięcie seksualne) oraz determinacja (do nieulegnięcia natrętnemu adoratorowi, jak to robi połowa prostych dziewcząt z Hogwartu).
 Te cztery pannice to najczęstsze typy bohaterek, z jakimi miałam przyjemność (czy też: nieprzyjemność) się spotkać. Najbardziej z nich darzę sympatią szarą myszkę – jest na tyle pozbawiona jakiegokolwiek charakteru, jest tak niewyraźna i nieskomplikowana, że mogę dorobić sobie do niej niestworzone teorie, ponaciągać parę faktów oraz wmówić sobie, że faktycznie jakaś jest. Z pewnością jej sukces zależy od tego, że niewyrazistość jest najbezpieczniejszą formą bohatera – takiego trudno obdarzać jakimikolwiek mocnymi uczuciami, pozytywnymi, ale też negatywnymi, więc w istocie szara myszka okazuje się najbardziej zjadła spośród swoich konkurentek. A jak jest z wami? Które są dla was ciekawsze, łatwiejsze do lubienia, która jest waszym guilty pleasure? Może wyróżniacie jeszcze jakiś typ bohaterki?

49 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że przeczytałam z przyjemnością wszystkie twoje wpisy, ale wstydziłam się komentować, ponieważ ekspertem od HP nie jestem, a Kanon Opkowy poznałam dzięki Niezatapialnej Armadzie. Mimo tego dorzuciłabym do opisywanych tutaj cech jeszcze jedną, moim zdaniem bardzo często się powtarzającą- pokrewieństwo z jednym z bohaterów kanonicznych, czasem wzięte z rzyci. A to córka Voldzia, a to Syriusza Blacka, a to Snape'a, a to siostra Pottera(z wnuczką Dumbla też się spotkałam, a co!), przy czym może być ona nawet bohaterką kanoniczną. Domyślam się, że córka Voldemorta i alternatywne genealogie to tematy na osobne posty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, nie trzeba być ekspertem od kanonu, wystarczy mieć kilka przykrych doświadczeń z ficzkami na koncie :').
      Hee, też istnieją, zapomniałam o tym :'D. Dzięki za przypomnienie. Córka Voldzia/Syriusza/Severusa i siostra Pottera to klasyka gatunku, wnuczką Dumbledore'a to zdecydowany rodzynek, ale też się spotkałam... Jeszcze do tego była metamorfo-animagiem i chciała się nauczyć jakiejś umiejętności zerżniętej z Incepcji... Ach, opka.

      Usuń
  2. Pisząc o pokrewieństwie wziętym z rzyci, miałam na myśli, że często nie niesie dla bohaterki żadnych konsekwencji (kiedy jest go świadoma), jest tylko kolejnym marysujskim dodatkiem albo zupełnie kłóci się z kanonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pokrewieństwo często nie niesie ze sobą czegokolwiek, świadome czy nie. Jeszcze kiedy jest siostra Harry'ego, to albo kradnie jego wyczyny, albo nie ma wpływu na kanoniczny przebieg wydarzeń, ale kiedy mowa o córce kogoś innego niż Voldek, do niczego to nie prowadzi :'). Za to córa Voldzia jest źlejsza niż sam tatuś i to jedyna wyróżniająca ją cecha :'D.

      Usuń
  3. Nie znam żadnej... xD

    "bo przecież teraz wyróżnia ją burzliwy romans z niekompatybilnym chłopcem."

