19 czerwca 2016

Kompleks Hunwcota

Cześć i czołem wszystkim. Zbrodnie fanfikowe to mój raczkujący projekt, który ma na celu narzekanie na forum publicznym, oczywiście na temat klisz w fanfikach potterowskich. Innych fanfików nie czytam z taką częstotliwością, by mieć rozeznanie w temacie, chociaż nie wykluczam, że i coś z innego uniwersum może się tu pojawić (Nigdy nie mów „nigdy” – Justin Bieber, 2010), kto wie, może zaskoczę Was jakąś kolaboracją z blogerami przesiadującymi w ciekawszych miejscach niż ja. Zbrodnie fanfikowe założyłam pod wpływem impulsu, podczas lektury opowiadania, które tknęło mnie do nazwania i opisania tytułowego zjawiska, mianowicie: Kompleksu Huncwota.
A więc… zaczynajmy!

 źródło
(© Avender)
Huncwoci – wszyscy ich znamy i kochamy, mamy swoich ulubionych, prawda? W skupieniu śledzimy ich poczynania, uwielbiamy ich perypetie, kibicujemy im w wymyślaniu oraz wprowadzaniu w życie prześmiesznych żartów. Odkładamy na bok własne problemy i bolączki, obowiązki, noce spędzamy bezsennie, byleby dowiedzieć się więcej na temat tych śmieszków.
Mam rację? Otóż nie.


  To jest właśnie Kompleks Huncwota – założenie, że dosłownie każda postać znajdująca się w Hogwarcie – cholera, poza nim pewnie też! – Huncwotów nie tylko zna, ale i ma na ich temat wyrobioną opinię zależną od tego, na którym planie znajduje się dany bohater.
  Plan pierwszy? Świetnym przykładem mogłaby być love interest takiego Syriusza Blacka albo Jamesa Pottera. Wszyscy znamy ten schemat – bohaterka jest przekonana, że któryś z wcześniej wymienionych panów jest skończonym idiotą, psem na baby, nieuleczalnym flirciarzem niezdolnym do wyższych funkcji mózgowych, którego jedynym celem w życiu obecnie jest zaliczanie i porzucanie głupiutkich panienek, czyli całej reszty dziewcząt znajdujących się w Hogwarcie poza naszą wspaniałą, alternatywną Mary Sue. Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że właśnie takim myśleniem autorzy zwykle obdarzają pierwszoplanowe postaci żeńskie.
  Plan drugi? Tutaj najczęściej można spotkać zróżnicowane reakcje i poglądy, tym razem zależne od tego, w jakim domu znajduje się nasza postać. Slytherin? Gardzi Huncwotami, wyśmiewa ich na każdym kroku, próbuje pokrzyżować im plany, nauczyć ich „cennej lekcji”. Ravenclaw? Zapewne patrzy na ich dziecinne śmieszki z góry. Gryffindor? Chichocze z kolejnych nieudolnych prób Jamesa w zaproszeniu Lily na randkę, a Huncwoci są dla Gryfonów nieodmiennie przyjemną częścią codzienności w pokoju wspólnym. Hufflepuff? Przecież nie istnieje.
  Trzeci plan? Aktualnie wykorzystywana przez stereotypowego Syriusza trzpiotka bez mózgu, niezdolna do wyciągnięcia wniosków z zachowania powalająco przystojnego arystokraty-niegrzecznego-chłopca. Doskonale rozumiem ból naszej trzpiotki – tak samo jak ona nie jestem główną bohaterką opka, więc ulegam każdemu ładnemu dupkowi, bo moje życie nie ma autora, który od czasu do czasu łaskawie wprawiłby w ruch zębatki w mojej głowie. Tutaj zapalmy wirtualnego znicza.
  Dalszy plan? To ci wszyscy uczniowie wypełniający puste przestrzenie zamku. Ci, co podczas śniadania w Wielkiej Sali szeleszczą stronami Proroka Codziennego, ci, co sprawiają, że w komnatach nie panuje grobowa cisza, ci, co plotkują po kątach. Zwykłe, potrzebne każdemu tekstowi tło, które jest wykorzystywane przez narratorów do niecnego, przekłamanego celu – udowodnienia, że Huncwoci są… znani. Popularni. Kochani. Rozpoznawalni. Powiedzcie mi, proszę, ile razy spotykaliście się w tekstach z takimi stwierdzeniami narratora:

