Cześć i czołem, tak, raz jeszcze! Nie sądziłam, że drugi post na blogu będzie dotyczył akurat tego zjawiska, w ogóle nie zakładałam, że kiedykolwiek zdobędę się na opisanie jakichś klisz siedzących w slashu, w dodatku slashu akurat tych postaci. Nawet przez głowę mi to nie przeszło, szczerze mówiąc, a post ten jest dziełem zupełnego przypadku – w pełnym zacieszu przeglądałam katalogi, natknęłam się na jakąś nowość opatrzoną etykietką „fanfik hp”, więc weszłam, naiwnie sądząc, że obdaruję zaczynającego autora komentarzem w podzięce za naskrobanie czegoś, co w miarę da się czytać. A tam, moi drodzy… Wiecie co, nie, może najpierw usiądźcie. (Jakbyście już nie siedzieli; trzeba dbać o bezpieczeństwo czytelników).
(© aprikose-fanart) |
Jeżeli ktoś podczytuje slashe od czasu do czasu, już z wyszczególnieniem te Harry/Snape, to doskonale wie, jak odpowiedzieć na to pytanie. Główne drogi do sukcesu są dwie, tytułowe, jednak najlepiej połączyć je w jednym tekście tak, by stworzyć niesamowicie głębokie, ambitne i ścinające z nóg dzieło, jakiego jeszcze nie widziała blogosfera.
Pierwsza droga? Dwa słowa: emo Harry. Bo niektórzy autorzy nieznośnym stężeniem depresyjnych smętów (podanych zupełnie nieprzyswajalnie) potrafią sprawić, że mam ochotę chwycić Harry'ego za ramiona, potrząsnąć nim gwałtownie, dać mu parę razy w twarz, żeby go ocucić i pokazać mu, że nie powinien aż tak użalać się nad czymś równie błahym co rozlane mleko. Przepraszam, dawno wyrosłam z wieku, gdy uważałam pseudointelektualne, patetyczne wywody za niesamowicie głębokie i niosące Jedyną Ważną w Życiu Marnego Człeka Prawdę, teraz wyczuwam delikatny, niesiony na wolnym wietrze smrodek emowania z odległości tysiąca akapitów i biorę nogi za pas. No ale dlaczego ten Harry tak emuje, pytacie? Ano, emuje najczęściej dlatego, że Ron i Hermiona całe wakacje mieli go w czterech literach, nie pisali do niego listów, nie złożyli mu życzeń urodzinowych i nie zaproponowali mu przyjazdu do Nory na resztę wakacji (tak bardzo kanoniczni, że aż się łezka kręci z tego sentymentu!), toteż Harry musi dramatycznie siedzieć przy oknie zabitym kratami, konsumując swoją połówkę grejpfruta i tęsknie spoglądając na księżyc rzucający perłowo-białe światło na ulicę Privet Drive… Ale czy poza tym ma jeszcze jakiś powód, taki ważny, konkretny, nie do podważenia? Ma się rozumieć! Powodem tym jest imperatyw narracyjny, wola autora oraz sztywna fabuła, które sprawiają, że nasz biedny Harry miota się w tym całym bagnie, lecz nie znajdzie pomocy ani pocieszenia nigdzie indziej, niż w ramionach naszego tłustowłosego kasanowy, nietoperzowego donżuana!
Skoro to już jest ustalone, przejdźmy dalej. Uprzedzam, że zaczęłam łagodnie, aby pozwolić czytelnikom przyzwyczaić się do klimaciku, chociaż wiem, że nic nie jest w stanie przygotować człowieka na drugą drogę do sukcesu slashu. Bo ta bierze się chyba z przekonania, że… Harry to właściwie miał łatwo z Dursleyami, czy nie? Ależ oczywiście, że tak. Co jest takiego strasznego w dorastaniu w dysfunkcyjnej rodzinie uprzedzonej do wszystkiego, co inne, podczas kiedy jest się synonimem inności? Przecież, że nic. Bycie zamykanym na długie okresy w komórce pod schodami za to, że się istnieje? Pfft, pikuś, jeszcze bez tego dzieciak wyrósłby nam na mięczaka. Spotykanie się na każdym kroku z drwinami, ciągłymi obelgami, z byciem przyrównywanym do szajbusów i dziwolągów? Kochani, toż to jedne z najważniejszych akceptów wychowania zdrowego, grzecznego, doskonale rozwijającego się dziecka!