    Powiedziałabym: przeciwieństwa się przyciągają! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie Mary Sue są efektem złej konstrukcji świata a nie postaci samej w sobie. I narracji. Narracja też dużo złego robi.
    Bo w sumie żaden zestaw cech nie jest dla mnie marysuistyczny sam w sobie, choć pewne mają większy potencjał od innych :D Kłopot zaczyna się, gdy osoby: a) są niespójne b) generują skrajnie nieprawdopodobne sytuacje i reakcje otoczenia.
    To, że dziewczyna ma w odwłoku całą żeńską populację, szczeka na każdego kto podejdzie i emanuje pogardą do wszystkiego - nie robi z niej maryśki jak dla mnie. Maryśką zaczyna być, gdy mimo to faceci do niej lgną, koledzy komplementują, jaką to ma ciętą ripostę, a dziewczyny w zasadzie tak skrycie zazdroszczą. No sorry, ludzie zwykle omijają osoby toksyczne, taka karma. A sympatyzujący z dziewczyną narrator to już prawdziwy gwóźdź do trumny.
    Więc myślę, że gdyby zachować duuużą dozę obiektywizmu i sceptycznego podejścia do własnych postaci, z każdym z tych typów dałoby się napisać całkiem znośne opowiadania. Tylko najpierw się trzeba pogodzić z tym, że główni bohaterowie mają wady (nie tróWady, coolWady ani sweetWady, tylko po prostu wady), popełniają błędy i nie zawsze mają rację. I że ludzie, którzy ich nie lubią/rywalizują z nimi, mogą być rozsądni, inteligentni i w gruncie rzeczy sympatyczni - choć pod tym względem nawet kanon poległ :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Termin Maryśki jest tutaj użyty bardzo luźno - bo wśród właśnie tych typów bohaterek Maryśki są przeze mnie spotykane najczęściej, no ale przecież nie będę streszczać czytanych opek, jeszcze ludzie by się połapali i nadciągnęłaby fala hejtu :'D.
      Sympatyzujący narrator to jedno, fapiący to drugie. Ciągłe podkreślanie, że ojej, wyglądała tak uroczo, przygryzając wargę w zamyśleniu, ojej, z takim szczególnym wdziękiem poprawiała bujne włosy, ojejjj, zatrzepotała ojejtakgęstymi rzęsami i spojrzała na wybranka, achhh! Nieznośne. Wolę ciche sympatyzowanie w tle niż fapanie :P.
      Nie tylko znośne opka, dałoby się napisać nawet dobre, bo przecież cechy charakteru bohatera nie wpływają na jakość fabuły. No ale jak mówilam, termin Maryśki użyty luźno i patrzyłabym na niego raczej z przymrużonym okiem ;').

      Usuń
    2. Święta racja. A obiektywizm i nastoletnia pisareczka- średnio to widzę. Nawet największym się nie udawało, a i sam siedmioksiąg -mam nadzieję, że nikogo nie urażę, pisząc to - nie jest bezstronny.

      Usuń
    3. Nie jest bezstronny, bo narracja była personalna, z punktu widzenia Harry'ego, więc i jego uprzedzenia się na tekst przelały. Dopiero w epilogu miał jakieś refleksje na temat np. przynależności do domów :').

      Usuń
    4. Znośne, bo cały czas myślę o startujących autorach z jeszcze niewyrobionym piórem :)
      W ogóle z tym terminem jest problem, bo już się parę razy natknęłam na teksty w stylu "czy twoja postać jest Mery Sue" i wszyscy, serio serio, tłuką dzieciakom do głowy, że maryśka to po prostu przekokszona postać. I później powstają takie szare myszki, nie mniej maryśne, no ale przecież "ona ma wady!" :D

      Usuń
    5. Było parę momentów, gdzie Harry mógł się zreflektować - o ile po śmierci Snape'a nie było czasu, bo bitwa i wiadomo, to myślę, że poznanie historii Regulusa trochę powinno mu w głowie poprzekładać. W każdym razie brakowało mi tego :c

      Usuń
    6. To znaczy, rozumiem, że to była narracja personalna, ale we fantasy zwyczajnie brakuje mi jakiegoś obiektywnego narratora poza światem przedstawionym. U Tolkiena takiego nie ma, narrator jest subiektywny, chociaż się nie ujawnia.

      Usuń
    7. Ja lubię narratora, który przeskakuje pomiędzy postaciami, najlepiej z opozycyjnych stron :)

      Usuń
    8. Nie powiedziałabym, że szare myszki są efektem ubocznym prób uniknięcia marysuizmu :P. Ludzie cenią różne rzeczy - jedni chcieliby być superduper popularni i utalentowani w każdej dziedzinie, #lans, inni kręcą nosami, jak ktoś powie, że nie czyta książek :P. Te testy, w większości, są dla mnie dobrym sposobem nie tyle na zorientowanie się, czy postać jest Maryśką, tylko na zauważenie, w ile pod ile schematów podpada się tylko jedną jedyną postacią ;').

