21 sierpnia 2016

Problemy nastoletniej śmierciożerczyni

Hej, haj, helloł!
Niestety jak zwykle odnoszę wrażenie, że doba jest za krótka, żeby zrobić wszystko, co muszę, a tu jeszcze blog do prowadzenia…  Nie chciałam na całe pół miesiąca pozostawiać was bez postu, więc postanowiłam napluć niesprawiedliwości losu w twarz, udało się – za co pewnie później zapłacę –  i jestem. Trzeci raz od założenia Zbrodni rozpoczęłam post o Ronie, jednak znowu moje myśli popłynęły gdzieś indziej, nawet śliczniusie fanarty z rudzielcami nie dały rady mnie przekabacić, stety niestety. Za to mam dla Was zachmurzonego Severusa w króliczkowych kapciach, powinien zaspokoić głód, chociaż muszę zaznaczyć, że to gość nadzwyczajnie żylasty.
(© Harmleikur)
Jak już wywnioskowaliście z tytułu, dzisiaj omówimy jedną z najpopularniejszych twarzy fanfikowych Mary Sue – tę ociekającą mrokiem, głębią patetycznych przemyśleń oraz najwyższej jakości blogosferowym truizmem, tę, której z nosa wystaje jeden wielki Schemat (koniecznie przez wielkie S), tak bardzo jest nim przepełniona. Wszyscy doskonale wiecie, o kim mowa, wszyscy napotkaliście taką bohaterkę i – szczerze mówiąc – niekoniecznie musi przynależeć do śmierciożerców od kołyski, jednak kiedy dorzuci się do magicznego kociołka profesora Atomusa ten składnik, robi się naprawdę wybuchowo. Przed przystąpieniem do jakichkolwiek eksperymentów, osobiście wygłaszam najszczerszy apel pod adresem autorów: proszę, zanim popełnicie taką postać… zastanówcie się ze trzysta razy, czy aby przypadkiem odrobinkę nie przesadzacie. Czasem warto ograniczyć działanie weny twórczej, która nie zawsze jest najlepszym doradcą w kwestii logiki, a czasem jeszcze lepiej jest nie wrzucać wszystkich konceptów, nawet porządnych i dobrze przemyślanych, do wnętrza jednej postaci, bo istnieje wielka możliwość, że przesadzicie, aż pójdzie po korkach. (W tym miejscu chciałam uczcić pamięć po kanonicznym Ronie i zarzucić bardziej soczystym słówkiem, jednakże dałam radę się powstrzymać, pozostawiłam pole do popisu waszej wyobraźni, heh).
  Jak wspominałam: wszyscy znamy, wszyscy jednocześnie jesteśmy przytłoczeni niesamowitą mocą tego uczucia, jakim darzymy naszą typową Scary Sue. Czysto dla klaryfikacji namaluję przed waszymi zamkniętymi oczętami (choć nie przemyślałam tego, jak będziecie czytać, może powinnam nagrać jakiegoś audiobooka…) ten wspaniały – w swoim tragizmie i głębi nie do zgłębienia! – oraz nęcący obraz nastoletniej śmierciożerczyni.
  Zacznijmy od wyglądu, bo tutaj sprawa jest prosta, a możliwości tylko dwie: albo autorzy mocno wzorują się szlacheckim wizerunkiem Malfoyów, tworząc powabne, platynowłose dziewczę o nieprzeniknionym spojrzeniu stalowo-szarych oczu, albo Blacków, tworząc kruczowłosą, trupiobladą piękność o oczach niczym bezdenne studnie. Żadnych odstępstw od tych dwóch reguł nie odnotowano, a pomijając dziko przeniesioną do Slytherinu Ginny, nigdy w życiu nie spotkałam się z rudą Ślizgonką. Przypadek?… (Czasem, jak piszę te posty, mam wrażenie, że fandom rozpada mi się w dłoniach – wiem o was wszystko, wiem, gdzie mieszkacie, wiem…!)
 Przejdźmy więc do charakteru, który jest tak różnorodny, pochłaniający i fascynujący, że podczas lektury muszę ziewać ukradkiem, żeby kamerka w laptopie nie widziała. Niby jak wyżej mamy dwie możliwości (niespodzianka, a miało być o jednej!), jednak powagi tej sprawy nie można już przyrównać do błahości koloru włosów, oj nie. Jeszcze parę lat temu pierwsza z kreacji Scary Sue, ku mojemu poirytowaniu, osiągnęła apogeum popularności w blogosferze, ale nadal jest obecna wśród fandomu, utrzymując stale towarzyszącą jej opkową formę. 
  A ta kreacja to, rzecz jasna, niechętna młoda śmierciożerczyni. Na wzór Syriusza Blacka była wychowywana w sztywnym, konserwatywnym, pełnym uprzedzeń oraz niedoinformowania środowisku, z wysoko postawionymi rodzicielami będąc w wiecznym konflikcie, buntując się na mniej albo bardziej widoczne sposoby. Czasem jest to typ bohaterki, która mentalnie skąpa rodzinę w blasku swego środkowego palca, czasem typ bohaterki, która zrobi to wprost – metaforycznie czy nie. Przy tej kreacji niepodważalnie ważne jest tysiąckrotne podkreślenie, że nasza młodociana wysłanniczka Voldemorta nie chce i nie podziela wartości rodziców, że jest czarną owcą rodu oraz przynosi mu hańbę swoimi obrzydliwie postępowymi poglądami, nic tylko jej wredna matka rozpytuje na lewo i prawo, czy ktoś z Nokturnu chciałby przeprowadzić pokątną eutanazję, a nawet wcisnąć zmieniacz czasu w dłoń płatnego skrytobójcy i wysłać go kilkanaście lat wstecz, byleby do tej hańby na honorze szlachetnego rodu Sue nie doszło. 
  To oczywiście wywołuje falę sprzecznych emocji w naszej ukochanej bohaterce – z jednej strony wie, że poglądy rodziny są amoralne, z drugiej czuje płytką, naprędce wyciągniętą z autorskiego rękawa potrzebę akceptacji z ich strony, a z trzeciej przecież i tak nie ma żadnego wyboru, bo Voldemort czeka już za rogiem. Ale poważnie – zero wyboru. Niby ten typ bohaterki jest samodzielny (bo przecież całkowicie sama rozstrzygnęła swoje zagwozdki moralne oraz często aktywnie buntuje się woli rodziców), ale tak naprawdę albo to tylko bujda na resorach, albo autorzy jak zwykle posługują się imperatywem narracyjnym, by pozbawić własną bohaterkę jakiegokolwiek pomyślunku. Bo przecież to nigdy nie jest tak, że z dnia na dzień rodziciele wparowują do sypialni córki, niosąc na ustach radosną wieść, cytuję: „Siema, córa, chono na inicjację, ciotka Stasia już czeko z popcornym!”, nie. Inicjację od początku fanfika zwykle oddziela parę rozdziałów, w czasie których nasza bohaterka smęci i smęci w kółko o tym samym, zamiast ruszyć cztery litery ze swego rozległego łoża, zrobić coś, nie wiem, cokolwiek. Bo ten typ Mary Sue niby bardzo nie chce dołączyć do śmierciożerców, ale tak naprawdę to wyżali się pamiętniczkowi, psiapsiółce i przełknie gorzkie łzy wywołane faktem, że rodzice aranżują jej małżeństwo z innym młodocianym śmierciożercą (na dodatek przystojnym, wyobraźcie sobie tę ciężką dolę), ale żeby tak spróbować jakoś zapobiec zrujnowaniu własnego życia, to już zdecydowanie nie, po co, przecież wszystko rozwiąże się samo, prawda? Jak powyje ze smutkiem do księżyca, wszystko będzie dobrze, prawda? PRAWDA? 
  Ekhem, chyba troszkę za bardzo się wczułam, ale wniosek pozostaje taki sam: możliwości są, jednak nasza bierna Mary Sue nie zamierza z nich skorzystać. Ucieczka? Pfft, kto by się tym kłopotał, jeszcze bidulę wydziedziczą i skąd potem weźmie galeony na te wszystkie ciuszki. Poszukanie pomocy w Hogwarcie? E tam, kto w akcie desperacji w ogóle rozważyłby taką opcję, no na pewno nie ona. Stuknęła jej już siedemnastka? Nikt o zdrowych zmysłach nie skorzystałby z, jakby nie patrzeć, dorosłości i bycia niezależnym, przecież to ponad siły!
  Czy ktoś w czasie mojego wywodu zastanowił się, po co Voldemortowi akurat tak wspaniale… rozlazła, rasowa mameja? Po co mu dzieciak z mlekiem pod nosem, dzieciak, który życia nie zna, dzieciak, który nie ma żadnego doświadczenia i ponad wszystko dzieciak, który nie będzie mu wierny, bo wyznaje zupełnie sprzeczną ze śmierciożerczymi ideologię? Tak, brzmi jak strategia typowego Lorda Valdemara – dawać mu tutaj natychmiast jakieś niedorobione ochłapy, co to na sto procent zostaną podwójnymi agentami, wysłannikami Dumbledore'a i Merlin wie, co jeszcze zrobią, żeby pokrzyżować mu plany. W każdym razie gratuluję zdrowego rozsądku (tak, w tych mrocznych czasach, jakie nastały w fanfikach, trzeba to doceniać), moi czytelnicy jak zwykle prezentują wyższy poziom niż spora część autorów, którym nie chce się zastanowić nad własnymi tekstami. Wirtualny znicz, czy coś, niech zbrodniowy mem żyje i nie umiera (chociaż zapewne po udziale w tych postach ma już skłonności samobójcze). 
 Dobrze, tylko nie tak szybko, bo jeszcze wykorzystam wszystkie żarty (żeby nie było: wykorzystałam) i nic nie zostanie na później. Drugą nastoletnią śmierciożerczynię cechuje fakt, że… jest zła. (Napisałabym to przez Ó, ale już trochę w dzisiejszym poście pojechałam po bandzie, muszę utrzymać swoją reputację). Po prostu zła, może właśnie dzięki temu Voldemort obdarzył ją Mrocznym Znakiem, z nim nigdy nie wiadomo – przecież diabolicznego geniusza cechuje nieprzewidywalność i zdolność do wszelkich głupot, co już dobrze wiemy po lekturze siedmioksięgu. Posunę się dalej, powiem więcej, postawię kontrowersyjną tezę: jest tak zła, że wzgardziłaby fanartem Severusa w króliczych kapciach. Ale zgroza, nie?
  Skoro w sumie i tak ustalone (bo część powyższych rozważań odnosi się również do Scary Sue, bez znaczenia, jak superaśnie utalentowanej), że często nieważne, jak bardzo autorzy się nagimnastykują, byleby jakoś powierzchownie uzasadnić zaskarbienie sympatii Voldemorta przez naszą bohaterkę, przejdźmy może do omówienia jej zachowania w murach hogwarckiego zamku. Czy próbuje nie zwracać na siebie uwagi, nie afiszować z poglądami pod nosami profesorów, by nie narazić powierzonej jej misji (zwykle ma służyć pomocą Draconowi, ewentualnie całkowicie przejmuje jego zadanie zabicia Dumbledore'a – może znacie coś innego?), czy zachowuje się chociaż odrobinkę… rozsądnie? Oczywiście, że nie. Naszej Scary Sue niestraszne gonienie ofiar po korytarzach, ciskanie w kogo popadnie zaklęciami niewybaczalnymi (dyrekcja ma ważniejsze sprawy na głowie), w udziale przypada jej też znajomość „rodzinnych” zaklęć czarnomagicznych, ewentualnie nasza mroczna, przesiąknięta złem bohaterka jest tak uzdolniona, że podczas porannej toalety zdąży wymyślić dziesięć wspaniałych sposobów na powolne, pełne gracji torturowanie przebrzydłych Gryfonów. Razem z innymi bogatymi, czystokrwistymi arystokratami ze Slytherinu w pokoju wspólnym knuje plan obdarcia wszystkich szlam ze skór, bezsennymi nocami fantazjuje o ponownej czystce bazyliszka, a chowane pod poduszką zdjęcie Toma Riddle'a z czasów atrakcyjnej młodości wprost rozpala ogień w jej lędźwiach. 
  W teorii Scary Sue ma daną misję do wykonania, jednak ta jest zupełnie nieważna w świetle konfliktów z arcywrogiem, problemów sercowych, zakazanych romansów i wszelkich innych schematów, z jakimi można spotkać się w fanfikach. Jak wspominałam, mieszanka wybuchowa: zamieszać dwa razy w lewo, raz w prawo i bum cyk cyk, macie jakieś dziesięć sekund na odskoczenie od wrzącego kociołka. Mrok, lepka atmosfera grozy i zalegająca wszędzie ciemność odzwierciedlająca stan duszy naszej bohaterki, ach!… Po co robić sobie nadzieję, skoro doskonale wiemy, że wszystko skończy się jednakowo, jak w reszcie tych wszystkich słabych fanfików, prawda? Smutek, rozpacz. Nastrojowa muzyka.
  A wy co sądzicie o tych dwóch pannach? Którą uważacie za bardziej zjadliwą: smutającą w kątku bezradną mameję czy niemożliwie przerysowaną mroczną czystokrwistą dziewuchę? 
  Właściwie, dzięki pisaniu tego postu, wpadł mi pomysł na następny, nieuwzględniony w Sferze Marud, bo podobnie jak ten, należący do kategorii tych bardziej ogólnych. Ron znów musi zaczekać. A tak nawiasem, wywołam w was poczucie winy, bo liczyłam, że ktoś pod poprzednim postem wspomni, DOCENI!, remiks ze śmiechem Voldemorta (Merlinie, uwielbiam to), a tam tylko jakieś filozoficzne rozważania o moralności pisania danych ficzków, o reprezentacji LGBT w mediach, ech, z czym do ludzi, proszę was… (Tak naprawdę to mocny luvv).