Na tym poprzestać po prostu nie można, przecież to dopiero początek – żeby faktycznie stworzyć jakże idealne warunki życiowe dla dziecka, trzeba takiemu Harry'emu dorzucić bestialskie wujostwo. Jak bardzo bestialskie? Ano, tutaj autorzy prezentują nam dwie możliwości. Vernon musi katować Harry'ego do takiego stopnia, że ten nie raz spędza noce w szpitalu, średnio co dwa zdania przypomina nam o bliznach, sińcach i wciąż świeżych ranach po atakach furii wujka. Z kolei Petunię klasycznie spłyca się do podajnika bandaży, no tak, przecież Harry – spędzający wakacje w domu, toteż niemający możliwości połatania się czarami – jest zbyt dumny, by w tak wcale nie skrajnej sytuacji zwrócić się po pomoc do jednego z dziesiątki dorosłych czarodziejów, których zna. (I to łączy się najczęściej z emującym Harrym – niezrozumiany przez nikogo, nie potrafi ścierpieć tych wszystkich głupich dorosłych, oni wszyscy są głupi, nie rozumieją go, nie rozumieją jego problemów!!!). Niejednokrotnie przez naznaczone tym schematem teksty przewijają się określenia typu „maniakalny śmiech”, jakby Vernon był Gargantuicznym Geniuszem Zła, równie często gdzieś (między rozpisywaniem się na temat cierpienia Harry'ego oraz obrażeń zadanych przez wuja) wkradają się maniery znane nam doskonale ze slashów, mianowicie dzielenie bohaterów na uke i seme, oczywiście Harry (jako młodszy i mniej zajebisty) jest w tych relacjach najczęściej uke. Taki uke-Harry nie ma rozwalonej wargi, tylko jego różane usteczka plamią się czerwienią (taaak, widziałam to na własne patrzałki) po spotkaniu z mięsistą pięścią idiotycznego Dudleya, w brzuszku mu burczy, bo go głodzą, a jak już autor wespnie się na te wyżyny bezsensownego torturowania Harry'ego, to takiego uke-Harry'ego nie bolą cztery litery, tylko boli go tyłeczek, ojej (przyrzekam na samego Merlina, poważnie, coś takiego wypaliło mi oczy i skasowało mózg), bo – jak się okazuje – niektórym nie wystarcza, że Vernon Harry'ego katuje, niech go jeszcze na przystawkę zgwałci.
A po co to wszystko? Ano po to, żeby niby pod osłonką wzbudzenia współczucia w czytelniku móc przygotować Harry'ego na związek (najczęściej) ze Snape'em. Bo jeżeli Harry przetrwał aż tyle z rąk Dursleyów – nieustanne poniżanie, głodzenie, przetrzymywanie w komórce pod schodami – z pięści Vernona jeszcze więcej, nie wspominając o dolaniu oliwy do ognia poprzez systematyczne wykorzystywanie seksualne, to dlaczego nasz Wybraniec nie miałby wpaść w ramiona mniejszego zła, takiego Severusa Snape'a, który co prawda przez całą jego szkolną karierę również traktował go jak śmiecia, ale w sumie to nie aż tak bardzo jak Dursleyowie? Wszystko fajnie, gdyby autorzy próbowali jakoś konkretnie przedstawić przypadek syndromu sztokholmskiego, naprawdę, w sumie nawet zdzierżyłabym ten slash (dobra, przesadzam, niemniej!), żeby poczytać fik o takiej tematyce, problem w tym, że… naaah. To nie jest ich cel, wiem to doskonale, po tekście widać, kiedy początkującego autora coś gdzieś nieodpowiednio łechcze, a jak już to dostrzegę, sztywnieję i robię tył zwrot, nie chcąc czytać o bezsensownym katowaniu postaci już nie dla samego katowania, jak to najczęściej się zdarza, a dla zastanawiającej przyjemności autora.