Wszyscy w Hogwarcie ich znali – James Potter i Syriusz Black byli najpopularniejszymi uczniami nie tylko pośród Gryfonów, ale także w całym Hogwarcie. Każdy słyszał o ich żartach, kawałach, które wywijali rówieśnikom, a nawet nauczycielom, z kolei damska część szkoły wzdychała na widok Jamesa targającego brązowe włosy i zwinnie łapiącego znicza oraz Syriusza rozciągającego usta w uśmiechu rozrabiaki. Obaj są najlepszymi graczami quidditcha, a rozszaleli na trybunach kibice skandują ich nazwiska, jakby wywoływali na boisko samego Merlina.
(© wrażliwiątko)


  Czy ktoś poza mną dostaje ataku paniki, kiedy tylko w tekście zaczyna leciuteńko zalatywać takimi tanimi zagrywkami ze strony autorów? Dla mnie to naprawdę jest główny zwiastun złego tekstu – autorzy spłycają dalszoplanowych uczniów do granic możliwości, robią z nich półgłówków pozbawionych uncji krytycznego myślenia, odmawiają im posiadania uczniowskich obowiązków, odmawiają normalnych ludzkich problemów, naprawdę wszystkiego. Te postaci nie mają niczego innego poza życiem życiami Huncwotów. Oni istnieją tylko po to, żeby interesować się każdą strefą ich egzystencji, tym, czy Jamesowi wreszcie uda się zaprosić Lily na randkę, czy Syriusz zaliczył w końcu tę wdzięczącą się do niego panienkę z piątego roku. Mogą wspominać jedynie stare „genialne” kawały, bo nie mają nic innego do wspominania, a przynajmniej nic niezwiązanego z Huncwotami, którzy są ich powietrzem i jedzeniem, to oni zaspokajają pragnienie tła, nic innego.
(© Avender)
 Rozumiem. Jak najbardziej rozumiem to, że tworzenie skomplikowanych charaktero-logicznie uczniów z tła dziesiątego planu oraz kreowanie wielopłaszczy-znowych relacji między nimi mija się z celem. Niemniej, tło powinno być tak samo wiarygodne i tak samo ludzkie jak reszta bohaterów. Każda postać ma być realna, nieważne, czy służy nam tylko po to, by trzymać Proroka Codziennego, do którego zerknie jej przez ramię nasz główny bohater, nieważne, czy nigdy mamy nie poznać jej imienia. To, co czują i myślą, powinno być prawdopodobne. Bo pomijając kłopotliwe obliczenia naszej kochanej Rowling, ilu tak na oko mogło być uczniów w Hogwarcie? W jednym domu mieliśmy około dziesięciu na rok (wnioskując z kanonu), razy cztery mamy czterdzieści, razy siedem lat nauki wychodzi nam dwieście osiemdziesiąt. No to przyjmijmy, że trzystu. Trzystu minus około dziesięciu mniej lub bardziej głównych bohaterów opka – i niby mam wierzyć, że cała reszta, że ci wszyscy ludzie w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami na koncie ma dosłownie takie same odczucia na temat paru nieco bardziej wyróżniających się uczniów w Hogwarcie? Mam wierzyć, że oni są w tak samo płytki sposób zainteresowani plotkowaniem o życiu Huncwotów, że nic tylko siedzą na lekcjach i rozmyślają, co też te nieuleczalne rozrabiaki wywiną następnym razem?
  Przepraszam, ale odmawiam uczestniczenia w takiej szopce. Nieważne, co narrator będzie starał się wcisnąć mi do gardła – nie kupię tego, nie uwierzę w to, sama dojdę do własnych wniosków na temat bohaterów i tekstu. Bo – ciekawym trafem  – po takich stwierdzeniach narratora, jak przytoczyłam w przykładzie, nie następuje nic, co mogłoby udowodnić, że Huncwoci faktycznie wzięli szturmem cały Hogwart, zupełnie nic.
  Pragnęłabym też zauważyć, że Kompleks Huncwota nie jest przypadłością objawiającą się jedynie w fikach o Huncwotach – to choróbsko możemy dostrzec wszędzie, nieważne, czy wybieramy „czasy Voldemorta”, „czasy Harry'ego” czy też „nowe pokolenie”. Bo przecież wszyscy doskonale znamy Smoka (któremu liże tyłek cała hogwarcka populacja Ślizgonów) czy też oryginalne postacie (najczęściej Mary Sue, piękne, lubiane i znane przez wszystkich tylko dlatego, że autor miał taką zachciankę), których sława (pozytywna czy negatywna) dawno przekroczyła ten nieznośny poziom, jakiego Harry nie potrafił zdzierżyć w Czarze Ognia.

