Siemaneczko! (Odnoszę dziwne wrażenie, że co tydzień witam się z wami w coraz głupszy sposób). Niedziela się przyczaiła, wyskoczyła na mnie zza krzaka i sprzedała bolesnego kopniaka prosto w zacne cztery litery. W pierwszym momencie postanowiłam odpuścić sobie dzisiejszy post, ale potem – wraz z drugim kopniakiem, tym razem o wiele mocniejszym – naszło mnie olśnienie: dzisiaj, drodzy Państwo, świętujemy! I to nie byle jakie święto: trzydziestego pierwszego lipca urodził się przecież nie kto inny, a sam Harry Potter! Jakże mogłabym akurat w ten dzień przebrzydle się lenić? Trzeba mieć jakąś godność człowieka, nawet jeżeli udawaną. Dlatego też tematem postu jest nie nasz drogi solenizant, taki prztyczek w nos – drogi Harry już zrobił wokół siebie dostatecznie dużo szumu, wystarczy – a jedyna córka Weasleyów, Ginny.
Do napisania tego posta poniekąd pchnęła mnie lektura Pojmanego Umysłu, poniekąd dyskusja z Deltą spod wpisu na temat Dramione. Oba te czynniki sprawiły, że zatrzymałam się na dłuższą chwilę i zastanowiłam nad reprezentacją Ginny w fanfikach, a wnioski – jak zwykle zresztą – okazały się wielce nieciekawe. Autorzy najczęściej dobierają Ginny jako najlepszą przyjaciółkę Hermiony, co moim zdaniem jest mocno nietrafione, jako że między dziewczętami, w bodajże Księciu Półkrwi?, zaprezentowano nam dość poważne spięcia, ale okej, niech będzie – wolność interpretacji. Ginny Weasley rzadko kiedy gra pierwsze skrzypce w fanfikach, a jeżeli już gra, podobnie jak Skazana na Dramione przechodzi niesamowite zmiany, najczęściej lądując w Slytherinie, bo tak, trzeba ją natychmiastowo i z pełną mocą wystawić na oddziaływanie niegrzecznych, deprawujących chłopców z domu węża. Najczęściej natomiast traktuje się ją jako kukiełkę odgrywającą rolę w przedstawieniu pod tytułem: „Mniej ważny wątek romantyczny”, parując z drugim hogwarckim bożyszczem, Blaise'em „Diabłem” Zabinim, którego transformacja z przystojnego czarnoskórego chłopaka w bladego bruneta zadziwia mnie za każdym razem. W tym miejscu chciałabym pogratulować sztabowi najbardziej doświadczonych w dziedzinie transmutacji mózgom stulecia, jestem pewna, że przed nimi świetlana przyszłość oraz rewolucja gatunku ludzkiego – niedługo zapewne wkroczą na jakiś wyższy poziom samoświadomości i zaczną zastanawiać się nad problemami natury etycznej versus czarodziejskie postępy. (Wiem, świetny suchar, przecież to tylko czarodzieje).
Zatrzymałam się na dłużej przy zaokrąglonej liczbie fanfików, jaką w życiu przeczytałam – ostatecznie uznałam, że musiało ich być tysiąc pięćset, dwa siedemset, tak, kiedyś chłonęłam o dużo za dużo. Teraz strategicznie podczytuję coś to tu, to tam, często też jestem paskudnym komcionautą mającym w zwyczaju długo milczeć, czasami wiecznie. (Ale jestem, czytam i wysyłam pozytywne wibracje, wenę oddaję charytatywnie!) Gdybyśmy założyli, że około jedna trzecia fanfików, które przeczytałam, miały za pierwszo- lub drugoplanową postać Ginny, ta liczba wciąż byłaby duża. A jak myślicie, ile w zdołałam przyswoić fików, które chociażby maciupeńkę poruszyły temat psychiki Ginny, tego, jaki wpływ wywarł na niej fakt, że w głowie rozgościł się jej pasożyt? Jak czuła się z tym, że zaufała komuś, komu nie powinna, jak czuła się z tym, że musiała zwracać się do pozbawionego ciała chłopaka z dziennika, bo nie miała żadnych innych przyjaciół? Jak bardzo wpłynęła na nią skrajna samotność cechująca ten okres w życiu? Jak właściwie zaczęło się to wszystko, kiedy Ginny zaczęła zauważać utratę władzy nad ciałem oraz okazyjne amnezje, co robił z nią Tom Riddle, kiedy już wykonała zadania na dziś i zadusiła wszystkie kury Hagrida? Czy zapadał w letarg, czy obijał o jej umysł i zaglądał do szufladek, czy postanowił sobie jakoś urozmaicić czas? Co czuła, gdy obudziła się w skrzydle szpitalnym, kiedy było już po wszystkim? Czy po tych przejściach Ginny postanowiła się komuś zwierzyć, czy raczej trzymała wszystko w sobie? Czy obecność Toma Riddle'a odcisnęła na niej dożywotnie piętno?
Jeden. Przeczytałam na ten temat caluteńki, jedyny w swoim rodzaju fanfik. Pojmany Umysł nie jest może najwspanialszy pod względem stylu czy realizacji, miałam kilka „ale” co do tego tekstu, jednak uważam, że mimo wszystko jest naprawdę dobrym wglądem w umysł jedenastoletniej Ginny, informacje przekazuje na tyle wiarygodnie, by czytelnik przyswoił je bez większych oporów, ale również na tyle dobrze, by skłonić do refleksji.
Nie twierdzę oczywiście, że każdy fanfik o Ginny powinien zawierać masę przemyśleń, smętów czy emowania na temat bycia skażoną wpływami Voldemorta, nie. Jednak dość mam radosnych tekstów, w których jedynym zmartwieniem Ginny jest to, czy wybrała dostatecznie ładną kreację na Bal Bożonarodzeniowy, czy Blaise albo inny przypadkowy ślizgoński wybranek zwróci na nią uwagę, czy przyciągnie jego oko. Zadziwia mnie, jak bardzo autorzy potrafią zmarginalizować tak ważną część tej postaci, nieodłączną choćby nie wiem, jak bardzo się gimnastykowali i starali, by ta niewygodna część kreacji Ginny odeszła w zapomnienie. Zawsze, jak czytam o perypetiach Ginny i Blaise'a, zastanawiam się, dlaczego nigdy nie nachodzi jej żadne konkretne przemyślenie, dlaczego nie wspomina, że Tom również był Ślizgonem, że on też gardził szlamami, że i coś może być deczko nie tak z poglądami jej nowego wybranka serca. Chociaż, jako poważna blogerka, nie mogę zapominać, że nie tylko przy Ginny autorzy chwytają za gumkę i wymazują wszystko, co nieodpowiednie – w większości przypadków Blaise'owi też się obrywa maskowaniem prawdziwego charakteru, o wiele łatwiej jest prowadzić iluzję zakazanego romansu niż faktyczny zakazany romans. Bo kiedy Ginny w ogóle nie interesuje się poglądami Blaise'a, których ten zresztą został pozbawiony poprzez szybką autorską lobotomię (zawsze w cenie), poprowadzenie wątku romantycznego okazuje się o wiele prostsze i mniej wymagające niż cokolwiek, co uwzględniałoby prawdziwy konflikt z krwi i kości, a nie kolejne scenki zazdrości.