Tak więc, czytelnicy drodzy – jeżeli sami pisujecie fanfiki, czy to do szuflady, czy to dla szerszego grona – wystrzegajcie się tych schematów, nawet jeżeli waszymi postaciami nie są Poszkodowany Harry, Bestialski Vernon oraz Donżuan Severus. No chyba że jesteście przekonani, że potraficie z tego zrobić coś dobrego, że nie zamierzacie zmuszać biednego Harry'ego do emowania w kątku, zsapanego Vernona do tłuczenia sieroty, a Severusa do bycia seksownym uwodzicielem nastolatków. Bo wszyscy doskonale wiemy, jak bardzo męczące jest bycie kimś, kim się tak naprawdę nie jest.
Do napisania!
Skoro to już jest ustalone, przejdźmy dalej. Uprzedzam, że zaczęłam łagodnie, aby pozwolić czytelnikom przyzwyczaić się do klimaciku, chociaż wiem, że nic nie jest w stanie przygotować człowieka na drugą drogę do sukcesu slashu. Bo ta bierze się chyba z przekonania, że… Harry to właściwie miał łatwo z Dursleyami, czy nie? Ależ oczywiście, że tak. Co jest takiego strasznego w dorastaniu w dysfunkcyjnej rodzinie uprzedzonej do wszystkiego, co inne, podczas kiedy jest się synonimem inności? Przecież, że nic. Bycie zamykanym na długie okresy w komórce pod schodami za to, że się istnieje? Pfft, pikuś, jeszcze bez tego dzieciak wyrósłby nam na mięczaka. Spotykanie się na każdym kroku z drwinami, ciągłymi obelgami, z byciem przyrównywanym do szajbusów i dziwolągów? Kochani, toż to jedne z najważniejszych akceptów wychowania zdrowego, grzecznego, doskonale rozwijającego się dziecka!
Na tym poprzestać po prostu nie można, przecież to dopiero początek – żeby faktycznie stworzyć jakże idealne warunki życiowe dla dziecka, trzeba takiemu Harry'emu dorzucić bestialskie wujostwo. Jak bardzo bestialskie? Ano, tutaj autorzy prezentują nam dwie możliwości. Vernon musi katować Harry'ego do takiego stopnia, że ten nie raz spędza noce w szpitalu, średnio co dwa zdania przypomina nam o bliznach, sińcach i wciąż świeżych ranach po atakach furii wujka. Z kolei Petunię klasycznie spłyca się do podajnika bandaży, no tak, przecież Harry – spędzający wakacje w domu, toteż niemający możliwości połatania się czarami – jest zbyt dumny, by w tak wcale nie skrajnej sytuacji zwrócić się po pomoc do jednego z dziesiątki dorosłych czarodziejów, których zna. (I to łączy się najczęściej z emującym Harrym – niezrozumiany przez nikogo, nie potrafi ścierpieć tych wszystkich głupich dorosłych, oni wszyscy są głupi, nie rozumieją go, nie rozumieją jego problemów!!!). Niejednokrotnie przez naznaczone tym schematem teksty przewijają się określenia typu „maniakalny śmiech”, jakby Vernon był Gargantuicznym Geniuszem Zła, równie często gdzieś (między rozpisywaniem się na temat cierpienia Harry'ego oraz obrażeń zadanych przez wuja) wkradają się maniery znane nam doskonale ze slashów, mianowicie dzielenie bohaterów na uke i seme, oczywiście Harry (jako młodszy i mniej zajebisty) jest w tych relacjach najczęściej uke. Taki uke-Harry nie ma rozwalonej wargi, tylko jego różane usteczka plamią się czerwienią (taaak, widziałam to na własne patrzałki) po spotkaniu z mięsistą pięścią idiotycznego Dudleya, w brzuszku mu burczy, bo go głodzą, a jak już autor wespnie się na te wyżyny bezsensownego torturowania Harry'ego, to takiego uke-Harry'ego nie bolą cztery litery, tylko boli go tyłeczek, ojej (przyrzekam na samego Merlina, poważnie, coś takiego wypaliło mi oczy i skasowało mózg), bo – jak się okazuje – niektórym nie wystarcza, że Vernon Harry'ego katuje, niech go jeszcze na przystawkę zgwałci.