      Usuń
    9. W tej chwili opieram się raczej nie na opkach per se, a sposobie, w jaki autorzy bronią się przed określeniem Mary Sue - argumenty, że postać nie jest maryśką "bo przecież nie jest jakaś super" widziałam raczej często :) Znaczy w sumie to jest właśnie ten problem, że dla osób już bardziej obcykanych Mary Sue to właśnie taki skrót myślowy na cały zestaw problemów technicznych (wliczając w to popadanie w schematy) - ale może być mylące dla osób, które startują. (A wydaje mi się, że testy na marysujki i poboczne materiały są jednak całkiem popularne, no ale tutaj mówię o moich odczuciach tylko :P)

      Usuń
    10. Tutaj zgadzam się z Deltą. Prawdę mówiąc, jednostki wybitne też się zdarzają. Znam ludzi, którzy jednocześnie są bardzo inteligentni, utalentowani muzycznie, wysportowani, a na domiar wszystkiego piękni i charyzmatyczni. Stworzenie takiej postaci nie jest grzechem, tylko że autorki nie potrafią pokazać tych cech inaczej niż poprzez ogłupianie społeczeństwa. Żeby pokazać, że Mary jest mądra, wszyscy wokół to debile, żeby pokazać, że Mary jest silna, nikt oprócz niej nie jest w stanie podnieść pięciokilogramowego ciężarka. Mary nie wychodzi z kłopotów dlatego, że opracowuje świetny plan, ale dlatego, że jej wrogowie są słabo przygotowani i zostawiają mnóstwo luk, które Mary wykorzystuje. Mary jest opisana jako niesamowicie perswazyjna, ale tak naprawdę nigdy nikogo prawdziwie nie przekonywała, bo wystarczyło, że mówiła "chodźcie za mną", na co bezrefleksyjny tłum: "ok".

      Usuń
    11. O tak, ja to zresztą podciągam pod "niespójność". Gdy bohaterka jest opisywana jako inteligentna, łapie widzę w lot, wszyscy zachwycają się jej mądrością - a równocześnie nie potrafi skojarzyć faktów oczywistych dla czytelnika, jej działania są irracjonalne albo zwyczajnie głupie. I w sumie można pod to podłożyć każdy motyw, gdzie opis i działania postaci cudownie się rozjeżdżają.

      Usuń
    12. Narratorze, mam wrażenie, że znasz każdy typ człowieka ;'). Nie wątpię też w istnienie "jednostek wybitnych", ale w istnienie jednostek wybitnych w 99% opek już tak - bo jak ustalono, tłumy zostają ogłupiane i są niezdolne do dojścia do jakichkolwiek wniosków, broń Boże samodzielnych, bo przecież każdy reflektor musi świecić na Maryśkę, a zresztą bohaterzy drugo- i trzecioplanowi są jedynie po to, żeby parę razy na rozdział ostawiać owacje na stojąco :'). Ostatecznie w tekście nikt nie dochodzi do żadnych wniosków - ani ogłupiony na siłę tłum pozbawiony mózgu, ani przypadkowo idiotyczna Maryśka :P. W takim świecie żyjemy.

      Usuń
    13. Bardzo możliwe, że znam, stety lub niestety. :P
      Nie broniłem tutaj Marysujek, rozwinąłem tylko myśl Delty - że to nie złe założenia przy konstrukcji postaci czynią merysujkę, a słabe tło dla niej. Tak naprawdę każdy typ merysujki byłby w porządku, gdyby ludzie z jej otoczenia reagowali na nią naturalnie. Tymczasem wszyscy zachwycają się szczeniackimi odzywkami Mary, zamiast traktować ją jako pyskatą gówniarę, szara myszka Mary zamiast faktycznie nie wyróżniać się w tłumie, jest powszechnie kochana i budzi ciekawość. Nawet taką super piękną, mądrą i zdolną we wszystkim Mary przełknę, tylko że ludzie też reagują na nią w mało prawdopodobny sposób. Ten typ Mary jest często zwyczajnie arogancki i narcystyczny, ale brak u niego takiej autentycznej... Hm, samotności geniusza. Kiedy 99% ludzi, których poznajesz, jest od Ciebie duzow mniej inteligentna i nikt nie nadąża za Tobą emocjonalnie i intelektualnie. Taka Mery ma jednak grono przyjaciółek, które od tych złych postaci odróżnia to, że ją podziwiają, a nie jej zazdroszczą. Jej koleżanki, chociaż zwykle przedstawione jako głupsze i mniej zdolne, wciąż doskonale rozumieją Mary i doskonale się z nią dogadują. Po prostu nie ma tej bariery między geniuszem a zwykłą jednostką, będącej bolesną dla obu osób. Przeciętnie inteligentna osoba czuje się przy geniuszu gorsza, geniusz przy przeciętniaku - obco i samotnie.