Właściwie powiedziałabym, że przeżycia Ginny są przez fandom nie tyle co marginalizowane, a całkowicie zapomniane. W zastraszającej ilości tekstów traktuje się ją jako zwykłą zadziorną dziewczynę, podczas kiedy jej psychika nadal musiała nosić znamiona po opętaniu, podczas kiedy jej ufność wobec ludzi na pewno podupadła, skoro w tak młodym wieku została bezlitośnie wykorzystana i skrzywdzona. Autorzy zdają się cierpieć na zaskakująco wygodną wybiórczą amnezję, wolą skupić się na opisaniu śniadaniowej rutyny, treningu lub meczu quidditcha, utarczek słownych czy starć ze znienawidzonymi Scary Sue, powielić masę schematów oraz równocześnie skazać swoje opowiadanie na trafienie do przegródki z rodzaju tych nieoryginalnych, wyświechtanych, podczas kiedy droga do sukcesu jest tak blisko. Bo widzicie, jak wspomniałam – Pojmany Umysł nie jest majstersztykiem, wiele mu brakuje szczególnie pod względem językowym. A jednak przeczytałam, jednak doceniłam trud włożony w tę historię, starania autorki, by wszystko pozostało jak najbardziej kanoniczne, a nawet pozwoliłam, by ten tekst mocno mnie zainspirował. Gdybym natknęła się na coś pisanego podobnym stylem, a opowiadającego prostą historię butnej dziołchy, co to lubiła dla lansu polatać na miotle i droczyć się z Blaise'em Zabinim, zapewne nie doczytałabym do końca rozdziału. Morał na dziś, jak zwykle, jest więcej niż oczywisty. Wszyscy chcą, by ich fanfik stał się sławny w sieci, by okrzyknięto go najbardziej oryginalnym oraz pomysłowo wykonanym. Niestety nie wszystkim chce się w to włożyć wysiłku.
(© Natello) |
Zatrzymałam się na dłużej przy zaokrąglonej liczbie fanfików, jaką w życiu przeczytałam – ostatecznie uznałam, że musiało ich być tysiąc pięćset, dwa siedemset, tak, kiedyś chłonęłam o dużo za dużo. Teraz strategicznie podczytuję coś to tu, to tam, często też jestem paskudnym komcionautą mającym w zwyczaju długo milczeć, czasami wiecznie. (Ale jestem, czytam i wysyłam pozytywne wibracje, wenę oddaję charytatywnie!) Gdybyśmy założyli, że około jedna trzecia fanfików, które przeczytałam, miały za pierwszo- lub drugoplanową postać Ginny, ta liczba wciąż byłaby duża. A jak myślicie, ile w zdołałam przyswoić fików, które chociażby maciupeńkę poruszyły temat psychiki Ginny, tego, jaki wpływ wywarł na niej fakt, że w głowie rozgościł się jej pasożyt? Jak czuła się z tym, że zaufała komuś, komu nie powinna, jak czuła się z tym, że musiała zwracać się do pozbawionego ciała chłopaka z dziennika, bo nie miała żadnych innych przyjaciół? Jak bardzo wpłynęła na nią skrajna samotność cechująca ten okres w życiu? Jak właściwie zaczęło się to wszystko, kiedy Ginny zaczęła zauważać utratę władzy nad ciałem oraz okazyjne amnezje, co robił z nią Tom Riddle, kiedy już wykonała zadania na dziś i zadusiła wszystkie kury Hagrida? Czy zapadał w letarg, czy obijał o jej umysł i zaglądał do szufladek, czy postanowił sobie jakoś urozmaicić czas? Co czuła, gdy obudziła się w skrzydle szpitalnym, kiedy było już po wszystkim? Czy po tych przejściach Ginny postanowiła się komuś zwierzyć, czy raczej trzymała wszystko w sobie? Czy obecność Toma Riddle'a odcisnęła na niej dożywotnie piętno?
Jeden. Przeczytałam na ten temat caluteńki, jedyny w swoim rodzaju fanfik. Pojmany Umysł nie jest może najwspanialszy pod względem stylu czy realizacji, miałam kilka „ale” co do tego tekstu, jednak uważam, że mimo wszystko jest naprawdę dobrym wglądem w umysł jedenastoletniej Ginny, informacje przekazuje na tyle wiarygodnie, by czytelnik przyswoił je bez większych oporów, ale również na tyle dobrze, by skłonić do refleksji.
Nie twierdzę oczywiście, że każdy fanfik o Ginny powinien zawierać masę przemyśleń, smętów czy emowania na temat bycia skażoną wpływami Voldemorta, nie. Jednak dość mam radosnych tekstów, w których jedynym zmartwieniem Ginny jest to, czy wybrała dostatecznie ładną kreację na Bal Bożonarodzeniowy, czy Blaise albo inny przypadkowy ślizgoński wybranek zwróci na nią uwagę, czy przyciągnie jego oko. Zadziwia mnie, jak bardzo autorzy potrafią zmarginalizować tak ważną część tej postaci, nieodłączną choćby nie wiem, jak bardzo się gimnastykowali i starali, by ta niewygodna część kreacji Ginny odeszła w zapomnienie. Zawsze, jak czytam o perypetiach Ginny i Blaise'a, zastanawiam się, dlaczego nigdy nie nachodzi jej żadne konkretne przemyślenie, dlaczego nie wspomina, że Tom również był Ślizgonem, że on też gardził szlamami, że i coś może być deczko nie tak z poglądami jej nowego wybranka serca. Chociaż, jako poważna blogerka, nie mogę zapominać, że nie tylko przy Ginny autorzy chwytają za gumkę i wymazują wszystko, co nieodpowiednie – w większości przypadków Blaise'owi też się obrywa maskowaniem prawdziwego charakteru, o wiele łatwiej jest prowadzić iluzję zakazanego romansu niż faktyczny zakazany romans. Bo kiedy Ginny w ogóle nie interesuje się poglądami Blaise'a, których ten zresztą został pozbawiony poprzez szybką autorską lobotomię (zawsze w cenie), poprowadzenie wątku romantycznego okazuje się o wiele prostsze i mniej wymagające niż cokolwiek, co uwzględniałoby prawdziwy konflikt z krwi i kości, a nie kolejne scenki zazdrości.