(© aprikose-fanart) |
Tak więc, czytelnicy drodzy – jeżeli sami pisujecie fanfiki, czy to do szuflady, czy to dla szerszego grona – wystrzegajcie się tych schematów, nawet jeżeli waszymi postaciami nie są Poszkodowany Harry, Bestialski Vernon oraz Donżuan Severus. No chyba że jesteście przekonani, że potraficie z tego zrobić coś dobrego, że nie zamierzacie zmuszać biednego Harry'ego do emowania w kątku, zsapanego Vernona do tłuczenia sieroty, a Severusa do bycia seksownym uwodzicielem nastolatków. Bo wszyscy doskonale wiemy, jak bardzo męczące jest bycie kimś, kim się tak naprawdę nie jest.
Do napisania!
Akurat leżałam, wiec pomyślałam sobie, że dam radę. Powinnam była poważniej się nad tym zastanowić. Okazało się, że pewne zakamarki fanfikosfery były mi nieznane. I WOLAŁABYM gdyby tak pozostało :'(. Ale że czytałaś slashe... że Vernon gwałci Harry'ego... Musk rozjeban.
OdpowiedzUsuńF.
Nienienienie, leżeć nie można, wtedy ciężar patoli imperatywu narracyjnego najbardziej przygniata!
UsuńZrobiłam risercz dla tego postu, taka prawda xD. Nie no, ale nigdy nie miałaś tak, że wchodzisz na blogasia, a tu szablon szumny 10/10, przeglądasz niezobowiązująco treść- interpunkcja znośna, a rozdzialiki wisiały z boku i kusiły kursor? Ano w taki właśnie sposób przeczytałam po parę rozdziałów różnych slashy (czy tam slashów...), najpierw nie wiedząc, w co się pakuję, a następnie z wyrazem przerażenia na twarzy czytałam do czasu, aż nie mogłam znieść poziomu zamordowania kanonu, charakterów postaci itepe.
Tosty z czekoladą <3. Kubki smakowe rozjeban.
Elo.
BYŁO MÓWIĆ WCZEŚNIEJ! Teraz to już po ptokach, zniszczyłaś mi dzieciństwo :(.
UsuńHehe, moje przeglądanie blogasia to poszukiwanie stronki o blogu, a potem paczenie po bohaterach (przynajmniej przy fikach). Niektórzy dobrzy ludzie dają ostrzeżenia gdzies na blogasiu, a nawet jeśli nie, ewakuuję się zanim spaczy mnie opko. No, przynajmniej do tej pory...
Prawie usunęłam twój komentarz, jaki nieogar życiowy, matko. "Usuń" mam takie wielkie, a "odpowiedz" malutkie. :c
UsuńEjjjj, ale przecież czasami jest tak, że autorzy w opisie bloga silą się na tajemniczość, chcą cię zaciekawić, to nie palną od razu, że opko to slash (co powinno być karalne xd).
Tak wchodzę już chyba trzeci dzień z nadzieją, że pojawił się nowy post, ale nici z moich marzeń, więc pomyślałam, że Cię odpowiednio zmotywuję! :)
OdpowiedzUsuńSnarry nigdy nie czytałam i nie zamierzam, ale za to spotkałam się z Harrym emosiem nie raz w Drarry (tak dziwnie komentować coś, co istnieje na własnym blogu, ale trzeba mieć do siebie dystans!) i przeróżne rzeczy się działy od rezerwacji łóżka w skrzydle szpitalnym do próby samobójczej w jeziorze (Harry sobie pływa, pływa, a tu nagle stwierdza, że ma dość życia i chce się utopić).
Mam co do tego mieszane uczucia, ale lubię jak się leje krew i dlatego czytuję. O gustach się nie dyskutuje, i tyle w temacie.