      Usuń
    14. Tylko nigdzie nie stawiałam tezy, że złe założenia przy konstrukcji bohatera tworzą Mary Sue. Stąd właśnie tytuł - wszystkie twarze Mary Sue, nie wszystkie Mary Sue. (Być może w tekście wkradł mi się skrót myślowy gdzieś, w wolnej chwili przeredaguję). Jak ktoś wcześniej zauważył, z najbardziej przeciętnego bohatera da się zrobić Maryśkę, zresztą od początku bloga głoszę, że każdy schemat da się opisać dobrze ;'). No i w polecanych mam Maskę, w której główny bohater z założenia miał byś Garym Stu :'D.

      Usuń
    15. Ale przecież nie polemizowaliśmy z Deltą z treścią artykułu - tak sobie tylko krążymy okołotematowo. ;)

      Usuń
  5. Ja lubię pierwszy typ, ale taki bardziej okrojony, bardziej realny - po prostu lubię cudaczne postacie, które są zdrowo szurnięte (w ten pozytywny sposób oczywiście), ale trzeba też umieć to opisać, by nie powstało... to coś. xD

    Szare myszki są takie nijakie, że mam ochotę nimi rzygać. Ja bym się mogła zaliczyć do tej grupy, ale nie przesadzajmy, to jest tak przerysowane, że oczy bolom - nie przypominam sobie, by nikt mnie nie znał, mam swoje zainteresowania (nawet jeśli polegają na pisaniu ff) i twierdzenie, że takie osóbki nie mają nic do roboty, bo są szarymi myszkami i nie mogą się niczym wyróżniać, bo jak by to wyglądało, a jeśli już to przez burzliwy romans, bo taka para zdecydowanie ma prawo bytu...

    Chłopczyce i kijowdup-nie-mam-pojęcia-jak-to-odmienić byłyby też spoko, ale przez swoją perfekcyjność są tak nie do zniesienia, że nie dziwię się, że połowa szkoły ich nie lubi (i to raczej nie z powodu zazdrości, jak świetnie zauważyłaś).

    Podsumowując - każdy typ byłby dobry, tylko niech ktoś to realnie opisze! Szczerze mówiąc, to tutaj nakładają się fantazje i marzenia aŁtorek (wygląd, zachowanie, bycie gwiazdom i inne duperele), ale o tym było wspomniane pod chyba ostatnią notką. Szkoda, bo niektóre pomysły mogłyby wyewoluować w całkiem zgrabne opka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, też miałam problemy z odmianą kijowdupy, ale postanowiłam pójść na żywioł i to zignorować. Trademarknę to słowo i zezwolę wam na dowolną odmianę :').
      Powiem tak: jeżeli się przesadzi w którąkolwiek stronę, wszystkie z tych typów mogą być irytujące jak do Słońca i z powrotem, na oparach zdenerwowania jeszcze by się zdołało na księżyc dolecieć i szczęśliwie umrzeć tam, zdala od wszelkich opek. Ale wszystkie też mogą być nie tylko znośne, ale i sympatyczne, jeżeli tylko dobrze się je napisze, włoży w to starania i pozwoli się takiej postaci być człowiekiem, a nie zbiorem lansu czy zajebistych cech charakteru (z wadami tylko na pokaz, jak wspomniała Delta).

      Usuń
    2. Mogę służyć pomocą?