11 komentarzy:

  1. Fajnie, że zdecydowałaś się na prowadzenie tego bloga - może nawrócisz jakąś część bloggerów ;).
    Szczególnie spodobało mi się, że w poście zwracasz uwagę na tło i jego zlewanie przez masę ludzi. Faktycznie raczej niewiele osób zastanawia się nad zachowaniem jakiejś tam bezimiennej grupy a szkoda.
    Swoją drogą zauważyłam, że ostatnio jakby częściej patrzy się na te wyświechtane klisze jak właśnie postrzeganie Jamesa i Syriusza czy Hufflepuffu. Może jeszcze jest nadzieja w fanfikach :D.
    Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga. Będę wpadać od czasu do czasu ;).
    F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli kogoś przy okazji nieco uświadomię, nie pogniewam się, ale nie oszukujmy się - muszę pomarudzić komuś innemu niż tobie na fejsie :P. To taka forma litowania się nad tobą xD.
      Spytałabym, czy znasz dobrego fika z postacią w Hufflepuffie, ale wiem, że nie. (Ktoś coś?)
      Będziesz wpadać co nocię, nie oszukujmy się xD.

      Usuń
  2. Witaj.

    Pomysł na bloga być może i jest ciekawy, tylko nasuwa mi się jedno pytanie: po co?
    Fan fiction wszelakiego rodzaju to dla mnie jedna z największych bolączek blogów z opowiadaniami. Ciężko mi się dokopać do tych naprawdę ciekawych, które aż chce się czytać (te, które czytałem, upadły), ponieważ jest zalew miliona bezwartościowych pseudo-opowiadań fan fiction, głównie o Harrym Potterze i spółce. Wszystkie na to samo kopyto, pisane przez nastolatki, bowiem wątpię, żeby osoby powyżej dwudziestki zajmowały się czymś takim.
    Do czego zmierzam: mimo że kompletnie nie interesuje mnie fan fiction z filmów, gier, seriali czy książek, to ciągle na to trafiam. I na spisach blogów i na analizatorniach czy jak to się tam zwie. Przy okazji tego mojego pecha zauważyłem, że poruszane są kwestie niszczenia wręcz kanonu w tych opowiadaniach fan fiction i próbach przemówienia do rozsądku autorom czy autorkom. Skutek jest zerowy, bo nastoletnie dziewczynki i tak zrobią co chcą, a starsze osoby prawdopodobnie będą wolały zająć się czymś poważnym. Chyba że lubią czytać pseudo-romanse i inne takie.
    Pewnie znajdzie się kilka osób, które chętnie przeczytają to, co napiszesz, zgodzą się z Tobą, rozpoczną dyskusję, ale na wielki sukces to bym nie liczył. Musiałabyś zmienić mentalność ludzi.