(© Natello) |
Ja to od długiego czasu szukam jakiejś dobrej obyczajówki o Ginny. Zwykłej takiej, po prostu opko o Ginny, gdzie ona nie jest doczepką do Hermiony, zazwyczaj REBL HERMY; dziewczyną Diabła (btw, dlaczego Zabini ma takie przezwisko?) i te takie różne pierdy. Zero charakteru, zero czegokolwiek. I to smutne. Bo Ginny była bohaterką drugoplanową z potencjałem. Jej odwieczny krasz się w niej zakochał, to raczej spełnienie marzeń (POTWÓR W KLATCE PIERSIOWEJ MU SIEDZIAł, AHA. to jest nawet gorsze niż Snape i jego miłość do Lily, weź napisz o tym notkę, pls, niektórzy to uważają za super wątek i usprawiedliwienie dla bycia bucem, #dlaczego), miała swoje przeżycia z tym dziennikiem, była dobra w quidditcha, no i wiemy z pojedynczych wzmianek w książce, że u chłopców też musiała mieć powodzenie. Taka cool, silna postać kobieca, dlaczego wszyscy mają to w dupie?
OdpowiedzUsuńŁączenie ją w parę z Blaisem jest takie bez sensu, geez. Ale zostając przy wątku parowania jej z kimkolwiek, to ja bym ją widziała z Nevillem. Wszyscy go widzą z Luną, ale ja akurat Lunę widziałam z Harrym i tego bronię. I chciałabym też przeczytać takie opko. To jest jakiś pomysł. Z tego można zrobić coś dobrego. Na przykład, nie wiem, zamiast dodawać Voldemortowi kolejną córkę, to pokazać, że Neville wcale nie był skończonym przychlastem i miał szansę u Ginny, hmmmm? A pairing LunaxHarry ma więcej sensu niż HarryxGinny? Mam wrażenie, że z Luną miał w książce więcej z dialogów niż z Ginny, to o czymś świadczy. Ale nie, dobra, rozmarzyłam się, jest wpół do drugiej.
Napisałaś w tej notce chyba wszystko, co mnie boli, dzięki. Aż mam ochotę odświeżyć sobie wszystkie książki tylko po to, żeby zwrócić szczególną uwagę na wątek Ginny. Poszukam, może znajdę logiczne wytłumaczenie na robienie z niej karykatury w opkach, idk.
Też bym poczytała :P. Jak kiedyś znajdziesz, daj znać.
UsuńA moim życiowym questem chyba jest to, żeby odnaleźć origin story tych głupich przezwisk - Diabła i Smoka. W sumie to jakbym miała wehikuł czasu, zapewne cofnęłabym się, odnalazła tę pierwszą osobę, która to zapoczątkowała, a potem odebrała jej dostęp do internetu, czy coś.
Mmm, nie wiem, czy uberzazdrość Harry'ego nazwałabym czymś gorszym od "miłości" Snape'a do Lily. Zdecydowanie się dzieciak wtedy nie popisał, nie powiem, że jest inaczej, ale też musiałabym odświeżyć sobie ten fragment, mało go pamiętam - chociaż potwór siedzący na klatce piersiowej pozostał, dość mocne określenie jak na zazdrość nastolatka o dziewczynę. To było w Księciu Półkrwi, prawda? Wydaje mi się, było to w tych częściach w tekście, gdzie Voldemort mocno na Harry'ego oddziaływał, nie zrzucałabym na dzieciaka całej odpowiedzialności. Chociaż, wydaje mi się, gdyby Ginny mogła odczuć to, co wtedy czuł Harry - tego potwora, nie wiem, czy tak chętnie wskoczyłaby z nim w związek :P.
Nie rozumiem, jak można widzieć Neville'a z Luną, toż to by była porażka na całej linii :'D. Już sobie wyobrażam tę okropną pierwszą randkę... Ja Harry'ego w sumie nie widziałam z nikim. Ani z Ginny, bo za bardzo za nią nie przepadałam, ani z Cho, bo wiadomo, nigdy w tekście nie brano jej na poważnie, ani z Hermioną, bo potrzebuję potwierdzenia w tekście, że istnieje przyjaźń damsko-męska, ani z Luną. Wydaje mi się, że na Harry'ego zbyt bardzo wpłynęły uprzedzenia i śmieszki Rona, żeby w ogóle mógł spojrzeć na nią jak na obiekt romantyczny :').
Cholera, masz całkowitą rację, trzeba to przyznać. Ginny w ff prawie-że-zawsze jest kreowana albo na mniejszą i damską wersję rzucającego się Rona, albo na super lasię, której największym zmartwieniem jest fryzura. Argh... Sama przyznaję, że nigdy nie zagłębiałam się w ten wątek, ale zamienianie Ginny, dziewczyny wychowanej wśród sześciu chłopa, którzy jakoś jej nie traktowali (chyba) specjalnie, a później zmagającej się z kolejnym (tym razem psychicznym) chłopem, który pragnie zamordowania wszystkich nieczystych (że się tak wyrażę), w zwykłą, przeciętną nastolatkę... Tu nawet nie za bardzo zadziała teoria, że chcąc się uwolnić od przykrych wspomnień, postanowiła na siłę udawać normalną, aż w końcu weszło jej w to krew (chociaż jakby było dobrze napisane i przemyślane, to mogłoby być całkiem fajnym ff).
OdpowiedzUsuńNie czytałam tego ff, czytałam za to "Potrzebę" na fanfiction.net, gdzie było to poruszane. Co prawda, nie jest to ff wysokich lotów, bo, o ile się nie mylę, mamy tu do czynienia z super-Harrym, ale mi się go czytało całkiem przyjemnie.
W sumie chyba trzeba przyjąć do świadomości, że autorki i autorzy mają tendencję do obcinania i spłaszczania charakterów. Szczerze to bym to porównała do masowej rozrywki, bo to się "dobrze czyta" (zapewne ten chwyt działa na te wszystkie "Trudne sprawy", "Szkoły", "Szpitale" i inne zapierające dech w piersiach dzieło polskiej telewizji).
Jakbym miała wybierać, to Ginny&Harry jest jednym z moich ulubionych pairingów. Chociaż, jakbym miała być szczera, to trudno mi teraz wymienić jakiekolwiek ff. Ale łapajta fanarta (autorstwa Burdge, bodajże) http://67.media.tumblr.com/57e3e2c2662a7d6d24351f173ccdc125/tumblr_mwkzmkchYM1qem0fvo1_1280.jpg
To do świadomości przyjęte jest, ale zdecydowanie nie powinno się z tym godzić czy uznawać, że skoro wszyscy tak robią, to i ja dołożę cegiełkę, bo to nic nie zmieni. Bunt przeciwko godzeniu się z szarą rzeczywistością ;').