      M. Kijowdupa
      D. Kijowdupy
      C. Kijowdupie
      N. Kijowdupą
      Ms. Kijowdiupie
      W. Kijowdupo

      XD

      Usuń
    3. Gdyby tylko autorzy wiedzieli, jak tak ładnie odmieniać imiona anglojęzyczne :P. "Blaisa" "Crabba" itp :'D.

      Usuń
    4. Zapomniałam o liczbie mnogiej i jeszcze zjadłam biernik, i nic mi nie powiedziałaś xD

      M. Kijowdupy
      D. Kijowdup
      C. Kijowdupami
      B. Kijowdupy (Kijowdupę - dla l.p.)
      N. Kijowdupami
      Ms. Kijowdupach
      O. Kijowdupy

      :]

      Usuń
    5. Zatem pragnęłabym zauważyć, że w tekście nie jest Kijowdupa, tylko Kijowdupiec :D.

      Usuń
    6. Bo ja przecieram szlaki - to podstawowa forma, potem zostaje jeszcze zdrobnienie i na końcu forma męska :D Ktoś inny na ochotnika? :D

      Usuń
    7. Pragnę zauważyć, że narzędnik się zdublował; celownik (komu? czemu?) kijowdupom. xD

      Usuń
    8. Racja! :D Masz plusika za spotrzegawczość :D

      Usuń
  6. O postaciach własnych rzadko czytam, ff o Huncwotach też mnie nie kręcą (Lily-Kijowadupa) więc z Mary Sue mam styczność głównie podczas czytania analiz blogów. No chyba, że ten, kanoniczna postać dostanie inny charakter/wszystko, ale to też chyba tylko przy analizach spotykam. Chociaż słabe opka lubię, to jednak tak sam na sam, przez wszyściutkie rozdziały bez żadnych wtrąceń, nie mam w zwyczaju zostawać. To nie na moje siły.
    Te wymienione typy wydają mi się okay, znośne, do przetrwania. Dopóki narrator nie zacznie mi wmawiać, że wyszczekane dziewczę gardzące niemal całą ludzkością jest super (najbardziej denerwują mnie te bohaterki, które pyskują nauczycielom i niby to takie zabawne i cool, hehe).
    W ogóle to kiedyś, kilka lat temu, tak bardzo bałam się, że moja bohaterka zostanie Mary Sue, że stała się czymś w rodzaju szarej myszki, ale taką beznadziejną w totalnie wszystkim, nieogarniętą życiowo, a potem jeszcze jej chorobę psychiczną dorobiłam, coby na pewno nie mogła zostać nazwana Mary Sue (wtedy Mary Sue uważałam za postacie idealne, więc pozbawienie bohaterki zalet uznałam za dobrą opcję). Skończyło się na tym, że napisałam dziewięć (?) rozdziałów o niczym, bo po drodze zgubiłam fabułę, chociaż jakaś tam miała być… Cieszę się, że nigdy tego nie udostępniłam w internetach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię głupiutkie opka i też odpadam podczas lektury - czasem czytam dla zabicia czasu, odpędzenia nudy, a czasem po prostu nie chce mi się czytać niczego choćby troszkę pachnącego ambicją, ale doceniam przednią rozrywkę, jaką dostarczają :'D.
      Pyskujące nauczycielom bohaterki <3. W ogóle wszyscy źliii Ślizgoni, którzy jadą po Dumbledorze od góry do dołu, nie zostawiając na nim suchej nitki <3.
      Uuuu, pozbawienie bohaterki zalet było bardzo złym krokiem. Lubiłaś ją w ogóle? Dawałaś radę z nią wytrzymać? Z autopsji wiem, że mało sympatyczne bohaterki pierwszoplanowe (szczególnie w narracji pierwszoosobowej), z mocną przewagą wad nad zaletami są trudne do zdzierżenia, chociaż na początku może być fajna zabawa.