54 komentarze:

  1. Ja już chyba wolę mameję (nie wiem dlaczego, ale napisałabym to przez "ł", tj. mamełę), bo przynajmniej można jej trochę współczuć, że wszelkie szare komórki ją opuściły, a taką złą Mary Sue, coby tylko kogoś torturowała, to mam ochotę (*ekhem*) na zbity pysk. Zawsze też jest większa szansa na tragiczną śmierć (zazwyczaj dwójki kochanków, bo-jakżeby-nie-inaczej), bo u tamtej drugiej to co? Może zostać tylko zaszlachtowana przez zazdrosnych śmierciożerców, Zakon, który widzi w niej największe zagrożenie, lub samego Voldemorta, który TEŻ będzie uważał ją za największe zagrożenie (taka nowa Czarna Pani).

    Jak cudownie, że myślę tylko o ich śmierci, ale nie da się inaczej, bo nie mają prawa bytu na dłuższy okres; mameja zostanie mameją, a zła w końcu zniszczyłaby całą planetę, bo miała taki kaprys (a Mary Sue potrafią wszystko, więc nie byłoby nic w tym dziwnego).

    Wiesz co? Ja się tam cieszę, że rzadko kiedy spotykałam się z tym motywem (a przynajmniej starałam się go omijać). Chociaż muszę przyznać, że czytałam mnóstwo ff o złym Harrym (dlaczego Ślizgon=zły?!), bo miałam czasem ochotę poczytać o bardziej rozsądnym Harrym, który zawsze wtedy jest geniuszem (taki młody Tom Riddle, szukając czegoś podobnego w kanonie). Niestety, w takich ff jest takim męskim odpowiednikiem Mary Sue (idealny pod każdym względem) - można się cieszyć chociaż z tego, że tego typu ff są w miarę dobrze napisane (pomijając fakt, że zbyt często mam ochotę walić głową w ścianę, czytając po raz wtóry obrazowe tortury przy akompaniamencie okrutnych śmiechów - no po prostu NIE; ja rozumiem zapędy sadystyczne, no ale... Ech...).