UsuńUroczy fanart!
Ja bym to porównała do walki z wiatrakami, bo żeby autorzy tychże zrozumieli, jaką krzywdę robią swoim bohaterom, to muszą ogarnąć, że życie nie jest czarno-białe, takie jednoznaczne. Myślę, że jak odrobinę podrosną i dojrzeją, to zrozumieją, jakie twory czasem powstawały. :D
UsuńCzasem coś jest czarno-białe i jeszcze większy strach, jak to przedstawić xD.
UsuńNa przykład co? Bo, szczerze mówiąc, nic mi nie przychodzi do głowy. :/
UsuńGwałt, ciężka przemoc fizyczna, molestowanie, zwłaszcza dzieci i tym podobne. Niektórzy twórcy uważają "miał ciężkie dzieciństwo" czy jakąkolwiek inną wymówkę za usprawiedliwienie takich zachowań i jarają się tym, jak głęboką, wielowymiarową i niejednoznaczną postać stworzyli. Oczywiście, potem miłość głównej bohaterki leczy głównego bohatera z jego tendencji do przemocy i w epilogu dziewczę wychodzi za mężczyznę, który w pierwszym rozdziale pobił ją do nieprzytomności i zgwałcił.
UsuńO dziwo, ci sami autorzy nie potrafią już znaleźć litości czy usprawiedliwienia dla laseczki, która próbuje sprzątnąć sprzed nosa głównej bohaterce takie ciacho (bije i gwałci, no wszystkie ustawiają się w kolejce). Nie, ona jest po prostu czarnym charakterem, zero uczuć wyższych.
(Zdaję sobie sprawę z istnienia syndromu sztokholmskiego, ale chyba nikt nie nazwie takiej relacji między ofiarą a oprawcą zdrową więzią, na której można z powodzeniem budować związek. Niestety, niektóre zjawiska nie są czarno-białe, a autorzy fanfiction - i nie tylko fanfiction - mimo wszystko je romantyzują i próbują pokazać, że jeeeeednak trochę odcieni bieli tam się znajduje.)
Jeżeli patrzeć pod względem "możliwego" romansu, racja, sytuacja wydaje się być jednoznaczna. Dobra, nie "wydaje się" tylko "jest", a takie "dzieła" zakrawają o czysty absurd. Jednak nie da się tak po prostu zrzucić wszystkich gwałcicieli, morderców itd. do jednego wora - u jednego może być przyczyna choroba psychiczna, drugiego szantaż, a jeszcze inny będzie czerpać sadystyczną przyjemność. Myślę, że to jednak nie jest takie czarno-białe, jak wydawałoby się być, bo jednak nie urodzili się tacy (przynajmniej ja nie wierzę, by jakiekolwiek dziecko bez żadnego wpływu z zewnątrz było do czegoś takiego zdolne). I z chęcią przeczytałabym coś takiego, ale bez żadnego kiczowatego romansu czy nagłej przemiany. Chciałabym przeczytać coś o człowieku, który przegrał z samym sobą i stał się najgorszym sortem. Bez usprawiedliwienia, ale by czytelnik zrozumiał dlaczego, przy czym nie doszukiwałby się niczego dobrego, by go całkowicie wybielić, a jego grzechy wymazać. Zna ktoś może coś takiego? Ale, podsumowując, trudno mi nazwać to czarno-białą sytuacją - wyznaję, że człowiek nie jest ani dobry, ani zły, widzę to na przykładzie wagi, która czym częściej przechyla się na jedną stronę, tym bardziej się zniekształca, wygina, ale nie jest niemożliwością, by przeważyła jednak ta druga strona.
UsuńDziecko może przyjść na świat z dysfunkcją, która całkowicie uniemożliwia mu odczuwanie empatii. Racja - nie jest skazane na bycie potworem. Odsetek socjopatów w społeczeństwie to około 3% - zdecydowanie nie każdy gwałci i morduje, ale większość, jeśli nie wszyscy, nagminnie stosują przemoc psychiczną.
UsuńZ tym, że mówimy trochę o dwóch innych sprawach. Sytuacja jak najbardziej może być czarno-biała. Ty piszesz, że człowiek nie musi być i w tym momencie się z Tobą jak najbardziej zgadzam. Nie ma nic złego w tym, by literat próbował prześwietlić umysł zabójcy czy gwałciciela, prześledzić jego losy, pokazać rozwój osobowości - ale jeśli literatura romantyzuje gwałt i morał całej historii jest taki, że "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło", bo na końcu ofiara i oprawca stają na ślubnym kobiercu i wszyscy są szczęśliwi... to jest to coś nad wyraz szkodliwego i ciężko mi zaakceptować podobne pomysły.
Wspomniany przez Ciebie wątek pojawia się w 3/4 powieści Dostojewskiego. ;) Przychodzi mi do głowy jeszcze "Pachnidło", chociaż główny bohater był akurat małym potworkiem od dnia narodzin. W "Katedrze Najświętszej Marii Panny w Paryżu", w przeciwieństwie do disneyowskiej adaptacji, dość szczegółowo pokazano przemianę wewnętrzną Frolla. Jeśli chodzi o fanfiki - nie spotkałem się z czymś podobnym.
To rzeczywiście się nie zrozumieliśmy, bo całkowicie się zgadzam, że zniekształcanie i spłycanie takich niewybaczalnych czynów do miana zwykłych problemów, które nie nakładają się później na życie ofiary, jest po prostu śmieszne i nie można potraktować takiej historii na poważnie.
UsuńI dziękuję za tytuły - w sumie i tak miałam w planach dobranie się do Dostojewskiego, bo gdzie bym nie poszła, to słyszę, że to klasyki literatury, ale zawsze odkładałam to na później. Teraz nie pozostało mi nic innego niż zorganizowanie sobie jakiegoś egzemplarza. ;)
Ja ze swojej strony polecam "Żniwach zła". W swoich późniejszych książkach Rowling ma tendencję do tworzenia portretów psychologicznych, a także dokładnego opisywania przeszłości i motywacji postaci, w szczególności psychopatów. "Wołanie jaskółki" i "Jedwabnik" też to mają, ale dopiero w "Żniwach" morderstwa zostają opisane z punktu widzenia mordercy, więc można prześledzić dokładnie jego myśli i uczucia, a także w późniejszym czasie skonfrontować to z jego przeszłością.
Usuń* "Wołanie kukułki" xD
UsuńO przejściach Ginny to nawet Harry zapomniał w piątym tomie :D Tym razem niewiele mam do dodania - tylko wspomnę, że i tak dla mnie najbardziej kuriozalne jest łączenie w parę Ginny i Snape'a.