Naprawdę spotkałaś się z "różane usteczka plamią się czerwienią"?? Mój umysł nie potrafi sobie tego wyobrazić. Może jednak nie zabrnęłam w internety tak daleko, jak mi się zdawało...
Seksowny Severus... Nie, tego też nie potrafię zobaczyć. Nie. Dla tych włosów nie ma już ratunku!
W każdym razie jestem mile zaskoczona Twoim pomysłem i jego dobrym wykonaniem i czatuję na kolejne tematy, które zapowiadają się więcej niż obiecująco!
Może powinnam napisać coś o Huncwotach? Bo po co komentować dwa razy... Hm, a więc niesamowicie irytuje zachowanie Syriusza i Jamesa. Najczęściej kreowani są na jakichś alfonsów, którym tylko seks w głowie. Może w przypadku Jamesa jest łagodniej, w końcu musi się kiedyś spiknąć z Lily, ale po Syriuszu jadą ile wlezie. A ten kanoniczny Łapa wcale nie sprawia wrażenia kobieciarza...
I irytuje to, że Huncwotom nieustannie towarzyszą cztery dziewczyny, żeby się ładnie mogli w parki łączyć. Nie zapominajmy o tajemniczej dziewczynie-huncwot, o która zawieruszyła się samej Rowling! Bo to takie fajne – męska grupa żartownisiów z dziewczyną. Czy tylko mnie działa to na nerwy? Szczególne, że charakter tej dziewczyny jest na siłę kreowany jako zajebisty, jakby była niesamowicie zabawna, popularna... a wcale nie sprawia takiego wrażenia.
Podsumowując, czekam na następny post! I ogłaszam wszem i wobec, że zyskałaś stałego i wiernego czytelnika!
Życzę duuużo inspiracji i obiecuję, że poszukam jakiś fików, może coś am się zawieruszyło w historii przeglądania. ^^
Mee Lord
W nowym poście mam napisane dokładnie tyle "Dzieńdoberek!" :P. Niczego nie obiecuję, chociaż postawiłam przed sobą takie luźne wyzwanko, by starać się pisać ten jeden post na tydzień - może się uda, bo dziś mam wolne, a weekendu powinno starczyć na biczowanie się jakimiś głupimi opkami.
UsuńCoooo? :D Ale czemu miała służyć rezerwacja łóżka w skrzydle szpitalnym, bo chyba nie schadzce kochanków? :DD
Cztery dziewczyny z Huncwotami? Jeszcze nie spotkałam się z tym, żeby autorzy planowali znaleźć Peterowi dziewczynę i specjalnie dla niego kreowali czwartą koleżankę Hunców ;'). No chyba że masz na myśli jakieś trójkąty miłosne i zawody sercowe... albo trzecie koło u wozu.
A koleżankę Hunców da się dobrze napisać (zresztą wyznaję, że wszystko da się dobrze napisać, nieważne, jak sztampowy wydaje się temat), chyba że ktoś chamsko robi z niej piątego Huncwota i taką trzpiotkę, co sobie myśli, że jest lepsza, bo "nigdy nie potrafiła dogadywać się z dziewczynami, cały czas kręcą dramy ;/". Takie podejście niesamowicie mnie wkurza, no bo jeżeli bohaterka jest znielubiona przez około połowę hogwarckiej populacji, to może jednak to ona jest tą kręcącą dramy z niczego :P.
Dzięki za miłe słowa, staram się i nie spoczywam na laurach! :')
Kocham tego bloga miłością czterdziestu tysięcy księżyców. Nie tylko świetnie napisane posty, więc tutaj to doskonała rozrywka dla mnie, ale też przestroga dla wszystkich pisarzy ffków.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą sam koncept gwałtów na Harrym przez Vernona jest po prostu... no dziwny, żeby nie powiedzieć przesadzony. Twój blog dostarcza kopalnię wiedzy. Gratuluję inicjatywy i czekam na więcej! :D Ten blog jest naprawdę BARDZO POTRZEBNY, więc jako pisareczka ffków doceniam tym bardziej i życzę sławy i wielu czytelników. Pozdrawiam. x
Ojej, jak miło!!! :D Przyjemność dla mych patrzałek i te sprawy :'). Nowy pościk będzie dzisiaj, udaaa się!