    I ten remix z Voldemortem był genialny, muszę przyznać. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, ja też raczej skłaniam się ku mamei. Zawsze istnieje możliwość, że kiedyś tam, pod koniec opka, się troszkę ogarnie i kiwnie palcem, kiedy trzeba będzie zadecydować o własnym losie. Przerysowana superduperZua Scary Sue natomiast jest tak przesiąknięta faworyzowaniem ze strony autora, tak przesiąknięta często nawet jego... fapaniem (zbyt rozbudowane opisy piękna bohaterki, które aż wskazują, że ktoś by tu chciał tak wyglądać, lalala), że nie potrafię tego zdzierżyć. No i nie ukrywajmy, że takiej Scary Sue w 99% przypadków nie czeka żadna dramatyczna śmierć, tylko jakieś fajowe wyjście z dramatycznej sytuacji.
      Bo bycie złym jest kól, a Ślizgoni byli kól, proszę, moja teoria w temacie :'D.
      Tak <3 Remix.

      Usuń
    2. Najlepiej jeszcze jak zwiąże się z jakimś śmierciożercą albo samym Voldemortem, a później zostaje z dzieckiem, bo ukochanego zabili czy coś.

      Taa, Ślizgoni "kól" - w takich momentach żałuję, że tego pięknego dnia odkryłam, co to fanficki. Ale z drugiej strony, może to parodia? A autor/ka tylko zapomniał/a o tym wspomnieć?

      Usuń
    3. Lol, z Voldemortem to nie widziałam :'). I nie chcę zobaczyć? Chociaż czego się nie robi dla komciów...
      Możemy się pocieszać teorią, że to wszystko jeden wielki żart, parodia i prowokacja, ale musiałybyśmy się też pogodzić z faktem, że jesteśmy w wielkim błędzie :'P.

      Usuń
    4. Raczej nie chcesz zobaczyć - pamiętam jeszcze jeden taki ficzek, może bez Mary Sue, ale Hermiona uprawiała szalone seksy z Voldemortem w głównej sali tej jego siedziby na oczach Harry'ego <- to było coś. xD
      Szczerze mówiąc, nigdy nie dotrwałam w takich ff do końca. Jak poziom był zbyt... *ekhem* to zerkałam na ostatni rozdział, tak z ciekawości. I nigdy nie żałowałam, że rzuciłam czytanie tego czegoś. :'D

      Usuń
  2. Faktycznie, trochę jechałas po bandzie :D ale mnie się podobało. Czasem nie da się inaczej. Wielki love co do Pink Snape'a, ale trochę mi smutno za Rona! Ja wolę tę, ktora ma choc krztynę charakteru i logiki w sobie :p ale w klasycznych przypadkach obie tego nie posiadają, smuteczek
    A jakby tak połączyć mameję ze Zóą, co by wtedy wyszło? O kurczę :D
    Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba odreagować te głupoty, których się w tygodniu naczytało - gdzieś ta frustracja musi znaleźć ujście.
      Nie wiem, czy by się dało - taka bohaterka byłaby przepełniona sprzecznościami do tego stopnia, że pewnie nawet nie dałoby się ustalić, że to kreacja celowa :'P.
      Jak kiedyś znajdę czas na czytanie waszych ficzków, na pewno wpadnę :').

      Usuń
  3. Wiesz, co jest najstraszniejsze? Te dwa typy da się połączyć! Wystarczą siostry (najlepiej bliźniaczki), z których jedna jest za śmierciożerczą rodziną, a druga przeciw. Taki Syriusz i Regulus w wersji żeńskiej :D (Znaczy, Regi okazał się później dobrym facetem, ale wiadomo o co chodzi).

    Myślę, że jeszcze motyw z mameją można bronić - gdyby dziewczyna była faktycznie przywiązana do rodziny i bała się, że jej sprzeciw się na nich odbije, to wtedy faktycznie mogłaby się wzbraniać przed ucieczką czy zdradą jako taką. W ogóle nie dziwię się, że to było popularne - ma potencjał na klasyczny dramat: "rodzina" czy "inne wartości". Pod warunkiem, że w ogóle ten konflikt ma jakieś podstawy, bo gdy rodzina jest gorsza od stada klonów Voldemorta, to, cóż... Syndrom sztokholmski też trzeba potrafić opisać.

    Co do drugiego typu - Riddle był przykładnym uczniem, ale gdzieżby się do jego poziomu zniżała :D W ogóle te mroczne Scary Sue są strasznie zabawne. I te opisy tortur, gdzie krew leje się strumieniami, flaki leżą na wierzchu - ale już nikt się nie posika, bo to nieestetyczne.

    A w ogóle mam pytanie, bo nie czytałam/oglądałam tej kanonicznej córki Voldemorta - czy ona wpasowuje się w któryś typ, czy to raczej zupełnie inna historia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że istnieją też takie "ugh, moja gupia rodzina jest gupia i ma wszy", nie przejawiają żadnego uczucia względem rodziców, żadnego poza negatywnym, a i tak wybierają ładną sypialnię, fajne łoże i... śmierciożerstwo. Bo czemu nie.

      No właśnie, ten Tomcio, do którego tak często wzdychają, jest takim fajnym złym wzorem do naśladowania, ale nah, po co, dlaczego, kiedy można z wieży astronomicznej wykrzykiwać obelgi pod adresem mugolaków magicznie wzmocnionym głosem, skoro nauczyciele i tak nie reagują... :D Coś mocno w stylu Lucjusza podczas mistrzostw w quidditchu, dzicz na popis, żeby pokazać, jaki to on hardy hehhe, a w rzeczywistości... no.

      Nie czytałam/oglądałam, ale jak wyszedł scenariusz, była fala oburzu fanów właśnie o córę Volda, jakieś bezsensowne podróże w czasie czy ki bęc i się natknęłam. Tyle mi wystarczyło, nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi się chciało chociaż przeczytać streszczenie w całości (szczególnie, że te, na które się natknęłam, były napisane nieciekawym językiem pełnym "lol" itp.)

      Usuń
    2. A myślałam, że ktoś czytał, żebym ja nie musiała :D Podróże w czasie zawsze brzmią jak zły pomysł.
      Pamiętam, że kiedyś trafiłam na fanteorię, że Bellatriks jest córką Voldemorta - nie pamiętam szczegółów, ale była w miarę (choć raczej na AU niż idealną łatkę). No i kupiło mnie, że obsadzali w tej roli babkę po czterdziestce (za czasów Harry'ego), a nie sweet nastolatkę :D

      W ogóle w opowiadaniach rodziny albo nie ma, albo pojawia się, żeby dręczyć. I w sumie jej głównym celem jest przekazanie potomkowi genetycznego koktajlu Mołotowa. O ile jeszcze łapię, czemu rodzice są niezbyt mile widziani w opkach, zastanawia mnie wysyp jedynaków - mam wrażenie, że większość postaci (o ile nie jest to wymuszone kanonem) nie ma rodzeństwa.