      Usuń
    2. Wytrzymać z nią radę dawałam, ale pewnie kiedy byłaby moją dobrą znajomą, nie byłabym w stanie (w ogóle często mam tak z bohaterami czegokolwiek, że z jakiegoś powodu lubię o nich czytać/oglądać ich, ale wiem, że w rzeczywistości trzymałabym się od nich z daleka), bo byłaby to znajomość toksyczna? To nie było tak, że zrobiłam z niej sucz, gbura, wredną istotę, ale, hmmm, osobę, którą bez "problemów", wad, pesymizmu, chorób psychicznych (X'D), niechęci do życia itp. byłaby kimś zupełnie normalnym. A o normalnych ludziach opek się nie pisze, więc trzeba zrobić z nich albo ludzi idealnych, albo ludzi odbierających czytlenikom chęci do życia. A przynajmniej tak myślała mała ja. X'D

      Usuń
    3. Też potrafię spojrzeć na to tak z punktu obserwatora - lubię najbardziej wkurzające postacie i naprawdę trudno jest mnie doprowadzić do jakiegokolwiek stanu poirytowania czynami/charakterem bohatera (najczęściej odrzuca mnie właśnie narracja). Bohaterowie wzbudzający powszechne negatywne emocje, najczęściej zdenerwowanie czy poirytowanie, nie wywarli na mnie takiego wpływu - Werter, Holden Caufield i inni... Holdena zresztą bardzo lubię :').
      Nie chodziło mi o taką sucz, ale właśnie wnioskowałam, że będzie taka pesymistyczna, wiecznie zachmurzona, przygaszona... w realu tacy ludzie są bardzo męczący, wysysają wszelką pozytywną energię.

      Usuń
    4. O, to ja mam jeszcze często tak, że lubię bohaterów, przy których narrator próbuje mi wmówić, że są zue, do niczego, puste i w ogóle najgorsze, a dodatkowo znęcają się nad biedną Mary. Ale możliwe, że lubię ich z litości.
      Cóż, jakimś cudem wtedy dawałam radę z tamtą postacią wytrzymać, może przez to, że miała gorzej niż ja i to podnosiło mnie na duchu? Nie wiem, to były dziwne czasy. X'D

      Usuń
    5. Jezusku, ale mi rodzaje skaczą ^. Kiedy czytałam przed opublikowaniem, nie zauważyłam...

      Usuń
    6. Zwykle takie postacie faktycznie są puste, ale w inny sposób, niż z perspektywy stronniczego narratora - bo przecież istnieją tylko po to, by być wrednymi, głupimi i jeszcze raz wrednymi :P. Pewnie lubisz takie postacie z tego względu, że głównego bohatera/bohaterki w ogóle nie da się lubić, wtedy zwykle wynajduje się na siłę bohaterów do lubienia :D.

      Usuń
  7. Jak niektórzy już raczyli zauważyć, istotną rolę w powstaniu każdej MarySue, niezależnie od jej typu, pełni narracja. Bo jakby nie patrzeć, te typy są obecne wśród nas - ja sama w czasach nastoletnich nie otarłam się chyba tylko o "alternatywną dziołchę" i to wyłącznie dlatego że mamunia moja oznajmiła, że nie da mi złamanego knuta, jeśli zamierzam zrobić z siebie pośmiewisko. No dobra, trochę też nie miałam odwagi, ale zawsze marzyły mi się niebieskie włosy. Przez pewien czas byłam i typową chłopczycą, i szarą myszką, a we wczesnych latach zdarzyło mi się być sztywniarą bez cienia poczucia humoru. Tak to już bywa wśród młodzieży.
    Problem polega na tym, że niektórzy autorzy nie znają umiaru. Szara myszka nie wda się w gorący romans z największym badboyem w szkole, bo - bądźmy realistami - taki typek nie zwróci na nią uwagi, choćby wisiał nad nią wielki napis: "MIŁOŚĆ TWOJEGO ŻYCIA". To samo z kijowdupką (swoją drogą, boskie określenie xD). Takie dziewczyny z natury unikają kłopotów, a wyświechtany slogan "nienawiść od miłości oddziela tylko cienka nić" sprawdza się chyba jedynie w książkach. Co do chłopczycy i alternatywnej, one mają największe szanse, ale... Kurczę, czasem idzie w taką przesadę, że człowiek sam już nie wie, czy to w ogóle możliwe. Ja rozumiem bycie chłopczycą, naprawdę. Sama przez długi czas nosiłam adidasy do apelowej spódnicy, a sukienki kupowałam tylko z musu, bo rodzicielka nie chciała się nigdzie ze mną pokazać. Znam dziewczyny, które grały w piłkę, wdawały się w bójki i ogólnie zachowywały się jak chłopak, ale wtedy też były tak traktowane i nikt nie myślał, żeby zaprosić je na randkę. Chłopcy lubią, jak laski znają się na piłce, grają w gry i oglądają fantastykę, ale jednocześnie chcą, żeby były sexy. Tak już działa świat.
    Wszystkiemu winny jest wspomniany brak umiaru, z którego rodzą się marysójki. Autorzy nie zdają sobie sprawy, że nie wystarczy bohaterowi dać kilka marginalnych wad, żeby wyglądał realnie. Pisanie przy tym, jak wszyscy kochają (lub coraz częściej – nie kochają albo, o zgrozo, zupełnie nie zauważają) bohatera niszczy cały efekt.
    Z drugiej strony, czytałam opowiadania absurdalne, których bohaterami były właśnie typowe Mary Sue, a mimo to człowiek czytał z wielką przyjemnością. Bo czasem nie chodzi o to co, ale jak nam to podadzą.
    Zresztą, sama piszę o typowej Mary Sue i dobrze mi z tym ;)