OdpowiedzUsuń...W ogóle czemu tyle fanfików skupia się na romansach?
Faktycznie, zapomniał! Jak tu teraz winić autorów...? :'D Nie spotkałam się nigdy z tym pairingiem i chyba mam za co dziękować Bogu :P.
UsuńNie wiem, ja tam lubię romansiki, mam miękkie serce i uwielbiam fluff. Ale szkoda, czasami poczytałabym coś bardziej mrocznego i ciężkiego, a tego w fandomie jak ze świecą szukać, chociaż imho jest na to wiele potencjału w HP.
Za to w szóstym tomie temu zagadnieniu poświęca się aż parę zdań. :)
Usuń- Zrobiłeś to, co kazała ci zrobić jakaś książka? - zapytała rozwścieczona Ginny, a Harry z właściwą sobie wrażliwością pomyślał:
"A tak, kiedyś ją coś opętało, czy jakoś tak..."
Natomiast co do popularności romansowych fanfików - można by równie dobrze zapytać, dlaczego tyle literatury młodzieżowej skupia się na romansach. Co mogłaby napisać siedemnastolatka, według której trzy najwybitniejsze książki to Zmierzch, Harry Potter i 50 Twarzy Greya? :P
(Zanim ktoś źle zrozumie i rozpęta jakiś shitstorm - widziałem dobre opowiadania pisane przez młode autorki, ale zwykle miały one nieco lepsze gusta czytelnicze.)
No to mam jeszcze więcej na poparcie swojej teorii - skoro Ginny była wściekła, widać, że dalej z nią te wspomnienia i problemy są. A w fanfikach...
UsuńAle z kolei fanfiki o OC nie sa już tak popularne i muszą dłużej czekać na napływ czytelników. Więc też wiele odgrywa dobór postaci - kanoniczne nieromanse mają większą szanse na czytelników niż nieromanse o OC.
Shitstormow to nie ma gdzie szukać na tym blogu, bez obaw :P. Nikt nie shejci za posiadanie opinii.
W drugiej części komentarza odniosłam sie bardziej do twoich dwóch nastepnych komci.
UsuńAle romans też nie jest taki banalny do napisania, chyba najlatwiejszy jest obyczaj. Sprawić, że czytelnicy kupią romans postaci nie jest tak łatwo znowu, czego dobrym przykładem byłaby seria Rywalki. Chemii między America a Maxonem można szukać przez wszystkie tomy i raczej się jej nie znajdzie.
To nie był dosłowny cytat. :D Ale o ile dobrze pamiętam, lekkomyślność Harry'ego w stosunku do podręcznika wypełnionego wskazówkami od nie-wiadomo-kogo faktycznie rozwścieczyła Ginny. Harry pomyślał wtedy o dzienniku Toma, ale zlekceważył doświadczenia dziewczyny, ostatecznie stwierdzając, że podręcznik nie należał przecież do Lorda Voldemorta, więc wszystko okej.
UsuńNa pewno obyczajówka? Powiedziałbym, że stworzenie DOBREJ powieści to zawsze wyzwanie, niezależnie od wybranego gatunku. Obyczajówka to nie tylko lekka, zabawna opowiastka o pięćdziesięcioletnich sąsiadkach z jednego blokowiska, to też powieści dotykające trudnych tematów, jak bezdomność, choroba alkoholowa, prostytucja. Widziałem wiele przypadków, gdy autor próbował poruszyć podobny wątek w swojej powieści i owszem, może wzruszał swoich czytelników, ale każdy, kto naprawdę przeżył coś podobnego, reagował oburzeniem. Znasz na pewno twórczość pani Michalak? Jej czytelniczki wzdychają nad każdą kolejną obyczajówką, że taka piękna, taka prawdziwa, ach - ale ludzie, którzy faktycznie byli bezdomni, cierpieli z powodu chorób psychicznych, spotkali się z przemocą domową, dość stanowczo twierdzili, że to nie jest ich narracja i nawet w najmniejszym stopniu nie mogą utożsamić się z bohaterami.
Ja sam lubię dobre obyczajówki, ale znalezienie takich nie jest wcale proste.
Tak, po twoim komentarzu przypomniało mi się, że na sto procent coś takiego w kanonie musiało być, tylko jeszcze czasu nie mam poszukać... Trzeba wyciągnąć HP z szafki i tak dalej...
UsuńOfkorz upraszczałam z tym obyczajem. Romansu bronić musiałam, bo stwierdziłeś, że czego innego miałyby się łapać nastki (jakby to było tak łatwe, że hoho, w każdym razie tak to odczytałam).
Jaki autor, tacy fani, no inaczej tego skomentować nie potrafię :P.
Nie, nie to miałem na myśli. :) Chodziło mi o to, że w czasach, gdzie najpopularniejszym gatunkiem u młodych dziewcząt jest paranormal romance, trudno się spodziewać, by dominującą większością w ich własnej twórczości były kryminały czy przygodówki. Każdy pisze to, co sam chciałby przeczytać.
UsuńTeż zadaję sobie to odwieczne pytanie :D Nie przekonuje mnie teoria, że ludzie chcą tylko o tym czytać.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie chcą, ale jak nie ma niczego innego, coś muszą. W ogóle zauważyłam, że owszem, te głupie, schematyczne opka o jakiejkolwiek postaci czy pairingu częściej spotykają się z większą startową ilością komentarzy niż opowiadania czymś się wyróżniające i poruszające trudniejsze zagadnienia, ale za to potem się to wyrównuje, więc też w to nie wierzę:P.
UsuńFanfiki romansowe mają już startową bazę czytelników. Typowy fan sevmione, drarry czy innego dziwnego wynalazku zapewne zajrzy na każdy blog, traktujący o ulubionym pairingu, może zostawi komentarz pod jednym, dwoma rozdziałami. Później, wiadomo; każdy zostaje przy tych opowiadaniach, które pasują mu nie tylko tematycznie, ale i jakościowo. W przypadku fanfików z OC, alternatyw, typowo nieromansowych opowiadań i tym podobnych - bazę czytelników buduje się od zera, raczej nikt nie zajrzy dlatego, że kiedyś czytał coś podobnego i się spodobało.
UsuńTak jeszcze mi się przypomniało. :) Z tego co zauważyłem, ta druga kategoria fanfików, czyli typowo nieromansowe, mają większą szansę na przyciągnięcie czytelników spoza fandomu. Nie wiem, czy to tylko moja obserwacja, ale bardzo często widuję na takich blogach komentarze w stylu "nie czytam zazwyczaj fanfiction, ale...".