      I jeszcze pomiatanie nauczycielami i dyrektorem <3

      Usuń
    3. Znacie opko "HP i Gwiazda Mroku"? Bo pomiatanie, to jeszcze. Ale co zrobić, gdy nauczyciele zdają się nie istnieć? Lub inaczej - zdają się nie mieć świadomości istnienia uczniów. Bo Harry rozpoczyna rok szkolny w Hogwarcie i wagaruje tak ostro, że chyba na żadnej lekcji nie był xD Czas ten spędził balangowaniem gdzieś w Hogsmeade lub na okaleczaniu siebie tak bardzo, że nawet bank krwi by upadł, tyle krwi z niego wyleciało. I jak już powrócił, to nic, zero ostrzeżeń, zero zainteresowania, zero skapnięcia się, że heloł, ale coś jest nie tak ^^

      Usuń
    4. Może pozazdrościli Niewidocznemu Uniwersytetowi - tam nauka przebiegała poprzez umieszczanie młodych ludzi w okolicy dużej ilości książek, a wykładowcy bardzo starannie wybierali na wykłady salę, która nie istniała. Tak, wszyscy tą samą :D

      Usuń
    5. @Delta obiło mi się o uszy, że... któryś z dzieciaków Harry'ego cofa się w czasie, bo chce przywrócić Cedrikowi życie. OGARNIJ TO, bo ja nie ogarniam. Ktoś musi za mnie.
      No właśnie tam ponoć ma córkę właśnie z Bellą, co jest tak uroczo niekanoniczne, że hej haj helloł... (Bo chyba w okolicach Księcia Półkrwi musiałaby być w ciąży - nikt nie zauważył :'D).
      Prawda, prawda, prawda. Wieczni jedynacy są codziennością, ale jeżeli autorzy mają podobne rodzeństwo co ja, to w sumie się nie dziwię - żaden materiał na inspirację dla opka :'D. Nie no, lubię fajne relacje rodzinne, szczególnie bliskie, poczytałabym... (Mówię, że poczytałabym, ALE NIECH KTOŚ DA CZAS).
      @Phoe nie znam i chyba się nie zapoznam xD. Ja w ogóle niesamowicie rzadko spotykam się z wagarowaniem w ficzkach, no może ze dwa takie czytałam? Normalnie nie wiem, co robią te wszystkie hardkorowe, badassowe Syriusze, chodzą na każdusieńką lekcję niczym przykładni uczniowie? ._.

      Usuń
    6. Bella siedziała chyba dekadę w Azkabanie - i co, w ogóle się to na jej ciele nie odbiło? #takbardzobezsęsu
      I w sumie po co Voldemortowi potomstwo? Jeszcze jestem w stanie przełknąć teorię, jak przy tej, co wspominałam - miał dwadzieścia parę lat, uwiódł arystokratkę, bo potrzebował coś od niej wyciągnąć (wiedzę, przedmiot, pieniądze, whatever) - seks traktował instrumentalnie, o dziecku się nawet nie dowiedział, bo zerwał kontakt, gdy tylko dostał, co chciał. Naciągane, ale przełknę.
      ...Ale kilkudziesięcioletni pryk, wyglądający jak jaszczurka i babka, która właśnie wyszła z jednego z najcięższych więzień świata? Voldy nie wyglądał ani na faceta, który łaknie erotycznych przygód, dynastii zakładać nie pragnął, więc w ogóle wtf. Aż mnie ciekawi, jak to uzasadnili.
      Biorąc pod uwagę, jakie osoby najczęściej występują w opkach, to ty się z tego ciesz :D
      (Ja chciałam Jamesowi wcisnąć rodzeństwo, ale przy tym zestawie rodziców się nie dało ;___; Hm, może to jest właśnie przyczyna - w opkach występują tak nieprawdopodobne kombinacje, że nawet jedno dziecko jest podejrzane, co dopiero parę?)
      Ratowania Cedrika nie ogarniam, tyle osób wtedy zginęło, że czemu akurat Cedrik?
      Wiecie co, ja przez was odkrywam zaskakujące odcienie fanonu xD

      Usuń
    7. Yyy... No wiesz... oni tam byli tylko wychudzeni, tak to w filmie wyglądało. Na jakiej zasadzie myślisz, że odbiłoby się to na jej ciele? Po pobycie w Azkabanie bohaterowie mogli być zrujnowani psychicznie; wychudzeni i niezbyt zdrowi owszem, ale potem przecież jako tako wracali do normalnego funkcjonowania (przynajmniej Syriusz wrócił - z "wraku człowieka" w zdrowiej wyglądającego gościa o pełniejszej twarzy i już nie tak matowych włosach, tak kojarzę z książek). Torturom im tam nie poddawano, obskurne warunki są bazowane na ekranizacji (w książkach chyba niewiele opisywano Azkaban? ewentualnie odśwież mi pamięć), ale jeżeli rzeczywiście tak jest, nie wiem, czy to odbiłoby się aż tak na jej ciele, żeby Bella miała utrudnione zaciążenie, a ciąża problematyczna/było ono niemożliwe.
      W ogóle nie wyobrażam sobie Voldemorta uprawiającego seks, nawet instrumentalnie, no nie potrafię. Uwodzenie arystokratek? Czemu nie, na ładną buzię wykradł puchar Helgi Hufflepuff, okej. Zaciąganie ich do łóżka? Blokada w mózgu :').
      Może to było magiczne in vitro xD. Na takiej zasadzie, co eliksir wielosokowy - Bella wykradła, co było trzeba (#cojapiszę), uwarzyła, co było trzeba i zrobiła, co było trzeba :D. TYLKO PO CO. Też nie wygląda na osobę, która ma jakikolwiek instynkt macierzyński. Czemu wszystkie kobiety zawsze muszą skończyć zaciążone :/.
      Mógł mieć przyrodnie rodzeństwo - skoro jego mamuśka skoczyła... z Severusem... to nie miała zbytnio wysokich standardów :'D.
      Młody ubzdurał sobie jakieś poczucie winy o Cedrika i nie wiem, nie ogarniam, nie wiem, czy chcę ogarniać. Jo, co ty wyprawiasz.

      Dzięki nam* - proszę, naprawiłam za ciebie :'D.

      Usuń
    8. Wiesz, ja filmów nawet wszystkich nie oglądałam, więc ciężko mi się o nich wypowiadać :D
      Wydaje mi się, że już sam długoletnie przebywanie w pobliżu dementorów powinno wpływać na ludzkie ciało - przecież nie jest tak, że psychika i reszta są od siebie zupełnie niezależne, utrzymywanie ludzi w permanentnej depresji nie mogło po prostu nie odbić się w żaden sposób. Poza tym czarodzieje ani razu nie pokazali, że są humanitarni i w ogóle ogarniają, że istnieje coś takiego jak prawa człowieka (zaoczne skazywanie na pozbawienie duszy choćby) - więc jaka jest szansa, że byli traktowani w ludzki sposób w Azkabanie? W książkach chyba wprost nie zostały opisane warunki, ale parę razy sugerowano, że to ciężkie więzienie - przy Syriuszu oczywiście, ale i przy Hagridzie i chyba, choć tu już głowy nie dam, Lucjuszu.
      Matka Croucha umarła w Azkabanie i chyba nikt nie próbował jej tam leczyć, bo raczej zorientowaliby się, że ktoś podszywa się pod więźnia. Nie pamiętam, czy Syriusz wspominał, że też był chory, gdy uciekał, czy po prostu znajdował się w kiepskim stanie (na pewno nie mogli do końca odczytać jego myśli, bo zwierzęcy umysł jest inny, ale mam wrażenie, że to nie był jedyny powód). W każdym razie niezbyt ciekawie to przedstawia opiekę zdrowotną więźniów. No i na pewno było wprost powiedziane, że za czasów pierwszej wojny z Voldziem aurorzy stosowali niewybaczalne - czy również na osobach uwięzionych, od których potrzebowali informacji, nie sprecyzowano. Ale why not? Nie jest to aż tak nieprawdopodobne, a Bella i reszta śmierciożerczej paczki została wtedy schwytana. Choć przy tym się nie upieram :D
      Zresztą, czy już samo długotrwałe niedożywienie nie powinno utrudnić zajścia w ciążę? Też, z tego co mówisz, nie minął jakiś długi okres czasu pomiędzy jej ucieczką, i, ugh, seksem z Voldziem, chyba krótszy niż rok. Choć oczywiście można powiedzieć, że magia, soczki witalizujące itp.
      W sumie Syriusza było "na ekranie" mało i głównie w ZF, więc trzy lata po ucieczce. Mógł zdążyć wydobrzeć, przynajmniej wizualnie.
      Why, dla mnie to on traktowałby seks równie instrumentalnie jak wszystko inne :D
      #cotypiszesz xD
      Ale to by znaczyło, że Emily musiałaby drugą ciążę donosić - przecież by jej się w życiu nie chciało. James się urodził li i tylko z powodu jej ciekawości, jaki będzie efekt. Już bym przypuszczała, że Snape znowu zlamił. (- Masz jakieś inne dzieci oprócz mnie? // - Nic mi o tym nie wiadomo. // - ...) xD

      Usuń
    9. A ja widzę Voldzia uprawiającego seks. Bo inaczej co nam pozostaje? Voldzio prawiczek? Voldzio impotent? Voldzio prawiczko-impotent? XD To jeszcze gorzej brzmi niż to, że w młodości wykorzystywał kobiety, by uprawiać seks dla rozładowania napięcia. No chyba że był mega skrajnym przypadkiem aseksualizmu i ani jego psychika, ani ciało nie pojmowało koncepcji w ogóle.