UsuńVernon-gwałciciel to już tak absurdalna w kosmos mutacja, że nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak można aż tak krzywdzić te wszystkie książkowe postacie. Dobra, Dursleyowie nigdy pozytywami mieć nie byli, ale takie popadanie w skrajną skrajność to jednak za dużo do ogarnięcia dla mojego umysłu zawieszającego się już na samym słowie "slash" i powiązanymi z nim schematami :P.
Dziena, sławę na pewno zdobędę tymi smętami xD.
Tak więc oczekuję kolejnych zamarudzeń, które czytam z obrzydliwą przyjemnością :D
UsuńVernon gwałcący Harry'ego? Takiej głupoty jeszcze nie słyszałam. Nie twierdzę, że się znam na Snarry. czy Drarry, bo pomimo iż nic do homo nie mam, to czytać o nich nie lubię.
OdpowiedzUsuńW każdym razie ten blog to całkiem fajna inicjatywa. Chciałam zacząć pisać coś o huncwotach, ale teraz... hm... chyba się jednak na to nie zdecyduję. Za bardzo pojechałabym kanonem. Swoją drogą, masz rację, mi też jest już niedobrze patrzeniem na casanovę Syriusza. Czytałam wszystkie książki HP i możliwe, że coś mi umknęło, ale nigdy nie słyszałam, żeby w starszych już latach spokojny Syriusz, był casanovą. Owszem, o byciu buntownikiem tak, ale Casanovą? A ta Ann? Ona w ogóle była wspomniana w serii? Bo wiem, że Dorcas była, ale fakt, że Syriusz powiedział o niej jedno zdanie, nie sprawia, że od razu była jego młodzieńczą miłością, ale mniejsza z tym. No a James i Lily to już w ogóle oklepany temat. James, za którym ugania się pełno panienek, mimo jego prawie że bliźniaczego do Syriusza charakteru, zamiast z tego korzystać ugania się za jakąś schematycznie sztywną, jakby miała kij w dupie dziewuchą? Też mi to jakoś nie pasuje. Ja tam to zawsze widziałam tak, że może po Hogwarcie pracowali w tym samym zawodzie, albo mieszkali obok siebie i od słowa do słowa, jako już dorośli, odpowiedzialni ludzie się w sobie zakochali. Albo, że zaczęli lubić się dopiero w Zakonie Feniksa, a nie, że Lily przez cały fanfik nie znosi Jamesa, a pod koniec mówi sobie "okej, on jest jednak spoko" i ot tak się w nim zakochuje. O Peterze już nie wspominam, bo czytałam nawet taki fanfik, w którym, megachamsko, Petera w ogóle nie było. Bo co? Bo złamał nogę i zamiast siedzieć w skrzydle szpitalnym w Hogwarcie, gdzie Pomfrey od razu by go uzdrowiła, postanowił olać szkołę i zostać w domu. No po prostu idiotyzm.
W każdym razie, masz we mnie stałą czytelniczkę. Pozdrowionka,
Sleepka.
PS: zaprosiłabym Cię, na swój fanfik, ale aż się boję to zrobić ;P Jesteś stanowczo zbyt dojrzałą osobą, by fanfik (robiony typowo pod romans) o dwóch świeżynkach w WWE (największa federacja wrestlingowa) i przypadkowo wpadających im pomiędzy nogi dwóch stałych wrestlingowych wyjadaczach miał ci się spodobać :P
Hej, jestem pewna, że w sieci nieraz natkniesz się na głupotę przebijającą Vernona gwałcącego Harry'ego :P. Życzę ci tego, ha :D. Ja nie czytuję slashu, bo jest w nim mnóstwo klisz, schematów i fetyszyzacji, których nie potrafię ścierpieć (i nie chcę potrafić, w gruncie rzeczy), ale szczerze mówiąc, gdyby ktoś mi zaświadczył, że dany fik z homoseksualnym związkiem jest dobry i wolny od powyższych, to skusiłabym się i poddałabym go własnej ocenie :).