    Pozdrawiam,
    Neuromancer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak napisałam w bocznej kolumnie, żeby pomarudzić. Nie interesuje mnie zbawianie autorów czy ałtorów, szczerze mówiąc, ten blog to dla mnie takie miejsce dla głębszego wyżycia się na tematy danych klisz, bo przecież nie będę autorom pod opowiadaniami wypisywać esejów na temat, dlaczego uważam dane zagranie za słabe czy wyświechtane (pokrótce piszę i tyle).
      Ja jestem po dwudziestce, mam znajomków po dwudziestce i piszemy fiki potterowskie, więc generalizacja trochę nie wyszła. Kiedyś czytałam nawet fanfika potterowskiego kobiety po trzydziestce, a także świeżo upieczonej dwudziestoparoletniej matki. Zakładanie, że tylko głupkowate nastki piszą fanfiki jest niezbyt ;').
      Znów mocno generalizujesz, znów w stronę negatywną. Zupełnie nie zgadzam się z podejściem, że niszczenie kanonu w fanfikach jest częste ze względu na "nastki, które zrobią, co będą chciały". Często wynika to z niewiedzy, ze słabego warsztatu i początkach wpisaniu - nie możemy oczekiwać, że ktoś w tym wieku będzie nad wyraz ogarnięty w sprawach trzymania na wodzach świata przedstawionego. Tak samo tzw. kanonthumping nie jest dobry, przesadzić można w obie strony. Problemem młodych autorów, według mnie, często jest to, że większość czytelników nie czyta wnikliwie, zatem nie komentuje wnikliwie, więc autor niczego się nie uczy z ich komentarzy. Więc często spotykamy się z tym, że niektórzy utwierdzają się w przekonaniu, że nie trzymanie się kanonu jest wręcz pożądane, jest odpowiednim podejściem, podczas kiedy na to nie ma żadnej prawidłowej odpowiedzi. Kanon trzeba zmieniać z głową i często pisanie niekanonicznego fika jest o wiele trudniejsze niż próby utrzymania fanfika w zgodności z kanonem.
      Nie marzę też o setce obserwatorów, małe grono stałych czytelników byłoby miłe ;').
      Niemniej, chociaż nie zgadzamy się w wielu kwestiach, jak widać, dzięki za komcia!

      Usuń
    2. Takie przynajmniej mam wrażenie oraz sądzę, że starsze osoby powinny zająć się czymś bardziej poważnym. Owszem, przez zalew kiepskich opowiadań pisanych głównie przez młodsze osoby nie uważam fan fiction Harry'ego Pottera za coś poważnego. Żadnego fan fiction nie uważam za coś poważnego. Może jakbym trafił na takie, w którym nowy pomysł wpasowuje się w kanon i nie byłoby to jedno z siedlisk nastolatek, to dałbym się przekonać. Ale na razie nic takiego nie pojawiło się w zasięgu mojego wzroku.
      Niewiedza to żadne wytłumaczenie. Czy zabierałbym się za pisanie opowiadania w uniwersum książki, której nigdy nie przeczytałem? Nie. Kanon jest po to, żeby się go trzymać. Dodawanie własnych wydarzeń oczywiście jest dozwolone, ale w taki sposób, żeby to się trzymało kupy.
      Poza tym, po co pisać fan fiction, skoro nie zamierza się trzymać kanonu? Nie lepiej wtedy napisać czegoś własnego? Tak samo nie rozumiem kompletnej zmiany charakteru kanonicznych postaci, gdzie często jedyną wspólną rzeczą jest imię i nazwisko. Nie lepiej stworzyć własnej postaci? Nie rozumiem także tworzenia par, które w "rzeczywistości" nie miałyby racji bytu, np. Hermiona i Draco, Hermiona i Snape et cetera.

      Usuń
    3. Ludzie czerpią przyjemność z różnych rozrywek, mniej lub bardziej ambitnych, czasem z takich i takich. Ja na przykład uwielbiam katować się głupkowatymi fanfikami w sieci, ale żebym obejrzała kiczowy film? Nie mogę, dwie godziny z życia poświęcam na coś ambitnego, a nie jakiś tysięczny identyczny horror, który niczego nie wniesie do mojego życia :'). Pisanie fanfików w tym wieku jest dla mnie sposobem na połączenie się z tą młodziutką mną, która zaczytywała się w Potterze i chłonęła ten specyficzny dla tej serii rodzaj magii, moje dzieciństwo jest z HP mocno powiązane. No i nigdy nie planuję się wydawać, nic z tych rzeczy, nie interesuje mnie też pisanie jakichś autorskich historii, nah, lubię się pobawić w infantylne rzeczy.

      I z takim podejściem zapewne nic w zasięgu twojego wzroku się nie znajdzie. Co ambitniejsze ficzki w sieci naprawdę nietrudno znaleźć, ale jeżeli z góry zakłada się, że coś jest passe, bo interesują się tym również nastolatki (hej, ludzie mają różne poziomy dojrzałości - dorośli i nastolatki mogą śmiało czerpać przyjemność z tych samych rzeczy i nie ma w tym niczego świadczącego o jakości dzieła), to faktycznie w sieci nie ma niczego interesującego :P.