      Usuń
    10. Oziębłość seksualna jest częsta wśród psychopatów. Rozmawiałem z kilkoma kobietami, które padły ofiarami mężczyzn o osobowości psychopatycznej. Seks traktowali typowo instrumentalnie, jako coś, co muszą "odbębnić", by partnerka nie uciekła. Psychopaci potrafią przerwać nagle stosunek i stwierdzić, że "już jej wystarczy", albo że "zmęczyli się" i pójść jak gdyby nigdy nic spać. Znam nawet przypadki, gdy w trakcie rezygnowali z seksu oralnego, ponieważ niewygodnie im się tak stało/siedziało/leżało. Na własnej satysfakcji zdawało im się zupełnie nie zależeć, nie mówiąc już o orgazmie partnerek, dla których seks z taką osobą zwykle jest bolesny i/lub upokarzający.
      Uważałbym więc ze zwrotem typu "rozładowanie napięcia" w przypadku psychopatów. Psychopatów kręci przede wszystkim poczucie władzy. Nawet psychopaci dokonujący zbrodni na tle seksualnym zwykle nie robią tego dla rozładowania napięcia seksualnego, tylko dla osiągnięcia satysfakcji z poczucia kontroli nad czyimś życiem.
      Impotencja, problemy z kontrolowaniem erekcji - to też częste zaburzenia wśród psychopatów.
      Trudno powiedzieć, co doskwierało Voldziowi. Każdy psychopata jest na jakiś sposób zaburzony seksualne, ale raczej żadnego nie można nazwać po prostu "aseksualnym". Aseksualizm to orientacja seksualna, jeśli osoba rzekomo aseksualna ma awersję do seksu, brzydzi się dotykiem, brzydzi się innymi ludźmi, najpewniej dolega jej jakieś zaburzenie.
      W sumie jeśli Voldemort zdawał sobie sprawę z afektu Bellatrix, mógł stosować seks jako formę nagrody dla niej za dobre wykonanie zadania. Nie wiem, czy to wyjaśnia poczęcie ich córki. Psychopata wysili się na tyle na ile musi, Bella była już na tak uzależniona od Voldemorta, że i bez tego byłaby mu całkowicie oddana.

      Usuń
    11. Dlaczego bycie psychopatą wyklucza bycie aseksualistą? Psychopata nie mógłby być na przykład gejem? Odmienna orientacja nie zależy od wychowania czy właśnie problemów psychiczych :P

      Bycie psychopatą nia zakłada, że taka osoba nie ma normalnie funkcjonującego organizmu, którego potrzeby wymagają zaspokojenia. Problem leży gdzie indziej: w jaki sposób rozładowują napięcie? Ludzie potrafią robić na najdziwniejsze sposoby, także poprzez sadyzm czy dominację, bo inaczej nie potrafią. Tylko w taki sposób osiągają saktysfakcję seksualną, a normalny seks staje się wtedy obowiązkiem do odbębnienia.

      A tak w ogóle równie dobrze, jak to wczoraj napisala Delta, będąc nastolatkiem, mógłby spróbował kilka razy, stwierdzić, że nudne, i skupić się na podboju świata :D

      Usuń
    12. Btw. Impotencja może dostwierać paychopatom, ale nie jest wyjaśnieniem, dlaczego Voldek miałby nie znać seksu. Musiałby być impotentem pod tytułem: od urodzenia mi nie stanął, nie staje i nigdy nie stanie. Wątpię, że byłoby to możliwe :D

      Usuń
    13. O, nigdy o tym nie słyszałam, Narratorze.
      W ogóle widzę, że jesteś zorientowany, więc takie drobne pytanie: znasz jakieś strony w internecie, które jakoś bardziej szczegółowo wchodzą w to zagadnienie? Tzn. psychopatii jako takiej? Czy raczej szukać po książkach? Bo, w sumie, zaczynam czuć, że powinnam się dokształcić :)

      Usuń
    14. Trochę inaczej to ujmę, Phoe. Aseksualizm to rzadka orientacja seksualna, jeśli zaburzona osoba twierdzi, że nie chce utrzymywać kontaktów seksualnych, najpewniej wynika to z jej zaburzeń, nie orientacji jako takiej. Zresztą, 95% procent ludzi, którzy deklarują się jako aseksualni, są tak naprawdę zaburzonymi, straumatyzowanymi czy zwyczajnie niegotowymi jeszcze do seksu homo/bi/hetero.
      Na przykładzie - czy osobie ze schizofrenią z dominującymi objawami wytwórczymi, praktycznie żyjącej w świecie swoich urojeń, przykleiłabyś łatkę transseksualisty tylko dlatego, że jest przekonana, że tak naprawdę powinna urodzić się z inną płcią? Wybitny diagnosta zapewne oddzieliłby schizofrenika od transseksualnego schizofrenika, ale w większości przypadków zaburzenia na tle identyfikacji płciowej wynikają w przypadku schizofrenii z choroby, choć teoretycznie możliwe jest istnienie schizofrenika dotkniętego też transseksualizmem. Inny przykład - schizoida nie da się nazwać "introwertykiem", bo głębokie wycofanie i izolacja to objaw jego zaburzenia, tak samo "aseksualność" schizoida to tak naprawdę kolejny przejaw jego zaburzonej osobowości i trzeba ją odróżnić od zdrowej orientacji seksualnej. Analogicznie jest z psychopatą. W 99,9% przypadków brak zainteresowania seksem wynika nie ze skorelowanego aseksualizmu, a choroby.
      Co do jego impotencji - niekoniecznie. W przypadku niektórych impotentów największy problem pojawia się często, gdy są w stanie najwyższego podniecenia seksualnego, na przykład przed samym seksem. To już skutecznie uniemożliwia podjęcie stosunku. (Znam jednego mężczyznę z zaburzeniami erekcji, który mógł uprawiać seks tylko z rana, wykorzystując poranną erekcję.) Jak to się ma do psychopatów, którzy nie mogą/nie chcą uprawiać seksu? Ed Gein satysfakcję osiągał między innymi preparując genitalia swoich ofiar i zwłok wykradzionych ze cmentarza. Lubił też przyozdabiać się nimi i fantazjować, że sam jest kobietą. Nie znalazłem informacji, by był impotentem w sensie fizycznym, ale pod pewnymi względami był niezdolny do uprawiania seksu.
      Zresztą, chyba nie utrzymywałem, że Voldy miałby w ogóle nie znać seksu. Po prostu każda z tych opcji: niezdolny/niechcący, niezdolny/chcący, zdolny/niechcący, zdolny/chcący jest możliwa, choć z różnym stopniem prawdopodobieństwa. Tak samo jak możliwe jest, że Voldemort potrzeby seksualne realizował w "alternatywny" sposób.
      Delta - raczej w polskich internetach nie ma kompleksowego artykułu obejmujący cały wachlarz zachowań psychopaty. Lepiej szukać hasła "psychopatia" w połączeniu z konkretną dziedziną życia, która nas interesuje. Ostatnio mnożą się artykuły o kobietach zakochanych w psychopatach, w stylu: http://www.kobieceserca.pl/moj-psychomaz/ i ciężko w polskich internetach znaleźć coś innego. Czytałem kiedyś kilkuczęściowy artykuł tłumaczony z języka angielskiego, bardzo ciekawy, tylko teraz złośliwie nie mogę go znaleźć, ale rozejrzę się jeszcze.
      Zresztą miałem (nie)przyjemność poznać bliżej jedną psychopatkę i do dziś dziękuję siłom wszechświata, że była przynajmniej głupia. :P

      Usuń
    15. Mogą być też materiały po angielsku :D Po prostu nie bardzo wiem jak szukać/oceniać wiarygodność takich stron, stąd pytanie.