    Pozdrawiam gorąco,
    Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie wypisałam w tekście rzeczy, które te bohaterki czynią Maryśkami :P. Chodzi po prostu o najpopularniejsze typy charakterów, w które wkradają się Mary Sue.
      Cóż, zawsze na tym blogu głosiłam, że każdy schemat da się napisać dobrze, wystarczy tylko włożyć w niego podobny trud i tę samą ilość czasu, co włożylibyśmy w pisanie czegoś ambitniejszego - chętnie przeczytałabym najbardziej schematyczne, typowe opko pod słońcem, byleby było napisane wprawnym piórem i tak świadomie, celowo ;').
      Również pozdrówka!

      Usuń
  8. Wydaje mi się, ze to zalezy od narracji -jak juz napisało powyzej wiele osob. jesli ktos chce napisac opowiadanie o jakims stereotypie - czemu nie, byleby w jakims momencie stereottypowe nie bylo. albo.... moze byc stereotypowe, ale niech bedzie niestereotypowo opisane. a wiec kupie opowiadanie z ktorakolwiek z wyzej wymienionych boahterek, a nawet z wiekszaich iloscia, jesli bedzie dobra narracja, dobra fabula i dobry styl :p. wliczam w to rowniez dobry przesmiewczy tekst xD bardzo podobalo mi sie okreslenie 'kijowdupka' swoja droga. xD
    Zapraszam na niezalenosc-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, ja najbardziej uwielbiam fanfiki właśnie schematyczne, tylko że strasznie trudno jest natknąć się na takie schematy wykorzystywane celowo, na fanfika świadomie opkowego. A nawet jeśli, to pewnie jak w Masce zrobi się z tego bardzo niekonwencjonalny, ciekawy i mało opkowy ficzek :P.

      Usuń
    2. Ja swego czasu siedziałam, zbierałam schematy i wrzucałam po swojemu do jednego opka xD Taki fetysz, że chciałam pisać złe schematy dobrze, ale potem mi przeszło i większą frajdę sprawiało mi łamanie schematów. Grunt, by dobrze się bawić :D

      PS W ogóle nie zgadłabym, że James z Maski to Gary Stu, gdyby mi nie machniętą tą informacją orzed oczami - on jest tak cholernie dobrze zakamuflowany :D

      Usuń
    3. (Zrób postać potężniejszą, w teorii, od Dumbledore'a i Voldemorta razem wziętych - próbuj udowodnić przez kolejne trzydzieści rozdziałów, że to miał być garyś. Tak xD)

      Usuń
    4. Coś się wymknęło spod kontroli :'D.

      Usuń
  9. Haha, dzięki za piękne gify z LV. Co za piękne rozpoczęcie...

    Spotkałam się kiedyś z hybrydą kijowdupki i chłopczycy. To było straszne. Straszne. (!)