UsuńAch, nie lubię żyć ze świadomością, że mój post powstrzymał kogoś od podjęcia jakiegoś tematu do opowiadania :P. Bo po nich można pójść w dwie strony - albo wystrzegasz się wszystkich wspomnianych schematów, albo postanawiasz zagrać czytelnikom na nosach i użyć ich, ale w ciekawy sposób, taki z głową. Ale jak tam wolisz :P.
Też zawsze myślałam, że Lily i James zakochali się w sobie po szkole, ewentualnie moooże na ostatnim roku, jak już wszyscy są wyrośnięci z nastoletnich głupot :).
W każdym razie dzięki za skomentowanie i cieszę się, że mam nową stałą czytelniczkę! Również pozdrówka!
(A fanfików osadzonych w takich prawdziwych realiach (wokół sportowców itepe) nie czytam, więc może lepiej napisz tego ficzka o Huncwotach:')).
W sumie niezły pomysł. Syriusz i James zakładający klub wrestlingowy w Hogwarcie XD Gorszej głupoty niż pedofil Vernon już się nie wymyśli.
Usuńwrażliwiątko, ja ci trochę zaczynam współczuć. Na jakie ty, biedna kobieto, fiki trafiasz? xD Gdzie grasujesz, że ci taką krzywdę czynią? Ja mogę dużo dobrych slashy polecić, gdzie nie ma emo, gwałcącego eee kogokolwiek, gdzie tematy są podjęte ambitnie, gdzie klisze są, bo wszędzie są, ale nie robi to krzywdy mózgownicy. Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to klasyka jakim jest "Światło pod wodą". Drugi to "The Cave Incident", który jest właściwie pre-slashem do pokwikania, bo to taka przygodowa komedia z czymś więcej w powietrzu pod koniec. I mogłabym tu zaraz zacząć tworzyć całą listę :)
OdpowiedzUsuńAle fakt, post ten obnażył najgorszą slashową kalkę, na jaką można natknąć się w sieci. Auć, aż mnie za zabolało czytanie o tym ^^ Było w innej notce, czemu ludzie takie oczy piszą, ale choćby tłumaczono mi wielkimi literami, to nie potrafię tego ogarnąć. Ja w wieku nastoletnim pisałam... wiersze i... opowiadania przygodowe, kryminalne lub komedie (i lubiłam też popisywać felietony). Więc tak zastanawiam się, czy ze mną coś nie tak, czy z innymi ludźmi. Jaranie się gwałtami i ogólnie pojętą patologią nawet by mi przez myśl nie przeszło, nieważne jak bardzo byłam niezdarną, zbuntowaną i cierpiącą bólem istnienia nastolatką ^^
Nie ogarniam, jak nie zauważyłam twojego komentarza, ale uznałam, że odpiszę teraz, bo czemu nie :'D. Powiem tak - 90% postów na Zbrodniach powstaje w oparciu o rzeczy, na które trafiłam dobre parę lat temu (co prawda sprawdzam, czy nadal są aktualne - i owszem, są), jak jeszcze faktycznie w blogosferze siedziałam i byłam w nią zaangażowana - opcia, szczególnie potterowskie, pochłaniałam z pasją, komentowałam i sama publikowałam. Teraz trudno jest wyłuskać czas, żeby coś poczytać, a jak już czytam, to w istocie biorę się za teksty, które nie zwiastują nieodwracalnych szkód na psychice. Do slashu natomiast chyba zawsze byłam w jakimś stopniu zniechęcona, z pewnością przez koleżankę, która w gimbazie miała ostrą fazę na jaranie się *o* gejami *o*, mocno ich uprzedmiotawiała (wtedy nie byłam tego bardzo świadoma, teraz bardziej to wylazło), nawet oglądała gejowskie porno... hm. Historyjka z życia :'D. Zniechęcenie zostało, teraz nie potrafię nie spojrzeć na slash przez pryzmat tej znajomości, chociaż z pewnością omija mnie sporo dobrych tekstów :'). No ale preferencje preferencjami, jak wszystko inne.
Usuń