      W ogóle jedno mnie zastanawia (znaczy w sumie w ff by mi się to bardzo przydało) - Tom chyba w książce pomylił Dumbledore'a z "doktorem", gdy ten się zjawił w sierocińcu. I teraz mnie zastanawia, czy Riddle w tamtych czasach mógł zostać w jakiś sposób zdiagnozowany/leczony? I jak?

      Usuń
    16. http://www.friedgreentomatoes.org/articles_index.php
      Tutaj parę artykułów może Cię zainteresować.

      Zależy, na jakiego "doktora" by trafił... Myślę, że ze względu na agresywne zachowania i pewne niezwykłe zjawiska, jakie wokół niego występowały, najpewniej zostałby zdiagnozowany jako schizofrenik. http://science.howstuffworks.com/life/inside-the-mind/human-brain/lobotomy3.htm Artykuł generalnie o lobotomii, ale na tej stronie wylicza się kilka metod "leczenia" schizofrenii stosowanych w latach 30.

      Usuń
  4. Chyba nie powinno tak to działać, ale po każdym przeczytanym poście, mam ochotę popełnić opko zawierające te wszystkie zbrodnie. </3 Taki wielki-wielki miks wszystkiego. Matko, może już ktoś coś takiego stworzył?

    Ogólnie to jakoś nie pozostawiam tutaj komentarzy, ale wiedz, autorko, że uwielbiam "Zbrodnie fanfikowe". Albo nawet kocham!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, mam podobne ciągoty, ale je eliminuję, czasu mocno brak na klepanie głupotek dla samego śmieszkowania... Niestety. Ale taką inicjatywę bym wsparła całym serduszkiem :'D.
      Ojej, bo się zarumienię!

      Usuń
    2. Och, ja mam ostatnio coraz większą ochotę na to, żeby wrócić do pisania mojego pseudodramatycznego Dramione, ale się powstrzymuję, bo "jak już masz coś pisać, to lepiej zabierz się za coś porządnego i nie marnuj czasu, człowieku". A kończy się na tym, że i tak nie piszę niczego. </3

      Usuń
  5. Masz u mnie mega plusa za Severusa w kapciuszkach. Lovam ♡ ♡ ♡

    Uch, moja odpowiedź brzmi: żadna z nich. Zwyczajnie opuszczam wtedy komnatę, jak tylko mi zapachnie Sue w jakimkolwiek wydaniu. Mam chyba psi węch, bo zawsze jakoś je wyczuwam i jeszcze żadnego z klasycznych Mary/Scary Sue na swoim koncie nie mam. Zdarzało mi się jedynie trafiać na złe postaci z kanonu - mhrrroczny Harry, suka Ginny, kretyński Ron, fałszywa Hermiona, lecący na kasę Dumbledore. Uch, aż mi się teraz smutno siebie zrobiło :<

    Zauważyliście jednak, że chyba żaden autor jeszcze nie opisał bliźniaków Weasley jako złych/negatywnych? Zastanawiam się nad tym fenomenem. Ludzie jakoś nie mogą się przemóc, by pokazać negatywnie kogoś, kto robi rozbój w biały dzień (nie żebym bliźniaków nie lubiła, ale czy naprawdę zasługują na taki piedestał, że zawsze są najfajniejszymi ludźmi w opku?). Podobnie Ślizgoni. Absolutnie odrażający, ale ałtoreczki jarają się nimi jak najnowszą pisenką Bibera.

    Nastrojowa muzyka piękna. Te cudne fałsze XD

    Tak w ogóle zastanawia mnie teraz, czemu ludzie wybierają ten konflikt - oczekiwania rodziny kontra własne poglądy, skoro jak zostało tu już napisane, że w żaden sposób ten konflikt nie jest wykorzystany. Jest bo jest i tylko kuje w oko. Też zastanawia mnie, czemu Sue są tak głupie? Naprawdę autor tego nie widzi? A jak jeszcze jest to alter ego, to na poważnie zaczynam obawiać się o poziom inteligencji piszącego. Jeśli to natomiast lenistwo to po co w ogóle pisać? Okej, dobra, sama sobie odpowiem, dla komciuff i fejmu. Nie było pytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pro po bliźniaków... Kiedyś czytałam takie opko, w którym byli nie tyle zabawni co totalnie złośliwi. Były nawet morderstwa w stylu Jokera. Takie niepoważne opko, czarna komedia. Sprzedawali te swoje (wyroby)... trup się ścielił gęsto.

      Jak to znajdę, do podeślę.

      Usuń
    2. Zaciekawiło mnie to: a są złe postacie z czasów huncwotów? Jakiś evilJames albo evilLily?

      Usuń
    3. Nie kojarzę... Ale w Internecie wszystko znajdziesz.

      Usuń
    4. Są. TA autoreczka ma fetysz złych huncwotów i złej Lily (i ogólnie wszyscy są źli oprócz Harry'ego i Snape'a XD). W jednym z opek Lily próbowała rzucić na Harry'ego Crucio. Niestety, czy też stety, skoro autorka jej nie lubi, spudłowała, trafiła do Azkabanu, a potem jeszcze straciła magię... Tony hejtu więc... xD W ogóle Lily i James są przedstawiani jako wyrodni rodzice, bo Harry ma brata bliźniaka, który niesłusznie został okrzyknięty Chłopcem, Który Przeżył, a więc nikt się Harrym nie interesuje do tego stopnia, że nawet ta nieszczęsna komórka pod schodami mu się trafia... W ogóle to bardzo popularny schemat w opkach.

      Usuń
    5. Dobra Sue nie jest zła... Nawet jak wyczuję, często czytam dalej, żeby ustalić stopień zmerysujowania. Jeżeli jest co ratować, często staram się jakoś pokierować autora, no ale nie zawsze spotyka się to z ciepłym przyjęciem moich komciów :'P. Jest tak 50/50, chyba powinnam dać sobie spokój :/.

      Też zauważyłam, Fred i George to najulubieńsze tło "Czasów Harry'ego", kiedy główni bohaterowie są w Gryffindorze. Bliźniacy zawsze obecni w pokoju wspólnym, zawsze robiący jakieś "śmieszne" rzeczy itepe... Już nie wadzi mi to, że wszyscy obdarzają ich równomiernie miłością, ale o to, że ich postacie są tak... puste. Patrzcie, jest Fredzio i George, czekam na komcie!! Hm.

      Nie wiem, autorzy często są niezdolni do krytycznego spojrzenia na własny tekst. Wymarzyli sobie jakieś wydarzenia jeszcze przed rozplanowaniem bohaterów, nie patrzą na te wydarzenia pod kątem, czy akurat ten bohater byłby zdolny to zrobić, więc dzieje się, co chce, a bohaterzy reagują sprzecznie do wizji autora odnośnie ich charakterów czy ilorazu inteligencji, skoro przy tym jesteśmy :'P. Zresztą nieszczególnie bystre Mary Sue to przecież chleb powszedni, najczęściej najlepsza psiapsióła głównej ma o wiele ciekawszy charakter, jest bardziej spójna i lepiej spisałaby się w roli pierwszych skrzypiec - a to często są postacie pisane na byle jak, żeby nie było, że główna jest dziwakiem bez przyjaciół.
      Z EvilLily się spotykam, ale w wersjach light. Wredna, zadzierająca nosa, obnosząca się, blablabla... Jakoś tak mam wrażenie, że dość spora liczba autorów nieszczególnie za nią przepada (a może za jej częstą kreacją w ficzkach huncwockich).