      Nie zabrałbyś się, świetnie. Teraz. Mając tyle lat na karku, ile masz, mając taki zasób wiedzy, jaki aktualnie posiadasz, mając taki warsztat, jakim się posługujesz. Zapewne nie zacząłeś pisać, wiedząc dosłownie wszystko na temat pisania, co wiedzieć się da i mając na koncie tysiące świetnych książek. Człowiek się uczy pisania podczas pisania, uczy się na błędach, ale bez prób nie ma błędów i nie ma wartościowego zasobu doświadczeń, z którego można czerpać. Od pisania fanfików często zaczynają osoby młodziutkie, moja znajoma zaczęła fanfikami do GOT (były przeurocze), ja fanfikami właśnie do HP, bywa. Wiek autorów też trzeba wziąć pod poprawkę, naprawdę często da się wywnioskować, kto ile może mieć lat po liniach fabularnych, które obiera, sposobie, w jaki odpisuje na komentarze czytelników itepe. W tamtym wieku w ogóle nie zaprzątałam sobie głowy takimi sprawami jak zgodność charakterów postaci z książkowymi pierwowzorami, tym, czy moje "magie żywiołów" (:D) nauczane w Hogwarcie w ogóle jakkolwiek wpasowują się w świat i prawa nim rządzące, takie sprawy.
      Z kolei pisanie mocno niekanonicznego fanfika uważam za bardzo ciekawe zjawisko. Uważam, że nic nie powinno powstrzymywać ludzkiej kreatywności i jeżeli ktoś uważa, że ma genialny pomysł na mega niekanonicznego fika i sądzi, że jest w stanie go zrealizować dobrze, to kim jestem, by patrzeć na to z góry? Staram się mieć otwarty umysł na nowe koncepty, nie lubię się ograniczać ;). Z kolei czasami zmiana charakteru postaci jest... konieczna dla naszej koncepcji. Na przykład w Masce śmierciożercy, chyba najbardziej znanym dobrym fikiem w sieci, Voldemort jest zupełnie inny. Wiemy, że Voldek w książkach intelektem nie grzeszył, maskowy Voldemort jest bardziej skomplikowany i wielowarstwowy ;). To mi się podoba. A chociaż nie lubię pairingu Dramione, bo nie sądzę, że są to kompatybilne postaci. Jednak to naprawdę nie jest niemożliwy do opisania koncept - jeżeli ktoś ogarnięty weźmie się za temat (a jestem pewna, że gdzieś w sieci taki fik istnieje, po prostu takowych nie czytam i się nie orientuję), można go naprawdę ciekawie przedstawić. Zachowując oryginalne charaktery postaci pokazać przemiany zachodzące w ich sposobie myślenia (wywołane różnymi wydarzeniami, konwersacjami, różne takie...), które ostatecznie sprawiają, że Hermiona nie patrzy już na zwykłego rasistę, tylko na ogarniętego już chłopaka, który nauczył się na błędach ;).

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy pomysł na bloga. :-) Podoba mi się i będę czytać, bo choć uwielbiam uniwersum HP, to czasem są takie rzeczy w fikach, że ma się ochotę rwać włosy z głowy, więc fajnie że będziesz prowadzić bloga o tym, jak unikać takich błędów. Komples Huncwota to często powielana klisza. Jo napisała w sumie mało o nich, niewiele tak naprawdę wiemy o ich czasach szkolnych, o pierwszej wojnie z Voldemortem, przez co ciężko napisać dobrego fika o erze Huncwotów. :>
    Pozdrawiam i czekam na analizę kolejnych klisz.
    szerly x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Uznałam, że często natykałam się w sieci na takie jakby poradniki z podstawową wiedzą dla początkującego fanfikopisarza w uniwersum HP, jednak nigdy nie znalazłam niczego na temat schematów, których należałoby się wystrzegać czy pisać o nich z większym wyczuleniem na zachowanie sensu i prawdopodobieństwa :'). Jeżeli moje marudzenia naprowadzą kogoś na jakąś ciekawszą ścieżkę niż wieczne klepanie tematu uberpopularnych Huncwotów, fajnie.
      Myślę, że chociaż faktycznie Jo napisała mało wprost o Huncwotach, sporo można wywnioskować z tego, co nam zaserwowała: z zachowania Syriusza (który nie miał warunków w Azkabanie, by wyewoluować jako postać z dwudziestoparoletniego szczyla w dorosłego mężczyznę), z retrospekcji ze wspomnień Snape'a i tym podobnych. A jakość fanfika o Huncwotach zależy od wydarzeń, jakie zechcemy opisać. Przedstawienie wojny w wiarygodny sposób na pewno będzie o wiele trudniejsze niż napisanie zdatnego do czytania romansu czy obyczaju (bo przecież fanfiki o Huncwotach nie zawsze muszą kończyć się wojną z Voldemortem, nie muszą zahaczać o sprawy Zakonu Feniksa i tym podobnych; sporo zależy też od gatunku), wiadomo. Jednak podjęcie się jakiegoś tasiemcowatego fika akurat o Huncwotach fakt jest wyzwaniem, wtedy trudno jest uzasadnić pominięcie trudniejszych punktów fabularnych (pogorszenie nastrojów, wojna) :').
      Dzięki i też pozdrówka!