UsuńA to ostatnie to prawda, mogę poświadczyć. Sama w ten sposób zaczęłam czytać fanfiction :) A potem doszły w ten sposób inne fandomy jak Sherlock Holmes, Anita Blake czy Władca Pierścieni, choć w moim przypadku były to akurat crossovery z HP :)
UsuńSam schemat ogólnie nie jest złym zjawiskiem w literaturze. Ludzie lubią czytać o tym, co ich interesuje, więc raczej naturalne jest, że niektórzy czytają głównie opka z konkretnym motywem czy o konkretnej postaci. To, co jest złe natomiast, to bezmyślne powielanie schematu, co ja nazywam zwykłym żerowaniem na literaturze. Bo nic autor nie wnosi, a wręcz przeciwnie, psuje.
"Oczywiście, że nie chcą, ale jak nie ma niczego innego, coś muszą."
Zgoda, ale ktoś to musi pisać, racja? Czemu tyle osób tylko o tym pisze? Serio nic innego ich nie interesuje?
Weź pod uwagę to, że punktu widzenia autorów nie piszą oni ciągle o tym samym. Jedno dramione, w którym on i ona powoli zakochują się w sobie, dramione AU, w którym on jest właścicielem kawiarni, a ona kelnerką, dramione au, w którym ona jest córką Czarnego Pana, a on przeznaczonym jej narzeczonym, dramione, w którym ona podczas swojego uwięzienia znajduje pociechę w jego ramionach... i tak dalej. Teoretycznie każdy taki fanfik jest inny, dla Ciebie, dla mnie i dla każdej innej osoby, której to nie interesuje, to kolejne nudne, schematyczne opowiadanie o niepasujących do siebie bohaterach.
UsuńMnie bardziej zastanawia, dlaczego rzekomo fanów tych postaci zadowalają fanfiki, w których są absolutnie wykastrowani ze swoich charakterów. Mnie nie podobałoby się, gdyby ktoś z mojego ulubionego bohatera zrobił jego absolutne przeciwieństwo, natomiast w fanfikach to nagminne i dosyć akceptowane.
Bo najczęściej tacy czytelnicy (zadowalający się wykastrowanymi z charakteru postaciami z kanonu) nie czytają wnikliwie i jakby spytać ich, jakie jest, powiedzmy, pięć najważniejszych cech Hermiony (wady/zalety/cokolwiek), to padłoby "jest sztywnym kujonem" i to by było na tyle.
UsuńSą oczywiście też tacy, którzy twierdzą, że "kanoniczne opowiadania są nudne" i dlatego czytają te meeeega niekanoniczne i czasem wręcz wypruwające flaki z konającego kanonu.
"Pisanie zgodne z kanonem jest bes sęsu, mam przepisywać od poczontku ksionżkę Rołlink?//!///!???1" :D
UsuńNiezrozumienie, czym jest kanon, to kolejna bolączka świata fanfików.
Narrator, racja i nie racja, bo w sumie zależy od autora, są tacy, co produkują romanse na potęgę. Załóżmy jednak, że ok, to skoro jest do wyboru tyle innych tematów, to czemu akurat większość wybiera ten przeklęty romans? Bo jakoś nie widzę zalewu opek przygodowych czy kryminalnych, a romansami można żygać...
UsuńTo jest autentyczny cytat? XD
Ja tam zawsze podejrzewałam, że ci, co tak się tłumaczą "iż kanoniczne równa się nudne", zwyczajnie łżą w żywe oczy. Oni zwyczajnie nie potrafią pisać swojego, ale też są za leniwi, by trzymać się wytycznych z książki. Ale niezrozumienie, czym jest kanon, też może być przyczyną.
OMG, ale byka ortograficznnego strzeliłam... xD
UsuńNie ma przypływu opek kryminalnych z prostego względu: autorzy albo szybko się orientują, albo szybko wychodzi na jaw, że nie mają pojęcia, o czym piszą. Przygodówka... no ale jak to tak, przygoda bez romansu na boku :'). I tutaj w grę wchodzi wspomniane paranormal YA - dajmy jakąś dramę-zasłonę-dymną, ale tak naprawdę to chodzi tylko i wyłącznie o romans, nic więcej :'D.
OdpowiedzUsuńW przypadku pisania romansu czy obyczajówki też łatwo się przejechać i pokazać braki warsztatowe.
UsuńZnam też naprawdę dobrych autorów ff, którzy mimo wszystko też piszą tylko romanse. Nie szukałbym więc powodu dla popularności romansów w tym, że łatwiej przemycić tam niezauważenie pewne błędy.
Wszędzie łatwo jest się przejechać, ale nie da się popełnić tylu zauważalnych jak na dłoni błędów jak przy pisaniu kryminału :'P. (Oczywiście mowa o amatorach ;')).
UsuńChwilę nie zaglądałam, a tu już tyle komentarzy :D Ale tak mnie naszło, jak je przeczytałam - odchodząc od fanfików - że miłość pokazywana w produkcjach skierowanych do młodzieży (i "młodych dorosłych" w sumie też) jest jakaś... jakby robiona od jednej sztancy. I wciskana do każdej fabuły.
OdpowiedzUsuń(Aż mi się ten honest trailer przypomniał https://www.youtube.com/watch?v=fupWquPNoTc :D)
Może po prostu ludzie przywykli, że jeśli w książce/filmie/czymkolwiek postacie muszą zostać sparowane? (A czasem ewidentnie widać, że brakowało czasu ekranowego na przeprowadzenie tego wątku i widz dostaje miłość instant lub inne kuriozum).
A, i pomarudzę na rzecz już chyba całkiem niezwiązaną z tematem, ale muszę - skąd się wzięło założenie, że książki/filmy/etc. dla młodzieży mogą być napisane leniwie, sztampowo, ogólnie słabiej niż książki dla dorosłych? Bo już parę razy natknęłam się na tekst (mniej więcej), że "jak na młodzieżówkę, to" - jakby obniżenie standardów było normalne.
I jasne, wiem, że młodzież ma mniej wyrobiony gust czytelniczy (same łykałam wszystko jak leci :D), ale przecież na czymś musi ten gust sobie wyrobić...
Nie wiem, skąd się biorą, mnożą się w oczach :').
UsuńJedna foremka - razy tysiąc pięćset, tyle że pozmieniajmy imiona i nazwiska bohaterów, aktorów od biedy też (dobrze, że mają większy wybór niż w Polsce, bo by było tragicznie... ale coś w tym tragizmie byłoby śmiesznego).
A może chodzi też o to, że autor miał w zamyśle romans, ale podczas pisania (albo w trakcie tworzenia planu historii) nie zrozumiał, że te postaci... no... nie współgrają ze sobą, nie pasują do siebie? Nie ma między nimi chemii?