      Usuń
  6. Czytając komentarz Anonimowego... Czuję się lepiej, bo widocznie nie tylko ja lubię bawić się w komediowe pastisze (zwłaszcza horrorów). Upychać wszystko, co sztampowe i idiotyczne. Swoją drogą, jak masz pomysł, odchodząc już od ff Potterowskich, chętnie posłucham. Każdy ma czego innego dość w horrorach. Taki pastisz to świetna rzecz. Nie wiem, jak ludzie, którzy go czytają, ale ja się tam świetnie bawię, pisząc.

    Severus w kapciach wygrał notkę. Aż się nie mogłam na treści skupić. Ff o Scary Sue nawet lubię. Zwłaszcza takiej już totalnie przesadzonej. Pierwszoroczniaki i cruciatusy w bibliotece...

    Tak chcę jeszcze poinformować, że czytam wszystko, ale często nie wiem jak skomentować.

    Miłego. :)

    _________________________________
    kot-z-maslem.blogspot.com
    niosl-slepy-kulawego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (!!! Ostatnio zamarzyło mi się przeczytanie ff potterowskiego, który byłby typowym slasherem. Ciekawe czy coś takiego jest wykonalne...)

      Usuń
    2. /Corteen
      Po kolei znikaliby uczniowie/nauczyciele, bardziej niż w Komnacie Tajemnic... Czytałabym.

      Usuń
    3. A tak mi się skojarzyło: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?t=2960 :D

      Usuń
  7. Idioci, którzy klikają we wszystkie sekretnie zalinkowane linki łapka w górę! (to ja, to ja, to ja!!!!)

    Pokątna eutanazja - mistrzu terminologii, pojęć dwuznacznych i szeroko pojętej gry słownej. Szekspir byłby dumny :')

    W sumie nawet nie wiem skąd moda na Scary Sue (nie, żebym nie padła ofiarą tej mody "fashion victim", ojojoj), ale może z ogólnie panującego weltschmerzu? No, generalnie, jakby się nad tym zastanowić temat można ciekawie zrealizować. Tylko schemat powielania jest jak sama mówisz w oparciu o Blacka albo Malfoya, połączony jeszcze z jakimś konfliktem hormonalnym/seksualnym niewyżyciem (zakazane romanse) oraz debilizmem Najmroczniejszego z Mrocznych Mroczków, trochę jak w sztuce Ibsena, a Scary Sue staję się takim trochę zniekształconym obrazem alter ego autora, projekcją, którą autor chciałby być. I wychodzi takie gówno, bo nie ma nic ludzkiego w takich typach.
    Mnie ciekawi zawsze zagadnienie próżności, może mało oryginalne, ale imho o wiele lepsze niż mroczny mhrok i leżenie na łóżku z własnymi myślami. MYŚLAMI.!!!!! (SIC!)
    I tak, masz 17 lat, to wiadomo, że nie będziesz szukać pomocy u dorosłych. Lepiej pociskać w ziomków niewybaczalnymi na korytarzu. Dyrektor w tym czasie zastanowi się, czy w garści fasolek, które właśnie złowił, znajdzie się jedna o smaku rzygów.

    (Uwielbiam Snape'a w kapciuszkach. :333)

    Ściskam mocno. Dobry post. Jak ktoś chce pisać dobre fanfiki, to powinien sobie zawsze brać mocno do serca Twoje publikacje, bo odwalasz robotę na miarę ocenialni, analizując każdy kliszek, których należy się wystrzegać.

    Dziękuję za umilenie mi wieczoru po gównianym dniu. Ściskam! x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy skończą mi się prywatne memy i to będzie mroczny, smutny dzień :'D.
      Weltschmerz to raczej przy tej od wiecznego marudzenia, ale nicnierobienia - ojej, jakie moje żyćko złe, ojej, jakie trudne, ojej, rodzice tacy okrutni!...
      Zniekształcony obraz alter ego autora jak najbardziej - bo kto nie chciałby być niesamowicie jedwabisty, uzdolniony we wszystkim, czego się tknie (animagia wyuczona w dwa rozdziały <3 maj fejvrit), a równocześnie "szalenie inteligentny" (wiemy, jak to w gruncie rzeczy w opkach wygląda) oraz powalająco piękny? A jeszcze jak się doda do tego odrobinę "mroku", to hej, jaka wychodzi tajemnicza, pasjonująca postać, oboru! Chyba każdy przechodzi w życiu fascynację prawdziwym zuem i uważa, że zue postacie są bardziej pociągające (no bo często są) i chciałby roztaczać wokół siebie taką aurę... I nieumiejętnie przelewa się to do opowiadań... I potem wychodzi... coś. Tak.
      #elokwentnawypowiedź
      Mam wrażenie, że moje posty mogą demotywować do pisania trochę, ale to tam... Może tak lepiej :'D.
      Trzymkaj się ciepło! :')

      Usuń
    2. "Chyba każdy przechodzi w życiu fascynację prawdziwym zuem i uważa, że zue postacie są bardziej pociągające (no bo często są) i chciałby roztaczać wokół siebie taką aurę..."

      Protestuję! :D Nie każdy. Ja tak nigdy nie miałam. Może jestem dziwna, nie wiem, ale zuo mnie nie fascynowało, ot. W ogóle nie lubiłam zuych postaci :P

      Usuń
    3. Oj, ty rodzynku ty :P. Ja przechodziłam, ale we wczesnej podstawówce, hehe :'D. Jakbym przechodziła później, mogłabym zaświadczyć natrzaskanymi opciami.

      Usuń
    4. >Kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy skończą mi się prywatne memy i to będzie mroczny, smutny dzień :'D.

      Myślę, że pinterest i tumblr przybiegną Ci na ratunek w razie kryzysu!

      > animagia wyuczona w dwa rozdziały <3 maj fejvrit
      JAK, JA SIĘ PYTAM, JAK? MISZCZU NAUCZAJ JA TEŻ CHCE ANIMAGOWAĆ

      Tak, rozwala mnie to... Ma takie straszne życie, a co gorsza, jest do tego piękna i rozchwytywana, a wisienką na torcie jest aranżowane małżeństwo z równie bogatym, co przystojnym, co mhrocznym amantem, jak już wspomniałaś. No... zdecydujcie się no. Jak aranżowane małżeństwo, to może faktycznie niech to będzie bogaty typ, ale spasiony, brzydki i wredny?!

      > Mam wrażenie, że moje posty mogą demotywować do pisania trochę, ale to tam... Może tak lepiej :'D.

      Jak ktoś chce się poprawić, to wyciągnie z tego lekcje i zacznie poprawiać tu i tam, żeby nie raziło aż tak w oczy (np. taka ja), bo jak mówię... styl wypowiedzi masz fajny i dobitny, że człowiek sobie bierze do serca, ale jak ktoś chce pisać - ffki i nie tylko - to nawet jak się zdemotywuje na początku, to potem przekuje to w siłę twórczą i weźmie się do pracy.