      Usuń
  4. zaspamowałaś więc wpadłam, przy okazji zastanawiając się, czy to po prostu próba reklamy, czy niezbyt miła sugestia. poczytałam o tych "kliszach" (średnio mi odpowiada to określenie ale nie powiem, wygodne xD) w opowiadaniach o huncwotach, na szczęście nie wpasowałam sie w nic ani tutaj ani w tej drugiej notce, więc chyba zostanę przy tej opcji z reklamą. tyle tylko, że nieświadomie nazwałam jedną ze swoich bohaterek Ann, ale charakterem (ani "funkcją", bo funkcja tej bohaterki to chyba tylko bycie z Remusem, podobnie jak Dorcas aka żeński klon Syriusza z Blackiem właśnie...) w ogóle jej nie przypomina. może gdybym się kiedyś zagłębiła dokładniej w temat opek, nazwałabym ją inaczej. cóż, za późno, chociaż obawiam się nieco, że kogoś może nawet samo imię zniechęcić. oby nie było tak źle xd
    w każdym razie te rzeczy, które opisujesz, dość dokładnie obrazują przekrój, jaki dotąd sama sobie zrobiłam w głowie. tyle tylko, że nie pomyślałam nigdy o opisywaniu tego na blogu, ale jak widać to całkiem dobry pomysł. zresztą, zainteresował mnie temat nawet pomimo pojawienia się w moim spamie, więc to dodatkowy komplement. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy rozsyłałam spam, leniwie po prostu skopiowałam część bocznej ramki i tak to poszło w świat, nawet nie zastanawiałam się, jak to mogło zostać odebrane... a powinnam, skoro rozsyłałam tylko na blogach potterowskich.
      A określenie "klisza" chyba częściej jest używane po angielsku, chociaż w internecie niejednokrotnie się spotykałam właśnie ze spolszczoną wersją. Niemniej słownik PWN popiera moje użycie :P.
      Bywa, czasem imienia zniechęcają, ale z tym się trzeba liczyć nawet wtedy, kiedy nie popada się w typowe imiona w fanfikach. Sama się skrzywiłam, kiedy raz przeczytałam James Syriusz Rainbow i miałam ochotę uciec, ale zatrzymał mnie styl i fabuła - da się? Da się :P. Jeżeli się starasz, nie masz się raczej czego obawiać.
      Dzięki za komentarz! :)

      Usuń
    2. hm. z jednej strony racja, ale z drugiej... jak ktoś nie popada w schematy to poczyta sobie i się co najwyżej pośmieje, że racja, a jak popada i się obrazi to co za różnica?
      nie mówię, że jest błędne i w ogóle, po prostu mi osobiście to słowo się jakoś nie podoba. nie wiem, nieistotne xD
      nie czytam zbyt wiele ff, ale imiona potrafią zniechęcić, głównie jak widzi sie jakieś wymyślone albo mocno nietypowe. od razu ma się przeczucie, że to będzie jakaś Mary Sue. chociaż i tak najbardziej zniechęca mnie Dorcas...
      poza tym, każdy jest inny i każdego może zniechęcić cokolwiek, więc chyba nie ma się czym martwić. xD

      www.theasphodelus.blogspot.com

      Usuń

Lubię komcie. Dajcie mi komcie. Proszę o komcie. Chcę komcie. Komcie komcie komcie.

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X