    Mam problem z szarymi myszkami taki, że to jest dosłownie każda bohaterka w każdej książce z gatunku young adult. No po prostu nie, nie i jeszcze raz nie. Introwertyczka, wymięty sweter, okulary, zawsze z nosem w książce, nie była piękna, ale miała w sobie TO COŚ, czego nie miała żadna inna dziewczyna i wszyscy się w niej podkochiwali. Nie.

    Co do Miss Alternative zastanawiam się czemu nie umieszczają jej w 'zapomnianym przez fandom' Hufflepuffie? To dopiero byłoby alternatywne, nikt by się tego nie spodziwał. Szok, niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi.

    Dziękuję za post. Ostatni promyk słońca przed gównianym poniedziałkiem aż do piątku wieczór włącznie. Jakoś przeżyjemy.

    Pozdrawiam! x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa początkowe suchary i więcej nie było. Przegryw D:
      Mam nadzieję, że spotkałaś się z taką hybrydą w opkach, tutaj niektórzy mają niepokojące doświadczenia w rzeczywistości :'D. Trochę nie umiem sobie wyobrazić tej mieszanki, chłopczyca kojarzy mi się mocno z kimś właśnie mniej lub bardziej zachowującym się jak Sebixy spod bloku :P.
      E tam, to, że "nie jest piękna", to jest zawsze takie sranie w banie. Bo ona po prostu twierdzi, że nie jest ładna, twierdzi, że jest przeciętna (ewentualnie personalna trzecioosobówka, jak nie pierwszoosobówka), ale tak naprawdę to jej prawdziwa miłość na każdym kroku powtarza, że jest zjawiskowa. No i komu tu wierzyć? :P
      No bo jest alternatywna, ale też musi być bystra jak Krukonka, a przecież do Huffa trafiają same przybłędy, które nie pasowały nigdzie indziej. Podstawowa matematyka, jak dwa plus dwa! :'D. Miliony pytań bez odpowiedzi <3.
      Mnie poniedziałek zleciał szybciutko i nawet przyjemnie, hejjj, nawet wszelki trud wynagrodziłam sobie McDonaldem, wypad do którego odkładałam już ze trzy razy (wtedy miałam silną wolę [*]).

      Usuń
  10. Nastoletnie ałtoreczki często czytają puste książki młodzieżowe typu Zmierzch. Nie dziwię się zatem, że Internet pęka w szwach od blogowych szarych myszek.
    I taki szkolny badboy się nią nie zainteresuje, bo IMO jej nawet nie zauważy.
    Kijowdupki (boskie określenie) są jeszcze gorsze. Wyszczekane, wszystko wiedzą i w ogóle wszystkim gardzą, a do tego mają adoratora, którego nawiasem mówiąc nienawidzą. Najgorsze jest to, że Rowling w ten sposób wykreowała Lily Evans.
    Czy tylko ja odniosłam wrażenie, iż Ginny to przebojowa chłopczyca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym, że Zmierzch jest pusty. Coś jednak w sobie ma - niecelowy poradnik, jakiego faceta sobie nie wybierać :'D. Tytuł powinien brzmieć "Zmierzch - wstęp do analizy toksycznych relacji" czy coś :P.
      Taak, kijowdupce też mega irytują. Najbardziej irytuje mnie alternatywna dziołcha, ale kijowdupiec jest zaraz za nią (momentami może nawet wyprzedza ;')), czasem sobie wywrócę oczami, jak Lilka zadziera nosa na obowiązkowym w każdym opku ekskluzywnym spotkaniu Klubu Ślimaka, a na lekcji eliksirów wyciąga lepsze wyniki niż sam Snape :P.
      Ginny dość wpasowuje się w ten schemat, chociaż nie całkowicie - no bo jednak jakieś koleżanki miała - te z dormitorium, Hermionę oraz Lunę, nie wydawała się o nie szczególnie zazdrosna i nie zabiegała desperacko o męską atencję, jak typowa przebojowa chłopczyca, która bez niej szybciutko by uschnęła :P. Ale i tak za Ginny nie bardzo przepadałam :').

      Usuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X