      Czekam na pościk jutro. Hej haj helou, dżast sej it soł :D x

      Usuń
    5. Wiesz, kiedyś myślałam, że to zupełnie absurdalne, żebym nie robiła czegoś, co jest aktualnie popularne w internetach. W sensie - jak Tumblr był cool, to byłam na Tumblrze, tak samo z wieloma innymi portalami... ale NIGDY - PRZENIGDY! - nie założę sobie Pinteresta, thank you very much :')... Jestem już młodym starcem, który nie rozumie fenomenu niektórych rzeczy. I nie zrozumie.
      Dziewczyno i tak się animagii nie nauczysz, nie jesteś Mary Sue, nawet nie rób sobie nadziei xD. NIE BĘDZIESZ SIĘ ZMIENIAŁA W WILKA/KRUKA/LISA/KOTA, HAHA! Ekhm.
      Eno, jak to aranżowane małżeństwo ze spasionym, brzydkim, wrednym typem? Nie rozumiesz działania opek. Jeżeli w kanonie nie istnieje żaden przystojny czystokrwisty młodzieniec, odpowiedni do bycia znielubianym przez bohaterkę (żeby była drama i zapychacz na około pięć rozdzialików), to takiego młodzieńca się TWORZY. Weź w ogóle ogarnij jakiegokolwiek brzydkiego, grubego bohatera w opkach, no nie ogarniesz :D.
      Wydaje mi się, że niektóre lekcje trzeba przeżyć... samemu. Samemu napisać kijowe opko, powieloną kalkę wszelakich fanfików o Huncach, żeby potem móc samemu dojść do objawienia i samemu wyciągnąć odpowiednie wnioski. Te posty to jest taki writershack xD. Czasem wyobrażam sobie, jak jakiś młody autor żyje w panice przed popełnieniem któregoś z opisywanych przeze mnie schematów tylko po to, żeby wpaść w inny. Nie daje mi to spać po nocach :/.

      Usuń
    6. Hahaha, okej rozumiem. Trzeba mieć zasady w życiu. Jakieś. A jak nie w życiu, to chociaż w internetach. (Ale pinterest jest faaaajny *zjarany człowiek*)

      Jak to się nie nauczę... Ja zawsze chciałam być komarem i mówisz, że się nie da? Niszczysz marzenia.

      Co do kijowych opek to się zgodzę. Trochę nawet brzmi to jak coś, co powiedział jeden z moich ulubionych muzyków, mianowicie John Mayer. Parafrazując, 'ukończenie i napisanie kijowych piosenek, jest równie ważne co pisanie dobrych piosenek'. Ed Sheeran też miał coś ciekawego do powiedzenia na ten temat, coś odnośnie przefiltrowania rzeczy gównianych, żeby wydobyć te dobre. Wiem, że piosenki i ffki to nie to samo, no ale zasada jest ta sama.

      Za bardzo się przejmujesz! Ale w sumie wiesz, spoczywa na Tobie wielka odpowiedzialność na skalę globalną. A w każdym razie internetową, na pewno. :D

      Usuń
  8. W takich opowiadaniach najciekawsze jest przedstawienie samych Śmierciożerców. Voldy organizuje regularnie spotkania, na których wszyscy przedstawiają raporty z osobistych osiągnięć, Mroczny Pan zapuszcza jakiś monolog motywacyjny i prosi o zachęcenie wszystkich znajomych do dołączenia do Śmierciożerców, bo im nas więcej, tym szybciej zrealizujemy nasze cele biznesowe... ekhmem. Chodzi o to, że Voldy zachowuje się jak prezes korporacji, a nie dowódca sił paramilitarnych. W tych opowiadaniach Śmierciożercy coś knują, ale nie wiadomo co, często mówią "zło w końcu zatryumfuje" czy "musimy pokonać siły dobra". Wszystko jest pokazane skrótowo, na jednym spotkaniu Voldy stwierdza, że trzeba zabić Dumbiego, potem przez sześć rozdziałów Scary Sue randkuje, na kolejnym sabacie Voldy ściska pracownikom ręce i gratuluje zamordowania Dumbledore'a podczas ostatniej akcji. Nasza dzielna narratorka zwykle opisuje to zdarzenie bardzo ogólnikowo, "było ciężko ale daliśmy radę" i w zależności od typu bohaterki, "ale nudy..." albo "mwahahaha, ten żałosny starzec tak zabawnie wyglądał w kałuży swojej krwi, torturowałabym go jeszcze z godzinę, ale mama kazała mi wrócić do domu... nienawidzę jej!".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze zdanie skomentowałabym tak: XD. To moje ukochane coś w opciach <3. Herbatka u Voldemorta pełna głębokich, wyświechtanych frazesów, takie guilty pleasure, że hej.
      Mwahaha <3. Co prawda nie spotkałam się z żadnym szczególnie biznesowym wydaniem Voldemorta, ale za to spotkałam się z Voldemortem zuym dla... samego bycia zuym. W sensie, że wygląda to tak, jakby 3/4 czasu spędzał na mwahahaniu w tle, jego demoniczny śmiech odbija się po pustych korytarzach Malfoy Manor, blablabla, tutaj zabije mugolaka, tutaj zabije drugiego, idąc do sklepu po coś na śniadanko... Może kanoniczny Voldemort nie należał do szczególnie dobrze zorganizowanych złych typów, ale jednak coś tam robił poza byciem, no, złym dla popisu.

      Usuń
    2. Voldemort nawet nie był sadystą i dlatego te wszystkie opkowe Voldemorty są tak bardzo OC. On używał przemocy instrumentalnie, aby uzyskać to, co chciał, lub gdy go poniosła złość. To śmierciożercy tacy jak Bella czy Fernir lubowali się w przemocy.

      Usuń
    3. Nie był sadystą, ale raz miał nauczycielkę mugoloznawstwa (?) uwieszoną pod sufitem na herbatce ze śmierciożercami, więc wiesz - porywał i wieszał ludzi codziennie. Nieważne, czy czarodziej, czy mugol, chrzanić. Choć trup pewnie się za nim ścielił gęsto, przecież nie miał żadnych oporów przed nieszczególnie potrzebnym zabijaniem - mugole się napatoczyli, Avada, ogrodnik węszył, Avada, Cedrik wpadł pod nogi, Avada... Ale trzeba przyznać - mógł torturować, a tylko zabił :P.

      Usuń
    4. To jest właśnie traktowanie instrumentalne: "Nie pasujesz mi. Avada" XD On się zwyczajnie pozbywał ludzi, gdy mu przeszkadzali. W kanonie znamy bardzo konkretne przypadki torturowania przez Voldzia: gdy karał (za nieposłuszeństwo/spartaczenie roboty), by wydobyć informacje i by pokazać swojemu nemezis, kto tu rządzi i odwdzięczyć się za stracenie ciała. A jak to wygląda w opkach? "Torturujemy, bo tak fajnie słucha się ich krzyków, muahahaha :evil:".

      Usuń
    5. No jak takiemu Lucjuszowi się należało, kimże jestem, żeby Lordowi Voldemortowi bronić torturowania xD. Nie no, w opkach nie torturują "bo tak", w opkach Voldemorty torturują, bo nie mają nic innego do roboty - pfft, co tam podbijanie świata, mugolaki czekają! Ewentualnie świat (dla autorów Anglia ewentualnie UK jest całym swiatem!) już został podbity i teraz trzeba siedzieć na tronie z kości mugolaków czy coś tam - fabuła fanfika nigdzie nie dąży, nigdzie nie zmierza, po prostu stoi w miejscu, więc jakoś trzeba wypełnić te luki czasowe między przeżywaniem traum przez zniewoloną Hermionę a gorącymi seksami z którymś z Malfoyów :P.

      Usuń
    6. Jeszcze mi się przypomniała scena z Insygniów, kiedy to Harry przychodzi do Voldemorta do Zakazanego Lasu - w opkach przed śmiercią byłaby długa sesja tortur ku uciesze tłumów, a w kanonie była szybka Avada. Co prawda później rzucił jeszcze Crucio, ale to było tylko po to, by zbezcześcić ciało i pokazać, że Wybraniec to tylko kolejna cyferka do rachunku zabitych przez Voldzia.

      Usuń
    7. Cassie, so tru xD

      seksy z Malfoyami... o błe xD

      Usuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X