Cóż, społeczeństwo ma takie poglądy. Kiedy tylko komukolwiek wspomnę, że czytałam fajną młodzieżówkę, czy coś, ta osoba od razu patrzy na mnie inaczej, bo przecież "młodzieżówki to gówno", w dodatku "pisane na jedno kopyto", dlatego... no, młodzieży serwuje się to, co oczekuje się, że będą serwować.
PRECZ Z OBNIŻENIEM STANDARDÓW! WYJDŹMY NA ULICĘ Z TRANSPARENTAMI!
A doggy <3.
UsuńHej, to młodzież sama decyduje o tym, co ją interesuje i co chce czytać. ;) Klasyk literatury młodzieżowej, Verne, pisał z myślą o czytelnikach dorosłych. Z drugiej strony - Rowling pierwszą część serii o Harrym Potterze napisała dla dzieci, co widać od pierwszej strony powieści, a przecież pokochały ją też nastolatki.
UsuńZ nowszym powieści młodzieżowych - polecam serdecznie "Tobiego". Naprawdę mądra powieść, dość interesująca nawet dla dorosłego czytelnika. Podczas pół roku pracy w księgarni sprzedałem aż jeden egzemplarz. ;) Z tej perspektywy mogę powiedzieć, że co roku wychodzą naprawdę fajne książki dla młodzieży, tylko no... młodzież nie chce ich czytać. Wolą w sekrecie przed mamą chłonąć kolejną powieść na formacie "50 twarzy Greya".
Harry Potter to trochę inny kaliber książki, bo to lektura, którą może czytać z powodzeniem każdy. Główny bohater dojrzewa wraz z powieścią, więc zmienia się tematyka i sposób przedstawiania pewnych rzeczy, więc o ile pierwszy tom można uznać za skierowany dla dzieci, o tyle nie można tego powiedzieć o czwartm, a tym bardziej o siódmym. Dodatkowo autorka nie potraktowała czytelników jak kretynów, dzięki czemu od samego początku główni bohaterowie są obdarzeni mózgiem, co jest ważne dla tych dojrzalszych odbiorców.
Usuń"Klasyk literatury młodzieżowej, Verne, pisał z myślą o czytelnikach dorosłych."
Ja bym to dała za dowód tego, co napisałam wcześniej: że młodzież głupia nie jest, ale dorośli nie zawsze to dostrzegają :) Druga sprawa, że współczesni młodzi ludzie są wychowani trochę inaczej, zbyt leniwie, bo na obrazie (filmy, gry), więc książka musi być mega atrakcyjna, żeby się przyjęła. Proste, żeby nie powiedzieć prostackie, jak drut powieści padają na podatny grunt, bo przynajmniej są łatwe.
Jak znajdę gdzieś Tobiego, to przeczytam. Jaki autor?
UsuńMmmm, no nie wiem, czy zgodziłabym się z tym stwierdzeniem, że wszyscy w HP mają mózgi - zachowanie Harry'ego czasem przekraczało wszelkie granice, czasem jako postać (ale to już jako dorosły czytelnik) dla mnie ratował go jedynie jego sarkazm, który uwydatniał się w odpowiednich momentach.
Nopenopenope, tu się nie zgodzę. W filmach i grach nie ma niczego bardziej leniwego niż w książkach - pośród wszystkiego można znaleźć coś śmierdzącego idiotyzmem, coś genialnego, coś średniego, ale i coś uczącego. Ja wychowałam się na filamch, swojego czasu, jako młodziak, potrafiłam obejrzeć ze trzy dziennie i chcieć więcej, tak samo z grami - grałam, w co się dało i owszem, znalazłam wśród wszystkiego tego sporo perełek. Bo tak samo jak w książkach dla młodzieży można albo znaleźć perłę, albo Zmierzch, tak wśród gier można albo grać w COD, albo w The Last of Us, Firewatch czy Inside. To, że ktoś przeczyta Rok 1894 Orwella nie znaczy, że cokolwiek z niego wyciągnie, nie znaczy, że zrozumie czy stanie się bardziej światłym człowiekiem - wbrew powszechnemu przekonaniu, sporo jest na świecie ludzi (mimo małego procenta), którzy często czytają książki, a jednak... nie wyciągają z nich nic. Tak samo z gier i filmów trzeba chcieć coś wyciągnąć, jak z wszystkiego innego.
Nie chodzi o tematykę filmów / gier. Chodzi o to, że jest się biernym odbiorcą i wszystko jest podane na tacy. Jeśli czytasz książki, musisz uruchomić wyobraźnię, bo nikt tego za ciebie nie zrobi. Często słyszałam od młodych ludzi: po co mam się męczyć i czytać, jak sobie obejrzę?
UsuńCo do HP. Mają mózgi, mają, ale bohaterowie są jeszcze dzieciakami i jak typowe dzieciaki popełniają dużo durnych błędów. Jest różnica między nimądrym zachowaniem !?a totalnym brakiem mózgu ("Pamiętniki wampirów" :D).
UsuńNah, jeżeli film albo gra jest dobra, nie jest się biernym odbiorcą ;).
UsuńMoże i nie, ale moim zdaniem nawet trudny film nie wymaga takiej angażacji jak najzwyklejsza książka. Myślę, że jedyna sztuka wizualna, która mogłaby stać na równi z książką w kwestii wysiłku, jaki odbiorca musi włożyć, to teatr, gdyż forma teatralna wymaga niedosłownego przekazu, a co za tym idzie, uruchomienia wyobraźni.
UsuńCóż, nie miałaś szczęścia w doborze filmów. Niedosłowny przekaz nie jest ani zarezerwowany dla książek, ani dla sztuk, ani dla obrazów, czegokolwiek. Jest mnóstwo filmów, które nigdy nie mówią niczego wprost i które sprawiają, że ogląda się je z pytajnikiem wymalowanym na twarzy. Przykładami takich filmów byłyby tytuły takie jak: Wróg (2013), Under the skin (2013), trochę mniej już, ale nadal Donnie Darko (2001), Only God Forgives (2013), tak z wierzchu, pamięć mam paskudną. Tak po napisaniu tego komcia mam wrażenie, że 2013 był dziwnym rokiem :'D. Żadna z tych produkcji nie jest prosta, a owszem, trudna, a jednak dla mnie niezaprzeczalnie trudniejsza w odbiorze niż "najzwyklejsza" książka.
UsuńJa myślę, że powód tkwi w tym, że biznes wydawniczy automatycznie obniża poziom, kierując utwór do konkretnej grupy wiekowej z założeniem, że sie przyjmie. Mam wrażenie, że dorośli rzadko doceniają intelekt dzieci / młodzieży, która potam karmiona potworkami, sama domaga się takiej literatury i kółko się zamyka. Swego czasu bardzo zwracałam uwagę na to, co jest wydawane w dziale młodzieżowym i z przykrością muszę stwierdzić, że ogromna część tekstów to zwyczajna nędza. Stąd te stwierdzenia: "jak na młodzieżówkę to...".
OdpowiedzUsuńZależy jaki biznes wydawniczy. Mam wrażenie, że wciąż nie tylko istnieją, ale trzymają się dobrze takie wydawnictwa na poziomie, problemem są takie... Novae Res i ich pochodne, w których wyda się dosłownie każdy, naprawdę k a ż d y, tylko trzeba wyłożyć odpowiedni hajs na stół. To najczęściej w tym wydawnictwie swoje, hm, twory publikują bloggerzy, znam kilku, którzy wydali tam nawet niejedną książkę. I oczywiście nie były żadnych wysokich lotów, a jedna to był tak zwany "rak".
UsuńNa Novae Res nawet nie patrzę :D Zwyczajnie szłam do księgarni i robiłam ogólny rekonesans albo jak coś było bardzo popularne, to czytałam całość w domu. Co ciekawe, największą traumę przeżywałam przy przekładach ^^ (do tej pory nie mogę zapomnieć kretynizmu głównej bohaterki "Pamiętników wampirów" - chyba nic tego nie przebije). Pamiętam też czasy, jak sama byłam smarkiem. Dużo wypożyczałam z biblioteki, bo mi się nudziło, ale wszystko było takie... miałkie. Trzeba było sięgąć po książki dla dorosłych, żeby znaleźć coś ciekawgo, ale też nie zdawało to do końca egzaminu. W końcu stwierdziłam, że książki są, za przeproszeniem, do dupy, ale potem odkryłam Pottera i nadzieja wróciła ^^ Ogólnie więc nie mam dobrej opinii o tym, co jest wydawane, szczególnie w segmencie młodzieżowym. Zwłaszcza że wydawnictwa muszą się utrzymać, więc co roku muszą jakąś określoną ilość pozycji wydać, nawet jeśli okażą się słabe. Są dobre książki młodzieżowe, ale uważam, że jest ich po prostu za mało.
UsuńTaaak, przekłady... Taaaaaaaak, Pamiętniki Wampirów... Brr, na samo wspomnienie mnie otrzepało. Kiedyś ambitnie chciałam sprawdzić, czy serial jest równie kretyński co książkowy oryginał, a tam cały opkoizm niemalże urwał mi głowę, tak był potężny. Ach, wspomnienia. Jako młoda pierdołka z namiętnością zaczytywałam się w paranormal romance, kurcze, była jedna taka książka... Tytułu nie pamiętam, w każdym razie bohaterka trafiała do szkoły wampirów, a kiedy młode wampirzątko okazywało się zbyt słabe na przemianę, umierało. No i oczywiście umarła jedyna zdatna do lubienia postać, taka małomiasteczkowa dziewczyna zakochana w muzyce country. Cios prosto w serce [*]. Od tamtego czasu w takich tonach czytam tylko opka :'D.
UsuńJa z młodzieżówek mogę polecić tylko Greena, nic innego dobrego (z typowych młodzieżówek) nie znam.
A to nie był bodajże "Dom nocy"? :)
UsuńGreena nie znam, ale sięgnę z ciekawości.
Tak, chyba to było to :').
UsuńGinny, jak się gdzieś w fanfiku pojawi drugoplanowo, to jest zwykle taka chusteczka dla Hermiony. Wysłuchuje, radzi, ale sama własnego życia czy charakteru to raczej nie ma xD
OdpowiedzUsuńA jak jest już na pierwszym planie to tylko dla samego parringu i wszystko się sprowadza do romansu:( Nie spotkałam się z takim blogiem, gdzie miała problemy niedotyczące sfery miłosnej. A szkoda.
Dziękuję za miłe słowa o moim opowiadaniu. nie sądziłam, że po tylu latach nadal będzie odwiedzane i czytane. Nie spodziewałam się też, że będzie budziło jakieś emocje. W ff już od lat nie siedzę, a w ogóle to znalazłam się tu jakoś przypadkiem :P nie wiem, co teraz jest popularne, ale biorąc pod uwagę, że Pojmany umysł zaczęłam pisać jakoś w 2011 roku to raczej wiele się zmieniło. Wydaje się, że opowiadanie bez romansu to nie opowiadanie, a szkoda, bo poczytałabym coś takiego. Mam w sumie też wrażenie, że Potter był już ugryziony, przerzuty i wypluty z każdej strony i raczej ciężko byłoby mnie zainteresować.
OdpowiedzUsuńW ogóle, jakiś bez składu jest ten komentarz. Nie pisałam ich od lat... sama nie wiem, co ja w zasadzie chciałam w nim zawrzeć :P
Na zakończenie dodam że mój styl był wtedy słaby, bo generalnie było to pierwsze opowiadanie (nie licząc prac literackich na j. polski) które napisałam, w dodatku teraz mam wrażenie, że porwałam się z motyką na słońce biorąc się za ten temat. I nawet zastanawiam się, jak po latach bym na to spojrzała szczególnie jako dorosła kobieta po przejściach a nie dzika nastolatka.
Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za zainteresowanie.
Hej, a ja nie spodziewałam się, że doczekam się odzewu od autorki, która od tak długiego czasu nie bloguje (nie sądziłam nawet, że przeczytasz mój komentarz pod Pojmanym Umysłem), a tu takie miłe zaskoczenie :').
UsuńPod najnowszym postem ktoś poruszył kwestię tego, że mało osób bierze się za ambitniejsze tematy w ficzkach potterowskich, wiedząc, że romans pisany dla romansu będzie poczytniejszy, niż kiedykolwiek mogłoby być bardziej ambitniejsze, lepiej napisane opowiadanie (chociaż, mam wrażenie, te przyciągają odpowiedni typ ludzi :')). Dlatego uważam, że owszem, ficzki jeszcze mogłyby się zainteresować, tylko wiesz - te takie jeden na milion. Żeby je znaleźć, musiałabyś uzbroić się w górniczy hełm z latarką, kilof i przekopywać blogosferę, fora i różne portale :P.
Jak na pierwsze opowiadanie - było naprawdę przyzwoicie, muszę ci to przyznać, na pewno stoi ponad poziomem dzisiejszych świeżaków (chociaż zdaje mi się, że ich poziom spada z roku na rok, słabe opka są coraz szerzej akceptowane i jest na nie popyt, więc takie są tworzone).
Również pozdrówka :').
Jest jeszcze to; Tom ciągle jej mieszał w głowie itp;
OdpowiedzUsuńhttp://zdrajca-gw.blogspot.com/